8 maja 1945 roku umarła Europa. Zakończyła się agonia, którą we wrześniu 1939 roku rozpoczęły śmiertelne ciosy Hitlera i Stalina. Od tego momentu martwe ciało coraz bardziej się rozkłada. Faszyzm zwyciężony! Rozbawieni czerwonoarmiści mijają ułożone specjalnie pod kronikę filmową ciała obrońców Reichstagu. Stolicy narodowo-socjalistycznego snu przed czerwoną nawałą bronili antykomunistyczni przedstawiciele niemal każdej narodowości. Nad obumarłym miastem łopotały już znienawidzone przez wolnych ludzi sztandary z sierpem i młotem. Był to przełom, kontynentem podzieliły się dyktatury - demoliberalizmu i komunizmu, zaś narody powoli ulegać zaczęły coraz większej degeneracji. Także w Polsce świętuje się dzień ósmego lub też dziewiątego maja, jak wolą pogrobowcy czerwonego dyktatu, czyli tzw. „homo sovieticus”: hodowany ideał Nowego Człowieka, którego formacja wraz z klęską ideałów i korupcją socjalizmu i komunizmu została wstrzymana, a oni sami ulegli. W środowisku narodowym w Polsce świętowanie tej rocznicy jest przemilczane lub słusznie uważane za wymianę jednej okrutnej okupacji na drugą, inni pojmują go jako symboliczną śmierć Europy, a jeszcze inni dywagują, czy zwycięstwo Niemców, a nie Sowietów przyniosłoby Europie przetrwanie kosztem Polski? Podejmując tą problematykę trzeba działać na dwóch płaszczyznach: paneuropejskiej, oraz nacjonalistycznej z pozycji polskiej. W obu przypadkach można mówić jednak o II wojnie światowej jako wojnie antytradycjonalistycznych, antynarodowych sił zwalczających się wzajemnie kosztem narodów Europy, w tym także Polski.
Z pozycji paneuropejskiej, jak trzeba podkreślić radykalnie innej od polskiej, śmierć Europy jest faktem, który jest dostrzegalny na ulicach państw Zachodu. Monumentalne zabytki przypominające o dawnej świetności toną w multikulturowych, kulturowo marksistowskich społeczeństwach, wyzbywających się na każdym kroku swej tożsamości, tradycji, czy wartości duchowych. Bezsprzecznie większość ugrupowań nacjonalistycznych w Europie opowiedziało się po stronie Niemiec kierując się swoim interesem narodowym. Chętnie skorzystano z pomocy części z nich, inni mimo proniemieckich sympatii zostali odsunięci (liderzy polskiego NOR rozstrzelani w 1940 roku, liderzy ukraińskiego OUN-B, czy Żelaznej Gwardii uwięzieni w obozach koncentracyjnych). Znamy dzisiaj powody współpracy z Niemcami cenionego bezsprzecznie wśród także polskich nacjonalistów Leona Degrelle. Reksiści pogodzeni z nowym porządkiem sił w Europie, w której bezsprzecznie dominowała już niemiecka Rzesza i nic nie zwiastowało tego, by ten porządek nie mógł się utrzymać, postanowili działać w ramach ochotniczych antykomunistycznych formacji na froncie wschodnim. Wykazali się swoją fanatyczną i heroiczną walką, co miało prowadzić do zachowania chociaż pewnej autonomii dla Belgów w powojennym układzie europejskim. Podobnie postąpili holenderscy nacjonaliści, którzy przecież początkowo w obliczu niemieckiej inwazji byli gotowi walczyć przeciwko agresorowi, jednak zostali internowani przez francuskie wojska, które ich oraz Belgów więziły, torturowały i rozstrzeliwały. Trudno tu wyrażać niezrozumienie, że alianci zaczęli być po takich czynach postrzegani jako równy, a nawet większy wróg od hitlerowców, którzy dali tamtejszym nacjonalistom pewną swobodę działalności. We Francji sformowany kolaboracyjny rząd zaczął wcielać w życie nacjonalistyczne idee, a francuscy monarchiści, nacjonaliści i konserwatyści w dużej mierze opowiedzieli się po jego stronie, pamiętając o skorumpowanym przedwojennym rządzie, który kazał ich protesty topić we krwi. Inne narodowości jak Słowacy, czy Chorwaci dzięki Niemcom otrzymały swoją państwowość. III Rzesza wykorzystywała także wyzwoleńczą retorykę formując legiony ochotnicze do walki z Sowietami złożone z Estończyków, Łotyszy, Ukraińców, Rosjan, Białorusinów, którzy walczyli marząc o własnych państwach, bądź autonomii w powojennej rzeczywistości. Dzisiaj wiemy, że hasła o wspólnej krucjacie europejskich narodów przeciwko bolszewizmowi były głównie ze strony