Patryk Płokita - "Mentalność neo-folwarczna"

Każda osobowość ewoluuje. To samo tyczy się charakteru społecznego lub inaczej ujmując - „psychiki zbiorowości”. Dużo mówi się o mentalności post-komunistycznej w Polsce. Współcześnie objawia się ona głównie pośród starszych pracowników Urzędu Skarbowego czy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych albo u Pani w lokalnym osiedlowym sklepie. Obrazują je filmy Barei, na myśl przychodzą sceny z "Misia". Owa osobowość podupada i zamiera. Wpływ na to zapewne ma zmiana pokoleniowa ludzi, którzy „nie znali komuny”. Uśmierca ją też doświadczenie „dzikiego polskiego kapitalizmu” lat 90 XX w. Wydaje się, iż ten osobliwy „dziki wschód ‘90”, a następnie wejście w struktury Unii Europejskiej, to proces kształtowania się nowego charakteru człowieka w Polsce. Użyć tu można pojęcia mentalności „neo-folwarcznej”.
Ten artykuł to rozważania o współczesnym polskim charakterze zbiorowości. To także forma spójnych obserwacji zachowań ludzkich. Oprócz tego to próba luźnej analizy porównawczej. Nie chcę, żeby ten tekst został odebrany jako „pisany pod tezę”. Temat z dziedziny socjologii i szerokiej wiedzy o społeczeństwie może wydać się trudny. W końcu szlachta nie istnieje w „realu” tylko na facebooku „szlachta nie pracuje”. Chłopi nie odprawiają już dawno pańszczyzny. Za komuny pracowali w PGRach w kolektywie, a dzisiaj jako rolnicy mają nowe możliwości. Najczęściej pracują dla siebie i na eksport. Sprzedają na targu marchewki, buraki, pomidory, a w okresie letnim truskawki czy maliny. Pałacyków nie ma. Zapomniane infrastruktury folwarków zarastają trawą. Część z nich odrestaurowano i przerobiono na muzea, a część z nich to domy weselne. Mieszczaństwo rozrosło pod wpływem zmian technologicznych i cywilizacyjnych. Ostało się duchowieństwo z silną pozycją społeczną. Więc jak można pisać o neo-folwark? Po prostu widać analogię pomiędzy współczesnością a dawnymi czasami przedrozbiorowymi. Widać „Pana” i „podwładnego” w psychice ludzkiej.

Warto zobrazować społeczeństwo neo-folwarczne. Zastanawiałem się jak to opisać dobierając odpowiednie terminy i słowa, często posługując się neologizmami. Wytypowałem trzy luźne zobrazowania, aby „wejść” w rozważania nad wybraną problematyką. Traktować je trzeba tylko i wyłącznie jako „próbę”, a nie „pewnik” w wybranej przeze mnie tematyce.


Po pierwsze społeczeństwo neo-folwarczne dzieli się na bogatych i biednych. „Bogacze” mają majątki najczęściej z czasów transformacji. Inni dorobili się majątku w czasie „dzikiego polskiego kapitalizmu lat 90”. Biedotą pozostaje każdy, kto nie posiada majątku w postaci firmy, działki, czy innych „bogactw” lub „wpływów” mających znaczenie społeczne np. w mediach czy polityce. Do biedoty zaliczyć trzeba też tych, którzy posiadają mały i skromny majątek, który nie wnosi nic do ekonomii i gospodarki, albo jest trudny do utrzymania.


