Jakiś czas temu na łamach tego miesięcznika pojawił się popełniony przeze mnie artykuł zatytułowany „Dzisiaj transhumanizm – jutro Nowy Człowiek”. Z perspektywy czasu odnoszę wrażenie, że wiele jego elementów wymaga poszerzenia oraz zachodzi potrzeba rozwinięcia tematu. W tym tekście skupię się zatem na wizji chrześcijańskiego transhumanizmu.
Czym jest owa idea? Te rozważania warto rozpocząć od rozpoznania, co kryje się za samym pojęciem transhumanizmu. Można je interpretować (choć nie wyłącznie) jako interdyscyplinarny prąd lub ruch naukowo-ideologiczny, który w największym skrócie obiera sobie za cel zarówno poprawienie kondycji ludzkości jako całości, jak i wszystkich jego przedstawicieli, dzięki nauce i technologii. Ów postęp miałby się dokonać przede wszystkim w sferze intelektualnej oraz fizycznej człowieka, choć nie tylko. W jaki sposób? Jest to zależne od nurtu, ale niezmiennymi założeniami są z pewnością: starania o wydłużanie ludzkiego życia (czasem łączone z dążnością ku nieśmiertelności) oraz o udoskonalanie jego jakości. Miałoby się to dziać nade wszystko za pomocą (głównie technologicznych) osiągnęć nauki. Do przykładów istniejących praktyk mogących wpływać na powyższe procesy zaliczają się: doping wydolnościowy, implanty, egzoszkielety, protezy, chirurgia plastyczna, inżynieria genetyczna, leki nootropowe, transplantacje. Użycie niektórych z nich może budzić kontrowersje lub być wątpliwe moralnie, ale należy pamiętać, że jest to jedynie szereg zabiegów, które już funkcjonują w świecie i nawet transhumaniści niekiedy nie uznają ich wszystkich. Ruch, o którym traktuje ten tekst, idzie jednak dalej konstruując nowe zestawy możliwych procesów, czy nawet nauk. Wiele z nich było opisywanych przez pisarzy science fiction lub futurystów. Warto wspomnieć choćby o krionice i transferze umysłu. Pierwsza z nich dotyczy technik głębokiego ochładzania temperatury ludzi, którzy chorowali na choroby nieuleczalne w danym czasie. Ich odmrożenie miałoby nastąpić dopiero po wynalezieniu przez naukę metod uleczania tychże przypadłości. Obecny stan krioniki niesie ze sobą pewne zagrożenia. Głównymi z nich są: niedokrwienie organizmu, które może doprowadzić do rozkładu komórek; problem z ożywieniem człowieka między innymi ze względu na stosowane podczas przechowywania zamrożonego ciała środki chemiczne; ryzyko uszkodzenia organizmu podczas samego procesu obniżania temperatury. O ile krionika jest już stosowana, choć znajduje się na bardzo wstępnym etapie zaawansowania, tak transfer umysłu jest jedynie pewnym hipotetycznym rozwiązaniem podejmowanym przez transhumanistów. Proces ten miałby polegać na przeniesieniu możliwie najbardziej szczegółowo połączeń neuronalnych mózgu do komputera. Niektórzy sądzą, że pozwoliłoby to na wytworzenie sztucznej inteligencji, która dysponowałaby ludzką świadomością, ale przy tego rodzaju dywagacjach koniecznym jest przyjęcie, że człowiek nie posiada duszy, która gwarantuje wolną wolę, czy rozróżnianie dobra od zła. Można powiedzieć, że u podstaw tak daleko wysuniętych wniosków dotyczących możliwości skopiowania świadomości człowieka leżą koncepcję naturalistyczne, które w chrześcijańskim transhumanizmie nie mają racji bytu, co będzie wyjaśnione w kolejnej części tekstu.
Obie wspomniane wyżej praktyki mogą budzić pewne wątpliwości z punktu widzenia chrześcijanina, czy katolika. W przypadku krioniki kontrowersyjnym jest fakt możliwości nieodzyskania życia przez człowieka po jego odmrożeniu. Z kolei transfer umysłu może doprowadzić z jednej strony do lepszego rozumienia natury ludzkiego mózgu, ale z drugiej do wypaczeń polegających na próbach skonstruowania „myślących maszyn”, które uderzają w konstytutywny element człowieczeństwa, którym jest świadomość oraz wolna wola. Przypuszczać można, że jeśli człowiek posiada wspomniane w poprzednim zdaniu przymioty, to nie sposób jemu ich odebrać, gdyż są one zagwarantowane przez naszą duszę i gdyby ktokolwiek chciał owe właściwości wyrwać, czy „przepisać”, to spotkałby się z porażką.
