Punktem wyjścia moich rozważań jest obranie modelu Centrum-Peryferie wraz z teorią zależności. Gospodarkę należy widzieć nie jako starcie idei „lewicy” i „prawicy” czy „socjalizmu” i „kapitalizmu” (pojmowanych na sposób abstrakcyjny i teoretyczno-doktrynerski), ale jako wojnę dwóch światów– Centrum i Peryferii, biorąc również pod uwagę istnienie „pół-peryferii”.
Nie będę zagłębiał się w historię teorii zależności - chętnych odsyłam do artykułów Jarosława Tomasiewicza. Wystarczy powiedzieć, iż teoria zależności („teoria de la dependencia”) powstała w Ameryce Łacińskiej, w odpowiedzi na dominującą teorię modernizacji, która była bezkrytycznie wyznawana przez polskie „elity” rządzące od 1989 r.. Teoria zależności wychodzi od założenia, że wszystkie popularne teorie ekonomiczne są w zasadzie zachodnio-centryczne, a więc nieprzydatne dla krajów Trzeciego Świata.
Podstawowymi przesłankami teorii to:
1. Ubogie narody dostarczają surowce naturalne, tanią siłę roboczą, pole zbytu dla przestarzałych technologii i rynki dla krajów rozwiniętych, bez których te ostatnie nie mogłyby sobie pozwolić na taki standard życia, jakim cieszą się obecnie.
2. Bogate kraje utrzymują stan zależności krajów biedniejszych różnymi sposobami. Ten wpływ jest wielowymiarowy i obejmuje m.in. działania ekonomiczne, polityczne, bankowo-finansowe, edukacyjne, kulturowe, sportowe, kontrolę medialną.
Fernando Henrique Cardoso - socjolog i prezydent Brazylii w latach 1995-2002) podsumował własną wersję teorii zależności w ten sposób:
ma miejsce finansowa i technologiczna penetracja krajów peryferyjnych i pół-peryferyjnych przez rozwinięte, kapitalistyczne kraje Centrum
powoduje to niezrównoważoną strukturę ekonomiczną zarówno wewnątrz społeczeństw krajów peryferyjnych, jak i między krajami Peryferium, a Centrum
to z kolei powoduje ograniczenie samopodtrzymywalnego wzrostu gospodarczego Peryferium
powstają specyficzne formy stosunków klasowych, co wpływa na modyfikację roli państwa w celu zagwarantowania właściwego funkcjonowania gospodarki i możliwości politycznej artykulacji społeczeństwa. Bez tego utrzymywany będzie stan braku możliwości artykulacji i strukturę niezrównoważoną.
„Dependyści” podejrzliwie odnoszą się do liberalnej teorii korzyści komparatywnych, wedle której na międzynarodowej wymianie korzystają wszyscy uczestnicy. Postrzegają gospodarkę światową jako grę o sumie zerowej: zysk jednej strony oznacza stratę dla drugiej (aczkolwiek z zastrzeżeniem, że nie oznacza to bezwzględnego ubożenia peryferii ale nierówny podział zysku). Dlatego według Franka rozwój i zacofanie są „dwiema stronami tego samego medalu, to znaczy są wzajemnie uzupełniającymi się warunkami globalnego systemu akumulacji kapitału”1
Całe sedno tkwi w tym, że rozwój jednych (tzn. Centrum) jest uwarunkowane trzymaniem w uzależnieniu Peryferie. Innymi słowy – jest to neokolonializm. Jak to działa w praktyce? Podam przykład. W Wielkiej Brytanii funkcjonuje „Henry biznesu”, który jest właścicielem Serwisu X – firmy naprawiającej telefony komórkowe. Stwierdza, że jego pracownicy są zbyt roszczeniowi, przenosi firmę do Polski, gdzie zatrudnia Polaków. I teraz – za dokładnie tą samą pracę, wymagającą dokładnie tych samych kwalifikacji i dokładnie tego samego nakładu i czasu pracy, polski pracownik dostaje 4-5 razy mniejszą pensję. Uwaga: w związku z tym, że i polscy pracownicy są zbyt „chciwi i roszczeniowi”, bardzo możliwe (choć oczywiście jest to czysto hipotetyczne), że Serwis X w Polsce zatrudni… imigrujących do kraju Ukraińców za jeszcze mniejsze pieniądze i na jeszcze bardziej „elastycznych” warunkach. Właśnie tak działa wolny rynek w praktyce.