Po drugie na posiadających i wynajmujących. Posiadacz to ten, który ma np. firmę, kamienicę, działkę, market. To on rozporządza „swoim biznesem”. Wynajmujący to ten np.: który mieszka i płaci czynsz w kamienicy; właściciel małego sklepu, gdzie płaci wielkie sumy pieniędzy za wynajem lokum; pracownik najemny zbierający maliny; kasjerki w markecie; telemarketer czy inny prekariusz, który „wynajmuje swoje zdolności” za „beznadziejne zarobki”. Są to osoby, które nie posiadają swojego majątku, albo te, które posiadają „mająteczek” trudny do utrzymania, gdzie więcej z jego powodu jest strat, niż pożytku.
Po trzecie na „będących przy korycie” i na „szarych obywateli”. „Będący przy korycie” to m.in. polityk, dziennikarz, a nawet może nim być ksiądz. „Będący przy korycie” ma coś do powiedzenia. Liczą się z jego zdaniem w opinii publicznej. Bierze udział w debatach. „Szary obywatel” to każdy z nas, kto nie ma wpływu na kształtującą się w szerszym spectrum rzeczywistość.

Po powyższym zobrazowaniu krystalizuje się nam wizja podziału na „szlachtę” i „chłopstwo” z dawnego folwarku. Stany jako takie nie funkcjonują w neo-folwarku. Klasy społeczne również ulegają rozmyciu. Wszystko opiera się na kwestii „posiadania” i „nieposiadania” majątku, dzięki któremu mamy szanse kreować rzeczywistość państwową i należeć do jednej lub do drugiej grupy ludzi. Szlachty rodowej nie ma w społeczeństwie neo-folwarcznym. Istnieje za to kasta, którą określimy mianem tzw. „szlachty pieniądza” lub „szlachty wpływów”. Aby wejść w ten „stan” musisz mieć spory majątek, którego utrzymanie nie jest dla Ciebie stratne. Podobnie „chłopstwo” nie odprawia pańszczyzny i nie jest przywiązane do ziemi. Wręcz przeciwnie w neo-folwarku mobilność jest bardzo cenna. To co łączy chłopa z folwarku i „neo-chłopa” z neo-folwarku to psychiczne „poddaństwo” wobec „Pana”. Panem w czasie Rzeczpospolitej Obojga Narodów był król, rodowy szlachcic i duchowny. Jak to będzie wyglądać w neo-folwarcznym społeczeństwie? Najczęściej to pracodawca, może to być właściciel kamienicy, pracownik banku, pracownik służby zdrowia (np. lekarz), kapłan, który bierze pieniądze za sakramenty, czy przedstawiciele władzy państwowej. Ostatnie to odpowiednik „państwowego folwarku”, forma „współczesnej neo-królewszczyzny”. Będzie to np. pracownik Urzędu Skarbowego, czy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Gdy „neo-chłop” widzi władzę w postaci pieniądza, struktur państwa czy instytucji to czuje do niej respekt i strach wynikający z braku wiedzy na temat prawa. Stawia sobie pytania: „co mogę, a co nie?” „Co może zrobić Pan, a czego mu nie wolno?”. „Namiestnicy neo-folwarków” tę zależność wykorzystują. „Neo-chłop” bardzo często ma związane ręce i wprowadzany jest przez manipulacje specjalnie w błąd, przez co jest stratny.

Co różni folwark od neo-folwarku? Epicentrum wszelkich działań stały się głównie miasta, a nie ogromne orały ziemi na polach, przy których budowano pałace. Statusem majątkowym dawniej była ilość posiadanych wsi, teraz wyznacznik statusu jest inny. Na pierwszym miejscu będzie to ilość zgromadzonych funduszy i zarobek w skali roku. Następnie np. ilość posiadanych aut, nieruchomości, działek pod miastem, założonych prosperujących firm, modny ciuch, drogie perfumy, drogie zegarki, biżuteria z najwyższej półki, itd.


