Tekst powstał na bazie... kilku postów z fejsbuka, pod koniec kwietnia przyszło mi do głowy kilka przemyśleń na temat przyczyn słabości polskiego ruchu narodowego i tak powstawały kolejne części.
Przerośnięte ego
Po kilku latach w środowisku nacjonalistycznym (nie napiszę ilu, żeby nie poczuć się staro, w każdym razie zaczynałem mając całkiem sporo włosów) odkryłem największego wroga polskiego nacjonalizmu są nim... sami nacjonaliści, a dokładnie ich przerośnięte do granic możliwości ego.
Przez te wszystkie lata widziałem pęd do autopromocji i stanowisk, często nie po to, żeby zrobić coś dobrego, a jedynie poczuć się fajnym bo stołek X jest fajny, co z tego, że kandydat Y nadaje się na to stanowisko jak Leo Messi do koszykówki.
Wuchta inicjatyw upadła, albo nie została rozwinięta bo ktoś się personalnie obraził chcąc być jedynym liderem, albo kogoś nie lubi. Jeżeli nie nauczymy się, że to nie prywatne ambicje są najważniejsze nigdy nie wyjdziemy poza etap domków z gówna. Co ciekawe chyba żadne inne środowisko nie mówi tyle o poświęceniu się dla wspólnej sprawy.
Młody wiek
Pod koniec kwietnia rozmawiałem z jednym z bardziej zasłużonych działaczy w kraju i w rozmowie poruszyliśmy temat „starszych”, wśród nich pewnej wybitnej działaczki, rocznik... '94. Po raz kolejny rzucił mi się w oczy smutny fakt, że ruch polski nacjonalizm to ruch małolatów. O ile trudno (JESZCZE) nazwać ją weteranką, to ja (rocznik '91) i mój niewiele starszy rozmówca od dawna jesteśmy już kombatantami, 22-latka to doświadczona działaczka...
Jeżeli dalej średnia wieku będzie wynosić 20 lat, 25 to będą nieliczni kombatanci, a najstarsi liderzy to ludzie ledwo po trzydziestce, nigdy nie zbudujemy niczego poważnego. W normalnym ruchu ludzie w wieku 30-35 to młodzi wchodzący na scenę, u nas to nieliczne dinozaury. Mam 25 lat, tak naprawdę jestem małolatem wchodzącym w dorosłe życie, kombatantem mogę być za 50.
Trudno oczekiwać budowy czegoś sensownego kiedy średnia wieku wynosi 20 lat, brakuje specjalistów, programu, dojrzałości, samodyscypliny, merytorycznej dyskusji. To wszystko w środowisku gdzie 99,9% ma ego rozwinięte do monstrualnych rozmiarów. Potem dzieci w wieku 18-20 lat uważają się za wielkich polityków...
Coś sprawia, że nie umiemy zatrzymać ludzi kończących wiek małolata, pytanie co...
Tak wiem, marudzę jak stary zgred, ale polski nacjonalista w wieku 25 lat, to jak gdzie indziej 80-latek.
Polityka
Pisałem już o wybujałym ego i młodym wieku polskich działaczy narodowych, nadszedł czas na część trzecią czyli politykę, a konkretnie dwie bardzo głupie i szkodliwe postawy, obie wynikające z przerośniętego ego narodowej dzieciarni.
Postawa pierwsza czyli polityka jest najważniejsza! Dwudziestolatkowie myślą, że są wielkimi politykami, posiadają wielką wiedzę i kompetencje i zaczynają się bawić w typowo politykierskie zagrywki myśląc tylko o własnej karierze. Patrząc na to wszystko skłaniam się ku tezie, że członkostwo w partiach politycznych powinno być dostępne wyłącznie po ukończeniu 25. roku życia, jednocześnie do polityki powinny iść tylko osoby o odpowiednich predyspozycjach moralnych, intelektualnych, odpowiednim charakterze i po co najmniej kilku latach działalności społecznej.
