Gdy czyta się codzienne komentarze dotyczące otaczającego nas świata i wydarzeń, ma się wrażenie, że duch dawno zastąpiła materia. Gdzieś uleciało coś, co było istotnym elementem indoeuropejskiego dziedzictwa duchowego. Znikła pogarda dla śmierci i podziw dla ludzi, którzy potrafili się poświecić w imię własnych poglądów, wierzeń etc., etc.
Dlaczego tak się dzieje? Skąd ten brak głębszej refleksji nad otaczającym nas światem? Co kieruje ludźmi, którzy z jednej strony potrafią zacytować z pamięci Mosdorfa „jesteśmy fanatykami…”, a z drugiej płaczą, że gdzieś tam w Europie fanatycy podkładają bomby? Czy taki internetowy „fanatyzm” może mieć przełożenie na realne działania wymagające czegoś więcej niż tylko bezrefleksyjne powtarzanie haseł. Kiedyś takim bezrefleksyjnie powtarzanym hasłem było walka z nieistniejącą od lat komuną. Dziś takim hasłem jest walka z islamizacją – cokolwiek to znaczy. O ile obawy liberałów i wszelkiej maści demokratów mogą być uzasadnione, to dziwne jest zachowanie ludzi określających się jako fanatycy czy radykałowie. Skupianie się na walce ze skutkami świadczy o miałkości wyznawanych idei czy poglądów. Prawdziwy fanatyk zawsze zrozumie drugiego fanatyka, choćby tamten stał po drugiej stronie barykady. Potrafi też docenić poświecenie, jednak skażenie rakiem zniewieścienia, konsumpcjonizmu i liberalizmu nie pozwala wyzwolić się z więzów materializmu i wznieść się ponad to wszystko. Skażenie to nie pozwala również dostrzec przyczyn tego, co obecnie dzieje się w Europie i na świecie. Medialna propaganda sprzedaje skutki jako przyczynę, a idące na łatwiznę społeczeństwo kupuje tę narrację jako swoją. Zniewieściałe społeczeństwo produkuje zniewieściałych „fanatyków”, wodzonych za nos zawodowym macherom od kształtowania opinii publicznej. Takie społeczeństwo ze swoimi „fanatykami” będzie protestowało przeciwko imigrantom, ale mało kto zaprotestuje przeciwko banksterom, wielkiemu kapitałowi czy neoliberalnej polityce, gdyż to wymaga czegoś więcej. Wymaga poświecenia i prawdziwego fanatyzmu. Niestety fanatyzmu tego brakuje i nie zanosi się by sytuacja uległa zmianie. Dalej zamiast banków będą płonąc domy azylantów, zamiast radykalnych protestów społecznych, będą antyimigranckie hece, które są na rękę systemowi. Zamiast poświecenia, płacz, że biją. Zamiast walki z przyczynami, maszerowanie pod rękę z prawicą. Zamiast antysystemowych akcji, utrwalanie tego systemu.
Czy ta sytuacja może ulec zmianie? Raczej nie. Ostatni prawdziwi europejscy fanatycy polegli w latach 40. ubiegłego wieku. Od tamtego czasu liberalizm, chadecja i socjaldemokracja poczyniły takie spustoszenie w głowach, że ludzie ci stali się niewolnikami strachu. Strach przed jakąkolwiek zmianą, strach przed nieuniknionym, brak refleksji, że jednak jest coś więcej niż materialne życie, zrobił z Europejczyków cień tego kim byli jeszcze 100 lat temu. Dlatego islam zaleje Europę. Oni się nie boją o materialne tu i teraz. Mają determinację i są fanatykami, bo „tylko fanatycy umieją dokonać wielkich rzeczy. Nienawidzimy kompromisu: jest to nie tylko cechą młodości naszej, ale ducha czasów, w których żyjemy.”
Bogusław Wagner