Jak walczyć z gimbopatriotyzmem?

„Gimbopatriotyzm” to pojęcie coraz bardziej popularne w środowisku nacjonalistów. Wynika ono ze zjawiska, gdzie popularyzacja idei patriotycznych i narodowych nie wiąże się z aktywną postawą mas.
Czyli w skrócie „ Wielka Polska? Tak! Ale tylko na koszulkach.”

I mimo że wyrażenie „gimbopatriotyzm” w pewien sposób ośmiesza to zjawisko, to jednak bierna postawa naszego pokolenia budzi wielkie emocje. I nie ma co się dziwić, bo o ile dobrze jest widzieć, że wysiłek jaki wkładamy w pracę narodową jest zauważalny na ulicach. To postawa patriotycznych koszulkowców pokazuje nam kruchość naszych sukcesów. Uświadamia nam, że tłumy na Marszu Niepodległości to kwestia mody, a nie chęci pracy na rzecz idei narodowej.

Jak walczyć z „gimbopatriotyzmem”? Jak sprawić by młodzi ludzie zaczęli brać przykład z bohaterów, których noszą na koszulkach? Pytanie wydaję się być kluczowe dla sprawy budowy ruchu narodowego. Skala popularności patriotyzmu jest tak duża, że może się okazać iż to właśnie „gimbopatrioci” okażą się paliwem napędzającym odbudowę ruchu narodowego na miarę tego, który był przed wojną.

Edukacja

Postulat „edukowania mas” to chyba największy populizm naszej epoki. Używają go tak samo wszystkie strony sporów politycznych. Problem narkomanii? Edukujmy młodzież! Problem małoletnich rodziców? Edukujmy nastolatków! Problem pijanych kierowców? Edukujmy kierowców!, itd. Jak edukacja wpłynęła na powyższe i inne problemy wszyscy wiemy, choć w przypadku np. pijanych kierowców podziałały przede wszystkim surowe sankcje karne, a nie rządowe kampanie edukacyjne.

Dlatego gdy chcemy rozwiązać problem „gimbopatriotyzmu” poprzez edukację nie może to być jedynie nieprzemyślane hasło. Faktem jest, że problem „gimbopatriotyzmu” leży w niedoedukowaniu naszego pokolenia. Wielokrotnie spotkałem się z osobami noszącymi koszulkami np. Narodowych Sił Zbrojnych, które nie tylko nie angażują się w ideę narodową, ale także nie mają pojęcia, że NSZ na tej idei był zbudowany.

Edukacja mas jest jakimś pomysłem walki z „gimbopatriotyzmem”. Na pewno taka edukacja musiałaby wiązać się z serią grafik, organizacją prelekcji i podkreślaniu czym jest idea narodowa i jakie są jej zasługi choćby dla polskiej historii. Jednak ciężko jest uwierzyć, by mogło to wywołać jakieś przełomowe skutki. Osobiście jestem przekonania, że Polaków najlepiej wyedukujemy w strukturach narodowych, więc najlepszym skutkiem na edukacje mas, jest werbowanie jak największej ilości do struktur i organizacja jak najczęstszych spotkań formacyjnych.


Nowi bohaterowie

Pojęcie walki o dobro Ojczyzny u „gimbopatriotów” ogranicza się do lasu i karabinu. Na koszulach, możemy głównie zobaczyć „Inkę”, Pileckiego, Fieldorfa, czy cofając się trochę w historii, Sobieskiego. Dobrze się stało, że wyżej wymienieni bohaterowie są popularni, dobrze się dzieje, że możemy już powiedzieć, że zdecydowana większość młodych ludzi wie kto to byli Żołnierze Wyklęci i ich podziwia. Jednak monopol na patriotyzm i bohaterstwo jakie wyrobili sobie wojskowi sprawia, że masy nie będą widzieć innej drogi troski o Ojczyznę niż ta z karabinem w ręku.

Jeśli „gimbopatrioci” nie będą widzieć innej możliwości walki o Polskę niż walka zbrojna, to też przy całym zapale i miłości do Ojczyzny nie będą się w nic innego angażować. Nasze pokolenie musi zrozumieć, że troską o dobro Polski nie jest tylko strzelanie z karabinu, a bohaterstwem jest także działalność społeczna i polityczna. Muszą postrzegać organizacje narodowe tak jak dziś postrzegają AK, czy NSZ. W takim wypadku będą widzieć sens w angażowaniu się w ideę Wielkiej Polski.

Jeśli chcemy by tak postrzegali działalność narodową, to też muszą mieć odpowiedni przykład i wzór do naśladowania. Dlatego też, obok Fieldorfa, „Łupaszki”, Pileckiego i „Inki” muszą stanąć Mosdorf, Dmowski, Doboszyński, czy Stanisław Piasecki. Ich życiorysy nie są mniej bohaterskie, a są związane ściśle z ideą i działalnością narodową. Pogląd ten wiąże się to z moją wiarą, że jeśli ktoś nosi czyjąś twarz na koszulce to będzie miał jako takie pojęcie o tym kogo nosi.. Nie wykluczając oczywiście debili z Che Guevarą na koszulce, nie mających pojęcia kim on był.

