Wobec niepowodzenia drogi politycznej reprezentacji szeroko pojętego polskiego ruchu nacjonalistycznego, konieczną jest dyskusja nad jego przyszłością i możliwymi formami dalszej działalności. „Szturm” powinien być jedną z platform takiej dyskusji, skoro w większości innych, właściwych do tego miejsc wciąż dominuje radosne poklepywanie się po plecach i usilne dowodzenie, że wszystko jest wspaniale, bądź z drugiej strony defetyzm i absurdalne pomysły.
Zacznijmy od rzeczy oczywistych. O absurd ocierają się sformułowania niektórych nacjonalistów, dowodzących, że „polityka jest nieistotna”, „zajmijmy się tylko działalnością społeczną”, „każdy polityk to złodziej i demoliberał, a my chcemy działać dla Narodu”, itd. Nie wchodząc w szczegóły tego zagadnienia – same sukcesy narodowych partii politycznych w innych krajach dostatecznie dyskredytują ten tok myślenia – zajmijmy się tu tym co najistotniejsze, a mianowicie mitologiczną już chyba działalnością społeczną.
Być może mało kto w 2016 roku pamięta, że jeszcze 3-4 lata temu na ustach wszystkich było hasło tworzenia „ruchu społecznego”. Jeden z narodowych celebrytów stwierdził nawet, że 11.11.2012 r. „powołano do życia nie partię polityczną, ale ruch społeczny”, jakkolwiek by to śmiesznie nie zabrzmiało. Czy faktycznie powstał ruch społeczny? Wydaje się, że były jego zalążki, których dziś nie widać. O tym też się szerzej rozwodzić nie będziemy, bo formuła pisma wyklucza otwarte ośmieszanie konkretnych organizacji narodowych. Dobrze zresztą, bo znając nasze nawyki pewnie znów byśmy się wszyscy pożarli o szyldy organizacyjne, tak jak w czasach starego dobrego forum Nacjonalista.pl…
Wypada stwierdzić, że szeroko ujęty ruch nacjonalistyczny w tej formie nie ma dziś przed sobą świetlanych perspektyw m.in. właśnie dlatego, że nie jest ruchem społecznym. Szumne deklaracje o zajęciu się działalnością społeczną kończą się w 90% przypadków… słowami. Dlaczego? Chyba głównie dlatego, że mało kto wie co właściwie mógłby robić, czym się „społecznie” zająć. Każdy interesuje się trochę (albo i bardzo) historią ruchu narodowego, ogólnie polityką, może niektórzy ekonomią albo inną dziedziną życia – mało kiedy wykracza to poza powierzchowną znajomość tematu. Nawet jeśli pojmować ruch nacjonalistyczny jako całość, a to sam w sobie już dość śmiały zabieg, ekspertów mamy bardzo niewielu i to w kilku może dziedzinach. Można powiedzieć, że zagospodarowanych jest ledwie kilka „nisz”. Przykładowo, narodowcy mają niemało dobrych historyków, którzy na swoim poletku wywiązują się ze swoich obowiązków tak jak powinni (choć znajdą się w ruchu tacy co by tych historyków zagnali do innych działek, ale bądźmy poważni). Ile jest podobnych dziedzin? Gdzie są narodowi ekonomiści? Gdzie narodowi eksperci od polityki zagranicznej i stosunków międzynarodowych? Narodowi znawcy polityki społecznej, edukacji, wojskowości, demografii… W niektórych z wymienionych dziedzin da się, rzecz jasna, wymienić 1 czy 2 nazwiska, ale czy to wystarcza?
W niektórych miejscach i środowiskach raczkują formy działalności społecznej rozumianej nieco bardziej dosłownie – poprzez bezpośrednią pracę z potrzebującymi, trudną młodzieżą, także działalność stricte charytatywną. Są ludzie oddani takiej formie działalności i zasługuje to na uznanie, choć zauważmy, że bez minimalnego choćby skoordynowania takich działań w szerszej skali, nawet pewnej (na ile się da – ogólnopolskiej) centralizacji tego typu form, wciąż będzie to raczej indywidualna praca konkretnych ludzi, którzy niejako przy okazji są nacjonalistami – nawet jeśli ta aktywność wynika właśnie z wyznawanej ideologii. Nie jest to fundamentem działalności ruchu społecznego , a formą osobistej aktywności na tym polu.
Na ogół działalność narodowa wygląda tak, że narodowcy rozdają ulotki, rozklejają plakaty, uczestniczą w manifestacjach i właściwie tyle… Czasem dochodzą spotkania formacyjne. Oczywiście to wszystko ważne, ale to chyba za mało, żeby dużą liczbę ludzi trzymać przy idei przez długie lata.
