Szeroko rozumiany nacjonalizm w przeciągu ostatnich 6 lat ewoluował ze zjawiska niszowego i wręcz subkulturowego do rangi ideologii obecnej na scenie politycznej, w mediach i życiu społecznym Narodu. Niewątpliwie też sam nacjonalizm, jeśli rozpatrywać go pod względem konkretnych postulatów, kierunków rozwoju i głównych prądów w nim obecnych, przez ten czas zmienił swe oblicze. Oczywiście linie podziałów w polskim nacjonalizmie przebiegają na różnych płaszczyznach, jednak coraz bardziej widoczna i elementarna linia podziału objawia się w dychotomicznym funkcjonowaniu w środowisku narodowym 2 linii ideowych: narodowo-społecznej (lub po prostu: narodowo-radykalnej) oraz narodowo-liberalnej. Obie cieszą się spora popularnością i ich obecność występuje jednocześnie w ruchu, często także w ramach tych samych organizacji i środowisk. Oczywiście zwolennicy wszelkiego rodzaju frontów „szerokiej” prawicy, ruchów „antysystemowych” (cudzysłów jak najbardziej zasadny) etc. mogą widzieć w tym element pozytywny i budujący. Ja jednak pozwolę sobie postawić tezę zgoła inną. Istnienie w polskim nacjonalizmie linii narodowo-liberalnej to zjawisko szkodliwe, patologiczne i w gruncie rzeczy sprzeczne z nadrzędnością interesów Narodu nad innymi. Pojęcie narodowego liberalizmu w ujęciu takim, jakie porusza mój tekst, traktować można wymiennie z poglądami kapitalistycznymi, wolnorynkowymi i tym podobnymi, które przyprósza się zwykle retoryką anty-imigrancką oraz wspomnieniem Żołnierzy Wyklętych, aby do „liberalizm” dodać można „narodowy”. Jak postaram się wykazać, oba te terminy nie mogą stać obok siebie.
Narodowy liberalizm – jedna droga dla banku
Pobieżny tylko przegląd wypowiedzi osób związanych z różnymi organizacjami i środowiskami narodowymi jednoznacznie wykazuje, iż idea narodowa w dużej mierze idzie obecnie w parze z szeroko rozumianymi inspiracjami kapitalizmem, wolnorynkowym światopoglądem czyli ogólnie rzecz ujmując – z liberalizmem. Popularność wśród sporej części nacjonalistów osób pokroju Cejrowskiego, Maxa-Kolonki czy pewnego klauna w muszce każe zadać zasadnicze pytania. Czy faktycznie są to osoby, na które powoływać powinni się nacjonaliści? Czy powinniśmy ich popierać, tylko dlatego że też są przeciwni napływowi imigrantów oraz Unii Europejskiej? A przede wszystkim – czy skażenie idei nacjonalistycznej liberalnymi inklinacjami jest czynnikiem pozytywnym i rozwojowym, czy też szkodliwym, wprost mogąc być nazwanym „nowotworem”?
Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie warto przyjrzeć się pokrótce temu jak objawia się interesujący nas liberalizm wolnorynkowy w polskim nacjonalizmie? Przede wszystkim widać to w całej gamie postulatów i pomysłów gospodarczych, ekonomicznych czy społecznych. Najpopularniejsze z nich to:
Obniżenie podatków ze szczególnym uwzględnieniem jak najniższego opodatkowania osób najbogatszych
Likwidacja lub maksymalne ograniczenie programów pomocy społecznej, wsparcia socjalnego (500+: patrz niżej)
Likwidacja praw pracowniczych lub daleko posunięta ich liberalizacja
Likwidacja płacy minimalnej i stawek godzinowych
Brak nadzoru inspekcji pracy, często postulowanie likwidacji PIP
Przyzwolenie a nawet promowanie tzw. umów śmieciowych
Likwidacja lub ograniczenie państwowej edukacji, służby zdrowia i innych struktur na rzecz prywatnych
Traktowanie kapitału jako elementu nie posiadającego narodowości – to pogląd zaczerpnięty wprost z myśli anarchokapitalistycznej i libertariańskiej
Postawienie na pierwszym miejscu interesu pracodawców przy pomijaniu i marginalizowaniu celów i interesów pracowników
Oczywiście, postulatów tych znalazłoby się więcej, a niektóre warte są rozpatrzenia. Jednak powyższe punkty to swoiste jądro programowe myślenia w kategoriach liberalnych czyli kapitalistycznych. Podstawowym problemem jest tutaj konflikt gradacji wartości i metodyki myślenia o imponderabiliach. Nacjonalizm wolny od liberalnej zarazy zawsze na pierwszym miejscu stawia interes Narodu, traktowanego jako kompletny zbiór wszystkich jego członków, tak tych silnych i samowystarczalnych, jak też słabych i wymagających wsparcia. To ideowa podstawa jakiegokolwiek myślenia w kategoriach narodowego solidaryzmu. Tak samo nacjonalizm w wydaniu radykalno-społecznym traktuje na równi interesy pracodawców i pracowników, przy założeniu że powinny zostać zapewnione warunki rozwoju dla obu tych grup oraz zabezpieczone ich interesy.