Na przeciwnym biegunie stoją doktrynalni przeciwnicy jakiegokolwiek zaangażowania politycznego, myślący chyba, że już niedługo czeka nas narodowa rewolucja po której władzę przejmą nieznający się na niczym dwudziestolatkowie bez żadnego doświadczenia. Zwolennicy tej opcji uważają siebie za jedynych prawdziwych radykałów, a jakikolwiek udział w życiu politycznym to dla nich zdrada ideałów i oznaka liberalizmu. Żyjemy w takim a nie innym systemie i nie można się obrażać bo chcielibyśmy inny więc tutaj nie będziemy się udzielać,
Mógłbym wymienić wuchtę nazwisk reprezentujących te postawy, ale każdy nacjonalista czytając to z łatwością sam odnajdzie w głowie po kilku(nastu) przedstawicieli obu opcji.
Nie chcę nikogo namawiać do członkostwa w partii (jakiejkolwiek) i osobistego zaangażowanie w politykę, sam nie zamierzam się w to nigdy bawić, bo mam świadomość, że zarówno intelektualnie jak i pod względem charakteru (moje warcholstwo jest niestety dosyć znane) się do tego nie nadaję. Ale na pewno twierdzenia, że nacjonaliści powinni się trzymać z dala od polityki są równie uzasadnione jak wystawienie Wojciecha Szczęsnego w ataku reprezentacji Polski.
Obie postawy mają jeszcze jedno wspólne źródło - zbyt szybko zaangażowano narodową młodzież w politykę, dzisiejsi dwudziestolatkowie często mają już za sobą start w wyborach samorządowych, wielu angażowało się w zbiórki podpisów do Europarlamentu i na gościa, który z nacjonalizmem nie ma nic wspólnego, a wątpliwe czy potrafi poprawnie napisać to słowo. Wszyscy wiemy jak to się skończyło. Te doświadczenia, albo na dobre zniechęciły wiarę do polityki, albo utwierdziły w przekonaniu o własnej wyjątkowości i czekającej karierze posła.
Sam startowałem w wyborach samorządowych i jest to jedna z dwóch rzeczy których najbardziej w mojej wieloletniej działalności żałuję (o drugiej nie będę publicznie pisał, ale raczej mało kto się domyśli o co chodzi). Mimo drugiego miejsca zrobiłem fatalny wynik, nic dziwnego skoro startowałem z Piły, ale jedynką był świetny lokalny działacz, który zebrał wuchtę głosów (był chyba w piątce najlepszych wyników ze wszystkich kandydatów RN w całym kraju). Startować nie chciałem, zostałem namówiony przez Jednego z Ważnych Liderów i zgodziłem się tylko dlatego, żeby koledzy mogli wystartować, jedynym pozytywem tego startu było, że ostatecznie się przekonałem, że polityka nie jest dla mnie (chociaż od zawsze byłem takiego zdania).
Nie zamierzam tutaj w żaden sposób bronić (ani krytykować) drogi politycznej obranej przez poszczególne grupy narodowe bo to materiał na książkę, co przekracza moje możliwości.
Lenistwo
Kolejny problem (poniekąd wynikający z poprzednich) to lenistwo. Od dawna jestem zdania, że nacjonalista powinien być przede wszystkim przodownikiem pracy społecznej. Jeżeli się głosi jaki to naród jest ważny, że „tylko fanatycy mogą dokonać wielkich rzeczy”, (jeden z ulubionych cytatów naszego środowiska) to wypadałoby być konsekwentnym i naprawdę zapieprzać. No niestety z tym jest równie słabo jak z zabezpieczeniem antykorozyjnym w produktach FSO (których jestem wielkim fanem).
