Marta Niemczyk - „Beton popękał, gruzy pozostały”

 

Pomniki komunistyczne wciąż straszą. Prócz tego, że nieraz wyglądają jak nocny koszmar bieda-artysty, bije od nich ironią i fałszem. Pamiątki „braterstwa broni”, pomniki „wdzięczności” ku czci „wyzwolicieli” niech znikają czym prędzej. Ale co takiego uczynił Polsce Ludwik Waryński? Czy dekomunizacja dosięgnie Jurija Gagarina? Komuna Paryska, Promieniści, Edward Gierek – naprawdę wszystko jedno? Miejmy nadzieję, że nikt nie dopatrzy się komunizmu w czerwieni polskiej flagi.

 

Beton popękał” to hasło tegorocznej Antykomuny – dorocznego festiwalu antykomunizmu, odbywającego się tradycyjnie każdego grudnia w Łodzi, wraz z nadejściem rocznicy wprowadzenia stanu wojennego. Prelekcje, turniej piłkarski, manifestacja, koncert – 10 grudnia, na głównych ulicach miasta znów rozległo się głośne „Raz sierpem, raz młotem...”. Tylko, że „czerwona hołota” już dawno zmieniła barwy, sponsorów i wyznanie (z realno-socjalistycznej na prawdziwie-rynkową), a my dalej ganiamy ich z „sierpem i młotem”. Świętujemy ustawę dekomunizacyjną i „brak politycznej postkomuny w Parlamencie”. Nie zrozumcie mnie źle, antykomunizm jest pozytywnym zjawiskiem, tylko jego formuła już nie przystaje do rzeczywistości. Oto garść moich post-antykomunistycznych refleksji.

 

Łódź – Titanic transformacji

Być może jednym ze słabych punktów Antykomuny jest jej lokalizacja. W takim mieście jak Łódź, gdzie w miejscu zabytkowych fabryk stają siedziby firm takich, jak Infosys czy Lexus (np. przy rondzie – o ironio! – Solidarności), w takim mieście jak Łódź, bez wątpienia jest z czym walczyć, tylko czy na pewno jest to komuna? W Łodzi, wraz z końcem PRL, skończyła się pewna epoka i niekoniecznie były to „wieki ciemne”. „Transformacja” pociągnęła za sobą drastyczny wzrost bezrobocia i odpływ mieszkańców. W 1946 roku liczba ludności miasta wynosiła niespełna 497 tys. W 1988 roku miasto liczyło już 854 tys. mieszkańców![1] Od tego momentu następuje systematyczny odpływ ludności. W 2016 roku jest nas 698 tysięcy[2]. Okres PRL był dla Łodzi okresem relatywnego rozwoju, szczególnie w przemyśle lekkim oraz filmowym – w końcu nie na darmo mówiło się „Hollyłódź”. Absolutnie nie oznacza to, że łodzianie tęsknią dziś za Komitetem Centralnym. Oznacza to tyle, że należy uwzględniać miejscową specyfikę i historię. Zamiast obalać mit zwycięskiej i samodzielnej transformacji, łatwiej „wieszać komunistów”. Zamiast upamiętnić łódzkie włókniarki, które w 1971 roku „postawiły się” Gierkowi albo łódzkich studentów okupujących uczelnię na znak protestu wobec reżimu w 1981 roku, łatwiej dekomunizować Plac Komuny Paryskiej.

 

Zdekomunizować Komunę Paryską

Pamiętam, jak kiedyś na facebookowym profilu Marszu Niepodległości wywiązała się burzliwa dyskusja o tym, czy należy domagać się likwidacji koła naukowego myśli marksistowskiej powstałego na jednej z polskich uczelni, czy też nie. Rozstrzygnięcie tego sporu pozostawiam czytelnikom, mi chodzi tylko o wyznaczenie granicy między wiedzą i znajomością historii, a propagowaniem jakiejkolwiek ideologii.

 

Ustawa dekomunizacyjna, a ściślej „ustawa o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej”, bo tak brzmi jej pełna nazwa, dała samorządom rok na oczyszczenie przestrzeni publicznej z reliktów komunizmu. „Za propagujące komunizm uważa się także nazwy odwołujące się do osób, organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących represyjny, autorytarny i niesuwerenny system władzy w Polsce w latach 1944–1989”[3]. Czy należy do nich słynna już Komuna Paryska, Stefan Okrzeja, Ludwik Waryński, Marcin Kasprzak, czy Jarosław Dąbrowski? Waryński widniał wprawdzie na banknotach PRL, ale sam nie miał z Komitetem Centralnym zbyt wiele wspólnego, bo zmarł w XIX wieku.

 

Na obdrapanej ścianie łódzkiej kamienicy na rogu Żwirki i Kościuszki, pozostał ledwo czytelny, lecz wciąż kolorowy mural reklamowy z czasów PRL – Zakłady Przemysłu Bawełnianego im. Armii Ludowej[4]. Czy należy uznać to za przejaw gloryfikacji komunizmu? A może za historię pewnej epoki? Pozostawiam do przemyśleń.

 

Ulica murem podzielona...

Przestrzeń jest pamięcią społeczeństwa, nazwy tej przestrzeni stanowią fragmenty pamięci zarówno dobrej, jak i złej. Pojawia się więc pytanie o granice jej wymazywania i wreszcie o to, kto ma to robić.”[5] Moja mama wychowywała się przy ulicy Nowotki, dziś zwanej Legionów. Mimo absolutnego braku sympatii komunistycznych, wspominając młodzieńcze lata niezmiennie używała dawnej nazwy. Nie była wcale odosobnionym przypadkiem. To kwestia przyzwyczajenia, wspomnień i sentymentu. Do młodości – nie do PRL. Mam nadzieję, że głosy sprzeciwu mieszkańców i ich narzekania na konieczność wymiany dokumentów zawierających adres, nie zostaną odczytane przez niektórych jako przejaw sympatii do komunizmu.

 

Sądzę, że nic nie działa bardziej „antykomunistycznie”, niż porządna edukacja historyczna. Inna rzecz, że choć dawno martwi komuniści znikną z pomników, ulic i szkół, całkiem żywi postkomuniści wciąż pozostaną sędziami, prezesami, właścicielami, zarządcami tych ulic, dyrektorami tych szkół. Na tym chyba polega nasza główna rola – żeby tworzyć prawdziwą alternatywę.

Marta Niemczyk

 

Urząd Statystyczny w Łodzi, Ludność na podstawie spisów, http://lodz.stat.gov.pl/dane-o-wojewodztwie/stolica-wojewodztwa-1323/ludnosc-dane-o-lodzi-2014/ (dost. 19.12.2016)

http://demografia.stat.gov.pl/bazademografia/Tables.aspx (dost. 19.12.2016)

Ustawa z dnia 1 kwietnia 2016 r. o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej Dz.U. 2016 poz. 744

http://www.kreatorpodrozy.com/sladami-lodzkich-murali/ (dostęp 21.12.2016)

Bohdan Jałowiecki, Marek S. Szczepański, Miasto i przestrzeń w perspektywie socjologicznej, Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR, Warszawa 2002, s.393