Jak już wspomniałem w jednym ze swoim poprzednich tekstów – polski nacjonalizm ma obecnie doprawdy bardzo dobre warunki do działania i rozwoju. Można rzec, że rządy PiS to swoiste „okienko”, kiedy musimy Ideę Narodową wznieść na taki poziom, który umożliwi nam realne wpływanie na rozwój Narodu i jego sytuację. Nacjonalizm oczywiście już od mniej więcej 2010 roku przestał być wyłącznie wąskim, subkulturowym zjawiskiem, a zapoczątkował stałą obecność w główno-nurtowym życiu politycznym. Obecność ta zresztą jest pokazywana w mediach często jako dużo istotniejsza i ważniejsza, niż ma to miejsce w rzeczywistości. Wynika to oczywiście z retoryki większej części rynku medialnego w Polsce, jak i ogólnej kontrowersyjności haseł głoszonych przez nacjonalistów. Dotykamy tu zresztą ważnego problemu. Otóż nacjonalizm w Polsce wprawdzie stał się obecny w dyskursie, jednak z drugiej strony nie ma sensu zaprzeczać, że od pewnego już czasu środowisko ewidentnie „goni w piętkę”. Mam na myśli tutaj fakt, iż nacjonalizm dla osławionego już typowego obywatela nadal jest zjawiskiem cokolwiek egzotycznym, niezbyt zrozumiałym i właściwie nie będącym żadną alternatywą dla mainstreamu – tak ideologiczną, jak i polityczną. O ile o kwestiach politycznych i partyjnych pisać w tym tekście nie zamierzam, o tyle kwestia ideologicznej kondycji nacjonalizmu wydaje się być ciekawym zagadnieniem do analizy.
Na obecną chwilę, nawet jeśli intencje poszczególne środowiska i grupy mają jak najlepsze, o tyle praktycznie od pewnego już czasy rozbijamy się o mur. A może nawet bardziej nie jesteśmy w stanie tego muru przeskoczyć. Jak już wspomniałem – przeciętni ludzie idei nacjonalistycznej zazwyczaj nie rozumieją lub rozumieją opacznie i nie znajdują w niej oferty rozwiązania bolączek i problemów z jakimi boryka się nasz Naród. Oczywiście, źródeł tego stanu rzeczy jest dużo, nie możemy zapominać choćby o liberalnej propagandzie, ex definitione anty-nacjonalistycznej, całej ofensywie marksizmu kulturowego, etc. To wszystko prawda, jednak śmiem sądzić, iż najgłębszym źródłem problemu jest przede wszystkim fakt, iż nacjonalizm jako ideologia i formacja na obecną chwilę przestał odpowiadać na wyzwania jakie stoją przed nami i przed Polską.
Trywialnym stwierdzeniem w tym kontekście będzie konstatacja, iż świat jako taki w ciągu ostatniego wieku niesamowicie się zdynamizował jeśli idzie o szybkość zachodzących zmian. Procesy, które kiedyś trwały latami albo dekadami, obecnie odbywają się wielokrotnie szybciej. Oznacza to, że sytuacja Narodu zmienia się równie dynamicznie. Tak więc każda opcja polityczna, która pretenduje do decydowania o Narodzie, musi pod względem ideologicznym i programowym odpowiadać takiej sytuacji.
Czy nacjonalizm w Polsce odpowiada? Jak już powiedziałem – nie, a przynajmniej nie w wystarczającym stopniu. Po pierwsze nacjonalizm w Polsce w dalszym ciągu choruje na daleko posunięty historycyzm. Objawia się to przede wszystkim ogromnym przywiązaniem do ideologicznego i programowego kształtu idei narodowej w okresie międzywojnia. Oczywiście, Dmowski czy Mosdorf pozostają niezmiennie klasykami myśli narodowej, pamiętać trzeba jednak przede wszystkim o fakcie, iż od tego czasu minęło 80 lat. Problemy przed jakimi stała Polska w latach 20-stych i 30-stych w przeważającej większości są zamierzchłą przeszłością, pojawiły się za to nowe wyzwania i zagadnienia. Niestety, ogromna rzesza polskich nacjonalistów cały czas stara się przekładać jeden do jednego doktrynę i program nacjonalizmu okresu przedwojnia na czasy obecne. Skutek jest taki, że następuje rażąca niekompatybilność, w efekcie czego pozostają tylko sloganowe hasła, których można użyć na demonstracji czy w ramach propagandy (głównie zresztą teraz realizowanej w kanale social-media). Do tego dochodzi jedna z poważniejszych chorób polskiego nacjonalizmu, czyli historyzm w codziennej działalności – skupienie się przede wszystkim na kwestach historycznych, wszelkiej maści upamiętnieniach i rocznicach. Nie jest to coś o czym powinniśmy zapominać, jednak skupianie się na tym, czy wręcz robienie z tematyki historycznej jedynego sensu działalności to duży błąd. Nosi to też znamiona braku pomysłu na realne i skuteczne działania, jak i niezrozumienie potrzeb Narodu. A przecież każdy chyba nacjonalista pretenduje do roli obrońcy i reprezentanta interesu narodowego.
