Jako nacjonaliści często spotykamy się z otwartą wrogością, niechęcią, czy strachem i to ze strony wszystkich możliwych ugrupowań politycznych, przedstawicieli najróżniejszych poglądów. Zwłaszcza nacjonaliści radykalniejsi, którzy postrzegani są jako ekstremiści totalni, zwalczani są nawet przez środowiska uznające się za antysystemowe. My tę wrogość odwzajemniamy jeszcze mocniej utwierdzając się w idei lecz kim dokładnie są nasi wrogowie? Jakie są ich cele i czy koniecznie należy się ich wrogością przejmować i czy trzeba w każdym przypadku poświęcać się ich zwalczaniu? Pozwolę sobie wymienić przeciwników politycznych dzieląc ich na cztery grupy, ze względu na to, że w obecnych czasach podziały na prawicę i lewicę rozmydliły się całkiem. Przyjmijmy więc, że prawicowcem/konserwatystą jednak pozostaje ten, która za niego się uważa, podobnie w przypadku lewicowca, czy liberała.
Liberałowie - pod tym słowem możemy rozumieć cały establishment liberalny, który w Polsce dominował w ostatnich latach i sprawia wrażenie, że stracił częściowo swoje wpływy, główne partie obecnie opozycyjne, organizacje walczące o „demokrację”, „wolność”, oraz szereg osób publicznych tzw. elity popierających ich dążenia. W ostatnich miesiącach wymienieni bardziej wyraziście się zjednoczyli, a także w pewnym sensie odseparowali o dużej części społeczeństwa (podobnie jak to robiła obecna partia rządząca skupiając się głównie na kreowaniu tzw. „sekty smoleńskiej”). Wszystkie te środowiska: Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej, Komitetu Obrony Demokracji, Gazety Wyborczej, Lisy, Wajdy, pederaści i socjal-demokratyczne partie jak Twój Ruch, które nawet nie zaistniały w świadomości politycznej i to wszystko ponoć jeszcze polane sosem Żyda Sorosa otwarcie wspierającego te środowiska w protestach, mniej otwarcie rzekomo datującego je ogromnymi sumami pieniędzy.
Te wszystkie środowiska dokonały w maju bieżącego roku ogromnej mobilizacji, na którą zebrali, wedle ich szacunków, ponad 200 tysięcy osób. Biorąc pod uwagę masowe protesty na Zachodzie to jest to bardzo słaba liczba i wręcz to mogło oznaczać słabość opozycji. Wygląda na to, że rządząca partia odebrała to w ten sposób i uderzyła w Platformę Obywatelską słynnym już audytem, który dla części naszego środowiska żadnym zaskoczeniem nie był. Postawiło to wymienione środowisko w tragicznej sytuacji. Broniące demokracji, wolności, czyli czasów swojej dominacji i rządów, które ostatecznie skompromitowano w audycie jedyny argument, który przeciwstawiają tej narracji to nazwanie tych oskarżeń kłamstwem (słowami Donalda Tuska). My nacjonaliści jednak pamiętamy winy i wręcz autorytarne zapędy „demokratycznego” PO. Pamiętamy prześladowania nacjonalistów za poglądy polityczne, prowokacje na Marszach Niepodległości, obecnemu prezesowi PO Schetynie pamiętamy "operację Widelec", będącą masowym katowaniem kibiców, pamiętamy pacyfikację protestów antyrządowych, górniczych, pamiętamy ich obrzydliwe rozmowy przy obiadach za tysiąc złotych na koszt obywateli, ich wsparcie dla zabijania nienarodzonych, czy po prostu obojętność i pogardę wobec Polaków żyjących w biedzie, a to tylko promil z ich przewinień. Ci stojący obok nich na manifestacjach chcąc, czy nie chcąc popierają powrót do takiego stanu rzeczy, bądź tolerują.
