Na polskiej scenie politycznej pojawił się nowy twór — Zjednoczona Lewica. Ma to być koalicja ugrupowań lewicowych, na czele z Sojuszem Lewicy Demokratycznej, Twoim Ruchem i Zielonymi. Wokół inicjatywy „kręcą się” jeszcze, między innymi: Unia Pracy, Polska Partia Pracy, Socjaldemokracja Polska, Unia Lewicy, Partia Demokratyczna czy Ruch Sprawiedliwości Społecznej. Wszystko pod pewnym patronatem OPZZ. Zostało wypracowane minimum programowe. Teraz rozpocznie się batalia o „jedynki”, co skutecznie może popsuć plany zjednoczenia. Prawdopodobnie będzie ono mniej pełne, niż zapowiada się obecnie. Zapewne ktoś dostanie za mało, a ktoś za dużo. W całym tym zbiegowisku mamy także Piotra Ikonowicza, a więc jednostkę, która nie jest zdolna do współpracy z kimkolwiek na dłuższą metę, co doprowadza raczej w jego przypadku do tylko kolejnych podziałów na lewicy, a nie do jej zjednoczenia. Przewiduję, że tym razem będzie podobnie. To się jednak okaże, a sam bawić się w jasnowidza nie chcę. Mimo wszystko uważam, że pomysł na Zjednoczoną Lewicę jest całkiem niezły. Widać, że SLD zauważyło swoje błędy z ostatniego czasu, na czele z tragicznym udziałem w wyborach prezydenckich. Inną kwestią jest to, że może się okazać, że na ratunek dla lewicy jest już za późno.
Przez lata, na lewej stronie polskiej sceny politycznej, hegemonem był Sojusz Lewicy Demokratycznej. Póki Sojusz miał po kilkadziesiąt czy kilkanaście procent w sondażach i w wyborach, koncepcja „rozbitej” lewicy miała sens. Jakoś to działało. Co pewien czas tworzyła się kolejna, kanapowa partia lewicowa, która była głównie kartą przetargową dla ich liderów przed wyborami. Własny szyld partyjny to duży argument w negocjacjach o miejsca na listach wyborczych. Przez lata właśnie w ten sposób swój byt polityczny zapewniała sobie Unia Pracy. Tak samo szereg innych ugrupowań pomiędzy wyborami atakowało SLD z pozycji „prawdziwiej lewicowych”, a następnie dogadywało się z Sojuszem w sprawie startu z jego list. Teraz kiedy byt samego Sojuszu jest zagrożony, kiedy sondaże nie dają wiele szans na sukces lewicy, którym będzie w ogóle pojawienie się w najbliższej kadencji parlamentu, nie jest już tak wesoło. Jest to zła sytuacja nie tylko dla SLD, ale także dla szeregu ugrupowań wcześniej wspomnianych. Partie kanapowe potrzebowały SLD, Sojusz potrzebował nazwisk i szyldów, które „połykał” swą dominującą pozycją na lewej stronie. Ta swojego rodzaju symbioza nie ma jednak przyszłości. Platforma Obywatelska odbiła w lewo, idzie w stronę polityki w rodzaju włoskiej Partii Demokratycznej. Leszek Miller, wystawiając jako kandydatkę „lewicy” panią Magdalenę Ogórek popełnił jeden z większych błędów politycznych w swoim życiu.
Lewica, jeśli chce osiągnąć w Polsce sukces, jeśli chce być rzeczywistym obozem politycznym w kraju, musi być lewicą. Brzmi to jak „oczywista oczywistość”. Tak jednak nie jest. SLD próbowało odwrócić się od „postkomunistycznego betonu”, wyjść niby do młodych, odrzucając czerwień, kumając się z demoliberalną pomarańczą. Jest to dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Sojusz próbował znaleźć dla siebie miejsce tam, gdzie wszystkie miejsca były zajęte: przez Platformę oraz PO w wersji „radykalnej”, czyli Twój Ruch. Utracono tym samym swoją ideową niezależność. Żadna młodzież nie przyszła. Głównie dlatego, że młodzież taka jest nieliczna, a zamiast działać, woli popijać kawę w „starbuniu”. Wygląda jednak na to, że błąd został zauważony, że „operacja Ogórek” i centrowa pozycja nie zdały egzaminu. Największym problemem polskiej lewicy jest to, że nie mówi o rzeczywistych problemach. Lewicy nie interesuje przemysł, sprzeciw wobec wyprzedawanych zakładów, kwestie robotnicze, pracownicze. Polską lewicę interesuje walka z Kościołem, in vitro, Parady Równości i tym podobne sprawy, które zwykłego Polaka nie interesują, a sporą część napawają obrzydzeniem. Skoro wszyscy wiemy, że najwięcej z elektoratu SLD uciekło do Prawa i Sprawiedliwości, czemu lewicowcy nie potrafią zauważyć, co tak naprawdę interesuje ludzi? Nie jest dla nich najważniejszy stosunek do Kościoła. Dla Polaków ważne jest to, żeby ich dzieci nie musiały wyjeżdżać do pracy za granicę, liczą się miejsca pracy, emerytury, służba zdrowia. Tematy idealne dla lewicy.
