Po publikacji naszego wspólnego, napisanego z ukraińskimi nacjonalistami z ruchu Azowskiego, listu, a także po podaniu informacji o wzięciu udziału polskich nacjonalistów w niemieckiej manifestacji upamiętniającej rzeź ludności cywilnej przez alianckie bombardowania w Dreźnie – na naszym profilu, obok słów poparcia, wybuchła wrzawa, padła także masa emocjonalnych wyzwisk i obelg. Spodziewaliśmy się tego, jednak bardziej myśleliśmy i chcieliśmy dyskusji merytorycznej na konkretne argumenty, której niestety się nie doczekaliśmy. Po raz kolejny okazało się, że siedzimy głęboko w swoich fobiach, obrażeni na cały świat za naszą brutalną historię w XX wieku. Wiele osób zarzucało nam, że kontakty z ukraińskimi i niemieckimi nacjonalistami są nie do przyjęcia. Jednak tak samo jak „Szturm” miał łamać bariery w sferze wewnętrznej, żeby w jednym piśmie pisali ludzie z różnych środowisk – tak samo chcieliśmy i chcemy dalej łamać bariery na naszej małej arenie międzynarodowej z sąsiednimi nacjonalistami. Czy to będą Ukraińcy, Niemcy, Białorusini czy Rosjanie – nie mamy nic przeciwko temu. Jesteśmy otwarci na rozmowy, jeżeli i druga strona jest gotowa wspólnie z nami do stawienia czoła obecnej rzeczywistości, ale także naszej wspólnej, bolesnej historii.
„Szturm” i ruch Azowski
Od początku w naszym piśmie większość redaktorów była nastawiona pozytywnie do tego co działo się na Ukrainie, a szczególnie naszą sympatię skierowaliśmy w kierunku nacjonalistycznego pułku Azow, dowodzonego przez Andrija Bieleckiego. Nie jest to poparcie w ciemno, jak to wielu nam zarzuca. Nie jest to zdrada i przymykanie oka na „banderowców”, jak to padało w kierunku członków Azowa (oczywiście same takie zarzuty są po prostu śmieszne). Po pierwsze, mamy kontakt z ruchem Azowskim, dzięki czemu wiemy jakie poglądy mają na naszą współpracę, na nasz kraj, a także naszą bolesną historię. Wiemy, że oni tak samo jak i my chcą podjąć rozmowy na temat naszej bolesnej historii – w tym właśnie na temat Wołynia. Niestety, większość osób, tak nam się przynajmniej wydaje, nawet nie przeczytała naszego wspólnego listu do radnych Lwowa. Przypomnę więc, że ten „zły Azow” podpisał się razem z nami pod apelem w sprawie obrony polskiego cmentarza orląt lwowskich! Niektórym jednak wystarczy sama nazwa Ukrainy w tekście, bądź właśnie nazwa pułku Azow, by rozpętała się emocjonalna burza. Po raz kolejny okazało się, że zamiast wspólnej debaty, w naszym narodzie górę biorą emocje. Negatywne emocje przysłoniły pozytywną akcję jaką niewątpliwe był ten list. Pomimo krytyki jaka na nas spadła – nie przestaniemy nawiązywać kontaktów z sąsiadami naszego kraju – w tym właśnie Ukrainy – dla dobra naszych krajów, dla dobra naszej historii.
„Szturm”, polscy i niemieccy nacjonaliści
Drugą falą krytyki przyniosła nam informacja o manifestacji upamiętniającej bombardowania alianckie w Dreźnie. Przecież jak to? Jak można spotykać się z Niemcami? Przypomnijmy więc, że od II wojny światowej minęło już prawie 80 lat, dziś ruchy nacjonalistyczne tworzone są już przez nowe pokolenia – niemieckich, ale także polskich nacjonalistów – więc prędzej czy później musieliśmy zacząć ze sobą rozmawiać, współpracować. Choć jeszcze niedawno te stosunki mogły wydawać się wrogie, teraz rzeczywistość zaczyna być inna. Wcześniej tak jak i po stronie niemieckiej jak i naszej panowały negatywne emocje, które były nakręcane przez różne osoby. U nas nieraz można było usłyszeć, że rozmawiać lub spotykać się z Niemcami jest czymś niedopuszczalnym. Jednak brawo dla jednej i drugiej strony, że te bariery są łamane i obie strony wykazują chęć rozmów. Parę miesięcy temu przedstawiciel „Szturmu” był obecny na zjeździe zorganizowanym przez niemieckich nacjonalistów, w tym miesiącu znów polscy nacjonaliści byli zaproszeni i przemawiali na niemieckiej manifestacji. Nazwałbym to dużym przełomem w kontaktach między naszymi ruchami. Nie ma co na to się oburzać – nie można wiecznie jak obrażone dziecko siedzieć i czekać aż wszyscy dookoła będą padać na kolana i nas przepraszać – taka jest polityka, takie jest życie – toczy się dalej i trzeba wyciągać z niego jak najwięcej.
