W polskim ruchu nacjonalistycznym co jakiś czas (ograniczoną na ogół) popularność zdobywa jakiś nurt zagraniczny. Jednych fascynował terceryzm, innych eurazjatyzm, całkiem spora część narodowców sympatyzowała czy sympatyzuje nadal z nurtem konserwatywnej kontrrewolucji. Ludziom często nie wystarczą inspiracje przedwojenną endecją, pojawia się nieraz zapotrzebowanie na wzorce nowocześniejsze. Jedną z takich łatek, jakie uznali za stosowne sobie przypiąć niektórzy nacjonaliści jest narodowy anarchizm.
Stanowi on pojęcie wieloznaczne, nasuwające wiele skojarzeń. Często zgłębionych bardzo pobieżnie, ale wydających się atrakcyjnymi ze względu na swą oryginalność, radykalizm i antysystemowość. Czy słusznie?
Zacznijmy od uporządkowania pojęć. Pod pojęciem narodowego anarchizmu można rozumieć kilka zjawisk. W najściślejszym rozumieniu mowa tu o myśli Anglika Troya Southgate’a i powiązanego z nim, rachitycznego raczej National-Anarchist Movement – łączącego w sobie wątki tercerystyczne, ale też i konserwatywne – mimo że narodowi anarchiści teoretycznie dystansują się od reakcjonizmu. Głosząc postulaty przywołujące na myśl wołanie o nowe średniowiecze, narodowi anarchiści Southgate’a inaczej niż przedwojenne formacje narodowo-radykalne odrzucają metody ruchu masowego i scentralizowanego. Wierzą w prymat małych społeczności lokalnych nad państwem, co w dzisiejszych czasach sytuuje ich priorytety w sferze utopii, raczej politycznego chciejstwa niż branego na serio postulatu. Mimo podtrzymywania wielu interesujących wątków łączących spuściznę ruchów narodowo-rewolucyjnych, zachowawczych, a także lewicowych, ciężko mówić tu o poważnym punkcie odniesienia, szczególnie dla nacjonalistów w Polsce.
Swego czasu, raczej w niszowych środowiskach konserwatywnych niż nacjonalistycznych, popularną była idea Jüngerowskiego „Anarchy” – buntownika przeciw współczesnemu światu, który przechodzi na pozycje wręcz dekadenckie, mimo że z anarchizmem jako takim nie ma wiele wspólnego. Bogdan Kozieł opisał tę postawę słowami: „Anarcha odrzuca z pogardą prawa człowieka, wolność, demokrację, pokój, humanizm, miłość, tolerancję, braterstwo, równość i wszystkie inne fetysze i magiczne zaklęcia naszych czasów. Anarcha nie chce nikogo przekonywać, nie chce nikogo prowadzić ani porywać do walki... Anarcha jest samotnikiem, jest samotnym myśliwym wędrującym po bezdrożach chaosu, Anarcha to samotny wilk - nie potrzebuje wyznawców, obca jest mu i wstrętna mentalność stada. Anarcha nie chce niczego ulepszać ani tworzyć nowych światów. Dla Anarchy wartość ma tylko jego bunt - bunt będący wyrazem jego najgłębszej istoty, Anarcha pragnie tylko niszczyć murszejący porządek rzeczy, pragnie przyspieszyć procesy upadku, chce aby ostateczna pożoga ogarnęła świat, by wreszcie ponad zgliszczami mógł powiać mroźny podmuch Nieznanego...”. Mamy tu więc postawę walki z pseudowartościami współczesnego świata, ale też pewien wyraz kapitulacji – Anarchę interesuje bardziej jego osobista niechęć do nowoczesności niż walka o zmianę sytuacji swojego narodu. Anarcha, mimo szumnych deklaracji, jest tedy indywidualistą… Chyba jednak warto polecić inspirowanie się innymi okresami twórczości długowiecznego geniusza, jakim był niewątpliwie Jünger.
Z narodowym anarchizmem identyfikowana jest nieraz także barwna postać Nestora Machno – ukraińskiego atamana, który w dobie wojny o niepodległość utworzył na terytoriach Zaporoża samodzielną Republikę Hulajpola (tzw. Wolne Terytorium), walczącą na przemian z białymi i czerwonymi armiami, ale także i jednostkami Ukraińskiej Republiki Ludowej. Machno uchodzi nieraz za jedną ze sztandarowych postaci anarchizmu, choć wielu historyków uznaje, że bardziej niż zachodnie teorie inspirowały go tradycje kozaczyzny – niechętnej przecież scentralizowanemu państwu. Wśród ludności Hulajpola Machno wspierał rozwój ukraińskiej kultury, szkolnictwa i tożsamości narodowej na tyle mocno, że dziś wielu nacjonalistów ukraińskich odnosi się pozytywnie do tej postaci – z całą pewnością heroicznej i fascynującej, ale czy poza samym hartem ducha, niosącej wzorce, które należałoby przenieść na nasz grunt? Ośmielmy się zresztą zauważyć, że także samym Ukraińcom przydałaby się raczej lekcja budowy silnego państwa niż wdrażanie w życie kozackiej anarchii.