Niestety, ale polskiemu „nacjonaliście” (cudzysłów celowy) zdecydowanie bliżej do bumelanta niż przodownika pracy. Większość swój „nacjonalizm” ogranicza do fejsbuczka i paru manifestacji, ale skupię się na tych, którzy jednak się przemogli i postanowili gdzieś wstąpić i coś tam robić. Niestety to | „coś tam” należy w większości przypadków brać bardzo dosłownie, czyli poziom zaangażowania czterdziestolatka grającego z synem na orliku. Wuchta fajnych rzeczy nie wyszła poza sferę planów bo brakowało rąk do pracy, wierze się po prostu nie chciało.
Oczywiście nie jest tak, że wszyscy się lenią, poznałem wiele osób (z czego kilka w Poznaniu), których doba na pewno trwa więcej niż u normalnego człowieka tydzień (albo i miesiąc) bo wyrabiają taki % normy, że cały batalion Pstrowskich nie mógłby o tym nawet marzyć. Problem polega na tym, że taka prawdziwie stachanowska postawa jest zdecydowanie zbyt rzadka.
Przez te wszystkie lata bardzo nie lubiłem pewnej corocznej inicjatywy, nie rozumiałem (i dalej nie rozumiem) jej sensu, do tego polegała na czymś czego nie lubię, jednak regularnie brałem w tym udział. O dziwo zawsze to fajnie wychodzi. Kilka lat temu zrobiliśmy w Poznaniu pewną fajną rzecz, pamiętam, że do końca byłem temu przeciwny, uważałem, że taka forma wyrażenia własnego zdania to głupota (było to zupełne novum w porównaniu z tym co do tej pory robiliśmy) i tylko się skompromitujemy. Ale mimo mojego sprzeciwu decyzja została podjęta, więc wziąłem w tym udział. To była jedna z lepszych rzeczy jakie przez te lata zrobiliśmy w Poznaniu (sekcja kombatancka pewnie domyśla się o co chodzi). Wspominam o tym, bo nigdy nie jest tak, że człowiekowi wszystko pasuje i działalność polega wyłącznie na tym co się lubi, poza tym nie zawsze się ma rację.
Oczywiście święty nie jestem i w pewnym momencie (druga połowa 2012 r.) miałem okres potężnego bumelanctwa, wynikało to po części z dużej różnicy między jakością wprowadzoną od okolic Euro na które mieli wyremontować Kaponierę, a tym co było wcześniej, nie byłem przyzwyczajony do poważnej działalności. Ale rozmowa wychowawcza zadziałała.
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego co to jest proza życia, każdy z nas ma wuchtę obowiązków - praca, studia, często treningi do tego jeszcze jakieś pasje i życie prywatne. Tylko, że to wszystko zbyt często stanowi wymówkę dla własnego lenistwa. Smutne, zwłaszcza u ludzi ciągle mówiących o fanatyzmie i poświęceniu dla Idei. Nie chodzi o rzucenie w cholerę tego co w życiu ważne, ale o przestanie robienia z tego wymówki. Jeżeli ktoś zamiast ideowej roboty wybiera kolejną imprezę, albo siedzenie przed kompem, a potem gada jaki to on radykalny i ideowy to coś jest nie tak. Rozumiem, że każdy chce czasem odpocząć, ale wszyscy wiemy jak to często wygląda. Podobnie rzecz ma się ze sprawami finansowymi, często wiara ma hajs na kolejne melanże i rozmaite pierdoły, ale na „Politykę Narodową”, wyjazd do innego miasta czy inne rzeczy związane z Ideą, którą podobno fanatycznie wyznaje już tych bejmów nie ma.
Jaki jest związek lenistwa z młodym wiekiem, przerośniętym ego czy kolejnymi klęskami politycznymi? Bardzo duży. Pokolenie fejsbuka ma słomiany zapał i nie przejawia chęci do ciężkiej pracy. Przerośnięte ego też tu nie pomaga, polscy narodowcy są zbyt wspaniali i czeka ich zbyt wielka kariera w polityce/zbyt kumaci i przeznaczeni do przewodniczenia rewolucji, żeby zajmować się rzeczami niegodnymi tak wielkich postaci. Niestety, ale tak często jest. Kolejne polityczne klęski również nie sprzyjają motywacji młodych ludzi do pracy, zwłaszcza jeżeli uczestniczyli w zbiórkach podpisów, albo przez chwilę poczuli się radnymi.
