Samopomoc

Według najnowszych danych opublikowanych przez Główny Urząd Statystyczny, w czerwcu bieżącego roku w biedzie żyje około 3 milionów Polaków. I wbrew zaklęciom rządu, polityków czy innych użytecznych debili, ta liczba nie ulega zmianie. Tak więc rok w rok, prawie osiem procent Polaków musi myśleć jak wyżywić siebie i swoją rodzinę za mniej niż 540 zł miesięcznie! No ale dobra, idźmy dalej. Przytoczę teraz coś związanego z sytuacją naszego rodzimego rynku pracy. Znów GUS i znów porażający komunikat: co szósty Polak pracuje na umowie śmieciowej. Teraz oddajmy głos PCK, który przed rokiem opublikował raport z bardzo jasnym przesłaniem: pół miliona polskich dzieci jest niedożywionych w takim stopniu, że uniemożliwia to im prawidłowy rozwój psychofizyczny. Dodajmy do tego stale zwiększające się koszty życia, coraz bardziej nawarstwiające się konsekwencje kryzysu finansowego i nieudolnej polityki gospodarczej naszych elit, rozwarstwienie społeczne
i wzrastające zadłużenie naszych miast, a otrzymamy obraz państwa nieuleczalnie chorego
i rozkładającego się. Uperfumowanego trupa, który już nie tyle co działa tylko w teorii ale nie działa w ogóle. Kolonię nowoczesnego świata, w której prawo stanowią brukselscy panowie
i finansowi bonzowie, a dla obywateli przewidziany jest los mrówek pracujących dla dochodu i pomyślności kogoś innego. Powiedzmy to sobie otwarcie: kapitalizm, który jeszcze u progu tej tak zwanej transformacji ustrojowej opisywany był jako środek na rozwiązanie naszych problemów, dziś zwyczajnie się nie sprawdził. Zostaliśmy przemieleni przez mechanizmy, których istnienia nie przewidywaliśmy i wobec których stanęliśmy zupełnie bezbronni. Tak tylko wręczyliśmy naszym wrogom najlepszą broń i pozwoliliśmy zakuć się w kajdany. Skoro więc system w naszym kraju zawodzi, a aparat państwowy nie jest w stanie przedstawić jednego i spójnego rozwiązania problemów egzystencjalnych, jakie występują wśród ogromnej rzeszy Polaków, to co na to wszystko odpowiedzą nacjonaliści?

Gdy już ostatecznie został pogrzebany polityczny projekt nazwany Ruchem Narodowym, przeczytałem w jednej z wielu gorących internetowych dyskusji jakie wtedy wybuchły, że problem z naszym szeroko pojmowanym ruchem nacjonalistycznym objawia się najpełniej w tym, że termin „aktywizm społeczny” pojawia się u nas, w naszej publicystyce bardzo często, ale nikt z nim nic nie robi. Że odmienia się go przez wszystkie możliwe przypadki, ale nie łączy się z tym żadne konkretne działanie obliczone na zbudowanie czegoś trwałego i długofalowego. Dlaczego tak się dzieje? Według mnie odpowiedź brzmi: bo brak nam spójnego programu. I to wszystko w sytuacji, gdy wokół siebie widzimy wiele różnych przykładów: Grecja, Włochy, Francja, Hiszpania, setki różnych koncepcji i planów: sprawdzonych i przetestowanych, które to przy odpowiedniej modyfikacji, mogą przynieść nam wiele korzyści. Mam nadzieję, że mój tekst i moja propozycja takiego programu stanie się zalążkiem szerokiej dyskusji na ten temat.

Przede wszystkim musimy przestawić swoje myślenie na zupełnie nowe tory. W działalności społecznej nie ma fajerwerków, nie chodzi w niej o to by pokazać się przed innymi ludźmi czy grupami działającymi w naszym kraju. Każda taka akcja musi być obliczona na to by spełnić postawione przed nami oczekiwania i by najprościej rzecz ujmując pomóc; tak powtórzę to jeszcze raz na wszelki wypadek jakby ktoś to przeoczył: na to by pomóc, bo jeśli nie, to wszystkie nasze działania i cały organizacyjny wysiłek nie ma najmniejszego sensu. Pierwszy krok to stworzenie konkretnego mechanizmu działania. Stałego i niezmiennego, tak by podejmowane przez nas akcje spełniały postawione cele. Gdy już będziemy mieli plan i stały schemat trzeba będzie wyłonić liderów. Tymi liderami musimy być my. Musimy być ludźmi, którzy wynajdą potrzebujące rodziny i sposoby, by odpowiedzieć na ich problemy i im pomóc. To na nas, na nacjonalistach musi spoczywać główny ciężar organizacyjny w akcjach tego rodzaju. Następnym krokiem jest stworzenie sieci kontaktów i wolontariuszy. Jak duża ona będzie i kto będzie do niej należał? To już zależy od pomysłowości i sprawności samych liderów. Warto pamiętać, że nie trzeba być nacjonalistą by dawać korepetycje dzieciakom z biednej dzielnicy, nie trzeba być nacjonalistą by odrestaurować plac zabaw na zniszczonym osiedlu czy podarować prezent na Dzień Dziecka. Takich ludzi znajdziemy wielu i to dzięki nim nasze kampanie mają szansę na sukces, a sukces w tym przypadku równoznaczny jest z realnym polepszeniem warunków egzystencji naszych Rodaków. Działanie tam gdzie System zawodzi, jest działaniem poza jego ramami, które w dalszej konsekwencji nieuchronnie przemieni się w działalność przeciwko niemu. Sieć: lider – wolontariusz – kontakt, którą tutaj opisałem, równie dobrze można z powodzeniem przenieść na szerszy grunt społeczny: organizując w ten sposób osiedla i dzielnice. To daje nam niezwykłą szansę na organizacyjne wzmocnienie i wyjście nacjonalizmu ze stagnacji w jakiej się obecnie znalazł.

Polską scenę narodową śledzę już od dobrych pięciu lat. To pewnie nie jest dużo, bo znajdą się wśród czytelników ludzie z większym stażem i z większym doświadczeniem. Ale z całą pewnością to wystarczająco, by stwierdzić ogromną zmianę światopoglądową jaka zaszła
w tym środowisku. Do niedawna głosy o potrzebie nowego kierunku działania, czy zmiany priorytetów były albo w ogóle niesłyszalne, albo tak nieliczne, że traktowano je z ogromną pobłażliwością. Dziś zmieniła się nasza mentalność, otworzyły się oczy i pojawiła się świadomość tego co należy zrobić, żeby pójść naprzód. Teraz jeszcze tylko do tej świadomości dodajmy czyny i odrobinę skoordynowanego wysiłku organizacyjnego. To nam wszystkim wyjdzie na dobre!

Dawid Kaczmarek