Powrót do władzy tego środowiska oznaczałby dla Polski kolejne lata cierpień, degradacji moralnej, gospodarczej, polityki zagranicznej na poziomie państwa peryferyjnego dążącego do satysfakcjonowanie dużych unijnych graczy i znów nacjonaliści stali by się celem represji jak w poprzednich latach. Nie skończyłoby się na tym, przyjmowanie imigrantów to proces, który zapoczątkowała właśnie Platforma i jeśli wierząc liberalnym publicystom, to szybko problem demograficzny w Polsce zaczęto by „naprawiać” poprzez masowe ściąganie imigrantów obcych ras i kultur. Kibice Legii wygwizdanie prezydenta Andrzeja Dudy, które liberałowie i opozycja wyolbrzymiali wręcz do krytyki rządów PiS, z równoczesnym poparciem dla opozycji, podsumowali na kolejnym meczu transparentem: „KOD, Nowoczesna, GW, Lis, Olejnik i inne ladacznice - dla was nie będzie gwizdów, będą szubienice.”. Nie w sposób się z kibicami nie zgodzić.
Ta „prodemokratyczna” sekta ze swoimi nieżyjącymi patronami jak Tadeusz Mazowiecki (pierwszy niekomunistyczny premier, a w rzeczywistości człowiek, który umożliwił wygodne przejście PRL-owskim politykom i służbom do nowego systemu, a za jego rządów pacyfikowano antykomunistyczne protesty, czy mordowano opozycjonistów), profesor Bartoszewski (osoba z mrocznym i tajemniczym okresem życia w II wojnie światowej i zagorzały obrońca liberalnych wartości w uosobieniu Platformy Obywatelskiej) przestała różnić się od sekty smoleńskiej, Prawa i Sprawiedliwości, które tak rzekomo dzieliło przez lata Polaków. Teraz to oni dzielą Polaków na dobrych demokratów i złych „faszystów” prawicowych. A w tym wszystkim my nacjonaliści znajdujemy się w szarej strefie, wśród ludzi nie popierających żadnej ze stron szukającej swojej drogi.
Pod pojęciem liberalizmu możemy jednak rozumieć nie tylko establishment, a także innych wrogów ideowych, którzy go zwalczają. Mowa oczywiście o środowiskach bardziej instrumentalnie, bądź mniej się posługujących patriotyzmem w swej promocji. Można tu wspomnieć o partii podstarzałego działacza PRL-owskiego w muszce i jej podobnych, której jednak ze względu na brak jakiejkolwiek charyzmy liderów i wyrazistości żeby zaistnieć muszą tworzyć rozmaite sojusze taktyczne, często coraz bardziej groteskowe. Ów pan w muszce, z okazji rocznicowego marszu ONR, o którym było głośno w mediach wypowiedział się, że jeśli ONR chce się odwoływać do antykapitalistycznych przedwojennych idei to należy go zniszczyć, równocześnie możemy zaobserwować, że działacze jego partii w tym także były poseł wycierają sobie mordę ideą narodową, nazywając się szumnie narodowcami, nie mając pojęcia o tym, że narodowcy to zapewne biliby ich tradycyjnie pałkami za antynarodowe poglądy. A ich poglądy między innymi niejawnie wspierają multikulturowe społeczeństwa tylko bez zasiłków, ale masą obcych imigrantów „wspierających” polską gospodarkę. Nie szukają przyczyny upadku Zachodu, lecz chcą powtarzać ich błędy równocześnie wskazując jako kozła ofiarnego muzułmanów w Europie, których przecież ktoś sprowadził i sprowadza, a nie zrobili tego mityczni socjaliści rządzący światem, lecz kapitaliści i żądza zysku. Coraz bardziej znamy cytaty francuskiego ideologa Nowej Prawicy Alaina de Benoista, który powinno się tym liberałom wbijać raz po raz na pamięć do głów zanim się znów pojawią na marszach imigranckich: „Ktokolwiek krytykuje kapitalizm, jednocześnie aprobując imigrację, której pierwszą ofiarą jest jego własna klasa robotnicza, powinien się lepiej zamknąć. Ktokolwiek krytykuje imigrację, jednocześnie milcząc na temat kapitalizmu, powinien zrobić to samo.”