Najbogatsi są na szczycie „neo-folwarcznej szlachty”. Najbogatszych można określić terminem „neo-magnaterii”. W końcu mają największy wpływ w kreowaniu rzeczywistości. Pompują pieniądze w biznes i inwestycje. Daje im to niewyobrażalne zyski, przez co pomnażają swoje bogactwo. Rzadko się zdarza, żeby ich przodkowie pochodzili z inteligencji czy arystokracji. W końcu jednych i drugich w większości wymordowano podczas okupacji hitlerowskiej, część zginęła z rąk sowieckich oprawców w Katyniu, a później kolejną część dobili w kazamatach nienawiści siepacze Bieruta i Stalina. Z pochodzenia są najczęściej chłopami i robotnikami, przodkami ważnych dygnitarzy i partyjniaków poprzedniego systemu komunistycznego. Często nie dbają o swoją tradycję. Wstydzą się swojego prawdziwego pochodzenia. Doszukują się w badaniach genologicznych powiązań z dawną szlachtą rodową, aby podbudować swoje ego. Ma to motywy szaleństwa. Czynią to często w nielegalny sposób. Do nich zaliczyć trzeba np. „resortowe dzieci”, zabezpieczone przez rodziców, aby weszli w nową rzeczywistość III RP. Istnieje w tej grupie też druga grupa. Dorobiła się ona w latach ’90. Jej członkowie wpadli w tym okresie na jakiś biznes, który „wypalił”. Zyskali w szybkim tempie dużą sumę pieniędzy inwestując je np. w wykupywanie działek. Utrzymali status majątkowy na takim poziomie, że nie był on stratny. Pochodzenie tej grupy jest różne. Ich przodkowie mogli np. pochodzić ze strajkujących „solidarnościowców” z czasów PRL-u.


Drugim członem szlachty pozostają politycy w strukturach demo-liberalnego systemu. W jej skład mogą wchodzić bogacze, ale nie muszą. Tworzy się system „partyjniactwa”, który przypomina sposób walki „dwóch rodzin szlacheckich” rodem z „Zemsty” A. Fredry. Na myśl przychodzi mi również luźne porównanie współczesności ze stronnictwami z II poł. XVIII w. Pierwsze z nich to pro-oświeceniowa i robiąca coś dla ogółu „Familia”. Druga to tzw. „Stronnictwo Hetmańskie” mocno konserwatywne, anty-reformacyjne, wspierane finansowo przez Imperium Rosyjskie. „Współczesna Familia” to taki PiS, a „współczesne stronnictwo magnaterii” to takie PO. Jedno i drugie miało sporo do powiedzenia przy wsparciu obcych wpływów, (wtedy była głównie Rosja i Prusy, teraz jest to USA, albo RFN), aczkolwiek nie zrobiło nic większego dla swojego kraju. Ciągłe waśnie i kłótnie szlacheckie w sejmie, prowokacje, walka o wpływy, reformy wojska bez pokrycia, psychiczne oderwanie się od zastanej rzeczywistości to kolejny wspólny obraz mentalności folwarku i neo-folwarku.


Trzeci grupa to nadzorcy korporacji, właściciele średnich firm oraz najwyżsi szefowie większych firm, nad którymi stoi już tylko właściciel, najczęściej neo-magnat. (Trochę to zestawienie może wydać się mocno naciągane). Jak ich można zobrazować? Ostro kombinują jak się dorobić kosztem innych, duża część z nich traktuje pracownika gorzej niż śmiecia, często nie wypłacają oni należnej pensji. Normalna praca „neo-chłopa” zmienia się w wolontariat, a raczej w odrabianie pańszczyzny. Trudno mi to przyrównać do czasów folwarków i demokracji szlacheckiej, jakim „odpowiednikiem” mogliby być. Na myśl przychodzi mi subiektywna myśl, że takim „kimś” mógł być szlachcic, który przez złe kroki w życiu zubożał, stając się odpowiednikiem „szlachty szaraczkowej”, przez co musiał pracować dla magnaterii jako służba albo żołnierze. To porównanie najsilniej ma racje bytu, kiedy przed oczami mamy „nadzorcę” z korporacji wyżywającego się na podwładnych.
Czwarty człon neo-folwarcznej szlachty i ostatni jaki chciałem tu poruszyć to dziennikarze. Głównie oni, ale i nie tylko. Mogą nimi być tez publicyści, celebryci, często mainstreamowi piosenkarze i aktorzy. (Te dwie ostatnie grupy mogą być też neo-magnatami. Jak widać, podział w „nowej szlachcie” jest bardzo płynny i zależne jest to od posiadanego majątku. Niektóre podziały mogą się ze sobą łączyć). Skupimy się jednak na przykładzie dziennikarzy. To taki odpowiednik „szlachty szaraczkowej”, która „nie ma nic oprócz szabli”, ale chce coś ugrać w życiu. Dziennikarz to taki „żołnierzyk na sejmik”. Szable zamieniamy na mikrofon albo dyktafon i mamy „żołnierzyka propagandy i słowa”. Uważają się za nie wiadomo kogo, znawcy tematu, piszący paszkwile, aby zyskać więcej plonów w postaci złotówek przelanych na konto za dobrze opisany temat, aby był poczytny w dostępnych mediach.