Istotnym fundamentem transhumanizmu jest także przeświadczenie o tym, iż ludzkość stoi obecnie w etapie kolejnego przełomu. Wiąże się to nade wszystko z bardzo dynamicznym rozwojem nauki. Ów przełom miałby wprowadzić nas w etap postczłowieczeństwa, wytworzyć Nowego Człowieka. Z perspektywy nacjonalisty to dążenie powinno być obiektem zainteresowania, gdyż niemal wszyscy poważni ideolodzy, czy nawet prekursorzy nacjonalizmu zakładali konieczność wprowadzenia szerokich zmian społecznych. Nie zawsze były one nazywane mianem chęci wytworzenia Nowego Polaka, ale część z nich podejmuje podobną retorykę. Warto tutaj wymienić choćby kilka przykładów. Roman Dmowski w jego najsłynniejszym dziele, „Myślach nowoczesnego Polaka” wytykał wielokrotnie wady, które należy tępić w naszym narodzie. Wojciech Kwasieborski w swej broszurze „Podstawy narodowego poglądu na świat” kreuje wizję nacjonalizmu zakorzenionego w moralności chrześcijańskiej, który powinien prowadzić naród do zbawienia. Oba te stanowiska można łączyć z chrześcijańskim transhumanizmem, choć jeszcze ciekawszym przykładem jest Codreanu z jego koncepcją Nowego Rumuna, którą starał się wcielić dowodząc rumuńskim Ruchem Legionowym. Czym zatem miałaby być idea Nowego Człowieka możliwa do pogodzenia z wartościami chrześcijan oraz narodowców? Przede wszystkim musi to być koncepcja odnowy moralnej i intelektualnej oraz fizycznego udoskonalenia w imię możliwości większej przydatności dla narodu, czy bardziej efektywnego działania „Ad maiorem Dei gloriam” („Na większą chwałę Bożą”). Ponadto jakiekolwiek niemoralne praktyki związane z innymi odmianami transhumanizmu powinny być zwalczane. Nie sposób bowiem usprawiedliwiać przejmowania przez człowieka roli Boga. Przecież nie wszystko, co daje możliwość lepszej jakości życia, musi być moralne. Podstawą chrześcijańskiego transhumanizmu powinien być Dekalog, przeświadczenie o osobowym charakterze człowieka oraz założenie, że realizujemy się w pełni dopiero we wspólnocie rodzinnej, lokalnej społeczności i – wreszcie – narodzie. Rozwój ludzkości zatem powinien być w pełni podporządkowany etyce chrześcijańskiej. Zaznaczyć trzeba, że aspekt religijny nie może być traktowany instrumentalnie, a powinien wręcz definiować procesy transhumanistyczne i uświęcać je dzięki ustalaniu kierunku – zbawienia indywidualnego oraz narodu.
Czy jest zatem możliwy transhumanizm chrześcijański? Wydaje się, że tak. Jego fundamentem nie powinny być jednak same chęci wykreowania Nowego Człowieka, które powinny być jedynie ideałem, a raczej przyjęcie tego przejścia jako swoistego procesu doskonalenia w duchu pokory i innych wartości wynikających z wiary. Dzięki zainteresowaniu Kościoła bieżącymi nurtami nauki oraz filozofii, chrześcijanie mają możliwość realnego wpływu na kształt rzeczywistości. Owe oddziaływanie na świat jest wpisane w zadania, które powierzył nam sam Pan Bóg. Kimże bowiem bylibyśmy, gdybyśmy zamykali się w kółkach wzajemnej adoracji? Zdaje się, że takie zachowanie nie ma zbyt wiele wspólnego z chrześcijaństwem. Podmiotowość ludzka, jasno postawiony ostateczny cel, realizowanie siebie w społeczeństwie, zachowanie wartości i norm wynikających z Pisma Świętego oraz nauki Kościoła – to elementy nierozłączne dla chrześcijan. Wierzę, że uda się nam w możliwie dużym stopniu przejąć ruch transhumanistyczny i ukierunkować go „Ad maiorem Dei gloriam”.
Michał Walkowski