hitlerowców użyteczną propagandą. Pomijając fakt, że ten mit jest wśród wielu nacjonalistów w Europie silny, co też nie jest wcale dziwne biorąc pod uwagę wcześniej wymienione aspekty. Jak miałby wyglądać los Europy po zwycięstwie III Rzeszy? Nacjonaliści pokroju Degrella dążyli do zachowania pewnej niezależności swoich narodów. Nie jest łatwo odpowiedzieć na pytanie czy rzeczywiście ta niezależność byłaby im dana przez zwycięzców. Jednym z podstawowych elementów, jaki miałby wpływ na taką alternatywną przyszłość, jest to kiedy i czyimi rękoma zostałoby zrealizowane niemieckie zwycięstwo. Krótko mówiąc: czy stałoby się to już wraz z upadkiem Moskwy w 1941 roku, czy też w okresie późniejszym , gdy formacje Waffen-SS zaczęły się składać w dużej mierze z cudzoziemców, a III Rzesza była dotknięta już de facto katastrofą demograficzną w wyniku strat wojennych. Jest to oczywiście popadnięcie już w gdybanie typu: „Co by było jeśli” i odpowiedzi na to pytanie udzielane przez wielu nacjonalistów w Europie byłyby zależne od przekonań ideologicznych i stosunku do III Rzeszy. Na podstawie pewnych tendencji polityki Berlina, oraz źródeł badawczych możemy mniej więcej przewidzieć jak wyglądałby nowy porządek. Przykładowo wśród norweskich narodowych socjalistów zaistniał pewien podział. Stronnicy Quislinga, którzy dążyli do zachowania pewnej autonomii względem Berlina, proponowali nawet powstanie unii narodowo-socjalistycznych państw skandynawskich w przyszłości, co spotkało się z negatywną reakcją Hitlera. Z drugiej strony część norweskich narodowych socjalistów była pod wpływami Himmlera i dążyła do germanizacji swojego narodu i przyłączenia się w przyszłości do jednego germańskiego państwa. Podobne konflikty między kolaborującymi istniały w Danii, czy Holandii. Możemy z dużą pewnością powiedzieć o tym, że w powojennym porządku wiele narodów miało zostać rzeczywiście wchłoniętych poprzez germanizację, czy fizyczną eksterminację i stać się historią. Rola chrześcijaństwa będącego fundamentem Cywilizacji Łacińskiej miała zostać w najlepszym razie bardzo ograniczona, a fundamentem duchowym w nowym porządku miało zostać germańskie neopogaństwo z pierwiastkiem Tradycji odwołujące się do Europy przedchrześcijańskiej. Nie dowiemy się już na ile ta Nowa Europa byłaby stabilnym tworem, jednak trudno zaprzeczyć, że mimo kosztu wielu potworności, byłaby ona pozbawiona wielu patologii znanych w demoliberalnych przesiąkniętych marksizmem kulturowym społeczeństwach. Być może stanęłaby przed innymi równie trudnymi wyzwaniami, jednak z dzisiejszej perspektywy jesteśmy zdolni zrozumieć przeciw czemu walczyli ochotnicy legionu walońskiego i Charlemagne, oraz do jakiego stanu doprowadziła ich państwa klęska III Rzeszy, czyli dominacja komunizmu i demoliberalizmu w Europie.
Z pozycji nacjonalistycznej polskiej jest dosyć oczywistym postrzeganie zwycięstwa aliantów i ich moskiewskich sojuszników nad III Rzeszą jako zamiany jednej okupacji na drugą. Wielu Polaków obawiało się, że zwycięstwo Sowietów nie przywróci Polsce nawet marionetkowej państwowości, a wspomnienie okupacji wschodnich polskich ziem 1939-1941 przez komunistów, zbrodni katyńskiej wraz z doświadczeniami przedwojennymi, gdy na terenie ZSRR miało miejsce ludobójstwa na różnych narodowościach sięgające nawet 8 milionów ofiar nie zwiastowało tego, żeby polityka stalinistów wobec opornych narodów miała się zmienić. Ostatecznie państwo marionetkowe powstało i rządzone było w totalitarnym stylu, gdzie opornych i patriotów mordowano, wysyłano na Sybir. Jednak polskiego narodu eksterminacji nie poddano, ani nie zrusyfikowano. Stalin postawił na kartę polską, by posiadać sojusznika w ewentualnej wojnie z aliantami, wyrażając w ten sposób rozsądek, na który nie zdobył się Hitler okupując Polskę. Prawdą jest, że Polaków czekał w przypadku zwycięstwa III Rzeszy bardzo niepewny los. Nawet powołując się na popularny w internecie, rzekomy list Hitlera do Himmlera, gdzie Polacy zostają uznani za naród wartościowy rasowo, oznaczałoby to tylko przymusową