Nie zapominamy o historii
Pomimo wielu zarzutów właśnie o pomijanie historii – nie, nie zapominamy o niej. Pamiętamy o Wołyniu czy też o tym co działo się w naszym kraju pod okupacją niemiecką. Jednak zamiast siedzenia w okopach i czekania jak tu będzie można dokopać i odgryźć się naszym sąsiadom – my po prostu siadamy z nimi do – nazwijmy to – stołu rozmów. Wolimy ze sobą rozmawiać i łamać bariery niż nakręcać wspólną spiralę nienawiści, prowadzącą jedynie do zguby. Jeżeli ktokolwiek sądzi, że siedząc i czekając na przeprosiny – one nastąpią – niestety, może się mocno zawieść. Nie jest też tak – jak by bardzo wielu chciało – że nasi sąsiedzi nie słuchają tego co mamy im do powiedzenia. Jeżeli ktokolwiek sądzi, że nie poruszamy ważnych historycznie dla nas tematów – jest w błędzie. Nie budujemy naszych kontaktów na pomijaniu historii. Na fundamencie przeszłości – budujemy przyszłość.
Europa – wspólny cel
Europa jest w głębokim kryzysie – jedynymi ruchami, które są w miarę jako tako zorganizowane – to ruchy nacjonalistyczne, które za cel muszą obrać sobie rekonkwistę. Pogarszająca się sytuacja na starym kontynencie pomaga we współpracy ruchów nacjonalistycznych. Więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – jeżeli może to pomóc we wspólnych kontaktach, wykorzystajmy to. Jeżeli ludzie mówiący u nas o braniu przez nacjonalistów udziału w polityce z góry podchodzą do wszystkich wrogo, a ze wszystkimi sąsiadami najchętniej prowadziliby wojny za wydarzenia sprzed kilkudziesięciu lat – Boże, trzymaj nas z dala od takich ludzi! Europa może powstać tylko wtedy, kiedy to nacjonaliści będą w stanie narzucać szerszemu gronu swoje wartości. Więc wspólna propaganda pewnych aspektów i zachowań powinno być dla nas musem. Wyzbycie się fobii i szowinizmu to jeden z ważniejszych kroków jakich dokonali nacjonaliści europejskich państw w XXI wieku. Choć jeszcze nie wszyscy chcą się na to otworzyć – ale dobrze dawać takim ludziom przykład.
„Szturm”, sąsiedzi, historia
Będziemy dalej prowadzić rozmowy czy to z ukraińskimi nacjonalistami czy niemieckimi. Będziemy dalej rozmawiać z nimi o współczesności, ale także poruszać ważne dla naszego narodu tematy historyczne. Wszystkim tym, którzy wylewają na nas pomyje – mniej emocji, więcej debat merytorycznych, na które zawsze jesteśmy otwarci. Zanim jednak ktoś nas skrytykuje, niech najpierw sprawdzi czego dotyczy dana sprawa – bo jak pokazuje nasz ostatni list do radnych Lwowa – chyba mało kto go przeczytał, a większa uwaga skupiła się na obecności w nim dowódcy ruchu Azowskiego. Jak jednak można było tak zareagować na obecność tam strony ukraińskiej, skoro stanęła razem z nami w obronie naszej, polskiej sprawy? Jesteśmy nacjonalistami XXI wieku, budujemy własną historię i własną przyszłość – pamiętając o przeszłości, nie chcemy aby przyćmiła nam ona możliwość dzisiejszej współpracy. Chcemy nasze relacje oprzeć na prawdzie, dyskusji i zrozumieniu, a nie nakręcanych fobiach, nienawiści i szowinizmowi – te czynniki już raz pochłonęły Europę i dały zwycięstwo demoliberalizmowi. Dlatego będziemy rozmawiać, współpracować, walczyć – dla naszych krajów, dla Europy.
Krzysztof Kubacki