„W bogatych krajach wysokość zarobków jest w większym stopniu determinowana przez ograniczenie imigracji niż przez cokolwiek innego, wliczając w to ustawodawstwo dotyczące płac minimalnych. W jaki sposób ustala się imigracyjne maksimum? Nie robi tego <wolny> rynek pracy który, jeśli pozostawić go samemu sobie, w końcu zastąpiłyby 80–90 procent rodzimych pracowników tańszymi i często wydajniejszymi imigrantami. Sprawę imigracji w dużym stopniu reguluje po prostu polityka”2.
Można oczywiście powiedzieć, że to wszystko czysta teoria i demagogia. Przytaczając kontente fakty; w roku 2015 Fundacja Kaleckiego opublikowała raport zrealizowany dla Narodowego Banku Polskiego w ramach projektu „Kapitał XXI wieku w Polsce” pod tytułem „Kapitał zagraniczny: Czy jesteśmy gospodarką poddostawcy?”3. Jego najważniejszymi wnioskami są:
Wśród firm z kapitałem zagranicznym spoza sektora finansowego połowa z nich (dane na rok 2013) zadeklarowała, że jej komercyjna działalność w Polsce nie przynosi żadnego zysku, co było podstawą nie płacenia podatku dochodowego CIT.
W 2014 r. udział płac w PKB wyniósł w Polsce 46%, czyli zaraz po Litwie najmniej w całej Unii Europejskiej. Udział płac w polskim PKB jest nie tylko o 10 p. proc. mniejszy niż średnia dla Unii Europejskiej, ale też wykazuje silną tendencję spadkową na tle stabilnego trendu europejskiego mimo rosnącej wydajności pracy. Podmioty z kapitałem zagranicznym w dużym stopniu korzystają ze wsparcia państwa polskiego, mimo że płacą stosunkowo niższe podatki niż firmy krajowe.
W Polsce działa 14 Specjalnych Stref Ekonomicznych, w których jedynie 19,6% podmiotów to inwestorzy polscy;
Łączna wartość zwolnień z tytułu podatków dochodowych w latach 1998-2013 w SSE wyniosła ponad 14,6 mld złotych;
Efektywna stawka CIT w 2013 r. dla podmiotów z udziałem kapitału zagranicznego była niższa od efektywnej stawki dla pozostałych podatników CIT o 1,2 p. proc.
Około 25% polskiego eksportu trafia do Niemiec. Polska gospodarka, podobnie jak pozostałe kraje Grupy Wyszehradzkiej, wykazuje cechy gospodarki poddostawcy – głównie względem gospodarki niemieckiej.
Cykle koniunkturalne gospodarki polskiej i niemieckiej od dekady wykazują znaczną synchronizację, co potwierdza hipotezę o „gospodarce poddostawcy”;
W łańcuchu dostaw gospodarki niemieckiej Polska stanowi ogniwo o stosunkowo niskiej wartości dodanej do eksportu.
Polska dla kapitału zagranicznego stanowi przede wszystkim źródło taniej, często dobrze kwalifikowanej, siły roboczej. Ale to jeszcze nie wszystko. Ważny jest także fakt, że przy postępującym wzroście efektywności pracy, rocznie średnio ok. 3,3%, nie rośnie w odpowiednim stopniu wzrost płac – rocznie średnio tylko o 0,9%. Relacja między wzrostem produktywności pracy, a wzrostem pensji świadczy o tym, że Polska, jako globalny podmiot gospodarczy, konkuruje z innymi przede wszystkim niskimi kosztami pracy.