Niedojrzałość, wynikająca zwykle z młodego wieku działaczy, to także częsty problem naszego rodzimego nacjonalizmu. Wspomniany historycyzm, ujmowanie konkretnych problemów w prostych, zero-jedynkowych schematach, które zwykle wypaczają temat, brak głębszej refleksji – to najczęstsze objawy owej niedojrzałości. Do tego nacjonaliści w Polsce często działają pod wpływem impulsu czy emocji. Wystarczy wyczytany na wątpliwej jakości portalu news, obejrzany fragment kiepskiego reportażu żeby natychmiast zacząć gardłowanie o tym czy innym zagrożeniu Polski – lewactwie, islamizacji czy ostatnio modnej ukrainizacji. Co ciekawe ci sami nacjonaliści jako żywo nie wspominają lub wspominają bardzo rzadko o wyzysku, drenażu polskiego kapitału i gospodarki, niszczycielskim wpływie kapitalizmu dla Narodu, łamaniu praw pracowniczych etc. Śmiem sądzić, że te problemy są dużo ważniejsze niż wcześniej wymienione, choćby ze względu na to, że są prawdziwe.
Problemem nacjonalizmu w Polsce w kwestii zdobycia poparcia szerokich mas jest w największym chyba stopniu rozmijanie się retoryki nacjonalistycznej z dwoma płaszczyznami: problemami i oczekiwaniami zwykłych Polaków, oraz ogólnymi wyzwaniami i zagadnieniami rozwoju cywilizacyjnego. Przy tym ostatnim mam na myśli kwestie ekonomiczne, geopolityczne, technologiczne, społeczne a także kulturowe i ekologiczne. Coraz częściej i mocniej widać swoiste nożyce ideologiczne – o ile przed nami stoją wyzwania związane przykładowo z zanieczyszczeniem środowiska, coraz silniejszym naciskiem wielkiego kapitału na rządy narodowe, to środowisko nacjonalistyczne dalej lubuje się w popularyzowaniu Żołnierzy Wyklętych czy walką z gender. Nie neguję oczywiście tych kwestii, też są ważne. Jednak aby nasz nacjonalizm był faktycznie skutecznym i autentycznie sensownym sposobem na realizowanie interesów narodowych, nade wszystko musi stanowić odpowiedź na otaczające nas warunki i problemy. Coraz większy rozdźwięk między realiami w jakich funkcjonujemy jako Naród, a tym jakie tematy porusza rodzimy nacjonalizm, powoduje, że nacjonalizm w Polsce staje się coraz bardziej anachroniczny.
Także kwestie, które niejednokrotnie upodabniają nacjonalistyczne inicjatywy do zwykłych partii politycznych są czynnikiem podkopującym skuteczność działalności. Politykierstwo, kunktatorstwo, brak faktycznego radykalizmu i niejednokrotnie strach przed eksponowaniem stanowiska, które przez liberalną opinię uznane może być za niewłaściwe – to wszystko w oczach ludzi aż nazbyt przypomina to co mogą widzieć chociażby w Sejmie.