Dopiero z tych nadrzędnych nakazów myślenia narodowego wynikają konkretne postulaty w kwestiach ekonomicznych, społecznych czy gospodarczych.
Tymczasem myśl liberalna podchodzi do zagadnienia w zgoła odmienny sposób. Na pierwszym miejscu postawiona jest doktryna – wolny rynek jako swoista utopia, do której musimy dążyć (inklinacje z analogicznym, marksistowskim myśleniem epoki słusznie minionej są jak najbardziej zasadne). Teoretycznie wolny rynek i szerzej : kapitalizm, mają być odpowiedzią na postulat wolności, jednak w praktyce kończy się na dogmatycznym bronieniu idei, która jest po prostu niekompatybilna do myśli nacjonalistycznej. To tak naprawdę największy zarzut dla narodowego liberalizmu z nacjonalistycznego punktu widzenia. O ile bowiem nacjonalizm stawia na wartość Narodu i z tej podstawy czerpie inspirację do bardziej szczegółowych programów, o tyle liberalizm wolnorynkowy skupia się na ślepej wierze w doktrynę ekonomiczną i sztywnym trzymaniu się postulatów związanych z tym nurtem.
Największym błędem metodycznym liberalizm jest w takim ujęciu założenie, że człowiek pozostawiony sobie nie tylko będzie zachowywał się w sposób racjonalny i logiczny, ale przede wszystkim że będzie kierował się (jak tego chcą kapitaliści) pobudkami szczytnymi, szlachetnymi i dobrymi. Tym bardziej wiara w to, że człowiek w ustroju wolnorynkowym musi kierować się światopoglądem nacjonalistycznym jest ogromną naiwnością.
Nie możemy też zapominać o niespójności obu idei (narodowej i liberalnej) na linii jednostka-kolektyw. O ile bowiem liberalizm to idea skrajnie indywidualistyczna, całkowicie wykluczająca interesy zbiorowości z wartości jakimi należy się kierować, o tyle nacjonalizm wyraża się w myśleniu kolektywnym, narodowym. Celem jest rozwój, bezpieczeństwo i dobrobyt całego Narodu, a nie tylko określonych jego jednostek. Tym bardziej, że w warunkach kapitalistycznych bogacenie się jednej grupy ludności odbywa się zawsze dzięki wyzyskowi drugiej, co oznacza jej marginalizację i postępującą pauperyzację.
