Marzec to przede wszystkim obchody Dnia Żołnierzy Wyklętych. Czymże by one były bez internetowych utarczek dinozaurów z SLD, ZNP, czy młod(sz)ych rewizjonistów z Razem przeciwko „bandytom”? Mnie ten dzień skłania do nieco innych refleksji: w narodowym światku, dzień Żołnierzy Wyklętych trwa de facto cały rok. W porządku – szkoda jedynie, że krzewiona historia kończy się na symbolicznej dacie 1963 roku, co więcej skupia się głównie na historii „militarnej”, a patriotyzm utożsamiany bywa przede wszystkim z walką zbrojną.
W przeciwstawieniu z patriotyzmem historycznym jest to – jak wyraził [Bolesław – M.N.] Prus – patriotyzm bieżący, może lepiej – przyrodzony. Pierwszy zachowuje, ochrania, pilnuje ściśle praw swych i zabytków i z biegiem czasu po kolei je traci. Zasoby jego mają wartość archeologiczną lub podmiotową, stosownie do wspomnień, jakie w posiadaczach swych budzą. Drugi – postępowy, zdobywający i stwarzający pracą swą coraz to nowe wartości, które potęgują jego bogactwo. Jeden wydaje resztki spuścizny i uszczupla je ciągle, drugi wytwarza zapasy na dzień jutrzejszy.[1]
Jan Ludwik Popławski
Przywracanie pamięci o Żołnierzach Wyklętych to długotrwały, mozolny proces i choć wciąż trwa, patrząc z perspektywy czasu, można przyjąć, że przebiega pomyślnie. Dziś w zasadzie chodzi już nie tyle o upamiętnianie, co o utrwalanie pamięci i jej celebrowanie. Nic w tym złego. Źle się dzieje dopiero wtedy, gdy staje się kanwą całorocznego „repertuaru” środowisk narodowych. „Chłopcy wychodzą z lasu” to film[2] powstały w 2012 roku w hołdzie żołnierzom NSZ, a zatem w pewnym stopniu również żołnierzom Wyklętym. Z dzisiejszej perspektywy tytuł, jak mało który, idealnie pasuje nie tylko do starań o przywrócenie historii polskiej partyzantki antykomunistycznej lat 1945-1963, lecz także do części jej dzisiejszych apologetów – choć w nieco innym, szerszym kontekście.
Problem z krytyką, nawet tą konstruktywną, polega na tym, że zamiast skłaniać do refleksji nad jej zasadnością, automatycznie wyzwala odruch obronny, którego celem jest odpór krytyki. Nie wspominając o tym, że sytuuje jej autora w obozie „wrogów”, w najlepszym przypadków „malkontentów”. Krzewienie polskiej historii to nasz święty obowiązek! – oburzą się narodowi działacze. Pełna zgoda, podobnie jak jest to obowiązkiem rodziców, nauczycieli, historyków, grup rekonstrukcyjnych etc. Są tylko dwa „ale”:
Po pierwsze, popularyzowanie historii nie powinno odbywać się kosztem współczesności. Po drugie, polska historia niejedno ma imię i nie kończy się na czasach około stalinizmu, zaś aktów patriotyzmu dokonywano w Polsce nie tylko z bronią w ręku – zarówno przed, jak i po 1945 roku, o czym należałoby pamiętać.
1) Kwestią zasadniczą są proporcje. Reprywatyzacja, mieszkalnictwo, urbanistyka, szkolnictwo wyższe, służba zdrowia, czy stan środowiska naturalnego przegrywają rywalizację o uwagę ruchu narodowego z marszem Wyklętych, z walką z islamistami na polskich przystankach i piętnowaniem zgniłego Zachodu, którego jedyną szansą na przeżycie jest prezydentura Trumpa. Można niekiedy odnieść przykre wrażenie, że dla niektórych celebrowanie pewnego wycinka historii stało się odskocznią od zbyt trudnej codzienności, dając jednocześnie poczucie spełnienia patriotycznego obowiązku wobec narodu.