Pamiętać też musimy, że nie działamy w ideologicznej próżni. Poza nacjonalistami mamy cały szereg różnych nurtów ideowych i światopoglądowych, abstrahując już nawet od mainstreamu politycznego. Liberałowie, anarchiści, socjaliści i socjaldemokracja, wszelakie oddolne „obywatelskie” inicjatywy – do wyboru, do koloru. Problemem jest to, że spora część spośród tych ruchów działa nie tylko niezwykle dynamicznie, ale przede wszystkim ich program i postulaty są w dużej mierze odpowiedzą na te problemy, z jakimi ludzie stykają się w życiu codziennym. Kwestie lokatorskie, łamanie praw pracowniczych, nierówności płacowe, niszczenie środowiska naturalnego, sprawa darmowej komunikacji miejskiej – to tylko niektóre z naprawdę licznej grupy zagadnień poruszanych przez wymienione wcześniej środowiska. Oczywiście, ci sami ludzie zajmują się często łamanie „praw” osób LGBT, dostępem do tzw. aborcji czy choćby postulują przyjmowanie imigrantów. Można by rzec – na szczęście się tym zajmują. Bo szeroka rozumiana lewica i liberałowie głównie dzięki popieraniu takich kwestii, które są nieakceptowane przez większość społeczeństwa, cały czas są mało popularni i rozpoznawani tylko przez wąskie grono odbiorców. Z drugiej strony można się spodziewać, że w środowisku choćby Partii „Razem” prędzej czy później ktoś uzna, że można wyciszyć wszelkie postulaty obyczajowe i moralne, a na afisz pchnąć przede wszystkim sprawy socjalne. Dla nas, o ile nie zmienimy obecnego stanu naszego środowiska, będzie to spory problem, gdyż tak funkcjonująca partia może szybko zdobyć poparcie, a z drugiej strony nie ma co oczekiwać, że zrezygnuje z postulatów obyczajowych (nawet mimo ich ewentualnego przesunięcia na drugi czy nawet trzeci plan).
Pytaniem retorycznym jest kwestia kto, jak nie my, powinien przede wszystkim stawać w obronie praw socjalnych Narodu? Jako nacjonaliści stawiamy na pierwszym miejscu Naród i jego interes oraz prawa. Tak więc logicznym jest, że naszym obowiązkiem jako środowiska, jest prezentowanie, propagowanie i bronienie programu socjalnego i społecznego. Wspomniane kwestie jak wyzysk pracownika, płaca i stawka minimalna, prawa pracownicze, drenaż kapitału i odprowadzanie go przez wielkie korporacje za granicę – to wszystko powinna być przede wszystkim nasza retoryka.
Sporo krytyki wobec naszego środowiska i formacji światopoglądowej wylało się w powyższych akapitach. Nie chodzi mi jednak ani o użalanie się nad stanem nacjonalizmu w Polsce, ani tym bardziej o krytykę dla samej krytyki. Tym bardziej nie jest moim celem atakowanie środowiska i ideologii, które sam współtworzę. Postulatem, który mi przyświeca jest przede wszystkim to, aby polski nacjonalizm stał się faktycznie ideologią na miarę naszych czasów.
Przede wszystkim jako formacja światopoglądowa nacjonalizm musi być dynamicznym, prężnym i na wszelkie bodźce reagować błyskawicznie i natychmiast. Nie mówię tu tylko o akcjach takich jak blokowanie spektaklu „Klątwa”, zwalczanie propagandy LGBT itp. – to oczywiście ważne i potrzebne. Jednak takim samym radykalizmem i bezpardonowością trzeba aby nacjonalizm wykazał się w tematach jak chociażby niszczenie polskiego środowiska naturalnego przez ministra Szyszkę, jak obchodzenie przepisów o płacy minimalnej przez nieuczciwych pracodawców czy w tematach związanych z szeroką tematyką lokatorską. Obecnie są to pola zagarnięte całkowicie przez środowiska lewicowe i liberalne, jednak śmiem twierdzić, że to nam, jako nacjonalistom najbliżej do ich realizowania i propagowania.
Wspominałem o swoistym zatrzymaniu się pod względem ideologicznym i doktrynalnym na latach 30-stych. Także tuta musimy „ruszyć z kopyta”, tj. zacząć tworzyć i promować ideologię nowoczesnego nacjonalizmu, który zarówno będzie odpowiedzią na obecną sytuację, jak i nie będzie się bał odwoływać do innych wzorów, niż Dmowski, Mosdorf czy Doboszyński. Codreanu i Żelazna Gwardia, Primo de Riviera i Falanga, GUD, ukraińskie organizacje nacjonalistyczne z Azowem na czele, Złoty Świt, RNR „Falanga” Piaseckiego – można by długo wymieniać, tu podaję zarówno historyczne, jak i współczesne ruchy, z których idei i doświadczenia czerpać możemy bardzo dużo i twórczo. Nie mówię oczywiście o kalkowaniu ich programów i poglądów w skali 1:1, ale o twórczej inspiracji i adaptowaniu tych aspektów i elementów, które są wartościowe i mogą ożywić nasz rodzimy nacjonalizm.