Lewica i antyfaszyści - współczesna lewica tak naprawdę pozostaje w niemal każdej swojej postaci najbardziej zagorzałym wrogiem nacjonalizmu. Z jednej strony wywodzące się z PZPR SLD, z drugiej partyjki młodych lewicowców, które zrzeszają pederastów i członków Krytyki Politycznej, która wspierała bojówki niemieckich lewaków na blokadzie Marszu Niepodległości w 2011 roku. Zarówno ta PRL-owska stara gwardia jak i młodzi lewacy aktywnie domagali się delegalizacji organizacji nacjonalistycznych w Polsce, bądź wprowadzenia cenzury opartej na politycznej poprawności (np. Zieloni, którzy równocześnie walczą o wolność słowa dla wszystkich, cokolwiek to oznacza), i są oni w tym kontekście zarówno bezkompromisowi jak i powtarzają raz za razem te same od lat argumenty, które wśród narodowców i ludzi im przychylnych wywołują już najwyżej politowanie, a szkoda, bo ci ostatni przecież nie chcą z przeciwnikami politycznymi w razie dyskusji zniżać się do poziomu mułu, który tamta strona reprezentuje. Tymczasem w środowisku pojawiają się głosy, że należy szukać porozumienia z lewicą ponad podziałami, bo bliżej nam do nich aniżeli do liberałów. Trzeba to napisać wprost: patriotyczna lewica i socjaliści także i w Polsce wymarli, istnieją wyłącznie w marginalnych partiach i organizacjach (czasem skompromitowanych prosowietyzmem, czy prorosyjskim imperializmem). Nie ma już ideowego, aktywnego, młodego socjalizmu niepodległościowego, który mógłby chociaż budzić pewny szacunek a ci którzy istnieją i mają potencjał zaistnieć otwarcie pierwsi okażą wrogość.
Antyfaszystowskie organizacje datowane przez zagraniczne korporacje, fundacje, czy w końcu wspomnianego wcześnie Sorosa, donoszące na nacjonalistów, propagujące ikonografiki ze znakami „nazistowskimi”, walczące z mową nienawiści, czyli wprowadzające cenzurę poprawności politycznej. Nawet słynne Amnesty International odpowiadało za ostatnią manifestacją antyfaszystowską w 2015 roku. Wiemy dokładnie, że te wszystkie środowiska są jeszcze bardziej niebezpieczne od liberałów, bo gdyby miały władzę, to czekałaby nas pełna legalizacja aborcji, legalizacja adopcji dla małżeństw pederastów, propagowanie marksizmu kulturowego, reorganizacja naszego społeczeństwa na tęczowy cyrk. Nie byłoby to trudne, gdyby Polska pod rządami lewicy miała stać się kolejnym państwem Zachodu w najgorszym możliwym sensie.
Antysystemowi anarchiści, antyfaszyści, którzy nie stronią od przemocy, lecz nie potrafią znieść, gdy druga strona przemoc zastosuje to kolejny wróg. Część nacjonalistów wydaje się, że darzy szacunkiem ich ideowość i radykalizm. Nie jest to dziwne. Porzucenie dotychczasowego życia na rzecz kolektywu, organizacja i przeprowadzanie ogromnej ilości akcji socjalnych, utrzymywanie skłotów oczywiście to robi bardzo dobre wrażenie. Jednak ile jest z tego ideowości i godnej szacunku antysystemowości? Niewiele, co pokazuje nam sytuacja sprzedaży skłotu w Poznaniu, czy wielki wzór dla anarchistów europejskich w Grecji, gdzie młodzi ideowi lewacy są wykorzystywani jedynie do robienia interesów dla weteranów zbijających własne majątki. Antyfaszyści są nie tylko jednak jedynie ideowymi wrogami, bo są nimi także fizycznie. To właśnie z nimi najczęściej ścierają się nacjonaliści nie tylko w Polsce, ale całej Europie. Mimo jednak fizycznej konfrontacji wbrew pozorom jest to często, zwłaszcza w naszym kraju margines, który nie jest zainteresowany jakimkolwiek rozwojem, zresztą na obecnym polskim gruncie, gdzie jednak narodowe wartości są ważne dla zdecydowanej większości Polaków, dużo łatwiej na tym polu mają właśnie nacjonaliści, tylko czas, który otrzymujemy musi być wykorzystany.
