Bardzo dużym błędem polskich nacjonalistów jest pomijanie sprawy władzy. Nie myślimy o niej, uważamy to za coś odległego i nas nie dotyczącego. Jeżeli jednak podchodzimy poważnie do zmian w otaczającym nas świecie i urobienia go na swój sposób – bez sprawowania władzy jest to niemożliwe. Jeżeli chcemy uratować Polskę, Europę, nasze sprawy krajowe, politykę zagraniczną – niechęć do, prędzej czy później, objęcia władzy oddala nas od niej jeszcze bardziej. Oddając całkowite pole do popisu w tej materii demoliberałom, sami skazujemy się na marny los. Nie wpłyniemy, nie zmienimy otaczającego nas świata okrzykami na manifestacjach. Choć objęcie sterów rządów przez nacjonalistów jest wciąż odległą sprawą – przynajmniej u nas – nie zmienia to faktu, że musimy o niej myśleć i wraz z rośnięciem naszych szeregów coraz głośniej o niej mówić. Każda akcja, każdy realizowany przez nas cel musi być robiony z myślą o dobru ruchu i przyszłego sprawowania władzy. Nie bójmy się o tym marzyć, myśleć, mówić. Tak, chcemy dojść do władzy – tak chcemy trzymać los we własnych rękach! Bardzo często słychać u nas bardzo górnolotne hasło „służeniu narodowi”, jednak nic tak bardziej narodowi by się nie przydało jak dojście nacjonalistów do władzy. Mając w rękach potężniejsze możliwości działania, ze spokojem można by uratować zwykłych obywateli od zmartwień, które nałożyło na nich państwo demoliberalne.
Polityka wewnętrzna
Spójrzmy na politykę krajową, jak bardzo często narzekamy na nieludzkie ustawy, traktowanie ze strony państwa. Jak bardzo się oburzamy siedząc w domu i oglądając to co przegłosowują „wybrańcy narodu”, kiedy odrzucają raz po raz projekty obywatelskie, bądź nie przejmują się tymi manifestacjami, na których słychać krzyki oburzenia. Odrzucając możliwość naszego dojścia do władzy, że nie chcemy się „w tym babrać” i to nie dla nas – sami doprowadzamy do upadku państwa. Nie możemy się irytować, że wprowadzane ustawy są nie po naszej myśli, zabijają „moralność narodu” i jego tradycje. Bardzo często dziwię się takiemu zachowaniu, że oburzamy się na demoliberalnych polityków uchwalających ustawy według swoich poglądów. Dlaczego tak się irytujemy? Sama demokracja liberalna w swoim zamyśle chce opanować totalnie otaczającą rzeczywistość swoimi poglądami, osłabić tradycję i poczucie narodowe, wprowadzić prawa będące teoretycznie w sprzeczności z tradycją danego narodu, ale przy udziale swoich mediów i silnej propagandzie mogą zrobić tak naprawdę wszystko. Nie łudźmy się, nie miejmy pretensji, nie dziwmy się tym co wyprawiają przedstawiciele demokracji liberalnej. Mogą mieć różne nazwy partii, szczytne hasła na swoich wyborczych wiecach – jednak jakakolwiek nadzieja wpłynięcia na nich to zwykła naiwność. Nie, nie służymy narodowi, jeżeli nie myślimy o objęciu władzy i całkowitej zmianie rzeczywistości. Nie, nie służymy narodowi jeżeli nie chcemy ulżyć jego cierpieniu w walce z szarą rzeczywistością. Możemy sobie wiele wmawiać, ale bez sterowania państwem nie zmienimy za wiele, możemy pocieszać się kilkoma akcjami społecznymi – są one jednak tylko kroplą w tym wielkim, naszym oceanie potrzeb. Stroimy często się w bojowe piórka, ale jak pokazuje temat władzy, wciąż w nas jest zbyt dużo obaw i za dużo strachu. Ktoś może mówić, że to niemożliwe, nie do zrealizowania. OK, nie dziś, może nie jutro – ale nie możemy twierdzić, że nigdy. I sprawiać tak, żeby z każdą kolejną akcją było to coraz bardziej możliwe. Tak, chcemy dobra narodu – tak, chcemy w końcu państwa nacjonalistycznego!