Czy to znaczy, że należy to wszystko rzucić w cholerę bo i tak nic sensownego się nie zbuduje? NIE!!! Ale warto zdać sobie sprawę z przyczyn obecnej słabości, żeby móc je pokonać. A dla tych, którzy naprawdę zapieprzają oprócz całego ogromu wykonywanej pracy dochodzi jeszcze potrzeba zmiany mentalności własnego środowiska co będzie niestety równie trudne jak nauczenie Andrzeja Gołoty skakania na nartach.
Czy Dryjański to tylko stary zgred, który umie wyłącznie marudzić, a sam nic nie robi? Mam nadzieję, że nie, ale ocenianie samego siebie nigdy zbyt obiektywne nie jest.
Nadkumatość
Czyli wynikająca z przerośniętego ego (i po części z młodego wieku) postawa TYLKO JA JESTEM PRAWDZIWIE ŚWIADOMYM RADYKALNYM NACJONALISTĄ, PRECZ Z GIMBOPATRIOTAMI. Zamiast cieszyć się z największego powojennego sukcesu czyli mody na patriotyzm i Wyklętych narzeka się na gimbopatriotyzm, który jest naszym największym powojennym sukcesem.
Nie, nie zwariowałem. Moda na patriotyzm zapoczątkowana przez fenomen Marszu Niepodległości jest czymś bardzo pozytywnym, jeszcze kilka lat temu nie mogliśmy nawet marzyć, że młodzi ludzie masowo będą nosić koszulki z NSZ, a nasze manifestacje gromadziły po kilkadziesiąt osób w największych miastach. Niektórzy marzą o powrocie do tamtych czasów, żeby nacjonalizm stał się zabawą dla garstki kumatersów kłócących się o to kto jest prawdziwym radykałem. Jeżeli ktoś chce zamkniętej sekty dla kilkudziesięciu osób w kraju niech przypomni sobie co było kilka lat temu. Albo niech popyta starszych kolegów. Polacy zaczynają się budzić i to jest piękne. Niestety nie umieliśmy tego wykorzystać i polityczne owoce zebrali Kukiz z Korwinem.
Prawdziwie endecki realizm
Na przeciwnym biegunie mamy prawdziwych endeckich realistów, potrafiących w ten sposób wytłumaczyć każdy wątpliwy moralnie wybór właściwie powinienem użyć tu mocniejszych słów. Ideowość to dla nich oderwane od realiów marzycielstwo, wierność Idei nazywają warcholstwem. Również ta postawa wynika z przerośniętego ego wielkich „polityków”. Najwybitniejsi endeccy realiści bardzo szybko znaleźli się w orbicie... Platformy Obywatelskiej. I nie jest to żart, ci ludzie w dalszym ciągu uważają się za jedyną prawdziwą endecję.
Nędza programowa
Niestety, ale cały czas nie potrafimy stworzyć nowoczesnego programu. Przykro mi to mówić, ale polski nacjonalizm w ogóle nie ma na siebie pomysłu. Gdyby spytać przeciętnego narodowca jakiej chce Polski odpowie – Wielkiej. Wielkiej czyli jakiej? Ano bez pedałów, aborcji, z ulicą NSZ w każdym mieście i wolnej od „ciapatych”. Najprawdopodobniej doda też, że chce obalić w Polsce „socjalizm” i wypędzić komunistów. Brakuje pomysłu czym ten nacjonalizm powinien być, nie umiemy wypracować odpowiedzi na podstawowe pytania dotyczące problemów narodu. Posiadamy jeden świetny kwartalnik – „Politykę Narodową”, ci sami ludzie wydali niezbędnik narodowca, w Poznaniu z grupą znajomych w większości związanych z MW organizujemy Kongres Narodowo-Społeczny, Kraków to Trzecia Droga i ich Kongres Gospodarczy i niestety, ale na tym się w naszym środowisku kończy praca programowa. Poważny ruch musi mieć program obejmujący wszystkie ważne dla narodu obszary.
