Wydawałoby się, że dzięki wręcz tytanicznej pracy nacjonalistów w ostatnich latach ruch przeżywał najlepszy okres w swojej powojennej historii. Powstał szeroki ruch społeczny, organizacje narodowe doświadczyły rozkwitu, a marsze narodowców które wcześniej gromadziły w najlepszym razie kilkaset osób, liczebnie zaczęły sięgać tysięcy. „Narodowy historycyzm” także odniósł niekwestionowany sukces, kwestia Żołnierzy Wyklętych i udziału narodowców w II wojnie światowej urosła do rangi państwowej, pozytywnie odnoszących się do działalności nacjonalistów publikacji w czołowych polskich wydawnictwach pojawiły się dziesiątki. Na ulicach polskich miast trudno nie spotkać osób ubranych w patriotyczną, nacjonalistyczną odzież. Pojęcie „narodowiec” przestało się kojarzyć z subkulturą, co więcej zatraciło cechy pejoratywne, czego skutkiem jest fakt, że wiele młodych ludzi otwarcie nazywa się narodowcami i wcale nie będzie prowadzić to do ostracyzmu. Jednak szeroki front społeczny, jeśli w ogóle zdążył zaistnieć, rozpadł się.
Dynamiczny rozwój organizacji narodowych w najlepszym wypadku się zatrzymał i nastąpiła swoista stagnacja. Wraz z końcem ulicznych walk ze skrajną lewicą i policją na usługach liberalnego rządu inicjatywa łącząca środowiska narodowe Marsz Niepodległości zatraciła radykalne oblicze i pojawiło się pytanie bez odpowiedzi: jak dalej wykorzystać potencjał tej całej inicjatywy? Chcąc odzyskać niedawny pęd organizacje narodowe zaczęły słusznie podejmować na fali kryzysu imigracyjnego tematykę obrony Polski przed przybyszami z Afryki i Bliskiego Wschodu i pod hasłami tej obrony faktycznie gromadziły się w całej Polsce tłumy. Okazało się, że nowy polski rząd również wykorzystał antyimigracyjne nastroje i stał się w pewien sposób wręcz gwarantem, że za jego kadencji Unia Europejska nie zmusi Polaków do przyjmowania absurdalnych kwot tzw. „uchodźców”. Ta, jakby nie patrzeć zbawienna postawa rządzących, oraz nawiązanie współpracy UE z Turcją w sprawie powstrzymania imigracji sprawiły jednak, że ten temat nie stanie się nowym motorem dla nacjonalizmu (przynajmniej przez najbliższe „bezpieczne lata” nowego rządu). Potem były słuszne protesty przeciwko umowie handlowej CETA, oraz pikiety wymierzone w imigrację z Ukrainy. Te ostatnie pod względem mobilizacji, mimo masowej reklamy okazały się delikatnie ujmując po prostu skromne. Porównując z akcjami związanymi z imigrantami spoza Europy mającymi miejsce ponad rok temu, ujawniła się wręcz słabość polskiego ruchu nacjonalistycznego i brak konkretnych działań na rzecz rozwiązywania problemów, a jedynie zwracanie na nie uwagi. Okazało się również w tle podjęcia tematu imigracji z Ukrainy, że ludzkie masy udające się na Marsz Niepodległości bombardowane internetowymi memami, niejasnym stanowiskiem, bądź działalnością narodowych posłów, czy artykułami różnych portali z „narodowy” w nazwie, których całą treść można odczytać w ich tytułach, wcale nie są inni od zwolenników lidera partii Korwin/Wolność. Walka z kapitalizmem, liberalizmem gospodarczym, podnoszenie spraw socjalnych nie spotyka się z ich strony ze zrozumieniem, co nie powinno być żadnym zaskoczeniem. Czy w takiej sytuacji nacjonaliści powinni dostosować się do tych osób odchodząc od antykapitalistycznych, antyliberalnych poglądów? Czy powinni organizować kolejne manifestacje w „modnych” tematach, by znów rozwijać swoje formacje? Moim zdaniem nie.