Ostatnim, co rzuca się w oczy, przy analizowaniu herezji wolnorynkowej w ramach polskiego nacjonalizmu, to swoisty ekonomizm. Obecnie możemy go śledzić szczególnie przy wszelkich komentarzach i „analizach” odnośnie głośnego programu 500+. Dla liberałów i wolnorynkowców najważniejszym i jedynym kryterium oceny tego programu jest jego koszt oraz fakt, iż finansowany jest z budżetu państwa. Faktycznie – sumy poświęcane w skali roku na 500+ robią wrażenie, jednak dla nas, nacjonalistów, najważniejszym pryzmatem oceny będzie to, czy program ten wpływa korzystnie na rozwój narodowy Polaków czy nie. Choć 500+ nie działa jeszcze specjalnie długo i nie dysponujemy jeszcze całościowymi analizami, to jednak pewne badania zostały już poczynione. Wynika z nich jednoznacznie, że środki z program 500+ przeznaczane są przez polskie rodziny w największym stopniu na żywność, ubrania, rachunki oraz (co bardzo ważne) edukację (książki i podręczniki, korepetycje i dodatkowe zajęcia). Kompletnie przeczy to populistycznym argumentom (które wolnorynkowcy dzielą ze środowiskiem Gazety Wyborczej, NaTemat czy partią KORWiN) jakoby osoby otrzymujące pieniądze z 500+ przeznaczały je wyłącznie na alkohol. Inne analizy wykazują, iż od momentu wdrożenia programu zauważalnie i wymiernie zmniejsza się poziom ubóstwa (w tym ubóstwa dotyczącego dzieci) oraz wykluczenia społecznego. Tak więc nacjonalista przychylnie spojrzy na 500+, szukając raczej sposób na optymalizację tego programu. Wolnorynkowiec, owładnięty kapitalistycznymi bredniami, jedyne na co się zdobędzie to histeryczny wrzask „to z moich pieniędzy!”. I o ile to prawda, program finansowany jest przecież z podatków, to w ujęciu państwowym uznać go można spokojnie za realizację postulatu solidaryzmu narodowego.
Każdy więc, kto czuje ciągoty do idei rodem z „masakr” Korwina, powinien sobie zadać fundamentalne pytanie. Czy dla nacjonalisty ważniejsza jest idea z Narodem jako wartością najważniejszą, metafizyczną, gdzie wszelkie działania i dążenia oceniane są przez finalny i całościowy wpływ na wspólnotę narodową, czy też ważniejszy jest wolny rynek ze sztywnym doktrynerstwem i niewolą ekonomizmu i analizowania rzeczywistości wyłącznie przez pryzmat liczb i tabel.
Naród czy kapitał?
Tekst mój właściwie tutaj mógłby się kończyć, nie mogę jednak odmówić sobie wymienienia kilku najistotniejszych aspektów, w których silnie i wyraziście objawia się konflikt idei narodowo-społecznej (nacjonalistycznej) i narodowo-liberalnej (kapitalistycznej). To najczęstsze punkty gdzie widać zupełnie różne podejście i postulaty.
Prawa pracownicze – chyba jeden z najczęstszych celów ataków liberałów. Wedle kapitalistycznego punktu widzenia (podzielanego przez narodowych liberałów) pracodawca musi posiadać pełną władzę nad pracownikiem w miejscu jego zatrudnienia, a każda próba zapewnienia godziwych warunków zatrudnienia to „socjalizm”, „komunizm” i „lewactwo”. Niepłacenie na czas, zmuszanie do brania darmowych nadgodzin, pracy w weekendy, łamanie warunków umowy – to wszystko dla narodowych liberałów naturalny porządek ich wymarzonego ustroju. Nacjonalizm oczywiście staje jednoznacznie po stronie pracowników i opowiada się za godziwym zatrudnieniem i wynagrodzeniem, a we wspólnej realizacji zadań przez pracodawców i pracowników, w modelu zbliżonym do korporacjonizmu, widzi drogę rozwoju i wzrostu dobrobytu wszystkich klas społecznych.
Umowy śmieciowe i płaca minimalna – zagadnienie bezpośrednio związane z poprzednim. Wolnorynkowcy nie widzą nic złego w masowym zatrudnianiu w oparciu o umowy cywilnoprawne (tzw. śmieciówki) co umożliwia pracodawcom niestosowanie zapisów kodeksu pracy. W praktyce oznacza to dla pracownika pozbawienie ubezpieczeń społecznych, możliwości korzystania z urlopu, ponadto taka umowa jest zwykle krótkoterminowa a wypowiedziana może być z dnia na dzień. W dłuższej perspektywie umowy śmieciowe oznaczają głodowe emerytury, nie pozwalające na jakiekolwiek utrzymanie się. Także w płacy minimalnej kapitaliści widzą prawdziwe zło wcielone, mimo licznych przykładów (chociażby ostatnio Niemcy) pokazujących, że jej wprowadzenie zwiększa zatrudnienie i nie wpływa w żaden sposób negatywnie na ekonomię czy rynek pracy. W nacjonalistycznym ujęciu to zwykły sposób na zapewnienie minimum utrzymania i egzystencji dla osób na niższych stanowiskach, przy jednoczesnym utrudnieniu wyzysku przez nieuczciwych pracodawców. Takie same powody powodują, że myśl narodowo-społeczna opowiada się przeciw masowemu stosowaniu umów śmieciowych. Oczywiście, są sytuacje gdy umowy takie są nieodzowne, np. w wypadku freelancerów, wolnych zawodów, jednak w wypadku gdy zachodzi zwykły stosunek pracy, zastosowanie może mieć też tylko umowa o pracę.