Neokonserwatyści - wielu nacjonalistów wroga postrzega także po prawej stronie polityki i mają pełną rację. Nowoczesna prawica skażona politykierstwem, instrumentalnym podejściem do tradycji i wiary, otwarcie niechętna nacjonalizmowi to jedyna prawica jaka ma jakieś wpływy w Polsce i tą prawicą jest Prawo i Sprawiedliwość. Mimo że swoje większościowe rządy dopiero rozpoczęło, wspomniane wcześniej patologie w tej partii są znane od dawna. PiS częściowo ominęła degradacja prawicy jaka jest widoczna na Zachodzie, gdzie konserwatyści walczą głównie o prawa pederastów, utrzymanie multikulturowego społeczeństwa ze względów ekonomicznych. Niestety, jednak już dziś widać upadek środowisk neokonserwatywnych w Polsce, gdzie jeden z najważniejszych z prawicowych publicystów otwarcie wspiera związki pederastów. Inna sprawa, że polska prawica tak naprawdę nie ma zamiaru odcinać się od demoliberalnego systemu III RP, nie ma zamiaru karać i rozliczać zbrodniarzy gospodarczych jak Balcerowicz, którzy dokonali jednych z największych grabieży w historii Polski, nie mają zamiaru karać komunistycznych zbrodniarzy do dzisiejszego dnia żyjących spokojnie, sam wspomniany wcześniej audyt, który wylicza błędy, marnotrawienie publicznych pieniędzy, butę, oraz po prostu zdrady poprzedniej władzy tak naprawdę dla nas nie powinien mieć żadnego wpływu na osąd partii rządzącej dopóki za wymienione czyny nie pociągnie do odpowiedzialności ich sprawców.
Nacjonaliści chcą zerwania z demoliberalizmem, z republiką okrągłego stołu, która stała się symbolem rozczarowania młodego pokolenia Polaków, chcą nacjonalistycznej rewolucji, który utworzy nowy porządek społeczny, ekonomiczny i kulturowy. Jednak wrogami takich zmian zawsze pozostaje prawica, który jest związana z okrągłym stołem i jego dziedzictwem w sposób nierozerwalny. Ta prawica postrzega nacjonalizm za wroga, za ekstremizm, ba podobnie jak na Zachodzie populistyczne partie narodowe tak i część katolickiej prawicy w Polsce uważa bezkompromisowy nacjonalizm za „neonazizm” i nie powinno to być zaskakujące zwłaszcza, że sam lider partii rządzącej zdążył nazwać narodowców szkodnikami. Charakterystyczną cechą prawicy jest trzymanie się za wszelką cenę własnych pozycji i działalność defensywna wobec liberałów i lewicy, niemoralne kompromisy. Prawo i Sprawiedliwość sprawuje władzę już prawie pół roku i także na jego rachunek wpływają prześladowania nacjonalistów, które mimo wszystko nie ustały, a na pytanie czy zmalały, będzie można odpowiedzieć ostatecznie pod koniec ich kadencji.
Nacjonaliści - właśnie tak, jednym z największych wrogów nacjonalizmu i jego rozwoju w Polsce są sami nacjonaliści. Nietrudno się z tym nie zgodzić obserwując sytuację w środowisku w ostatnich latach, gdy okrzyknięty przełomowym wielki projekt narodowego ruchu społecznego mimo deklaracji jego liderów zamienił się marginalną nawet w środowisku narodowym partię mieszaniny ideowej, która jakimś cudem na plecach znanego muzyka weszła do Sejmu, partię, którą większość działaczy nacjonalistycznych otwarcie ma w pogardzie, a wcześniej popierało masowo ten projekt. I nawet w momencie, gdy partia ta została w środowisku mocno odizolowana okazało się, że w niej nadal dochodzi do politykierskich, prymitywnych zagrywek, które skończyły się obecnie jeszcze większym zmarginalizowaniem tej partii i odejściem kilku posłów, którzy ogłosili budowę „nowej endecji”, cokolwiek miałoby to oznaczać w ustach osób, które z endecją nie miały nigdy nic wspólnego, bądź jej ideały równają się dla nich jedynie z „chłodnym realizmem”, który raczej bliższy jest PiS-owi, niż nacjonalistom. Wpuszczanie w szeregi takich karierowiczów, bądź politykierów, którym zależy na dominacji, bądź walkach frakcyjnych kończących się rozłamami jest dla środowiska samobójstwem, które niestety z upodobaniem popełniło je po raz drugi, kończąc je odejściem kilkudziesięciu wartościowych działaczy z organizacji narodowych, którzy swą działalność zawiesili, stwierdzając że przy takim środowisku to jednak lepiej zająć się rodziną i domem, bo Polski się już w ten sposób nie naprawi.