Nacjonalizm w Polsce powinien przestać się kojarzyć ze skrajnym historycyzmem, wolnościowym podejściem do gospodarki (a może niższe podatki!), kółkiem różańcowym, czy organizowaniem pikiet i marszy. Nacjonalizm powinien kojarzyć się z nieustanną aktywnością na polu politycznym i społecznym, konkretnymi postulatami za którymi idzie realna działalność, powinien podejmować kwestie dotyczące codziennych problemów zwykłych Polaków, których nie zainteresuje się książkami Dmowskiego, wlepkami, czy memami, a realną obecnością i wyciągniętą do nich pomocną dłonią. Kwestie licznych upamiętnień, organizacji marszy pamięci należy pozostawić inicjatywom pielęgnującym historię jak np. Związek Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, ewentualnie sekcjom historycznym, gdy struktura organizacji na to pozwala. Jednak w żadnym wypadku nie powinna to być większość, a nawet połowa działalności narodowców. Równocześnie nie powinno się oczywiście odrzucać historycznych ideologów i autorytetów nacjonalizmów europejskich i ich dziedzictwa, to wszystko przecież nas kształtuje na żołnierzy politycznych, z zastrzeżeniem, że dawnych narodowo-rewolucyjnych idei nie będzie się kopiować popadając w rekonstrukcję historyczną, a słusznie aktualizować, by znaleźć dla nich miejsce w XXI wieku.
Jeśli chodzi o kwestie ekonomiczne i działalność społeczną to najlepszym przykładem dla nacjonalistów w Polsce będzie lewica, która przeżywa mimo znalezienia się poza parlamentem renesans. Konkretnie lewica w postaci partii „Razem”. Pomijając oczywiste z punktu widzenia nacjonalisty, bądź konserwatysty odrzucające postulaty obyczajowe, czy po prostu ciężki, prymitywny antyfaszyzm to trzeba przyznać, że popularność „Razem” zdobywa przede wszystkim na podnoszeniu kwestii ekonomicznych, które są ich sztandarowym tematem, oraz na kwestiach społecznych i ekologicznych grając często na tematach wywołujących emocje, ale niepodejmowanych przez narodowców. Dotykanie realnych problemów bliskich tzw. prekariatowi, wyzyskiwanym robotnikom i pracownikom spółek publicznych, realna obecność w życiu swojego miasta, dzielnicy, uczelni połączona z charakterystyczną i dobrze zorganizowaną propagandą w mediach społecznościowych prawdopodobnie da „Razem” możliwość wejścia do Sejmu przy następnych wyborach parlamentarnych. Równocześnie od posłów narodowych usłyszymy częste wypowiedzi postulujące niskie podatki, sprzeciw wobec pensji minimalnej, albo o zagrożeniu „antypolskim banderyzmem”. Trzeba przyznać, że ogromnym wstydem dla środowiska narodowego był fakt, że przykładowo to nie Ruch Narodowy wyszedł z inicjatywą wsparcia socjalnego w postaci „500 plus”, a demoliberalne „Prawo i Sprawiedliwość”, a przecież to narodowcy, nacjonaliści powinni hasła socjalne mieć jako hasła przewodnie. Bowiem to wielodzietna polska rodzina jest najważniejszym fundamentem trwania Narodu, to ona musi być opoką ekonomii państwa, a owe wsparcie traktować należy po prostu jako inwestycję w polski Naród, bowiem problemy demograficzne, które przeżywamy zarówno my i inne narody Europy mogą doprowadzić do stałych zmian etnicznych, a więc i konfliktów, kryzysów w najgorszym razie takich jak na Zachodzie Europy. Tym bardziej, że przecież hasła socjalne de facto dały PiS zwycięstwo, co dowodzi, że ta droga politycznie była i jest korzystna (nie mówiąc o tym, że krytykujące ten projekt, inne partie szybko przyjęły „500 plus” do swoich programów).
