Październik obfitował w wydarzenia, których nie może zabraknąć na łamach Szturmu. Walka o prawną ochronę Życia poczętego, a także sprzeciw wobec TTIP i CETA były już tutaj obecne. Zbliża się kolejny Marsz Niepodległości, impreza, która odrodziła polski nacjonalizm i stworzyła modę na patriotyzm. Pisząc te słowa nie wiem o czym piszą Koledzy, ale mogę się założyć, że te tematy zdominują numer. Zdecydowałem się na kilka gorzkich słów dotyczących naszej bierności w ostatnim roku. Bierności w momencie, kiedy wróg zyskuje na siłach i czyni niewyobrażalne szkody.
Organizowany od 2010 roku Marsz Niepodległości pozwolił nam odżyć. Pamiętam, gdy w wielkich miastach organizacje narodowe liczyły po 2-3 osoby, albo nie było ich wcale. Nasze manifestacje przyciągały po kilkadziesiąt osób, mało kto wiedział kim byli Żołnierze Wyklęci, kto to Dmowski i wtedy pojawił się Marsz, który zmienił wszystko. Nagle staliśmy się jedynym obok związkowców środowiskiem potrafiącym zmobilizować ludzi do masowego wyjścia na ulice, poczuliśmy, że to do nas należy rząd dusz młodego pokolenia – fejsbuka zalała masa patriotycznych wpisów grafik, a na ulicach wuchta wiary chodzi w koszulkach z NSZ. Tak zwany „gimbopatriotyzm” jest zjawiskiem pięknym, jeszcze 6 lat temu nie mogliśmy o nim nawet marzyć. Owszem, nie umieliśmy odpowiednio wykorzystać tego potencjału, nadać modzie bardziej nacjonalistycznego charakteru, ale to już kwestia konkretnych błędów, sama moda na patriotyzm jest naszym największym powojennym sukcesem.
Wyborcza klęska znienawidzonej PO, brak lewicy w Sejmie i objęcie władzy przez szermujący hasłami patriotycznymi PiS zamiast dać nam dodatkowego kopa do działania sprawiły, że mocno wyhamowaliśmy, utraciliśmy motor gniewu przeciwko władzy. „Partia Kaczyńskiego tworzy dobrą prawicową władzę, jest super, a kto przeciw niej protestuje ten lewak z KOD-u”. Sytuacja jest tym smutniejsza, że w sumie nie wiem z czego się cieszyć, ani PiS, ani tym bardziej Kukiz nie mają z nacjonalizmem zbyt wiele wspólnego, że się delikatnie wyrażę, tymczasem wielu nacjonalistów uznało, że teraz jest dobry prawicowy rząd (niestety wciąż pokutuje brednia, że nacjonalizm=prawica) i nie ma czemu się sprzeciwiać, a to nie motywuje do działania. Nie chcę tutaj negować oczywistych sukcesów takich jak 500 plus czy projekty dotyczące polityki mieszkaniowej, również nacisk na patriotyczne akcenty i pewien społeczny konserwatyzm nowej władzy należy oceniać pozytywnie. Jednak w dalszym ciągu jest to partia od nacjonalizmu daleka, reprezentująca amerykańskie interesy, popierająca TTIP i CETA, to oni uwalili obywatelski projekt zakazujący aborcji, Kaczyński nie pamięta o Polakach na Wschodzie, ponadto obóz rządzący razi brakiem profesjonalizmu. Krytyka PiS to jednak temat na zupełnie inny artykuł.
Wróg na którym chcę się skupić to środowiska lewicy liberalnej, które odzyskały żywotność dzięki zamieszaniu z Trybunałem Konstytucyjnym, trzeciorzędnym dla obywateli (za to istotny dla elit politycznych). Problem stał się przyczynkiem do powstania tak zwanego „Komitetu Obrony Demokracji”. KOD nie jest oczywiście antysystemowym ruchem buntu obywateli wkurzonych na elity władzy, na jego spędach czołowe role odgrywają liderzy partii lewicowych i liberalnych, w tym rządzącej do niedawna Platformy. Nas powinna jednak interesować jego popularność i skuteczność. Przez cały rok w Polsce odbywają się masowe demonstracje w obronie rzekomo zagrożonej demokracji. Powstał silny ruch mający oparcie w maintreamowych mediach i dużych partiach, poparcie tak zwanych „celebrytów”, którzy na kształtowanie nastrojów społecznych mają niestety duży wpływ. KOD nie jest tylko problemem partii rządzącej, jest ważnym wrogiem dla nacjonalistów! Lewica liberalna przejęła inicjatywę, posiadają duży ruch społeczny, który stał się pełnoprawnym podmiotem życia publicznego w Polsce propagując antywartości. Tymczasem my nie wykazaliśmy żadnej aktywności w celu jego zwalczania. Pozwoliliśmy potworowi wykluć się z jaja i biernie obserwujemy jego rozwój, a on czyni olbrzymie szkody. Brawo my.
