Podczas wymiany kilku kul z jego załogą jeden z ludzi padł na ziemię jakby powalony niewidzialną pięścią. Pocisk przewiercił czubek stalowego hełmu i wyrył długą bruzdę w czaszce. Mózg podnosił się i opadał w ranie w rytm pulsowania krwi, mimo to żołnierz był w stanie iść o własnych siłach. Musiałem mu jeszcze wydać rozkaz, aby pozostawił tornister, i zaklinałem go, by szedł bardzo wolno i ostrożnie.
To są słowa Ernsta Jüngera, pochodzą one z jego wspomnień z walk na froncie zachodnim I wojny światowej pt. In Stahlgewittern (z niem. W stalowych burzach – przekład z 1999 roku autorstwa Wojciecha Kunickiego). Wykazał w tym dziele swoje umiejętności literackie, odmalowując obraz Wielkiej Wojny jako czegoś ponadmaterialnego, czegoś, co zmieniło na zawsze jego pokolenie Niemców, którzy walczyli w okopach Sommy, Marny, Guillemont, Verdun i innych miejscach krwawych walk pozycyjnych. Oprócz wspomnień i odczuć niemieckiego oficera zawiera również opisy życia okopowego, krajobrazu różnych miejscowości, rutyny walk oraz powolnej mechanizacji nowoczesnej wojny, jaka nastąpiła w XX wieku. Książka ta doczekała się łącznie od 7 do 8 wydań, o zmienianej przez autora treści, różnie interpretowanej, w tym dwóch przekładów na język polski (pierwszego dokonał ppłk Janusz Gaładyk w 1935 roku, tytułując go Książę Piechoty. W nawałnicy żelaza, drugiego – wspomniany wyżej prof. Kunicki w 1999 roku).
Dlaczego nawiązałem do pierwszej połowy XX wieku? Ponieważ w porównaniu z tamtymi czasami dzisiaj następuje poważny upadek młodzieży na każdej płaszczyźnie. Nie chcę tu oczywiście być sentymentalistą, czy opiewać ideowy, religijny i polityczny aktywizm młodzieży z czasów międzywojnia, które są bardzo wartościujące dla nas i są wartym uwagi punktem odniesienia do dzisiejszej walki. Legion św. Michała Archanioła, Falanga Hiszpańska, Obóz Narodowo – Radykalny, belgijski Christus Rex, niemiecka Rewolucja Konserwatywna i mógłbym dalej wymieniać poszczególne przykłady, ale nie na to powinno być miejsce w niniejszym maszynopisie. Tu z kolei postaram się odpowiedzieć na pytania, które nurtują mnie od bardzo długiego czasu. Czy degeneracja młodzieży w XXI wieku jest niczym innym, jak zapowiedzią nadchodzącej śmierci następnych pokoleń młodych Europejczyków? Dlaczego młodzież niechętnie przyjmuje niektóre wzorce, mogące stanowić bardzo dobre wzory do naśladowania, w celu zrzucenia z siebie kajdan przywiązania do jakichkolwiek nałogów?
Dzisiaj świat wchodzi w erę globalizacji, a wraz z nią jej skutki uboczne – unifikacja i amerykanizacja kultury kosztem odrębności narodowych, kulturowych i religijnych, niszczenie podstawowych więzi społecznych na rzecz pośpiechu za sukcesem, karierą czy łatwym pieniądzem, rozwój i promowanie kosmopolityzmu zamiast naszych tradycji, historii i kultur. Równolegle spychane są na plan dalszy duchowe sfery życia, ich sens jest traktowany jedynie jako zło konieczne, coś w rodzaju wymuszonej lub ogólnie przyjętej tradycji. W tym ciągłym pędzie młodzież zapomina o swoich korzeniach, wierze, odrzuca od siebie wszystko to, co mogłoby służyć dobru drugiego człowieka lub je niweluje. Kupowanie, konsumowanie, praca i egzystencja we własnych czterech ścianach prowadzą do nikąd. Bardzo dobrymi przejawami tego, jak konsumpcjonizm wżarł się w mentalność naszego narodu, są jarmarki, przenośne targi i bazary ustawiane w Wielkanoc, Boże Narodzenie, Wszystkich Świętych czy zapusty oraz czekoladowe mikołaje/zajączki, jajka na ladach od sklepów po będące pod wpływem obcego kapitału supermarkety. Sam widziałem, zwłaszcza na Wszystkich Świętych, jak rodziny z dziećmi przychodziły na cmentarz dla tradycji, a później kupowali precle, waty cukrowe i inne niezdrowe przekąski, i mnie krew zalewała. Nie mówiąc już o totalnym gadulstwie letnich katolików w ten dzień na poświęconej ziemi, zakłócającym skupienie się na modlitwie i oddaniu hołdu zmarłym bliskim, krewnym, tym, którzy mają jedynie symboliczne mogiły oraz naszym lokalnym bohaterom. Bez komentarza również zostawię grożące naszej duchowości i tożsamości kulturowej niewinne „cukierki albo psikusy” w „halołin”.