Polityka zagraniczna
Narzekamy i nazywamy zdrajcami demoliberałów, którzy po prostu w Europie trzymają się z podobnymi sobie. Oburzamy się na rodzimych „wybrańców”, że dostosowują się do ich kolegów zza granicy i chcą ustalać podobne prawa u nas. Jednak czy aby na pewno nasze oburzenie jest logiczne? Przecież to nic dziwnego, że demoliberałowie trzymają się razem i dążą do tego samego. Oburzać się możemy na nas samych, że nie robimy zbyt wiele, aby prowadzić politykę zagraniczną według naszych zasad i poglądów. To, że mniej „doświadczeni” demokratyczno liberalni politycy biegają za tymi bardziej „doświadczonymi” z Zachodu nie dziwi mnie w ogóle. Możemy z nerwów walić pięściami, kiedy widzimy ich uległość wobec międzynarodowych instytucji, UE czy NATO – bo to są ich instytucje, w których się odnajdują i którym się poświęcają. To jest ich demoliberalna bajka, w którą wierzą. Myślicie, że się zmienią, bo ktoś się na nich oburza i irytuje? Oczywiście, że nie. Możemy palić flagi UE, to jednak tego wielkiego molocha nie obali. Możemy się oburzać na źle wybrane sojusze i bieganie niczym wierny pies za USA – jednak to USA jest wzorem dla europejskich demoliberałów i oni swojego podejścia do tego tematu także nie zmienią. Czy naprawdę ktoś sądzi, że bez większych wpływów jesteśmy w stanie to wszystko zmienić? Nie możemy być aż tak naiwni. Bez objęcia władzy, bez realnego wprowadzenia naszej polityki nie jesteśmy w stanie nic zdziałać poza wyrywaniem włosów z głowy. Jesteśmy w stanie zmienić to jedynie po objęciu sterów władzy – przez nas!
Odnowiona Europa
Mówimy o Europie, marzymy o jej odbudowie, mając także na uwadze nasz zagrożony kraj. Europa nie będzie w stanie się jednak podnieść jeżeli po jej terytorium nie przetoczy się fala nacjonalizmów. Nasz kraj jest także zagrożony przez durne pomysły europejskich instytucji – nie zatrzymamy ich okrzykami, będziemy w stanie je zatrzymać jedynie mając do tego odpowiednie środki, których dostarcza właśnie władza. W niektórych krajach nacjonaliści starają się piąć ku górze, a dotychczasowe wydarzenia na starym kontynencie zdecydowanie poprawiają ich wyniki i notowania. My także z tego musimy korzystać, ponieważ same europejskie narody zaczynają dostrzegać w nacjonalizmie jedynego ratunku dla swoich egzystencji. Jeżeli marzymy o powrocie dumnej Europy, to sami musimy dać przykład. Nie łudźmy się – demoliberałowie za nas na pewno tego nie zrobią. Chcąc odnowić Europę – zacznijmy od siebie, dajmy przykład i bierzmy także go z tych ruchów, które w Europie zaczynają odnotowywać sukcesy.
Władza – główny cel?
Nie chce mi się wierzyć, że 99% nacjonalistów nie ma w głowie przejęcia przez nas władzy. Wiem, że to na chwilę obecną wydaje się mocno niemożliwe. Spokojnie, ciężkie czasy dla Europy to wielkie wyzwanie dla nas, problemy z którymi demokracja liberalna nie potrafi sobie radzić. Nie możemy od tego tematu się odwracać, nie możemy zamykać na to oczu. Nie możemy tematu władzy odpychać argumentami „obecnej niemożliwości”. Musimy mieć ją na celowniku, a szczególną rolę mają tutaj liderzy, którzy o dojściu do władzy powinni mówić najgłośniej. 26 lat uległości III RP to chyba dosyć dużo przykładów, żeby nie bać się tego tematu. W przeciwieństwie do nas, nasi wrogowie tego tematu się nie boją, a wręcz przeciwnie. Będąc krok w tył oddajemy im inicjatywę. Oddajemy im edukacje i wpływ na dzieci, oddajemy im wpływ na kształt państwa i prawo, oddajemy wpływ na politykę zagraniczną, przez którą możemy pójść na dno za przykładem tych „wielkich i oświeconych” państw zachodnich. Prędzej czy później same czasy postawią przed nami ten dylemat. Nie uciekniemy od tego, bo i nasi następcy zapewne będą nas pytać, „dlaczego?”. Nie zamykajmy naszych oczu na temat władzy. Musimy tego chcieć, nawet jeżeli mielibyśmy się srogo zawieść. Władza to także nasz cel. Odwagi!
Krzysztof Kubacki