Gdzieniegdzie przewijają się w ruchu pomysły odwoływania się do myśli Bakunina i innych klasyków anarchizmu – nikt jednak (a przynajmniej autor niniejszego tekstu się na coś takiego nie natknął) nie zadał sobie trudu wyłożenia w jakikolwiek sposób co konkretnie my nacjonaliści moglibyśmy z tej myśli zaczerpnąć i zastosować w praktyce. Wynika to zapewne z faktu, że mało kto w ogóle zdecydował się ją zgłębić. Wydaje się zresztą, że najbardziej twórczą mogłaby być tu recepcja myśli Proudhona, no ale wzmożonego zainteresowania jego postacią nie widać. Pewnie zbyt „prawicowa”, więc nudna…
Pojęcie narodowego anarchizmu, czy może raczej narodowej anarchii funkcjonuje wreszcie w wymiarze epitetu wśród tych narodowców, którzy uważają, że każdy kto skrytykuje obowiązującą w jakimś środowisku nacjonalistycznym linię, staje się automatycznie anarchistą, kimś kto niszczy ustalony porządek działania. Oceny takie trącą wielokrotnie groteską, szczególnie jeśli są formułowane z pozycji człowieka przeświadczonego o tym, że jego sądom błogosławi z Niebios sam Roman Dmowski, bo przecież jego politycznemu realizmowi podporządkować się musi każdy… Mimo to, warto zastanowić się chyba czy faktycznie swego rodzaju mentalny anarchizm nie jest problemem polskich nacjonalistów.
O charakterystycznych dla naszego narodu ciągotach do warcholstwa, wrogości wobec silnej władzy, oporu wobec nakazów z góry napisano już opasłe tomy. Można wręcz rzec, że ciężko zrozumieć polskość bez tej cechy – bez wiecznego sprzeciwu i słabych na ogół zdolności organizacyjnych. Bywało zresztą nieraz, że ta pierwsza cecha ułatwiała nam narodowy opór wobec różnej maści ciemiężców. Polak zawsze był niepokorny – ale zdajmy sobie sprawę, że to po części spuścizna po sejmikowej anarchii czasów szlacheckich. Wbrew diagnozie Dmowskiego z „Myśli nowoczesnego Polaka”, cecha ta niestety spłynęła także na polski lud, ze szlachty się nie wywodzący.
Budowa dobrze zorganizowanego, sprawnie działającego państwa na przestrzeni ostatnich 300 lat wychodziła nam w zasadzie raczej incydentalnie, jeśli pominąć doniosły epizod II RP – której to wielkość notabene w niemałej mierze zawdzięczamy właśnie dobrej, państwotwórczej szkole wspomnianego Dmowskiego.
W warunkach opresji z zewnątrz potrafiliśmy dokonać rzeczy wielkich – budować genialnie zorganizowane państwa podziemne w czasie Powstania Styczniowego i II wojny światowej oraz wielki, społeczny ruch „Solidarności”. Mamy o tych zrywach tak wygórowaną opinię nie tylko ze względu na ich heroizm, ale także na fakt sprawnej kooperacji, współpracy tak różnych często środowisk. Coś w tym jest, że przeciw wrogowi Polacy się jednoczą, by po ewentualnym zwycięstwie znów rozpocząć spory.
Zadajmy sobie więc pytanie: czy Polak gloryfikujący anarchię i brak silnej władzy centralnej stanowi typ pożądany? Czy w dobie takiego rozdrobnienia szeroko pojętego ruchu drogowskazem ma być którykolwiek z wymienionych na początku tekstu ruchów bądź nurtów? Wydaję się, że są to pytania retoryczne. Nie mam bynajmniej na myśli jednoczenia ruchu nacjonalistycznego pod jakimś konkretnym sztandarem – z szeregu względów w tej chwili na to za wcześnie, ale czy ktoś, kto w imię swoich indywidualistycznych zachcianek i kaprysów odrzuca taką myśl zasługuje w ogóle na miano nacjonalisty? Dobrze zorganizowane państwo narodowe, dzięki swojej administracji wychowujące w odpowiednim duchu swoich obywateli to wciąż cel, do którego siłą rzeczy wieść będzie sprawna organizacja, jednocząca wysiłki patriotów – nawet jeśli obecnie nie widać jej na horyzoncie.
Co więc zostaje z tej fascynacji narodowym anarchizmem? Postulaty narodowo-anarchistyczne, jakkolwiek by ich nie pojmować, to dziś mrzonki, wynikające raczej z modnej ekstrawagancji niż pogłębionej oceny sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Owszem, znajdziemy w różnych zarysowanych powyżej typach elementy inspirujące, ale czy na tyle, by należało dokonywać przeszczepienia tych wzorców na polskie warunki? Nie ma racjonalnych powodów do przyjmowania w kraju takim jak Polska orientacji narodowo-anarchistycznej. Zamiast silić się za każdym razem na oryginalność, myślmy raczej o tym jak pożytecznie przysłużyć się Polsce i ruchowi nacjonalistycznemu – nie każda eklektyczna i awangardowa idea, która przychodzi do nas z zagranicy winna cieszyć się entuzjazmem polskich narodowców. Uzasadnione znudzenie bredniami domorosłych Machiavellich spod znaku „chłodno-endeckiego realizmu” tego nie usprawiedliwia.
Jakub Siemiątkowski