W pewien sposób zauważyło to pewne środowisko lewicowe, które tworzy teraz partię Razem. To jednak nadal nie „to". Partia Razem to taka burżujska, całkiem zamożna, mieszczańska „nowoczesna lewica". Nie ma też żadnej gwarancji, że lewica w rodzaju hiszpańskiego Podemos znajdzie w Polsce swoje miejsce. Osobiście uważam, że jeszcze na to nie czas. I dobrze. Myśląc o działaczu partii Razem mam przed oczyma zarośniętego w rodzaju artystycznego nieładu hipsterka przy kubku drogiego napoju z kawiarni przy słynnej warszawskiej tęczy, walczącego z umowami śmieciowymi w komentarzach na Facebooku, które publikuje ze swojego nowego laptopa Apple. Nie jest to obraz pozytywny. Modne to jest może w Warszawie, ewentualnie w centrach handlowych głównych miast studenckich. Nigdzie indziej już nie. Na zachodzie Europy taki rodzaj młodzieży jest zdecydowanie częściej spotykany. W Polsce raczej się z tego śmiejemy. Być dzisiaj lewicowcem na polskiej ulicy to często „przypał” w oczach młodzieży. Nawet tych, których nigdy nie podejrzewalibyśmy o jakiekolwiek ideały czy nawet samo zainteresowanie polityką. Spory wkład w taką rzeczywistość ma obóz narodowy. Z tego trzeba się cieszyć. Wracając jednak do Zjednoczonej Lewicy. Ma ona szansę tylko wtedy, kiedy wykonany zostanie powrót do żelaznego elektoratu Sojuszu, do programu prawdziwie socjalnego. Każdy po lewej stronie, który uważa, że szansą lewicy jest dalsze dryfowanie w stronę PO, powinien z góry zostać uznany przez to środowisko za zdrajcę i rozbijacza. Pytanie tylko, czy po lewej stronie rzeczywiście znajdą się jacyś „ideologowie”, którzy byliby w stanie odświeżyć idee lewicowe. Wyborca lewicy nie włoży sobie do garnka feminizmu, antyklerykalizmu i kawki ze „starbunia”.
Znamienne jest to, że jeden z bardziej „lewicowych” programów ma w Polsce „prawica”, czyli Prawo i Sprawiedliwość. Pokazuje to dobitnie, że podział na prawicę i lewicę dawno temu stracił ważność. Każdy taki podział jest subiektywny, często ze sobą sprzeczny, także oderwany od historii i rzeczywistości. Ileż to mamy w Polsce środowisk, których działalność ideologiczna koncentruje się na tym, aby znaleźć dla siebie miejsce na osi podziału na prawicę i lewicę, a także ustalić miejsca każdej innej partii. Jest to śmieszne, żenujące. Coś takiego może interesować tylko osoby, które na świat patrzą na zasadzie białe-czarne, bez uwzględnienia jego szarości. „Nie pytajcie mnie czy jestem z prawicy czy z lewicy. Jestem z prawicy przeciw lewakom — utopistom głupim a niebezpiecznym. Jestem z lewicy przeciwko zachowawczej prawicy, której egoizm i głupi technokratyzm mi się nie podobają”. Wszyscy powinniśmy zapamiętać te słowa, autorstwa Bardèche. Jak często powtarzam w rozmowach z innymi narodowcami, my musimy szukać trzeciej drogi. Trzeciej drogi rozumianej w czysty, narodowy sposób, bez doktrynerskich naleciałości. Trzeciej drogi pomiędzy Zachodem i Wschodem, demokracją i totalitaryzmem, kapitalizmem i socjalizmem, prawicą i lewicą, działalnością stricte polityczną i stricte społeczną itd. Być narodowcem to znaczy myśleć o swoim narodzie. Wyprzedawanie przemysłu, ziemi, rządy międzynarodowej finansjery i banksterów, kolonialny charakter państwa — to wszystko są problemy naszego narodu. My więc musimy się nimi zająć. W tej Polsce, którą chcemy zbudować, lewica nie będzie potrzebna. My będziemy i „lewicą”, i „prawicą".
Tomasz Dorosz