W tym miejscu przejdziemy do szerszych rozważań na temat neo-chłopstwa. Nowe chłopstwo też się dzieli, głównie ze względu na zarobki. Na szczycie tej drabiny stoją Ci, co posiadają mały majątek. Może on być trudny w utrzymaniu, ale nie musi. W czasach nowożytnych byłby to odpowiednik „kmiecia”. Ci „neo-kmiecie” nie mają wpływu na tworzenie rzeczywistości państwowej, ale już w sferze lokalnej bywa to różnie. Na drugim miejscu wymienić tutaj trzeba pracowników korporacji i firm, mających status np. „kierownika zmiany”, „menadżera” czy „starszego telemarketera”. To taki dawny „wytypowany chłop z roli przez nadzorcę, aby zarządzał pracą reszty współziomków”. Idąc za przykładami „Pana” często mści się na podwładnych. Nie czuje więzi ze swoją grupą społeczną. Chce być lepszy od „swoich”. (Ogólnie neo-chłop ulega mocnej atomizacji, co odróżnia go od chłopa z czasów demokracji szlacheckiej). Podprogowo czuje się oderwany od swojej klasy społecznej. Pręży muskuły by być lepszy. Dąży do tego, aby więcej zarabiać. Bierze więcej zmian w pracy, aby przypodobać się „Panom”, często kosztem zdrowia psychicznego i fizycznego. Kolejną grupę stanowią prekariusze. Określiłem ich terminem: „chłopi na wynajem”. Dorabiają oni na kilku pracach, ze słabymi zarobkami, np. roznoszenie ulotek lub praca na słuchawce. Część z nich to studenci dorabiający do stypendium. Niektórzy z nich zostają po tych studiach i „ciułają” dalej. Ostatnia grupa jaką chciałbym poruszyć w tym wątku to pracownicy budowlani. Pośród nich dominują wysokoprocentowe trunki. Podobnie jak kiedyś chłop po ciężkiej pracy zawitał do gospody, tak teraz „budowlaniec” musi „golnąć” po pracy albo w jej trakcie. Społeczne przyzwolenie do alkoholu, jako używki, to też spuścizna czasów folwarków, która ewoluowała i przetrwała. Znamy to pośród znajomych, gdy zapytają: „No ze mną się nie napijesz?”.


