Natura bywa zarówno wrogiem człowieka (co objawia się np. w fatalnych ostatnimi czasy warunkach pogodowych), jak i jego najlepszym przyjacielem - a nawet budulcem jego potęgi, jeżeli temu uda się ją ujarzmić i korzystać z jej zasobów według własnej woli. Ale Natura to nie tylko zjawiska atmosferyczne i otaczający nas ekosystem - mam tu również na myśli wszystko to, co jest pierwotne i naturalne dla poszczególnych jednostek, jak i całych mas ludzkich. Narody również posiadają swoją naturę - i gdy zostają od niej odcięte, gdy zostają wyzute z tego, co stanowiło o ich sile i wyjątkowości, zwyczajnie umierają. Nie inaczej sytuacja wygląda w przypadku naszych zachodnich sąsiadów.
Często w naszym środowisku podejmuje się problem ogarniętego liberalnym nowotworem Zachodu - niegdyś zdobywcy i panowie świata, a dziś jakby bezbronni starcy, którzy w najlepszym wypadku mogą wspominać dawne dni chwały, chyląc się ku swej trumnie. Często wysuwane są tezy, iż Francja przy obecnej koniunkturze, zostanie krajem islamskim przed II połową XXI wieku. Słyszałem również głosy o tym, iż w najbliższym czasie Szwecja stanie się państwem Trzeciego Świata, a rodzący się najczęściej w Zjednoczonym Królestwie chłopcy o imieniu "Mohammed", już niedługo zadepczą tam anglosaskich tubylców. Być może to wszystko prawda i faktycznie jesteśmy dziś świadkami upadku Okcydentu, co wywołuje u mnie mieszane uczucia - ale nie tego ma mój tekst dotyczyć. Przy tych wszystkich narodowych tragediach, największy żal - o dziwo, gdyż nigdy nie darzyłem sympatią ludu zza Odry - budzi we mnie dramat Teutonów, którzy każdego dnia muszą obserwować postępującą zagładę swojej tożsamości i aplikowanie w jej miejsce czegoś zupełnie sprzecznego z germańską naturą. I jako, że ich przykład będzie tu najlepszy (najbardziej wyrazisty), to właśnie nim posłużę się w moim tekście.
Naród niemiecki rodził się w wojennym zamęcie wieków średnich, jego wojownicza i butna mentalność wykluwała się z chaosu, jaki ogarnął świat europejski po upadku zachodniego Rzymu. Obok podbijającej kontynent wiary chrystusowej i kierującej swój wzrok na wschód potęgi władców frankijskich, to właśnie naturalne cechy, tożsame poszczególnym ludom zamieszkującym rejon oznaczany niegdyś na rzymskich mapach jako "Magna Germania", złożyły się na spoiwo, które ukształtowało kulturę wspólną dla całego środkowo-germańskiego etnosu i pozwoliło wieki później wyrosnąć z niej Niemcom we współczesnym rozumieniu tego słowa. O jakich cechach mowa? Przede wszystkim o tych, których my - Polacy - byliśmy w stanie doświadczać ze strony Niemców w ciągu ostatnich stuleci, a o czym pisywali już rzymscy historycy i podróżnicy. Dla przykładu, łaciński pisarz Publiusz Korneliusz Tacyt, opisywał około 98 roku n.e. niemal z zachwytem panującą w ówczesnym społeczeństwie północnych sąsiadów Rzymu, ścisłą monogamię oraz cnotliwość ogółu (zatem zdyscyplinowanie i karność ludności), co bardzo kontrastowało z szerzącym się już wówczas w jego ojczyźnie rozluźnieniem moralnym i klęski archetypu zdrowej rodziny wobec prymitywnych, hedonistycznych żądz. Podkreślał także wojownicze i zdobywcze postawy Germanów, ale szczególnie interesujący jest inny fragment jego dzieła:
"Sam przychylam się do poglądów tych, którzy sądzą, że plemiona Germanii, nie wchodząc w związki małżeńskie z innymi ludami, zawsze były ludem odrębnym, czystym i podobnym tylko do siebie. Stąd też, wśród takiej masy ludzi, wygląd ciał jest jednakowy u wszystkich. Dzikie, niebieskie oczy, rude włosy, ciała potężne,wytrzymałe tylko w ataku. Wytrwałość w pracy wymagającej wysiłku już nie ta sama; źle też znoszą pragnienie i upały, do chłodu i głodu - pod takim niebem i na takiej ziemi - przywykli".
Cytat ten pozwala uzmysłowić sobie, jak bardzo zamkniętym, hermetycznym oraz przywiązanym do swojej etniczności i kultury społeczeństwem, były ludy z północy Europy (prawdopodobnie nie tylko Germanie). Ta oraz wiele innych myśli Tacyta przyczyniły się do popularyzacji jego dzieła w kręgach nacjonalistów niemieckich w XIX wieku, a zwłaszcza nieco później - w środowisku narodowych socjalistów, którzy całymi garściami pragnęli czerpać z Antyku, widząc w jego dziedzictwie jakby ogień prometejski dla współczesnych im, mrocznych czasów. Europejskie ruchy faszystowskie i "faszyzujące" jednak poniosły wówczas klęskę, do której przyczyniło się wiele poważnych błędów zarówno myślenia, jak i działania, nad którymi postaram pochylić się w innym artykule - w każdym razie nie zatrzymały one tego, co i tak nieuniknione. W XXI wieku dalsza liberalizacja Europejczyków jest nieunikniona i niestety - odcisnęła swoje piętno nawet na ruchach pretendujących do bycia spadkobiercami tamtych "żołnierzy politycznych".