Te 3 elementy: płaca minimalna, umowy o pracę i prawa pracownicze, prawidłowo funkcjonujące w narodowym państwie, stanowić powinny bastion poczucia bezpieczeństwa i stabilności wśród milionów Polaków, zwłaszcza tych młodych. To zaś fundament tego by Naród mógł się prawidłowo rozwijać i budować lepszą przyszłość.
Zasiłki – dla kapitalistów to prawdziwy jeździec Apokalipsy. Zasiłki bowiem dla nich z definicji są złe, a z owego „socjalu” korzystają tylko lenie, nieroby i nieuki. Opinie takie dotyczą zwłaszcza zasiłków dla bezrobotnych. Naprawdę zaś wygląda to „trochę inaczej”. Zasiłki to ubezpieczenie, do którego otrzymuje się prawo po odpowiednio długim okresie płacenia składek na fundusz pracy (12 miesięcy w przeciągu ostatnich 18 miesięcy). Nikt więc nie daje tych pieniędzy komuś „na piękne oczy”, ale dlatego, że dana osoba opłacała składki. Sam zasiłek wypłacany jest maksymalnie przez 6 miesięcy, a jego wysokość waha się w granicach 500-900 zł (w zależności od stażu pracy). Obecnie niecałe 15% bezrobotnych posiada prawo do zasiłków. Tak więc ani jego pobieranie nie jest masowe, ani w żadnym wypadku nie są to „kokosy” pozwalające na życie na koszt innych.
Czym jest więc zasiłek? To przede wszystkim swoisty bufor, który pomaga zabezpieczyć byt materialny osobom, które poszukują pracy po jej utracie. Największe mankamenty jego funkcjonowania to nie sam fakt, iż zasiłki dla bezrobotnych istnieją, ale wadliwe przepisy i ustawy. Zasiłki zazwyczaj nie przysługują osobom zatrudnionym wcześniej na śmieciówkach, ich wysokość często jest niewystarczająca (zwłaszcza dla osób będących jedynymi żywicielami rodziny) a przyznanie może być odroczone nawet o kilka miesięcy (m.in. przez formę zakończenia stosunku pracy w ciągu 6 miesięcy przed wizytą w urzędzie). Tak więc to są prawdziwe elementy zasługujące na krytykę przez nacjonalistów w tym zagadnieniu (zwłaszcza wspomniane wcześniej masowe zatrudnianie na śmieciówkach), a nie sam fakt istnienia zasiłków.
Analogiczna sytuacja ma miejsce z pomocą społeczną – sztywne normy, błędne procedury i niekompetentny personel tego pionu budżetówki to powody, dla których pieniędzy nie dostają często ci, którzy pomocy faktycznie wymagają. Jako nacjonaliści, a więc osoby opowiadające się za solidaryzmem narodowym, musimy mieć świadomość, że istnieje grupa ludzi wymagająca wsparcia i pomocy. Niepełnosprawni, osoby z rodzin dysfunkcyjnych, ludzie pokrzywdzenia przez wszelakie wypadki losowe – pozostawienie ich samych sobie to już nie kwestia stricte ideowa, to sprawa zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Naprawić trzeba instytucje i przepisy warunkujące tą pomoc, a nie bredzić o „nierobach żyjących z naszych podatków”.