Jak zachowują się ludzie w społeczności neo-folwarcznej? W relacjach dominuje pogarda. Pogarda wobec nieposiadających, którym się „nie udało”, bo się „nie uczyli”, choć studia nie dają gwarancji znalezienia pracy. Tylko pochodzenie z „nowej szlachty” daje możliwość rozwoju. Szlachta pieniądza i wpływów „załatwi ci stanowisko” w strukturach neo-folwarku. Liczą się tu konotacje rodzinne. Ci nieposiadający chcą być lepsi, starają się dorobić i „uciułać” grosz, aby poczuć się lepiej. Nienawiść i zazdrość idzie też w drugą stronę: Ci, co nie posiadają nic, albo mają mało, patrzą na ludzi z wyższych sfer z osobliwą dla nich pogardą - patrzą na „snobów”, „frajerów”, „złodziei” itd. Drugą cechą zachowań jest umiłowanie samowoli i anarchii, a nie państwa i struktur państwowych. Pojęcie to często mylone jest z wolnością. Tyczy się to neo-chłopstwa i neo-szlachty. Jeśli jeden i drugi będzie miał okazje przekroczenia cienkiej czerwonej linii „dobrego smaku”, aby coś „uzyskać”, albo „pokazać” (najczęściej swojemu niskiemu ego) - to zrobi to. Prześmiewczo określa się takich ludzi „Januszami biznesu”. „Kombinowanie” to domena polskości. Ukształtowana przez wieki, począwszy od czasów demokracji szlacheckiej, rozbiory, II RP, II W.Ś. i komunę. Ugrzęzło to w naszej świadomości. (Bardziej pozytywnym wydźwiękiem tego zjawiska jest stwierdzenie: „Polak potrafi”). Neo-chłopa i neo-szlachcica łączy jeszcze jedna ważna rzecz. Jeśli jedna z osób w kręgu rozpoczyna karierę, wybija się ponad innymi, to zamiast działać w kolektywie i solidarności, „podetnie się jej nogę”. „Wbije jej się nóż w plecy”. Zrobi się to tylko po to, żeby dany „osobnik” został tam gdzie do tej pory był i funkcjonował. Od tak, dla zabawy, pogardy lub nienawiści. Kolejną cechą ważną w mentalności neo-folwarcznej jest utarte myślenie „bo mi się należy”, bez względu na przynależność. Wydaje się, iż jest to jedna z niewielu cech, z dawnej zamierającej mentalności post-komunistycznej, która przetrwała i ewoluowała. „Bo mi się należy” stało się integralną częścią nowego charakteru. Słynne PRL-owskie powiedzenie: „czy się stoi, czy się leży, 500 zł się należy” przychodzi na myśl.


Artykuł ten to tylko i wyłącznie próba opisania charakteru zbiorowości we współczesnej Polsce. Oceniam go jako zjawisko negatywne. Jako nacjonaliści nigdy nie zintegrujemy swojego narodu, jeśli „mentalność neo-folwarczna” będzie się rozwijać i dobrze funkcjonować. Rozwarstwia to ludność żyjącą w Polsce, tworzą się dwie kasty: bogatych i biednych. Te dzielą się na mniejsze „wysepki ludności” w swojej grupie. Naród ma być „spójną tkanką”, a nie oderwaną od rzeczywistości „podzieloną zbieraniną”, gdzie „każdy sobie marchewkę skrobie”. Zarzuca się nam, że potrafimy tylko krytykować, a nie mamy recepty na problemy. Spróbuję przełamać ten schemat. Myślę, iż wyjściem z przytoczonej problematyki to pierwsze małe „zwycięstwo” - świadomość problemu. Świadomość, iż współczesne realia ekonomiczne i sama gospodarka w Polsce nie są skłonne do budowania świadomości obywatelskiej w dobrym słowa tego znaczeniu (kooperacji, kolektywizmu, demokracji bezpośredniej, idei narodowo-solidarystycznej), ale mogą być jakąś podstawą i bazą do takich postaw na przyszłość. Drugą receptą pozostaje „nie dać się wplątać” w zależności bogacz-biedak w codziennym życiu. Trzecia kwestia to znajomość prawa. Oczywiście nie wszyscy z nas to prawnicy po studiach, aczkolwiek przy obecnych formach przekazu informacji jakim jest chociażby Internet, wydaje mi się, iż możemy znaleźć interpretacje prawa na nurtujące nas sytuacje, w których np. policjant przekracza swoje uprawnienia i wchodzi bez nakazu do naszego domu.

Patryk Płokita