Także aktywność i działania nacjonalistów powinny zacząć wchodzić na te pola, na których do tej pory nie było nas wcale, lub w niewielkim zakresie. Akcje ekologiczne już teraz zaczęły się pojawiać (to cieszy), czekamy na działania jak chociażby pomoc pracownikom w walce z nieuczciwymi pracodawcami, przeciwdziałanie rynkowi i funkcjonowaniu tzw. „chwilówek” (legalna lichwa), blokowanie eksmisji, działania związanie ze sprawami lokalnymi, udział w opracowaniu budżetów partycypacyjnych etc. Jestem pewien, że skoro nasi ideowi adwersarze, jak chociażby środowisko anarchistyczne, są w stanie takie działania realizować, to i my tym bardziej potrafimy się zdobyć na coś takiego.
Pisałem już wcześniej o tych problemach, które dla Polski obecnie są jednymi z najpoważniejszych: niski poziom zarobków, atomizacja społeczeństwa, nierówności płacowe, wyzysk pracowników i łamanie ich praw, drenaż kapitału, niszczenie środowiska naturalnego. Tak długo jak nacjonalizm nie wykształci całościowego, konsekwentnego i systematycznego programu naprawy sytuacji w tych aspektach, tak długo będzie postrzegany jako zabawa dla „bandytów i kiboli”. To zresztą, tak na marginesie zauważę, jeden z większych problemów naszego nacjonalizmu. Wbrew temu co czasem nam się wydaje, społeczeństwo uważa nas zwykle nie za „faszystów” czy „nazistów” a przede wszystkim za… idiotów. Jakby to nie zabrzmiało dla nas boleśnie, to niestety taka jest prawda. W oczach Polaków uchodzimy przede wszystkim za ludzi, którym właściwie nie wiadomo o co chodzi, za ludzi, którzy są niezwykle hałaśliwi, agresywni ale właściwie to niewiele z tego wynika. Ten stan rzeczy i sposób postrzegania nas musimy zmienić w pierwszej kolejności. Tym bardziej, że wynika to nie tylko z manipulacji mediów i polityków (choć po części też), ale z ogólnego odbioru nacjonalizmu, który z kolei wiąże się z tym o czym pisałem we wcześniejszej części artykułu. Krótko mówiąc: ludzie w nacjonalizm muszą uwierzyć i zobaczyć w nim alternatywę dla mainstreamowych partii i środowisk. Dopóty dopóki to się nie stanie, PiS będzie wykorzystywał całą nacjonalistyczną retorykę i wygrywał ją dla umacniania swojego poparcia.
Nie bójmy się pójść do przodu w naszym nacjonalizmie. Jeśli wymaga tego sytuacja, a uważam, że wymaga, musimy zrobić wszystko aby ideę narodową wznieść na wyżyny, tak aby stała się autentycznym i kompleksowym sposobem na rozwiązanie problemów Narodu oraz jego rozwój. Anachroniczny podział „prawica-lewica” z tradycyjnym przyporządkowaniem nacjonalizmu do tej pierwszej jest także czymś, co musimy zwalczać na wszelkie sposoby. Idea nasza musi być na wskroś nowoczesna (w dobrym tego słowa znaczeniu) i dynamiczna, wyłamująca się z tego dychotomicznego podziału. Często mówimy o narodowym radykalizmie jako „trzeciej drodze” – do takiego stanu właśnie powinniśmy dążyć. Socjalne i pracownicze postulaty tradycyjne dla lewicy możemy bez problemu łączyć z postulatami obyczajowymi charakterystycznymi dla prawicy. Nie możemy bać się włączać do naszego programu jakiegokolwiek słusznego elementu, tylko dlatego, że tradycyjnie wykorzystują je środowiska obce lub wrogie nacjonalizmowi. Wręcz przeciwnie! Wszystko co służyć ma Polakom musi być przez nas sukcesywnie odbijane i przejmowane.
Wyłamanie się z tego skostniałego podziału („lewica-prawica”) nie tylko pozwoli pozyskać do działania nowych ludzi, ale dla zwykłych Polaków będzie jasnym sygnałem, że powstaje realna, ideologiczna alternatywa. Tylko tak zdefiniowany i funkcjonujący nacjonalizm będzie w stanie rozwinąć się i faktycznie oddziaływać na życie Narodu, a nie będzie zepchnięty w perspektywie kilku-kilkunastu następnych lat na coraz większy margines. Mamy obecnie naprawdę dobre warunki do działania. Zróbmy wszystko aby czas ten wykorzystać jak najlepiej i z nacjonalizmu stworzyć rzeczywiście tę siłę, której nasi wrogowie będą się faktycznie bali.
Grzegorz Ćwik