Środowisko nacjonalistyczne rzadko trapią konflikty o podłożu ideologicznym, najczęściej są to konflikty personalne, głupie konflikty między organizacjami, które bardziej przywiązują uwagę do nazwy i symboliki swojej organizacji (bo moja organizacja jest bardziej kumaterska, radykalna, prawilna, katolicka, niż Twoja), niż do idei, która nacjonalistów ma jednoczyć pod wspólnym sztandarem. Ponawiane są cały czas błędy, wprowadzanie do środowiska ludzi i organizacji obcych i szkodliwych ideowo, nieumiejętne gaszenie konfliktów, a wręcz ich zaognianie. Środowisko, której tak naprawdę powinno być jednolitą skałą, stale rozwijającym się organizmem, realnym wzorem dla nacjonalistów z innych krajów, jest skupiskiem oddzielnych, często skłóconych, czy po prostu niechętnych sobie ugrupowań. Dochodzi też do tego pewien kompleks niższości wobec zagranicznego nacjonalizmu, gdy w Grecji rozwinął się z narodowo-rewolucyjnego marginesu radykalny Złoty Świt, tak jak z marginesu paramilitarnego wyrósł Ruch Azowski na Ukrainie, czy w środowisku studenckim powstał francuski GUD, tak w Polsce podobnych przykładów po prostu brak. Owszem mamy też się czym chwalić, największą doroczną manifestacją patriotyczną w Europie, a nawet na świecie, jaka jest organizowany przez nacjonalistów Marsz Niepodległości. Problem polega na tym, że w obecnej chwili to wszystko z czego słynie polski nacjonalizm za granicą (pomijając obraz Polaków rasistów, islamofobów, czy homofobów kreowany w zagranicznych mediach). A warto zauważyć, że MN pozbawiony niestety jest jakichkolwiek wydarzeń, konferencji, stoisk edukacyjnych, dzięki którym uczestnicy manifestacji mogliby się przekonać do organizatorów mocniej, bo jednak problematyczne jest to, że na największej manifestacji organizowanej przez nacjonalistów uczestniczą głównie ludzie, którym nacjonalizm jest obcy, równocześnie pod wpływem tej manifestacji to się nie zmienia. Biorąc pod uwagę w jaki nurt idzie ta inicjatywa, zapraszając do udziału w niej prezydenta III RP, pojawiają się głosy, że Marsz odebrano już całkiem nacjonalistom. Miejmy nadzieję, że racji w tym nie będzie żadnej.
Dzisiaj od nas zależy czy nadal będziemy popełniać błędy poprzedników, czy może będzie z nich wyciągać wnioski i budować coś dobrego, lecz nie będącego kompromisem z obecnym systemem, ale romantycznego, fanatycznego i nade wszystko nacjonalistycznego w rozumieniu radykalnym, a nie salonowym, obrzydliwie politykierskim, uwieńczonym krawaciarzami, którzy startują z list partii systemowych, czy innych zdrajców mieniących się narodowcami tylko w sobie znanym rozumieniu, bo przecież nacjonalistami się nie nazwą, bo to zbyt kojarzy się z radykalizmem. W jakimkolwiek zdrowym kierunku miałby rozwinąć się polski nacjonalizm, musi się rozwinąć w atmosferze prawdziwego braterstwa, wzajemnego zaufania na zasadach idealizmu politycznego oraz bezkompromisowości wobec wrogów, bowiem polski rodzaj francuskiego Frontu Narodowego to ostatnia rzecz jaką ten kraj potrzebuje.
Witold Jan Dobrowolski