Ostatnie tygodnie to sprawa ustawy antyaborcyjnej i słynny Czarny Protest; lewica liberalna przeprowadziła wielką mobilizację społeczną za „prawem” do zabijania. Ogrom tego sabatu czarownic przeraża, kobietom wmówiono, że teraz zakażą badań prenatalnych i będą masowo umierać w ciąży, do tego jak zwykle doszło masowe poparcie tak zwanych „celebrytów”. Czarny protest to przykład doskonale przeprowadzonej mobilizacji społeczeństwa, nie było w naszym kraju nigdy takiej fali protestów przeciwko projektowi ustawy. W tym czasie środowiska broniące Życia (w tym także nacjonaliści) były bierne jak Anglia i Francja w '39. Poszedł jasny przekaz – obywatele NIE CHCĄ ochrony życia, głośno wyrażają to na ulicach. Oczywiście nie było żadnych szans na przegłosowanie ustawy antyaborcyjnej w wersji zaproponowanej przez Ordo Iuris, PiS i Kukiz z kolegami nie byli tym zainteresowani, ale mogliśmy naprawdę dużo ugrać w kwestii zakazu mordowania dzieci podejrzewanych o niepełnosprawność, do tego potrzebna jednak była aktywność na ulicach. Masowych demonstracji w obronie Życia jednak nie było! Po raz pierwszy od dziesięciu lat (kiedy to PiS pokazał prawdziwą twarz) mieliśmy szansę zmienić ten obrzydliwy „kompromis aborcyjny”! Potrzeba było jednak masowego wyjścia na ulice, WALKI, która zmusiłaby posłów do podjęcia właściwych decyzji. My jednak woleliśmy wyśmiewać czarny protest na fejsbuku. Szeroko pojętej prawej stronie zabrało po prostu jaj i jakiejkolwiek chęci do walki. Teraz dalej jest szansa, choć już znacznie mniejsza na pewną korektę obowiązującego prawa, ale to wymaga od nacjonalistów, środowisk pro-life, ruchów konserwatywnych i Kościoła przeprowadzenia wielkiej mobilizacji, mówiąc wprost – pójścia na wojnę o Życie. Mamy do nadrobienia miesiąc absolutnej bierności wobec wielkiego wysiłku organizacyjnego przeciwnika, który w dodatku pracował wybitnie. Tymczasem jedynie środowisko poznańskie zorganizowało Biały Marsz, który zresztą był sporym sukcesem (byłem zresztą jednym z inicjatorów porozumienia Poznań dla Życia). Jeżeli chcemy cokolwiek osiągnąć, mając konserwatywny Rząd i Sejm musimy się wziąć do roboty w całym kraju i robić protesty jakich jeszcze nie było. Tylko niestety wśród wszystkich środowisk przeciwników aborcji widzę wolę walki mniejszą niż u wojsk francuskich w '40.
Pod koniec września przez Poznań przeszła parada pederastów. W poprzednim numerze pisałem, że jest to wydarzenie robione profesjonalnie, ale na szczęście brakuje im frekwencji, tekst wysłałem kilka godzin przed tym jak Sodoma kolejny raz przemaszerowała ulicami mojego miasta. Tym razem pobili rekord frekwencji, zboczeńców była naprawdę wuchta. Naturalny efekt tego, że za sprawą fenomenu KOD-u lewica liberalna znalazła się w ofensywie i zyskała wielkie zdolności mobilizacyjne, a pieniędzy i przychylnych mediów tam nigdy nie brakowało. Problem pedałów niestety mocno odpuściliśmy, jakby ufając, że Marsz Niepodległości i spowodowany przez niego zwrot młodzieży w kierunku patriotyczno-konserwatywnym wystarczy, tymczasem należy pamiętać, że polska prawica, tak samo jak jej zachodni odpowiednicy jest w tych sprawach coraz bardziej tolerancyjna (prawica zresztą posiada bogatą tradycję przegrywania wszystkiego i akceptowania tego co jeszcze niedawno zwalczała) a społeczeństwo niestety akceptuje to co prasa i seriale pokazują jako „normalne”.
Obecnie w całym kraju trwają protesty przeciwko CETA i również tutaj to lewica wiedzie prym. Owszem organizujemy pikiety, poseł z naszego środowiska jest w temacie TTIP i CETA od dawna bardzo aktywny, to jednak zdecydowanie za mało. To druga strona jest bardziej zmobilizowana i od dawna poświęca sprawie więcej uwagi, u nas była co prawda praca merytoryczna, ale zabrakło zainteresowania tematem działaczy i zwolenników, tak żeby żyli tym jako sprawą kluczową dla Polski. Statystyczny narodowiec o tych dwóch umowach dowiedział się w ciągu ostatniego miesiąca.
Oczywiście nie jest tak, że manifestacje stanowią podstawę nacjonalizmu bo o wiele ważniejsza w perspektywie długofalowej jest działalność związkowa, wydawnicza, spółdzielcza, polityczna, formacyjna... Nie da się ukryć, że na tych frontach leżymy jeszcze bardziej niż w kwestii manifestacji gdzie wytraciliśmy impet i zdolność mobilizacyjną. Obecna sytuacja jest o tyle smutniejsza, że narodowcy w naszym kraju od lat skupiają się głównie na maszerowaniu i procent zaangażowania w demonstracje wobec innych form aktywizmu jest zdecydowanie zbyt wysoki, tym dobitniej widać jak bardzo ostatnio przysnęliśmy. Zwłaszcza, że dla wielu przysłowiowa „walka z lewactwem” stanowi sens nacjonalizmu. Osobiście zdecydowanie więcej uwagi staram się poświęcać poważnej działalności społecznej, zresztą po prostu nie lubię maszerować, a na pikiety mam alergię, przez wszystkie lata mojej działalności byłem na JEDNEJ, która mi się podobała (solidarność wobec protestujących górników), to jednak nie zmienia faktu, że marsze są potrzebne! Przede wszystkim to ich liczebność ma duży wpływ na budowanie nastrojów społecznych, pokazuje też żywotność ruchu. Nasz Ruch odrodził się z kompletnego dna dzięki fenomenowi Marszu Niepodległości, lewicę liberalną odbudowały marsze KOD, teraz doszedł do tego czarny protest... Wróg złapał wiatr w żagle.
Przespaliśmy ostatni rok. Wciąż jednak mamy szansę się obudzić. Najbliższa okazja już 11 listopada w Warszawie!
Tomasz Dryjański