Polscy nacjonaliści cierpią na dziwną chorobę – cały czas żyjemy historią i myślimy jedynie o niej, zapominając o dzisiaj, nie chcąc myśleć o jutrze. Smutno mi to mówić, ale wielu narodowców brak jakiejkolwiek wizji działalności maskuje ciągłym paleniem zniczy i antykomunistycznymi manifestacjami.
Nadmierne zainteresowanie historią jest jednym z powodów dla których mało kto chce nas poważnie traktować. Przeciętny mieszkaniec dorzecza Wisły i Warty ma o wiele poważniejsze problemy niż nazwy ulic i walka z komuną 27 lat po okrągłym stole. Myślenie jedynie o historii sprawia, że brakuje czasu na poznanie realnych problemów Polaków i działalność dla miasta.
Kolejnym problemem jest brak jakiegokolwiek rozwoju myśli narodowej po II Wojnie Światowej, cały czas istnieje tylko klasyka czyli Dmowski, Mosdorf, Doboszyński, Piasecki i im współcześni, co powoduje brak zrozumienia współczesnego świata, częste stwierdzenia, ze z jakimś środowiskiem się nie dogadamy bo przecież odwołują się do tradycji z którą endecja walczyła... Pośrednio skutkiem tego jest szukanie odpowiedzi na współczesne problemy u obcego, a wręcz wrogiego nacjonalizmowi guru w muszce.
Oczywiście tylko idiota może twierdzić, że budowanie świadomości historycznej narodu jest zbędne, ale „znaj proporcjum mocium panie”! Ruch nacjonalistyczny nie może być skansenem i kółkiem historycznym tylko siłą mającą zmienić ten kraj. Często jedynym pomysłem na działalność lokalną jest zmiana nazwy kilku ulic, narodowców nie interesuje komunikacja miejska, liczba miejsc w żłobkach i przedszkolach, budżet obywatelski... Historia jest ważna i tego nie neguję, ale Polska nie skończyła się na Żołnierzach Wyklętych.
Największym sukcesem naszego środowiska po 89 roku jest stworzenie mody na patriotyzm (często złośliwie nazywanej gimbopatriotyzmem), która nie byłaby możliwa bez dwóch czynników – Marszu Niepodległości i rodzącego się po 2010 kultu Żołnierzy Wyklętych. Zainteresowanie historią miało tutaj bardzo dobre skutki, brak umiejętności wykorzystania tej mody i przekucia jej na coś trwałego i dojrzałego to już zupełnie inna kwestia.
Historia, zwłaszcza lokalna jest doskonałą nauczycielką patriotyzmu, dla dziecka wychowanego na Jeżycach czy Ratajach bohaterowie Powstania czy Czerwca są kimś bliskim, a wydarzenia rozgrywające się w znanej okolicy ciekawe. Organizując w okolicach 27 grudnia i 28 czerwca turnieje piłki nożnej czy konkursy plastyczne, muzyczne dla dzieci możemy bardzo skutecznie nauczyć je patriotyzmu, jednocześnie zarażając miłością do sportu i proponując wartościowe formy spędzania czasu.
Żyjmy dla przyszłości! Historię traktujmy jako element naszego dziedzictwa, ważny w budowaniu świadomości narodowej Polaków, zwłaszcza dzieci, ale nie róbmy z niej nigdy sensu życia i naszej działalności!
Tomasz Dryjański