Wielka Polska… hasło znane, bardzo stare i niezwykle wzniosłe. Znaczeń tego hasła jest zapewne wiele, gdyż odnosiło się ono zarówno do wielkości w sensie terytorium Polski, ale również ma spore odniesienie do wielkości rozumianej w sposób moralny, jako moralność narodu, a także do jego siły wewnętrznej. Czym w XXI wieku miałaby być Wielka Polska, do której chce dążyć tak wielu?
Z pewnością nie można rozumieć hasła Wielkiej Polski dokładnie w taki sam sposób jak wyobrażano to sobie w czasach II RP. Zmieniły się bowiem czasy, warunki, a przede wszystkim, inne są dziś wyzwania i zagrożenia dla narodu. Należy pamiętać, że nacjonalizm musi być nurtem, który działa w sposób aktualny. Nie można nacjonalizmem nazwać działalności wyłącznie historycznej czy charytatywnej. Są to oczywiście płaszczyzny bardzo istotne, ale nie mogą okazać się jedynymi, nacjonalizm musi umieć odpowiadać na współczesne problemy Polaków.
Istotnym tematem, który niestety nie jest szerzej poruszany w debacie dotyczącej naszych fundamentów narodowych jest kwestia krajowych różnic kulturowych, a dokładniej, zróżnicowania Polski pod względem tożsamości kulturowej oraz języków poszczególnych regionów naszego kraju. Polska jest państwem stosunkowo jednolitym pod względem narodowościowym, kulturowym, religijnym i językowym. Co do zasady można to uznać za spełnienie marzeń narodowych, gdyż pamiętamy, że w czasach II RP dosyć istotnym problemem były liczne mniejszości narodowe, które nie były skłonne do realnej asymilacji. Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej, mniejszości nie są raczej dla Polski zagrożeniem.
W XXI wieku za prawdziwe zagrożenia dla narodu na pewno należy uznać wciąż rozwijającą się globalizację, która skutkuje m.in. kolonizacją i wyzyskiem Polski przez ponadnarodowe korporacje oraz stopniowym wynaradawianiem Polaków przez pozbawienie ich tożsamości na rzecz kolejnych mód i kultury masowej. Trzeba zauważyć, że kolejne pokolenia w niewielkim stopniu są zainteresowane własnymi, lokalnymi tradycjami i tożsamością. Jest to oczywiście efekt postępującej globalizacji, która wypiera to co regionalne, a w konsekwencji stanowi również zagrożenie dla szerszej tożsamości narodowej. Nie da się pogodzić ekspansji kultury masowej i związanej z nią tzw. makdonaldyzacji życia społecznego z ochroną interesu narodowego. Globalizm to przekonania, które niestety zwyciężają, szczególnie jest to widoczne w Europie. Należy w tym miejscu przypomnieć, że właśnie antyglobalizm to jeden z niezwykle istotnych elementów idei narodowej.
W tym miejscu warto rozróżnić dwa pojęcia, które niestety bardzo często są używane jako synonimy. Chodzi o pojęcia: regionalizm i separatyzm. Wbrew pozorom nie oznaczają one tego samego. Regionalizm to tendencja do dekoncentracji i decentralizacji władzy najczęściej pod kątem kulturowego zróżnicowania poszczególnych regionów. Nie musi ona oznaczać federalizacji państwa, a nawet może być swoistym bezpiecznikiem przed rozwojem separatyzmów. Chodzi tutaj bowiem o uwzględnianie warunków lokalnych lub regionalnych w polityce państwa. Separatyzm jest natomiast dążeniem do wyodrębnienia określonego terytorium danego państwa w celu nadania mu autonomii lub doprowadzenia do secesji, czyli odłączenia od jednego państwa i utworzenia nowego. W XXI wieku w Polsce raczej nie spotkamy typowych separatyzmów, chociaż czasami może on być widoczny w polityce prowadzonej przez Ruch Autonomii Śląska, który jednak nie ma zbyt szerokiego poparcia wśród samych Ślązaków.
Na gruncie polskim istnieje kilka grup i regionów nieco odmiennych od większości. Chodzi przede wszystkim o Ślązaków, Kaszubów i Górali. Pod względem regionalnych tradycji oraz używanej na co dzień mowy są to grupy zdecydowanie najbardziej wyróżniające się. Szczególnie w kwestii Ślązaków narosło wiele mitów i kontrowersji, niejednokrotnie zapewne dość krzywdzących dla tej części narodu polskiego. Warto właśnie podkreślać, że Ślązacy są właśnie Polakami, a wszelkie separatyzmy spod znaku np. Ruchu Autonomii Śląska należy traktować raczej marginalnie i z dystansem. Kolejną specyficzną grupą są Kaszubi. W ich przypadku sytuacja przedstawia się jednak nieco inaczej, ponieważ Kaszubi posiadają swój własny język, z którym można się spotkać w wielu polskich kurortach nadmorskich. Okazuje się, że z języka kaszubskiego można nawet… zdawać maturę. Uważam jednak, że zdecydowanie nie należy postrzegać tego jako jakiegokolwiek zagrożenia dla polskości, a wręcz przeciwnie. Zdecydowana większość Kaszubów posiada podwójną identyfikację – narodową, polską i etniczną, kaszubską. Kaszubi dość wyraźnie zaznaczają swoją odrębność kulturową, ale co do zasady pozostają Polakami, a więc ich regionalizm absolutnie nie stanowi zagrożenia dla polskości i nie jest sprzeczny z polskim interesem narodowym. Również fakt posługiwania się językiem kaszubskim nie powinien być postrzegany jako coś negatywnego, ponieważ nie istnieje żadne środowisko, które negowałoby silny związek Kaszubów z narodem polskim, a znaczna większość działaczy, polityków, publicystów i naukowców jednoznacznie uważa ich za Polaków. Podobnie zresztą jak zwykli Kaszubi.