Innym przykładem są Święta Bożego Narodzenia. Nie tylko na targach, wystawach i ladach figuruje to czekoladowe barachło, które najchętniej by zniszczyć. Na wieczerzach wigilijnych (rzecz jasna, zgodnie z przyjętą tradycją) raz po raz pojawia się alkohol. Tu dochodzimy do jednego z najcięższych nałogów, jakie prowadzą do degeneracji młodzieży, a które to przykłady dosyć często przychodzą z góry. Niestety, nie tylko na posiłkach wigilijnych zakrapia się je flaszką, potem drugą, a potem ew. bo za mało, to jeszcze do sklepu. Niejeden raz obserwowałem żałosny obyczaj wyjścia grup młodych ludzi z alkoholem na plenerowe picie o północy z 24 na 25 grudnia, nazwany – o zgrozo – pasterką. Że tak zapytam, co wspólnego z rozważaniem tajemnicy narodzin Jezusa Chrystusa ma łojenie wódy, bimbru, piwa i innych szkodliwych trunków, które z pozoru są bezpieczne, ale to z tego powodu rośnie bezmiar patologii społecznych, udawania kim to się nie jest i rozbijania więzi rodzinnych poprzez wyłudzanie pieniędzy na alkohol. Nie będę przytaczał tu statystyk, bo można je znaleźć w Internecie, nie mówiąc o ekstremalnych przypadkach, jakie mają miejsce w Rosji (a na które to problemy jedną z odpowiedzi jest sportowy tryb życia, straight edge i dbałość o zdrowie – krzewione przez rosyjskich nacjonalistów).
Ostatnio na portalu narodowo – radykalnym Kierunki, na którego łamach również pisuję swoje refleksje i myśli, ujrzał światło dzienne tekst naszego naczelnego, Krzysztofa Kubackiego, zatytułowany Europa potrzebuje kultu siły! Podpisuję się pod nim obiema rękami, ponieważ to w barkach młodzieży spoczywa i powinna spoczywać przyszłość Europy. Im silniejsi są nasi wrogowie, tym mocniejsza powinna być nasza walka przeciw całemu współczesnemu światu, walka o uratowanie zdrowej tkanki narodowej, by ta nie ulegała żadnym wpajanym nam przez demoliberalizm paradygmatom. Paradygmatom prowadzącym na manowce i oddalającym nas od tego, co dobre, na rzecz Zła, i ostatecznie zadającym nam najgorszą z śmierci, jaką jest śmierć duchowa.
Tę myśl, pisaną wieczorem, zakończę słowami Leona Degrelle z Apelu do młodych Europejczyków: Młodzi europejscy koledzy – nadeszła wasza kolej. Materialnie, to jasne, ale przede wszystkim duchowo i intelektualnie bądźcie gotowi na wszelkie ofiary. Niech wasze mózgi będą doskonale wyćwiczone i zbudowane, ciało silne i gotowe na najtrudniejsze walki, dusza rozjaśniająca wasze idee. Wtedy, choćby bój był zacięty, wasze silne ramiona podniosą na tarczach zwycięstwo, w które zwątpili słabeusze. Tylko ci mają wiarę wracają i stawiają czoła przeznaczeniu! Wierzcie! Walczcie! Świat się traci lub zdobywa. Zdobądźcie go! Na ludzkiej pustyni, gdzie beczy tyle baranów bądźcie lwami! Silni i nieustraszeni jak one. Niechaj Bóg wam dopomoże! Czołem, koledzy!