Wydawać się może, że powyższą tematykę środowisko narodowe podejmuje w sposób nieśmiały, stąd też tytuł tego artykułu. Z jednej strony pojawiają się hasła narodowo-solidarystyczne, z drugiej strony nie wspiera się chociażby w Warszawie wyzyskiwanych, zdesperowanych pocztowców zdradzonych przez związki zawodowe, pozostawiając tutaj pole do działania anarchistom, którzy tylko czekają na okazję do działania i wykorzystują ją w pełni. Oczywiście trudno zanegować, że nacjonaliści brali udział w pojedynczych protestach rolników, czy górników, ale przyznać trzeba że to kropla w morzu działalności, która powinna się na tym skupiać. W kwestii imigracji ukraińskiej zwrócono jednorazowo uwagę pikietami na tą problematykę, za czym jednak nie doszło do realnych działań, a możliwości jest naprawdę wiele: stygmatyzowanie przedsiębiorców i korporacji wyzyskujących lub ściągających imigrantów z Ukrainy, postulowanie bardziej rygorystycznych przepisów w wydawaniu Kart Polaka, dążenie do tego, by polskie związki zawodowe zwalczały wyzysk pracowników ze wschodu (by bardziej korzystne było zatrudnienie Polaka w Polsce, a nie Ukraińca), czy z rozpoczęciem współpracy na tym polu z chętnymi do współdziałania ukraińskimi nacjonalistami, którzy doskonale sobie zdają sprawę, że imigracja ich rodaków do Polski uderza w ukraińskie państwo i gospodarkę. Krytyka Unii Europejskiej nie może się ograniczać do haseł zniszczenia tego tworu, czy polegać na ciągłym oczekiwaniu, aż w końcu ten układ się rozpadnie, możliwości dla nacjonalistów na konstruktywną krytykę i odpowiedź w postaci postaci konkretnych rozwiązań jest wiele. Przykładowo rozwiązanie problemu żywności gorszej jakości Europy Środkowo-Wschodniej względem Zachodu. Węgierski Jobbik stworzył świetną (jeśli nie przełomową) międzynarodową inicjatywę na rzecz wyrównania płac w Unii Europejskiej. Na spotkanie na ten temat zaproszono nacjonalistów z Chorwacji, Polski, Słowacji, Rumunii, Bułgarii, Łotwy i Estonii. Co ciekawe polscy narodowcy mimo swojego pobytu w Budapeszcie w owym czasie nie pojawili się na tym spotkaniu co trudno w jakikolwiek sposób wytłumaczyć, bądź usprawiedliwić.
Inną kwestią jest ekologia, wcześniej ten temat podejmowano w środowisku w ramach pojedynczych akcji jak zbiórka na karmę dla schroniska psów, w ostatnim czasie na tym polu pojawiły się nieśmiałe zmiany. Zaczęły powstawać nowe inicjatywy jak Green Line Front polska sekcja, dla którego działalność ekologiczna jest działalnością przewodnią, równocześnie Młodzież Wszechpolska przeprowadziła ekologiczną kampanię na portalach społecznościowych, która nie ograniczyła się do wrzutki internetowej, a w niektórych kołach do regularnego sprzątania lasów, czy okazjonalnego sadzenia drzew (miejmy nadzieję, że obecny lub przyszły rząd ich nie wytną). Postulaty ekologiczne, czy walka o prawa zwierząt są w Polsce kojarzone z lewicą, a większość największych organizacji podejmujących te tematy przenika się ze środowiskami blokującymi Marsz Niepodległości w latach 2010 i 2011. Taka sytuacja nie może trwać wiecznie, bowiem z jednej strony są to tematy nośne, wywołujące dużo emocji, a więc i dające możliwość zdobycia większego kapitału politycznego, a z drugiej strony dbanie o naturę, środowisko powinno z góry być obowiązkiem nacjonalisty. Ktoś niemądry na prawicy powie, że smog to przecież niemiecki wynalazek, który ma likwidować nasze kopalnie węgla i tanie piece, bez których Polak zamarznie zimą i podobne powielane memami głupoty. Tutaj powinien pojawić się nacjonalista jako autorytet i rzeczowo wyjaśnić dlaczego jednak to jest problemem, który trzeba rozwiązać. Trujące powietrze w dużych miastach, a nawet małych jest faktem, również jest faktem, że rząd i władze miast niewiele z tym robią. Walka o czyste powietrze i zdrowie Polaków powinna być ze strony narodowców podejmowana regularnie, a nie zbywana ręką. Darmowa komunikacja miejska, ograniczenie liczby samochodów w centrach miast jako rozwiązania tymczasowe lub stałe, alternatywne źródła energii, nowoczesne filtry czy finansowanie wymiany pieców powinny być oczywistymi postulatami nacjonalistów. Kwestia praw zwierząt w postaci zakazu masowej hodowli zwierząt, która jest niemoralna, ale i pożywienie pochodzące od zwierząt masowego chowu jest po prostu złej jakości – to także powinien być stały postulat środowiska narodowego. Tym bardziej, że rozszerzenie postulatów o walkę o podwyższenie kar za znęcanie się nad zwierzętami, wpisanie koni na listę zwierząt towarzyskich, albo delegalizację hodowli na futra sprawi po prostu sprawi, że pewna luka na szeroko pojętej „prawicy” zostanie domknięta.