W XX wieku nacjonalizm niemiecki próbował angażować wszystkie siły witalne narodu do walki z jego powolnym obumieraniem i dekadencją - mamy tu zdecydowanie chyba najbogatszą gamę wspomnianych wcześniej ruchów, które kreowały i wcielały w życie własną wizję przyszłych Niemiec i Europy. Od nacjonalizmu klasycznego, konserwatywnego (popularnego szczególnie w kręgach arystokracji i sentymentalistów, cierpiących mentalnie i fizycznie po upadku II Rzeszy), przez strasserowski "Czarny Front" (przodujący w północnych Niemczech ruch robotniczy, dążący do budowy państwa ludowego), aż po niesławny, aczkolwiek najsilniejszy wówczas hitleryzm i jego rewolucyjne podejście do kwestii całości cywilizacji europejskiej. Lista nazwisk ideologów niemieckiego nacjonalizmu (np. Oswald Spengler i jego "biologiczne spojrzenie na zagadnienie kultury", jak pisał o nim Feliks Koneczny; bracia Strasser, którzy sformułowali bardzo konkretny program socjalny, przyświęcający ich ruchowi) jest jednak niewielką karteczką w porównaniu ze spisem wielkich ludzi kultury, sztuki, filozofii, teologii i innych dziedzin, jakich Germania dała gatunkowi ludzkiemu. Wiele wspaniałych osiągnięć i cała ta spuścizna, jaką Niemcy pozostawili Europie, wywołuje konsternację, gdy patrzy się na roztaczający się przed nami obecnie obraz tragedii tego narodu.
Niemcy są całkowicie oderwani od swojej natury - już nie są wojownikami i zdobywcami, po klęsce III Rzeszy denazyfikacja skutecznie wybiła im z głów ich pierwotną, charakterystyczną dlań mentalność. Zgniła obyczajowość, luźne podejście do kwestii seksualności, wyparcie archetypu rodziny przez prym ruchów LGBT, feministycznych i "pro-choice" - jest to coś zupełnie obce prastaremu etnosowi germańskiemu i co za tym idzie, burzące jego tradycyjne zdyscyplinowanie i wywołujące chaos ideologiczny, w którym ten nie potrafi się odnaleźć. O ile narody np. Europy Wschodniej są w stanie przezwyciężyć dyktat poprawności politycznej dzięki nie dającym się zaburzyć, naturalnym (chciałoby się rzec "plemiennym") instynktom, o tyle przeciętny Teuton ma tak zakorzeniony strach przed nacjonalizmem, przed zdrowym egoizmem narodowym... przed samym sobą i własną tożsamością wręcz, iż niemożliwym zdaje się jakiekolwiek odbudowanie jego dawnej tak jednostkowej, jak i kolektywnej siły. Współczesny nacjonalizm zaodrzańskich sąsiadów, odwołujący się do tradycji historycznych i będący faktyczną "alternatywą dla Niemiec", jest zepchnięty na margines, natomiast rzekomy "nacjonalizm" pokroju partii 'AfD' opiera się wyłącznie na ksenofobii, nie zaś dążeniu do naprawy społeczeństwa i negacji liberalizmu. Dodać do tego wszystkiego całkowitą uległość wobec prawdziwej inwazji obcych ras ludzkich i łamiącą się demografię tubylców (która w konsekwencji prowadzi do wymierania samego etnosu, a więc ostatniego bastionu niemieckiej normalności), a można wysnuć mniej lub bardziej smutną tezę, iż jesteśmy naprawdę świadkami zagłady Niemców, jakich znaliśmy z podręczników historii, lub nawet z osobistych relacji z nimi. Wystarczy spojrzeć na przeciętnego obywatela Okcydentu - jest on przyzwyczajony do swych wygód, nie zależy mu na przedłużaniu gatunku (a więc tego, do czego dąży przecież każda istota żywa); mężczyźni bywają zniewieściali, a kobiety zliberalizowane do granic możliwości.