Prawdziwy ruch społeczny nie polega na tym, że prowadząc kilka opisanych wyżej monotonnych typów akcji i spotkań tytułuje się je równocześnie mianem „działalności społecznej”. Ruch społeczny to taki, w którym funkcjonują równolegle środowiska (tak nieformalne, jak i sformalizowane), zajmujące się zróżnicowanymi typami działalności. Przyświeca im jeden cel, zogniskowane są wokół bardziej lub mniej sprecyzowanych wspólnych postulatów, działalność poszczególnych jego segmentów ma prowadzić do realizacji konkretnych, obranych założeń – niemniej jednak sama jego istota sprowadza się do ukierunkowania na szereg bardzo różnych form aktywności, docieranie do bardzo zróżnicowanych grup ludzi.
Taka była przedwojenna endecja, mająca do swojej dyspozycji nie tylko silną partię polityczną, ale i stowarzyszenia najróżniejszego rodzaju, związki zawodowe, bratniaki, organizacje studenckie, chłopskie, robotnicze, pisma adresowane do różnych segmentów społeczeństwa, czytelnie ludowe. Do podobnego wzorca zbliżają się również współcześni nacjonaliści europejscy, zgrupowani wokół Jobbiku czy Złotego Świtu – przecież partie te to „jedynie” umożliwiający transmisję haseł narodowych do całego społeczeństwa wierzchołek, u którego podnóża znajdziemy bardzo liczne, sprofilowane na różne typy pracy środowiska. Starania takie podejmuje się także w tych krajach, gdzie nacjonaliści mają trudniej vide CasaPound i inne tego typu włoskie awangardowe grupy.
Czy któraś z narodowych organizacji, bądź któreś z nieformalnych środowisk nacjonalistycznych we współczesnej Polsce jest blisko tego modelu? Byłoby absurdem tak stwierdzić – w naszych warunkach, w obrębie jednego, na ogół nie liczącego więcej niż kilkaset osób (w wieku szkolnym i studenckim) środowiska nierealnym jest zafunkcjonowanie ruchu społecznego. Podobnie rzecz się ma z ruchem narodowym pojmowanym jako całość. Można rzec, że jako narodowcy „obsługujemy” zaledwie kilka wycinków polskiej rzeczywistości, na ogół zresztą amatorsko, niewystarczająco, bez jakiejkolwiek wizji. Naturalnym wyjściem byłyby tu zresztą tendencje ku scalaniu różnych, dublujących swoje (nie zawsze twórcze, jak już zauważyliśmy) działania środowisk – panuje jednak dość powszechna nieufność między nimi, spowodowana rozczarowaniem po ostatnim projekcie zjednoczeniowym, ale też mniej uzasadnionymi czynnikami.
Warto zapytać czy proponowany w środowiskach narodowych zakres działalności jest odpowiedni. Pomimo (znowu!) jakże szumnych deklaracji o niesłychanie wytężonej formacji, jaką to rzekomo otrzymuje młody adept sztuki nacjonalizmu, uformowanych intelektualnie i ideowo narodowców jest niewielu. Większość działa sobie rok czy dwa, potem się znudzi albo stwierdzi, że ruch jest zbyt niedojrzały by dopasować się do wizji takiego delikwenta. Ale jest też inny powód, który sobie zdążyliśmy już powyżej przybliżyć: ludzie nie mają skonkretyzowanych zadań do bieżącego realizowania. Większość nie jest w stanie latami wykonywać tych samych, de facto zupełnie nieinteresujących osoby, które już opuścił początkowy zapał, czynności.
Ostatecznie, patrząc w perspektywie choćby 3-4 lat rotacja w szeregach narodowców jest olbrzymia. Co kilka lat mamy do czynienia właściwie z nowymi kadrami. Co z tego wynika? Na pewno to, że w którymś punkcie coś kuleje, choć będą tacy, którzy stwierdzą, że „to normalne”, że jest przepływ ludzi, tak jak „normalnym” ma być faktyczny rozkład kolejnych inicjatyw narodowych – przecież poczucie świeżości nie trwa wiecznie, mówi się czasem.
Pozwolę sobie jednak zakończyć ten artykuł niniejszą tezą: jeśli nie zafunkcjonuje cały szereg różnych form działalności na różnych polach, jeśli nacjonalista nie będzie miał gdzie realizować swoich pasji i talentów dla dobra ruchu jako całości, jeśli egoizm organizacyjny będzie przesłaniał dobro całości ruchu narodowego, to możemy być pewni, że nigdy nie dorobimy się ruchu społecznego.
Jakub Siemiątkowski