Omówiłem pokrótce tylko kwestie socjalne, pracownicze i ekologiczne, jednak problemów które powinien podejmować nacjonalizm, a które dotykają rzeczywiście społeczeństwa, jest dużo więcej. Pierwsze z brzegu prawa kobiet, czy podejmowano ten temat szerzej w środowisku nacjonalistycznym? Równość płac? Urlop menstruacyjny dla kobiet mających trudności w czasie miesiączki? To celne uderzenie w środowiska feministyczne, które zapomniały dawno o realnych problemach i najważniejszym postulatem obecnie pozostaje zliberalizowanie prawa aborcyjnego. Inne kwestie to wspieranie niepełnosprawnych, edukacja, kwestie zdrowotne, działalność nacjonalistyczna na uczelniach (w ostatnim czasie powstały trzy konserwatywno-narodowe inicjatywy na uczelniach, warto kibicować by działalność dotyczyła realnych problemów studentów, oraz obrony wartości narodowych, a nie historycyzmie), aktywność w życiu lokalnej społeczności (obecny system daje wiele narzędzi nacjonalistom np. możliwość proponowania władzom miasta na jakie cele może wydać korzystniej swój budżet), tutaj nacjonaliści oczywiście nie powinni się ograniczać jedynie do postulowania zmian nazw ulic. Między innymi właśnie z powyższą działalnością powinien być kojarzony nacjonalizm.
Równocześnie uznać należy, że nacjonalizm powinien być kojarzony z radykalną, bezkompromisową działalnością w obronie wartości z góry bliskich polskiemu Narodowi, a tym samym wartości bliskich społeczeństwu. Dlatego też pochwalić trzeba rosnącą liczbę akcji bezpośrednich wykonywanych przez środowisko nacjonalistyczne w ostatnich miesiącach. Ostatnia mająca miejsce w Warszawie w postaci blokady bluźnierczego spektaklu przez działaczy Młodzieży Wszechpolskiej, Obozu Narodowo-Radykalnego, Ruchu Narodowego oraz Szturmowców w postaci redaktorów, oraz sympatyków miesięcznika „SZTURM” pokazuje, że jednak nacjonaliści potrafią nadal działać radykalnie i stanowczo. Nacjonalizm w Polsce może stać w miejscu i nie rozszerzać swojej działalności, największe organizacje narodowe mimo tego będą istnieć za rok i za dziesięć lat. Jednak najważniejszym nie jest, by po prostu trwać, naszym obowiązkiem jest walka o lepsze jutro, a drogą do celu musi być śmiałość i zdecydowanie. Konkretne postulaty, propozycje rozwiązań w odpowiedzi na problemy, brak strachu wobec radykalnych działań, aktywne uczestniczenie w życiu obywatelskim. Odrzucenie historycyzmu jako fundamentu działalności, oraz ograniczania się do pikiet i marszy w przypadku realnych problemów i zagrożeń. Nasz polski nacjonalizm musi być śmiały i nie może bać się zaistnieć w taki sposób w przestrzeni publicznej, by stać się wręcz pożądany dla społeczeństwa.
Witold Jan Dobrowolski