W tej "antyniemieckiej histerii", jaką zaszczepia się młodym Niemcom, nie chodzi już tylko o niechęć do niesławnej III Rzeszy - wszystko, co tradycyjnie germańskie, wojownicze (II Cesarstwo, Prusy, także czasy zamierzchłe) jest przyszłym pokoleniom skutecznie obrzydzane. W RFN hołubi się jedynie historyczne akcenty demokratyczne, republikańskie oraz liberalne. Gdy zaś słyszy się wypowiedzi bardziej lub mniej znanych polityków z kraju naszych sąsiadów (np. Gregor Gysi mówiący o tym, że "mniejszy przyrost naturalny jest dobry, bo doprowadzi do wyginięcia elektoratu nazistów") i porównuje je z tym, co propagują w Polsce środowiska 'Gazety Wyborczej', czy 'Krytyki Politycznej' - wówczas nasuwa się spostrzeżenie, iż faktycznie komuś bardzo zależy na obrzydzeniu Europejczykom sobie ich samych. Należy wprawdzie zdać sobie dobrze sprawę z tego, że państwo niemieckie w całej swej historii występowało jako byt opozycyjny względem Polski i wręcz nieustannie mu zagrażający - ja zaznaczę przy tym, że będąc pesymistycznie nastawionym do przyszłości całego Okcydentu, nie rozpaczam bardzo z powodu germańskiej słabości... Ale ta ruina niegdyś wielkiego imperium, ta tragedia dawniej tak dumnego i karnego narodu, to postępujące, ciche ludobójstwo całego etnosu (gdzie nawet młodzi nacjonaliści są konsumpcjonizmem tak skażeni, iż nie wyobrażają sobie życia swoich przodków, bez codziennych wygód) - to wszystko tak bardzo mnie przeraża i zasmuca, iż skłania do wyciągnięcia z tego jakichś wniosków.
Historycznie narody słowiańskie mimo wielkiego potencjału, znajdując się zbyt daleko od głównych, europejskich ośrodków cywilizacyjnych w Italii i Helladzie, nie dokonały tak wielu osiągnięć jak ludy germańskie, czy romańskie. Dzisiaj jednak oczy całego świata są skierowane właśnie na wschód Europy, który w odróżnieniu od Okcydentu, nie pozwolił konsumpcyjnym trendom wyprzeć swej Natury. Pierwotne, ludzkie atawizmy (takie jak dążenie do 'zdobywania' u mężczyzn, czy wspólne dla obu płci myślenie o przyszłym założeniu rodziny) są tu wciąż obecne. Nie da się też ze słowiańskiego umysłu wykarczować przywiązania do Tradycji i religii - wystarczy wybrać się do świątyni katolickiej, czy prawosławnej w dniu jakiegokolwiek ważniejszego święta, by się o tym przekonać. Oddolny, społeczny nacjonalizm jest wręcz zakorzeniony w polskim społeczeństwie, bo choć przez brak pewnej świadomości politycznej nie przekłada się on często na wyniki wyborcze, czy liczebność partii o takim profilu - to jednak duma z bycia Polakiem, przywiązanie do symboli narodowych i hucznego obchodzenia ważnych dat historycznych (a nawet zwykła, NATURALNA u Słowian niechęć do obcych z innych kręgów kulturowych)... to wszystko świadczy o tym, że posiadamy wciąż coś, co tak żywotni i ekspansywni kiedyś Germanie, dawno już utracili.
My - polscy nacjonaliści - niezależnie od być może różniących nas poglądów gospodarczych, religijnych, czy geopolitycznych - nie możemy popełnić błędu naszych zachodnich sąsiadów. Taki apel może wydawać się absurdalny - wszak wszyscy sprzeciwiamy się antypolskiej propagandzie etc. etc.. Nie jest jednak już tak bezsensowny, gdy zważy się na fakt, że pomimo naszych radykalnych poglądów, wszyscy wciąż jesteśmy tymi samymi ludźmi, ulegamy tym samym pokusom co wszyscy ludzie, mamy te same słabości. Przesiadujemy na portalach społecznościowych, zamiast zająć się czymś naprawdę pożytecznym, uzależniamy się od nich (o głupocie palenia flag 'Facebooka' nawet szkoda mi się tu zająknąć); korzystamy z dobrodziejstw napojów alkoholowych, czy wyrobów tytoniowych (które w nadmiernych ilościach niszczą nasz organizm), zamiast uprawiać jakikolwiek sportu. Zdarza się także, że sami (oczywiście jedynie prywatnie, nie na forach naszych organizacji itd.) relatywizujemy surowe, tradycjonalistyczne podejście do seksualności, czy ogółem obyczajowości. To wszystko postępuje wprawdzie powoli, ale w całym społeczeństwie, więc jeżeli już teraz nie zaczniemy zwalczać własnych słabości (a więc tego, co w ludzkiej naturze jest akurat szkodliwe), nie podejmiemy buntu wobec modernistycznego trybu życia, to nic nam nie zostanie po naszych poglądach. Bo czym jest nacjonalista, który nie potrafi przeżyć jednej nocy na leśnym łonie? Kim jest mężczyzna, który nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa swojej rodzinie? Kim jest kobieta, która nie chce być żoną i matką? Kim jest orędownik walki za Polskę, który nie potrafi zadać ciosu w obronie swoich racji? Słowianie to tradycyjnie ludy żywotne, liczebne, raczej defensywne i bardzo gościnne (czego dowodzi nasza historia), ale też waleczne, dumne i niepokorne - pielęgnujmy także i te cechy!
Dążmy do tego, do czego zostaliśmy stworzeni - Europa Narodów zatriumfuje dopiero wtedy, gdy jej ludzie odbudują swoją więź z samą istotą boskiego stworzenia. Dążmy do NATURY!
Jan Kuśmierczyk