Dziwne autorytety
Korwin, Jakubiak, Ziemkiewicz... Osoby nie mające z nacjonalizmem nic wspólnego stają się autorytetami mówiącymi jak powinna wyglądać prawdziwa endecja (nacjonalizmu innego niż swoje dziwne wyobrażenie o ND nie uznają). Popularność opinii tych celebrytów wynika z naszej słabości – braku własnej wizji, młodego wieku i potrzeby czucia się prawdziwą prawicą.
Cieszę się, że już 3 lata temu całkowicie zrezygnowałem z alkoholu, dzięki temu kiedy pojawiła się moda na Ciechana bo Jakubiak coś powiedział, że nie lubi pedałów i stał się nagle wielkim autorytetem, nie piłem jego produktów. Całe robienie z niego bohatera walki o Wielką Polskę co zobowiązywało patriotów do picia jego piwa od początku uważałem za ciężką żenadę.
NIGDY NIE PIŁEM CIECHANA.
Liberalizm
Wspomniałem o Korwinie; pan w muszce odniósł wielki sukces w sferze zarażania młodych ludzi swoimi sekciarskimi poglądami, jego styl pozbawionego szacunku do rozmówcy mędrca mającego cudowną receptę na wszystko robi wrażenie na młodzieży, na szczęście niezbyt przekłada się to na wyniki wyborcze. Również wielu ludzi uważających się za narodowców ulega fascynacji „krulem” kuców. Liberalizm jest wrogiem nacjonalizmu, głoszone przez JKM idee egoizmu są nie do pogodzenie z solidaryzmem, ponadto podobnie jak Szumlewicz wyznaje on walkę klas (bohaterscy przedsiębiorcy kontra „nieroby” ze związków zawodowych i na bezrobociu). Korwinowi nie przeszkadzałby milion Arabów zakładających budki z kebabem, dla niego jedynym problemem jest, że dostaną oni socjal. Te antynarodowe tezy robią w naszym środowisku furorę bo nie mamy własnego programu (Korwin też go nie ma, ale umie dobrze sprzedać zbiór hasełek dla gimnazjalistów). Oprócz podejścia do gospodarki zmienia się również stosunek do narkotyków, kiedyś hitem były piosenki o narkomanach autorstwa zespołu znanego z hitu o Michaelu Jacksonie, dzisiaj wielu tak zwanych narodowców nie widzi w jaraniu zielska nic złego. Strach pomyśleć co będzie następne, zwłaszcza w dobie endeckiego realizmu i kapitulacji w sprawach światopoglądowych, które „dzielą Polaków”.
Historyzm
Z nędzą programową nierozerwalnie związane jest nadmierne życie historią. Oczywiście jest ona ważna i doskonale nadaje się do uczenia dzieci patriotyzmu, jak to robi poznańska MW, organizując turnieje piłkarskie imienia Wyklętych. Problem zaczyna się kiedy jedynym pomysłem wielu narodowców na miasto jest zmiana nazwy kilku ulic. Dla mieszkańca Poznania ważne jest, że od lat nie mogą skończyć remontu Kaponiery, autobusy kursują zbyt rzadko, a bimby nie dojeżdżają na Naramowice. Ciągłe życie sporami sprzed wojny – „z nimi się nie dogadamy bo odwołują się do stronnictwa z którym endecja walczyła” i obalanie komuny 26 lat po Okrągłym Stole do niczego sensownego nie prowadzi.
Tomasz Dryjański