Duma! Duma! Narodowa duma!

Duma! Duma! Narodowa duma! - skandują w czasie manifestacji młodzi narodowcy, określający siebie nieraz mianem „dumnych Polaków”. Skrupulatnie wyszukują w narodowym imaginarium obiekty tej dumy: Kopernik, Polska od Morza do Morza, odsiecz wiedeńska, Skłodowska-Curie, bitwa warszawska, Jan Paweł II... Kwestionują zapalczywie ciemne karty historii, błędy i wady swego narodu.

Ich lewicowi adwersarze pytają z kpiącym uśmieszkiem, z czego właściwie mają być dumni. Zdaniem antypatriotów Polska to zaścianek, ciemnogród, który nigdy nic wartościowego nie wytworzył i który najlepiej zrobiłby, gdyby przestał istnieć.

Stanowiska diametralnie sprzeczne - a jednak mają wspólny mianownik. Łączy je przekonanie, że utożsamiać można się tylko z czymś wielkim i wspaniałym, budzącym podziw. Przytulić się do czegoś potężnego i grzać się w cieple tegoż (dla jednych to chwała wielkich przodków, dla drugich blichtr wielkiego świata). Tu nie ma miejsca na znojne budowanie mocy od podstaw, przez siebie samych. To taki patriotyzm przyjemności, mile łechcący naszą próżność.

Przekonanie, że patriotyzm to duma jest mi obce. Cieszę się z sukcesów polskich sportowców ale trudno nazwać to dumą: czy ja się do tego sukcesu jakoś przyczyniłem (umówmy się, że kibicowanie przed telewizorem się nie liczy)? Szanuję czyny bohaterów mego narodu ale nie zmienia to faktu, że dumnym można być przede wszystkim z własnych dokonań.

Rzecz jasna nie chodzi o to, żeby - jak czynią to antypatrioci - wstydzić się swego kraju. Nie można się wypierać przynależności do swego narodu, swych korzeni. Chodzi po prostu o to, żeby duma nie była najważniejszym (a czasem wręcz jedynym) paliwem patriotyzmu. Bo jest to paliwo, które może daje duże przyśpieszenie, ale tylko na krótkich odcinkach. Po euforii przychodzi zniechęcenie.

Lepiej być świadomym swoich wad - po to, by je przezwyciężać. Patriotyzm nie wyklucza krytycyzmu. Wystarczy sięgnąć po „Myśli nowoczesnego Polaka”, Romana Dmowskiego, by dostrzec, jak surowym był krytykiem polskiego charakteru narodowego, przywar swoich rodaków. Dmowski widział wyraźnie, że najgorszymi wrogami Polaków są sami Polacy - nie w sensie mniej lub bardziej mitycznych „zdrajców” i „sprzedawczyków”, ale w sensie tkwiących w nas samych grzechów krótkowzroczności, niestałości, warcholstwa, samolubstwa, pyszałkowatości.

Istotą patriotyzmu jest nie duma - a solidarność. Naród jest (a w każdym razie powinien być) jak rodzina. Z rodziną jest się związanym na dobre i na złe. Jeśli kocham swoich rodziców, to nie dlatego, że tata jest milionerem a mama gwiazdą filmową - ale dlatego, że są moimi rodzicami. Czasem są kłopoty, czasem są problemy - ale jesteśmy rodziną. Pomagamy sobie. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

Patriotyzm to nieustanna walka, w której radość sukcesu wciąż przeplata się z goryczą porażki. Patriotyzm to codzienna praca dla dobra wspólnego. Patriotyzm to elementarna życzliwość wobec rodaków. Patriotyzm to budowanie wspólnoty wszystkich Polaków, wszystkich poczuwających się do polskości; przyciąganie do tej wspólnoty jak najszerszych kręgów obywateli (nawet tych, którzy się ode mnie różnią, nawet tych, których nie lubię; bo naród to nie jest elitarny klub oparty na wyimaginowanych kryteriach).

Oczywiście, łatwiej jest się utożsamiać z czymś imponującym, ale szlachetniejszym jest, gdy nasza solidarność jest bezwarunkowa. Naród to nie jest menu w MacDonaldzie, z którego wybieramy sobie, co się nam podoba.

Jak mawiali dawni Brytyjczycy: Right or wrong - but my country.

Na zawsze.

 

Jeremiasz Toporczyk