Należy zauważyć, że takie grupy jak Kaszubi, Ślązacy czy Górale są wewnętrznie mocno przywiązani do swoich lokalnych tradycji, ich wartości są bardziej widoczne niż w przypadku innych części kraju, szczególnie tych wielkomiejskich. Górny Śląsk nieco się wyróżnia na tej płaszczyźnie. Omawiane przeze mnie regiony charakteryzują się również silnym fundamentem katolickim, którego z czasem zaczyna brakować w Polsce. Zapewne silne przywiązanie do swoich mniejszych ojczyzn i pielęgnowanie rodzimej kultury to elementy przyczyniające się także do większej religijności. Nie jest przecież tajemnicą, że społeczności wyrwane z własnej tożsamości, nieposiadające wyodrębnionej kultury są bardziej podatne na globalizm, komercję oraz liberalizm obyczajowy, co w konsekwencji prowadzi do stopniowego wynaradawiania. Na gruncie polskim najlepszym tego przykładem jest Łódź.
Łódź niegdyś słynęła przede wszystkim z dwóch rzeczy: przemysłu oraz wielokulturowości. Hasło „miasto czterech kultur” jest dziś sztandarem środowisk lewicowo-liberalnych, które z faktu, iż przed II wojną światową w mieście mieszkały cztery narodowości stworzyły argument propagandowy do promowania tzw. tolerancji. Wielokulturowość Łodzi odeszła wraz z wojną i została zastąpiona tożsamością socjalistyczną. Władze komunistyczne widziały w Łodzi kolebkę polskiego ruchu robotniczego i z tego powodu kładły na miasto duży nacisk propagandowy, aby wzmocnić tzw. tożsamość socjalistyczną. Właśnie ta tożsamość socjalistyczna zastąpiła tożsamość wielokulturową. Transformacja przyniosła upadek kolejnego łódzkiego fundamentu, czyli przemysłu. Wizytówka Łodzi – wielkie fabryki upadły, charakter miasta musiał się diametralnie zmienić. Niegdyś „miasto włókniarzy” dziś niewiele ma wspólnego z Łodzią, która istniała jeszcze w 1939 roku. Dziś to najbardziej jaskrawy przykład skutków źle przeprowadzonej transformacji, która pchnęła naszą rzeczywistość z realnego socjalizmu w kolonialny pseudokapitalizm. Poprzedni system był stricte materialistyczny, współczesny jest silnie indywidualistyczny. Widać to właśnie w Łodzi, gdzie upadł idealny wizerunek socjalizmu, a więc wielki przemysł państwowy, a narodził się neokolonialny rynek, który obecnie jest cudownym źródłem dla zachodnich korporacji. Łódź dziś nie posiada swojej własnej tożsamości, zniknęła tożsamość wielokulturowa, upadła robotnicza, a co w zamian? Sklepy wielkopowierzchniowe, na których zarabiają ponadnarodowe korporacje, dziś to właśnie jest wizytówką miasta i sytuacją bardzo typową dla większości regionów polskich. Brak tutaj elementu obrony przed globalizmem, nie ma lokalnej tożsamości i tradycji, które stanowiłyby silną alternatywę. Zapewne nie bez powodu również Łódź okazała się najmniej religijnym miejscem w kraju…
Polska „odgórna”, Polska „urzędowa” to rzecz, która silnie wrosła w naszą mentalność. Zarówno ludzie, jak i władza dąży raczej do uogólniania polskiej rzeczywistości i tworzenia pewnych „standardów’, pomijając życie lokalne, uznając pewne rzeczy za zbyt małe i zaściankowe. Uśrednianie Polski przez zarówno Polaków, jak i unijnych biurokratów to działanie, które może przynieść dosyć groźne efekty. Z jednej strony Polska sztucznie monokulturowa, pozbawiona swoich prawdziwych korzeni, a z drugiej Polska globalna, typowo zachodnia. Czy którakolwiek z nich jest tą, do której należy dążyć?
Elementy regionalistyczne nie muszą być sprzeczne z interesem narodowym. Nie muszą, o ile nie stoją one na obcych fundamentach. Jasnym jest, że regionalizmy wynikające z dążeń Niemców, Litwinów czy Ukraińców mieszkających na terytorium RP należy uznać za działające dla obcych interesów, a więc nie mogą one być akceptowane przez państwo narodowe. Należałoby jednak zastanowić się nad kwestią dążeń regionalnych, które są podnoszone przez społeczności zakorzenione w polskości, czyli właśnie np. Kaszubów, Ślązaków, Górali, ale również innych. Prawa tych społeczności na pewno nie są sprzeczne z polskością. Ani ich tradycje, ani kultura, ani języki czy gwary, którymi się posługują, to silne elementy polskiej kultury. Nie można nie zauważyć, że właśnie te społeczności mocno wyróżniają się pod względem przywiązania do własnej tożsamości i tradycji, a także cechują się religijnością. Dzięki temu są one znacznie bardziej odporne na globalizm, komercję i inne destrukcyjne prądy płynące do nas z Zachodu. Widać to bardzo dobrze, gdy porównamy obraz społeczności Łodzi ze społecznością śląską, kaszubską lub góralską. Może to właśnie mniejsze społeczności, lokalne i regionalne w XXI wieku powinny stać się trzonem narodowej kultury i tożsamości? Może to z nich należałoby stworzyć sztandar odporny na zagrożenia? To pytanie pozostawię otwarte.
Hubert Kowalski