germanizację polskiego narodu, w innych bardziej prawdopodobnych przypadkach wielu Polaków poddano by fizycznej eksterminacji, a pewną część zgermanizowano, by stworzyć na wschód od Berlina przestrzeń życiową dla Niemców, gdzie planowano stworzenie systemu feudalnego opartego na rasie. Do takiego wniosku można dojść na podstawie obecnego stanu badań, oraz doświadczeniach niemieckiej okupacji. Prawdą jest, że część niemieckich elit stawiała na współpracę z Polakami. Możemy natknąć się na plany stworzenia państwa szczątkowego z rządem, na którego czele miał stanąć Wincenty Witos, niezbadany jest temat prób powołania polskiej formacji ochotniczej po stronie Niemców. Ciekawym aspektem jest też radykalna zmiana polityki Hansa Franka ze skrajnie antypolskiej do coraz bardziej umiarkowanej, próbującej nawiązać współpracę z Polakami. Trudno ocenić na jak wysokim szczeblu zaczęto stawiać na ową współpracę, jednak jest dosyć oczywistym, że główny wpływ na to miała mieć zbliżająca się do polskich terenów i równocześnie III Rzeszy linia frontu. Abstrahując od oceny polityki Becka, tego czy londyński rząd działał w interesie polskiego narodu to na wysiłek polskich berlingowców, którzy wspierali Sowietów wprowadzających na polskim terytorium okupację należy patrzeć ze smutkiem, bowiem byli po prostu narzędziem w rękach antypolsko nastawionego mocarstwa, tak jak Łotysze w legionie ochotniczym byli takim narzędziem w rękach niemieckich. W żadnym wypadku na sztandar z sierpem i młotem w ruinach Berlina nie należy z pozycji polskiej patrzeć z radością. Masowe gwałty, grabieże, morderstwa dokonywane przez jednostki liniowe Armii Czerwonej, czystki na „wrogach ludu” przeprowadzane przez oddziały NKWD, ogołocenie fabryk z maszyn i elementów infrastruktury i wprowadzenie totalitarnego czerwonego reżimu, tego symbolem właśnie jest ten powiewający nad Berlinem sztandar. Czasem różne środowiska lewicowe starają się tu wybielać ten reżim mówiąc o „dobrodziejstwach socjalizmu” jak rzekomej likwidacji analfabetyzmu, który w 1939 był de facto zwalczony, jednak 6 lat zakazu edukacji przez władze niemieckie musiało odcisnąć pewien efekt na okres powojenny. Z tym problemem Polacy by sobie poradzili i bez stalinowskiej „pomocy”. Destrukcyjne efekty sowieckiej okupacji nie ominęły spośród dotkniętych nią narodów Europy także Polaków, którzy szybko po demontażu socjalistycznego systemu zostali zdominowani przez demoliberalny system i wpływ innych państw. Pozostaje na razie bez odpowiedzi pytanie, czy Polaków czeka również wynarodowienie i zniszczenie tradycji, tożsamości, a nawet kwestii duchowych poprzez degradację wywołaną coraz silniejszą presją na Polskę przyjmowania ”dobrodziejstw” systemu multikulturowego i demoliberalnego. Byłby to chichot historii, gdyby to co nie udało się Hitlerowi, udało się kulturowym marksistom.
Degeneracja ta rozpoczęła się bezsprzecznie inwazją Hitlera i Stalina na Polskę, która wywołała zarówno z perspektywy pan-europejskiej jak i polskiej największą wojnę domową w Europie między białymi narodami. A wojna ta i symboliczny jej koniec w maju 1945 roku wydaje się, że można uznać jak najsłuszniej za śmierć Europy. Bowiem liberalizacja Kościoła, rewolucja 1968 roku, zatracenie świadomości rasowej i narodowej, przejście konserwatystów do stałej pozycji defensywnej to wszystko jest echem tej wojny. Stara Europa obumarła. Czy jednak nie była już wcześniej skazana na śmierć? Nacjonaliści międzywojnia bezsprzecznie byli szowinistyczni, egoistyczni, ci polscy - nastawieni antyniemiecko, antyczesko, antyukraińsko, antylitewsko. Niemal każde stronnictwo nacjonalistyczne opierało się na niechęci do swoich sąsiadów. Biorąc pod uwagę te cechy - gdyby nie było Hitlera to czy do wojny domowej w Europie i tak by doszło? Trudno na te pytanie jednoznacznie odpowiedzieć, jednak pewnym jest, że jeśli Europa ma zmartwychwstać to obecnie jedynie nacjonaliści są tą stroną, która może tego rzeczywiście dokonać. By tego dokonać muszą być zjednoczeni ucząc się na błędach swoich przodków.
Witold Jan Dobrowolski