Pamiętam, że kiedy miałem te 18-19 lat i wchodziłem w życie polskiego nacjonalizmu, moje ego było dosyć wygórowane. Uważałem, że pozjadałem wszystkie rozumy, chciałem pouczać starszych i bardziej doświadczonych ode mnie kolegów na temat jak to wszystko ma wyglądać. Ot, młodość. Dziś widzę następców takiej postawy i jedyne co mi zostało, to ironiczny uśmiech. Dzieje się to samo z nacjonalizmem. Im bardziej ktoś uważa się za radykała, a jego postawa staje się coraz bardziej skrajna, wzrasta poczucie pewnej elitarności, która pozwala z góry patrzeć na innych. Niestety, obie postawy wracają jak bumerang do polskiego nacjonalizmu, który także i przez to stoi w miejscu. Młodzi działacze nie są w stanie porozumieć się z tymi, którzy siedzą w tym od lat; kłótnie, podziały, karierowiczostwo czy wybujałe ego i tak dalej, i tak dalej. Cieszymy się z małych akcji, które uznajemy za sukces, ale które – jakby ktoś przyjrzał się z bliska – nie są żadną nowością i powtarzają się co jakiś czas. Nie mamy wyznaczonych celów, poza narzekaniem, które dopada różnych ludzi po paru latach siedzenia w ruchu. Co niszczy od środka nacjonalizm?
Traktowanie idei jako chwilowej pasji, głosu młodości, który upada wraz z upływającym czasem i wchodzeniem w coraz to bardziej dorosłe życie... Tak, to nie tylko karierowicze i nudziarze są problemem naszego ruchu, ale ludzie, którzy w niego wchodzą, stają się jakąś tam nadzieją na przyszłość, marnują czas wielu ludzi, żeby po jakimś czasie odejść, dać sobie spokój, stanąć z boku lub po prostu stwierdzić, że „nie mam czasu”. Nic tak nie irytuje jak „nie mam czasu”, niechęć publicznego promowania swojej idei itp. Tacy ludzie to na dłuższą metę szkodnicy, swoim odpuszczaniem zabijający zapał innych, przez swoje lenistwo psujący wiele ciekawych inicjatyw, także z takich wyrastają następni mądralińscy pouczający wszystkich dookoła, osiągając jednak przy tym jedno wielkie nic. Tacy pasjonaci, którzy traktują ideę jako jakiś tam dodatek do swojego życia, takie hobby, którym zajmują się od czasu do czasu.
Tak zwani hobbyści przestają nagle być nacjonalistami, bądź takimi żołnierzami idei jak o sobie niegdyś mówili – kiedy kończą się szkoły, studia i zaczyna normalne życie. Nagle nacjonalizm staje się problemem, trzeba ukrywać twarz, nazwisko czy lepiej w ogóle się nie wychylać, żeby czasem w obieg nie wypłynęła informacja jakie poglądy się posiadało i posiada. Takie osoby zaczynają tworzyć wymówki wszelkiego rodzaju, starając się odsunąć jakoś z twarzą. Tacy hobbyści są bezużyteczni i po takich typu rozmowach powinni być skreślani albo po prostu ignorowani i nie traktowani poważnie. Nie potrzebujemy takich ludzi. Ale to nie wszystko - nacjonalizm niszczy od środka wieczna wojna, kto jest zdrajcą, kto jest bardziej kumaty, kto coś tam zrobił pla, pla, pla. Wszystko to wiąże się z niemożnością zbudowania czegoś większego, wyjścia w końcu poza wieczną gadkę o organizacjach młodzieżowych, formacyjnych czy innych, które tak naprawdę w niewielki sposób mają wpływ na życie Polaków. Nie chodzi tu o wieczną gadaninę łączenia ponad podziałami, ale o stworzeniu jakiejkolwiek organizacji politycznej w ogóle. Bo każdy wie lepiej, bo ktoś tam nie szanuje tych samych bohaterów i lepiej kogoś poobrażać, a bo ktoś tam 5 lat temu powiedział to i to i tak dalej, i tak dalej – niestety takich przykładów można mnożyć. Z tworzeniem swoich organizacji nie mają problemu przeciwnicy nacjonalizmu, którzy w ostateczności mają większe pole działania – społeczne i propagandowe.
Uwielbiam czytać książki, nie ma nic lepszego niż formowanie swojej osobowości. Jednak niektórym czasem odbija. Naczytają się lektur przedwojennych nacjonalistów, Romana Dmowskiego i innych, żeby potem walić cytatami na prawo i lewo lub z góry patrząc na tych, którzy tych dzieł i lektur nie znają. Naprawdę, nic tak nie cieszy jak rozwijający swoje umysły nacjonaliści, ale jednak tę nabytą wiedzę można przekazać w lepszy i przydatniejszy sposób niż wyśmiewaniem czy wymądrzaniem się. Napisz artykuł, wyślij do któregoś z pism, na jakiś nasz portal – zrobi to więcej pożytku dla ruchu niż jechanie po kimś, że jest niekumaty. Musimy przekazywać i promować naszą wiedzę, zdecydowanie w merytoryczny sposób, żeby przyciągnąć do siebie więcej ludzi.
Nacjonalizm musi skończyć z dziecinadą, po prostu. W końcu należy określić cele które chcemy osiągnąć czy mają to być tylko pojedyncze akcje społeczne od czasu do czasu, które są oczywiście ważne, ale powinny być uznawane za normalność niż za jakiś tam sukces. Za długo chełpimy się małymi akcjami, zbyt jeszcze nieśmiało spoglądamy w przyszłość i za dużo mamy wśród nas frustratów rozbijających nasz ruch. Trzeba sobie powiedzieć jasno, że naszym celem, do którego nacjonalizm powinien dążyć to objęcie nacjonalistycznych rządów w naszym kraju, w pełnym tego słowa znaczeniu. Idąc krok po kroku, rozbudowując organizacje, które powinny przestać gadać w końcu o jedynie swoich młodzieżowych charakterach, ale też o swoich politycznych zamiarach. Należy w dalszym ciągu dążyć do rozbudowy nacjonalistycznej propagandy, a także przygotowywać tych młodszych licealistów czy studentów na wejście w dalsze życie bez uszczerbku na działalności nacjonalistycznej. Młodsi powinni rozumieć starszych i na odwrót, współpraca – zamiast obelg. Idźmy w końcu naprzód, zamiast wciąż przeżywać to samo co jakiś czas. Niech ten nacjonalistyczny dzień świra się po prostu skończy.
Krzysztof Kubacki