Nasze pokolenie potrzebuje bohaterów i tych bohaterów ma. Naszym zadaniem, jako działaczy narodowych jest im tych bohaterów przedstawić, ich historię rozpowszechnić i sprawić by „gimbopatrioci” poszli za ich przykładem.

Uwspółcześnienie patriotyzmu

Historia wyrobiła sobie pewien monopol na patriotyzm. Doszliśmy już do pewnego absurdu gdzie wszystko co nosi miano historycznego przestało być polityczne, a wszelkie wydarzenia historyczne stara się od polityki jak najbardziej odciągać. Doprowadza to do sytuacji, gdzie Dmowski i Piłsudski to osoby jak najbardziej warte szacunku mimo, iż cała ich praca na rzecz Polski opierała się na pewnym sporze politycznym, za to osoby zajmujące się dziś polityką na szacunek w żadnym wypadku nie zasługują. Owszem wiąże się to z degeneracją naszej klasy politycznej i stereotypem jaki sobie ona wyrobiła. Jednak naszym zadaniem musi być przedstawienie działalności politycznej w jak najlepszym świetle. Polacy muszą przestać się bać aktywnie zajmować polityką! Więc nie mogą się tej polityki brzydzić.

Podobnie jak z historycznymi i współczesnymi postaciami jest z problematyką ówczesną, a dzisiejszą. Polska nie potrzebuje dziś rozważań, czy koncepcja granic Piłsudskiego, czy Dmowskiego była lepsza, ani nie jest konieczne ostatecznie rozstrzygnąć czy Powstanie Warszawskie było dobrą decyzją. Naszym zadaniem jest doprowadzić do sytuacji, gdzie nasze pokolenie będzie zajmować się współczesnymi problemami naszego narodu. Kwestią wyprzedanego polskiego kapitału, kwestią laicyzacji zachodniej Europy, czy nawet już bardzo popularnym tematem imigrantów.

Bardzo szczytną i pożyteczną ideą jest promocja wydarzeń historycznych, czy zaproszenie Leszka Żebrowskiego do swojego miasta by opowiedział lokalnym mieszkańcom o zasługach NSZ. Zresztą to w pewien sposób pomaga też w rozwiązywaniu problemy niedoedukowania, o którym pisałem wyżej. Jednak warto po za postami przypominającymi o rocznicach historycznych wrzucić coś mówiącego o wydarzeniach nawet stricte politycznych. A Leszka Żebrowskiego zastąpić np. małym kongresem gospodarczym. Pewnie, że nie będzie na nim tyle ludzi co na Leszku Żebrowskim, czy spotkaniu z kombatantem, ale tylko zainteresowane współczesnymi sprawami pokolenie, będzie mogło doprowadzić do prawdziwej dobrej zmiany w naszym kraju.

A zresztą, kto ma iść pod prąd jeśli nie nacjonaliści? Może akurat sprawimy, że bieżące sprawy naszego narodu będą cieszyły się taką samą popularnością jak wydarzenia historyczne.

Budowa ruchu społecznego – szersza oferta organizacji narodowych

W jednym z tegorocznych numerów „Szturmu” ukazał się artykuł Jakuba Siemiątkowskiego pt. „Co to jest ruch społeczny?”, w którym zauważa on jak wybrakowany jest polski ruch narodowy pod względem bycia prawdziwym ruchem społecznym. Jednym z naszych problemów w zaangażowaniu mas jest to, że właśnie w pełni ruchem społecznym nie jesteśmy.

Nie zrzeszamy poszczególnych klas społecznych. Nie posiadamy własnych mediów, kół zainteresowań itd. Ogólnie rzecz biorąc sami nie tworzymy potencjału by być ruchem społecznym na masową skalę. Niepotrzebnie oddajemy neosanacyjnemu ZS „Strzelec” monopol na tworzenie grup paramilitarnych. Warto też spytać ile organizacji narodowych posiada swoje sekcje sportowe gdzie zrzeszałoby osoby zajmujące się sportem? Ilu narodowców angażuje się w budowę narodowych mediów?

Jeśli poszerzymy swoją ofertę, to więcej osób będzie w stanie realizować się budując przy tym ruch narodowy. Budowa ruchu społecznego to jest bardzo trudny do zrealizowania pomysł. Dlatego też, nie mam pretensji do nikogo jeśli to się nie udaje. Jednak musimy mieć na uwadze to, że pewien problem tkwi w samej strukturze naszego ruchu i widzieć potrzebę w poszerzeniu zakresu działalności organizacji nacjonalistycznych.

Tomasz Schabowski