Podatek bankowy i podatek dla dużych sieci sklepów – to chyba najczęstszy postulat kapitalistów. Podatki dla bogatych są dla nich prawdziwą zbrodnią (tylko na kim?), a gigantyczny drenaż polskiego kapitału przez zagraniczne koncerny i korporacje to nie problem. Fakt, że Polska jest w pierwszej dwudziestce krajów o najwyższym stopniu odpływu kapitału za granicę, dzięki działaniu zagranicznych firm, wolnorynkowców zdaje się nie martwić. Najważniejsze to aby powstał kolejny supermarket czy oddział zachodniej korporacji, nawet kosztem polskich firm. Można dyskutować czy warunki i sposób wprowadzenia podatku bankowego oraz podatku dla dużych sieci sklepowych są najlepsze, jednak sama idea im przyświecająca jest jak najbardziej słuszna. Trzeba jak najszybciej ograniczyć drenaż polskiego kapitału i zmusić zachodnie firmy do płacenia podatków tutaj, w Polsce. Podobnie w wypadku systemu podatkowego jako nacjonaliści opowiadać powinniśmy się za podatkami progresywnymi. Skrajnie naiwna teoria „skapywania” już dawno została obalona, a sprawiedliwa i narodowa (czyli przede wszystkim bardziej równomierna) redystrybucja pieniądza wymaga takiego właśnie rozwiązania. Nie kłóci się to oczywiście w żaden sposób ze zwiększeniem kwoty wolnej od podatków czy obniżeniem podatków dla najuboższych, co niejednokrotnie zdarza się wyczytać lub usłyszeć w wolnorynkowej propagandzie.
Co najważniejsze odrzucić trzeba kategorycznie dogmat jakoby kapitał nie miał narodowości – to liberalna trucizna nie mająca z realiami jakiegokolwiek związku.
Odważny krok do przodu – twórczy rozłam?
Temat funkcjonowania liberalnej herezji w naszym polskim środowisku nacjonalistycznym to oczywiście sprawa do dłuższych i bardziej złożonych analiz. Na potrzeby niniejszego tekstu, który ma charakter przede wszystkim publicystyczny, przejść możemy do podsumowania i wniosków, oraz konkretnych postulatów.
Pierwszą konstatacją jest stwierdzenie, które nota bene już padło więc tylko je powtórzymy, że nacjonalizm i kapitalizm wolnorynkowy nie idą razem w parze. Ze względu na zupełnie inne wartości im przyświecające, diametralne różnice w konstrukcji rozumowania oraz różną gradację celów i idei, uznać trzeba tzw. „narodowy liberalizm” za swoistą herezję, nie mogącą być akceptowaną w nacjonalizmie.
Z samego takiego stwierdzenia nie wynika jeszcze żadna praktyczna korzyść. Tym bardziej, że narodowy liberalizm nie wyraża się w konkretnej organizacji czy środowisku, ale rozsiany jest po różnych strukturach. W efekcie, ze względu na wzajemne wykluczanie się, narodowy liberalizm hamuje działania w duchu narodowo-społecznym (nacjonalistycznym), a kierunek narodowo-społeczny także dla liberałów jest swoistym wstecznictwem i „spowalniaczem”. Wniosek jaki się nasuwa jest prosty. Oba te kierunki : narodowo-liberalny oraz narodowo-radykalny (lub jak kto woli: narodowo-społeczny) powinny możliwie najszybciej się rozejść i pójść odrębnymi drogami. Mowa tu zarówno o kierunkach ewolucji idei i sposobów działania, jak i przede wszystkim o organizacjach i środowiskach. Krótko mówiąc, postulatem moim jest swoisty rozłam w środowisku nacjonalistycznym. Organizacje, które zdominowane są przez wolnorynkowców i opowiadają się za kapitalizmem, pójść powinny oficjalnie już w kierunku współpracy z partiami Korwina, Jóźwiaka czy Petru (w zależności, która odmiana liberalizmu jest im bliższa) a odpuścić sobie nawiązywanie do idei nacjonalistycznej. Z kolei kapitaliści w strukturach, które nie są zdominowane przez liberałów być może powinny się zastanowić nad zmianą przynależności – organizacji, partii i think-tanków liberalnych i libertariańskich jest aż nadto.
Rozłam taki wyjdzie obu grupom na zdrowie. Narodowym radykałom pozwoli na realizowanie działań w duchu zdrowego nacjonalizmu, bez oglądania się na liberalną część ruchu. Zaś liberałowie będą mogli w końcu rozwinąć swoje wolnorynkowe skrzydła i w pełni opowiedzieć się za tyranią niewidzialnej ręki rynku. Takie swoiste katharsis w moim mniemaniu wyszłoby z dużym pożytkiem dla idei Narodowego Radykalizmu w Polsce.
Grzegorz Ćwik