Pozycja pracownika w naszym kraju jest bardo słaba, a płace są skandalicznie niskie. Wolny rynek sam nie rozwiąże tego problemu. „Niewidzialna ręka rynku” tym bardziej nie pomoże Polsce podnieść się z peryferyjnego statusu w globalnym systemie ekonomicznym. Potrzebna jest aktywna, świadoma i długofalowa polityka państwa oraz działalność związków zawodowych. Na szczęście widać syndrom pewnej zmiany. Na niedawnej konferencji „Odpowiedzialność przedsiębiorców za Polskę” prezes PiS Jarosław Kaczyński w sposób zdecydowany stwierdził: „Na pierwszym miejscu [musi stać] państwo, później własność, bez której nie może być wolności jednostki, no i rynek. Czy rynek może istnieć bez państwa? Nie może istnieć bez państwa, państwo musi zagwarantować bezpieczeństwo ogólne, osobiste tych, którzy funkcjonują na rynku”4. Oczywiście to są tylko słowa, ale jednak jest to jednak widoczna zmiana narracji po ćwierćwieczu hegemonii kulturowej neoliberalizmu w Polsce.
Trzeba jednak z całą mocą podkreślić, że w żadnym wypadku nie należy siedzieć z założonymi rękami i myśleć, że państwo wszystko samo załatwi. Konieczne jest zaangażowanie samych pracowników w związki zawodowe. Do tego potrzebna jest wiara, aktywizm i radykalizm. Przykład OZZ „Inicjatywy Pracowniczej”5 pokazuje, że chcieć to móc i nawet nieduży związek zawodowy może wiele zdziałać, może zdziałać nawet więcej niż bardziej liczebne organizacje. Będzie możńa słyszeć opinie laików „Ale to lewaki i anarchiści!”. Nie podoba się wam? To pokażcie, że jesteście lepsi i zróbcie cokolwiek lepiej.
Na koniec należy jeszcze wspomnieć, że w świetle teorii zależności, w parze z zależnością ekonomiczną idzie zależność kulturowa. W toku globalizacji, wartość dodatkowa wypracowana przez ludność danego kraju jest przywłaszczana przez zachodnią elitę kolonialną i rodzimą, kompradorską, „ponowoczesną” elitę liberalną. która sama ulega wzorcom kulturowym swych mocodawców. To prowadzi do ciekawego zjawiska nakładania się podziałów klasowych na narodowe. Centrum eksportuje do Peryferii swoje normy i wartości, co powoduje obniżenie statusu rodzimej kultury, uznawanie jej za „obciach”, „wstyd”, jak i wręcz do rozrywania kulturowej tkanki społecznej, a wraz z nią – tożsamości narodowej. Do trwałego wyciągnięcia kraju ze statusu Peryferii nie wystarczy więc zwycięstwo na poziomie bazy ekonomicznej. Potrzebna jest również wygrana w warstwie symbolicznej – na polu idei i kultury. I tutaj właśnie jest pole do popisu dla nacjonalistów.
Paweł Bielawski
Bibliografia:
1. http://lewica.pl/?id=9911&tytul=Tomasiewicz:-Wojna-%B6wiat%F3w
2. Ha-Joon Chang „23 rzeczy, których nie mówią ci o kapitalizmie” (2010)
3. http://kalecki.org/wp-content/uploads/2015/10/Kapital-Zagraniczny-w-Polsce-raport-Fundacji-Kaleckiego.pdf
4. http://polskaracja.com/kaczynski-pierwszym-miejscu-panstwo-potem-wlasnosc-rynek-wideo/
5. http://natemat.pl/201097,osiagneli-dwa-ogromne-sukcesy-w-pare-dni-maly-zwiazek-zawodowy-moze-odeslac-solidarnosc-i-opzz-na-smietnik-historii