Wehikuł czasu

Sierpniowe rocznice są w Polsce zapisem zmagań naszego narodu z nieludzkimi ideologiami. Wspominamy bitwę warszawską, w której zatrzymaliśmy natarcie bolszewickich hord na Europę. Wspominamy pakt Ribbentrop-Mołotow, sankcjonujący czwarty rozbiór Polski przez totalitarne reżimy. Wspominamy wreszcie Powstanie Warszawskie, którego potworna klęska zadecydowała o skali naszego zniewolenia przez komunizm. Jednak te wszystkie sprawy z każdą kolejną rocznicą należą do co raz odleglejszej przeszłości. Oczywiście historia jest nauczycielką życia i należy ją znać, by uczyć się na błędach (najlepiej na cudzych), ale czy przypadkiem nie jest tak, że jako naród żyjemy mentalnie w czasie przeszłym? Walczymy z komuną, Wołyń pamiętamy, a Niemcom nie oddamy nawet guzika. Nosimy koszulki z krzyżem NSZ i rysujemy kotwice Polski Walczącej na murach. Nasze dyskusje o wydarzeniach historycznych bywają żywsze i bardziej zaciekłe niż te dotyczące spraw bieżących. Dzielnie przeciwstawiamy się zagrożeniom, które dawno minęły i bez pardonu poddajemy krytyce ludzi, którzy dawno umarli. Być może wynika to z kompleksu, że nam – urodzonym za późno – nie dane było uczestniczyć w epickich zmaganiach o Polskę „pokolenia Kolumbów”. Jeśli tak jest, wystarczy sobie jedynie uświadomić, że my także mamy własne bitwy do wygrania tu i teraz.

Francuski filozof Raymond Aron wieszczył kiedyś „koniec ery ideologii” – czas, w którym intelektualista przestanie „oddawać swoje serce abstrakcyjnej ludzkości, tyrańskiej partii, niedorzecznej scholastyce, bo kocha ludzi, należy do żywych wspólnot, szanuje prawdę”. Niesłychana to krótkowzroczność francuskiego filozofa. Ideologie żyją i mają się dobrze, nadal stanowiąc „opium dla intelektualistów”, a ideologią szczególnie żywotną okazuje się marksizm. Wcale nie zginął bezpowrotnie wraz z upadkiem Związku Sowieckiego i jego imperium zewnętrznego. Rozwinął się i przeobraził, by natychmiast po swojej klęsce na Wschodzie – zaatakować nas z Zachodu, jako marksizm kulturowy i ideologia Nowej Lewicy.

Ten nowy marksizm (zrodzony w umysłach teoretyków szkoły frankfurckiej) tym miał się różnić od starego, że odcinał się od powiązań partyjnych, a rewolucja którą wprowadzał, była rewolucją świadomości. Dotychczas to kapitalistyczna (burżuazyjna) formacja społeczno-ekonomiczna była źródłem ucisku proletariatu. Dla marksizmu szkoły frankfurckiej opresyjna jest kultura, tradycja, świat wartości cywilizacji Zachodu, którego korzenie tkwią w etyce chrześcijańskiej. Z powodu odwołań do psychoanalizy Zygmunta Freuda, dla którego gwarancją szczęścia było zaspokajanie popędów, szczególnie zwalczana jest etyka seksualna. Natomiast nowym proletariatem są studenci, dla których wykładający na prestiżowej uczelni wykładowca-politruk staje się niekwestionowanym autorytetem. Tacy profesorowie działają najpierw w ramach Institut für Sozialforschung we Frankfurcie nad Menem, następnie na École Normale Supérieure w Paryżu, Institute of Sociology w Londynie, Columbia University w Nowym Jorku. Ziarno zostaje zasiane…

 

W 1968 roku pokolenie wychowanków szkoły frankfurckiej, pod hasłem „Marks, Mao, Marcuse”, doprowadziło do rewolucji najpierw we Francji, a następnie w Niemczech i Stanach Zjednoczonych. Co ciekawe, uczestnicy pierwszych protestów w maju 1968 r. na Uniwersytecie w Nanterre, pod Paryżem, za jeden z najważniejszych postulatów uznali koedukacyjność akademików, a liderem zrewoltowanej młodzieży był Daniel Cohn-Bendit –znany dzisiaj ze swoich pedofilskich skłonności. Promowano także wolną miłość, tolerancję, ekologię i pacyfizm. Z tej rewolucji zrodziły się radykalne ruchy ekologiczne, gotowe zgładzić człowieka, by ratować mysz (ekocentryzm), ruch LGBT, kulturowy feminizm, gender studies, ideologia tolerancjonizmu i wiele innych. Niebezpieczny pluralizm kłamstwa. W krajach bloku wschodniego była jedna partia i jedna propaganda. To chyba było mniej groźne niż dzisiejsza fałszywa różnorodność. Kiedy socjaldemokrata, ekolog i feministka prowadzą dyskusję w telewizyjnym studiu musimy pamiętać, że to nie realna alternatywa, lecz wewnętrzny spór w łonie kolejnej „międzynarodówki”.

 

Lakoniczna wzmianka w internetowej encyklopedii wbrew pozorom mówi bardzo wiele: „Rewolta dokonała głębokich zmian w świadomości społeczeństwa, ówcześni studenci stali się po kilkunastu latach elitą społeczną i polityczną w swoich krajach.” Czy zdajemy sobie sprawę z tego jak głębokie są te zmiany świadomości? Czy rozumiemy, że należymy do świata urządzonego przez tych ludzi? Czy znamy ich nazwiska? Max Horkheimer, Theodor Adorno, Herbert Marcuse, Rudi Dutschke, Daniel Cohn-Bendit… Zamiast nich wciąż słyszę Lenin, Stalin, Hitler, Bandera, jakby czas na zawsze zatrzymał się w latach czterdziestych a Polska była wielkim intelektualnym skansenem.

 

Maciej Wolski