2) Synonimem patriotyzmu stała się walka zbrojna. Piętno minionego stulecia? Możliwe. Pomijam fakt, że współcześnie taka sama walka leśnych oddziałów, ukazana niezwykle romantycznie w kolejnych kinowych produkcjach, byłaby niemożliwa (bo że nieskuteczna, to oczywiste). Przyjrzyjmy się symbolice „odzieży patriotycznej” [Swoją drogą, jak skarpetki mogą być patriotyczne? Patriotyczna może być postawa ich właściciela, ale nie wynika jeszcze z faktu, że założył białoczerwone skarpety]. „Koszulki patriotyczne”, oprócz Żołnierzy Wyklętych prezentują Polskę Walczącą, Armię Krajową, Narodowe Siły Zbrojne, rzadziej Dywizjon 303, czy Husarię – wszystko łączy się nierozerwalnie z historią militarną. Wspólny mianownik to walka (zbrojna) z wrogiem (zewnętrznym). Czyżby patriotą można było zostać jedynie podczas wojny? W czasach pokoju można być patriotą w koszulce? Taki patriotyzm nie jest wcale tani, choć w ostatecznym rozrachunku przynosi korzyści tylko sprzedawcom. Nabywcom zastępuje potrzebę wyrażenia siebie i spełnienia obowiązku. A gdyby tak docenić na równi tych, którzy stworzyli i tworzą polskie sukcesy naukowe, sportowe, artystyczne, którzy pracą u podstaw rozwijali polskie społeczeństwo, tych którzy przełamywali schematy i sprawiali, że Polska stawała się rozpoznawalna na mapie świata, niezależnie od epoki? Ofiara (...) na rzecz ogółu, nie opromieniona blaskiem bohaterstwa, ani krwawą aureolą męczeństwa, ukryta i bolesna, ale tym wspanialsza i trudna.[3], jak to określił Popławski.
Nawet historia szeroko pojętej walki z komuną – niemniej romantycznej, a często skuteczniejszej – nie kończy się wcale na egzekucji śp. Józefa Franczaka „Lalka”. Nie wiedzieć czemu, „utknęli” na niej współcześni antykomuniści. Pomijając historię „Solidarności”, której meandry w ogóle nie są omawiane, przytoczę moje dwa ulubione przykłady społecznego oporu: strajk włókniarek (nie tylko) łódzkich zakładów w 1971 roku, który doprowadził do cofnięcia podwyżek cen żywności przez komunistyczne władze oraz strajk studentów polskich uczelni w 1981 roku – wówczas najdłuższy strajk okupacyjny w Europie, który zmusił władze PRL m.in. do legalizacji Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Wprawdzie nikt nie strzelał (tym razem), no i żadna z inicjatyw nie była z nazwy „narodowa”, co nie znaczy, że nie przyniosła pożytku „dla narodu”.
Najwyższy czas przełamać barierę historii 1963 roku. Nie o chodzi o to by zapomnieć. Sęk w tym, by pamiętać o innych. Przy okajzi pogadanki o Wyklętych (nierzadko tej prowadzonej przez samego historyka, na którą przyjdą lokalni działacze i stali bywalcy, niejeden z gazetką udowadniającą żydowskie pochodzenie polityków od prawa do lewa), być może warto pomyśleć nad organizacją dyskusji o kwestiach bieżących, która przyciągnęłaby też inne środowiska. Swoisty kult Wyklętych stał się znakiem rozpoznawczym środowiska narodowego. Gdyby tak poszerzyć krąg zainteresowań? Tak, by za kilka lat móc powiedzieć: Chłopcy wyszli lasu. Dziewczynki też.
Marta Niemczyk
[1] Jan Ludwik Popławski, Demokratyzacja zasad, „Prawda”, 1886
[2] „1942-2012 Chłopcy wychodzą z lasu”, prod. Chłopcy z Lasu i Komitet Figli, 2012
[3] Jan Ludwik Popławski, w: Naród i polityka. Wybór pism, oprac. Piotr Koryś, Ośrodek Myśli Politycznej Wydział Studiów Międzynarodowych i Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2012, s.24.