W naszym środowisku regularnie odmieniane przez wszystkie przypadki jest słowo rewolucja. Tak bardzo wyczekiwana; mająca odmienić los Polski i Polaków; zniszczyć demoliberalny system z jego antywartościami i spalić na stosie całą współczesność. Często wydaje mi się, że wielu z nas lubuje się fantazjowaniu o tym, jak to będzie, kiedy wreszcie nadejdzie rewolucja. Kiedy to nacjonaliści będą rozliczali złych, rozdawali karty i mówili jak żyć. Cóż, dobrze jest mieć marzenia, ale niedobrze mylić je z rzeczywistością.
Przed paru laty, w ONR, mieliśmy takiego działacza, którego podejście do rewolucji zapadło mi w pamięć. Chłopak był jeszcze typowym reprezentantem ludzi, jacy przychodzili do organizacji nacjonalistycznych przed Marszem Niepodległości w 2010 roku. Nie walczył z wszechobecnym socjalizmem, sam z siebie czytał i rozwijał się. Całkiem nieźle znał zagadnienia historycznego ONR-u i NR. Problem polegał na tym, że należał do tych, których wszyscy pewnie mieliśmy okazję spotkać na swojej drodze – hiperaktywny, skłonny do kłótni i oczywiście wszechwiedzący. Pamiętam, jakby to było dziś, jak zaczytany w Bolesławie Piaseckim, całkiem poważnie oczekiwał, że już zaraz, za chwilkę, w Polsce zacznie się przewrót. Rewolucja, którą wieszczył BP była najwidoczniej tak atrakcyjną wizją, że nawet po upływie kilkudziesięciu lat, kolejni młodzi ludzie brali to, co pisał, jak samospełniającą się przepowiednię. I tak, chyba przez rok, ów działacz żył w błogim przekonaniu, że to już czas, zaraz będzie wszystko inaczej. Jakież musiało być jego zdziwienie, kiedy pomimo jego wielkiej wiary, obiecywany przez Piaseckiego przewrót nie nastąpił, a nacjonaliści w złotych zbrojach nie przejęli władzy. Kiedy w końcu uświadomił sobie, że czasy się „trochę” zmieniły i zamiast patrzeć w przeszłość, trzeba żyć i patrzyć w przyszłość, szybko wpadł w marazm i po paru miesiącach zniknął z orbity ONR-u.
Co się właściwie stało? Dlaczego pomimo wiedzy, wiary i chęci, nie potrafił przyjąć do wiadomości, że rzeczywistość jest znacznie bardziej złożona, niż skłonny byłby to przyznać?
Przez tych parę lat działania, tego typu ludzi, widziałem dziesiątki. Młodych idealistów, spalających się w swojej wierze w to, co wyczytali (i po swojemu zinterpretowali…) w świętych księgach. Ktoś powie, że taka jest już natura młodości, że chce się szybko i intensywnie zmieniać zastaną rzeczywistość. Gorzej, że sama chęć dokonania wiekopomnej zmiany to „trochę” za mało.
Wielu działaczy funkcjonujących w środowisku, nawet dłuższy czas, ma problem ze zrozumieniem, że rewolucja to pojęcie znacznie szersze niż romantyczne wystąpienie ludu na barykady i tragiczna w skutkach walka z zastanym systemem. Odnoszę nieodparte wrażenie, że są wśród nas tacy, którym marzy się budowanie barykad i los powstańców przedstawionych w powieści „Nędznicy” V.Hugo. Byleby można było zapisać kolejną ekscytującą kartę w historii i umierać śpiewając:
„Czerwień - krew wściekłego człowieka!
Czerń - ciemność czasów przeszłych!
Czerwień- świat którego świt nadchodzi!
Czerń - noc, która w końcu się kończy!”
Tymczasem takie ograniczone postrzeganie terminu rewolucja jest nie tylko prymitywne, ale przede wszystkim jest objawem ślepoty. Rewolucja nigdy nie była tylko zbrojnym wystąpieniem przeciwko władzy. To był wyłącznie jej zewnętrzny i często, choć nie zawsze, konieczny przejaw. W prawdziwej rewolucji chodzi o dokonanie zmiany jakościowej. Takiej zmiany, która całkowicie zastąpi przedrewolucyjne kalki myślenia, wzorce zachowania, życia i funkcjonowania społeczeństwa. Rewolucja musi być, jak taran niszczący symbole, treść i ludzi, którzy stali za poprzednim porządkiem. Nie oznacza to, że jej głównym celem jest spalić i zniszczyć wszystko ku uciesze gawiedzi. W przypadku rewolucji narodowo-radykalnej jest wręcz przeciwnie. Nie ma w niej miejsca na bezmyślne akty wandalizmu i sianie chaosu. Nasza rewolucja to rewolucja mentalności i myślenia. Powinna stawiać na piedestale wartości, w duchu, których trzeba postawić nowy ład. W kontrze do znienawidzonej przez nas demoliberalnej emanacji antywartości. Niestety spora część środowiska patrzy na rewolucję przez pryzmat ilości wyrwanego i rzuconego bruku, czy zadym. Niemalże codziennie czytam zachwyty nad zamieszkami w różnych częściach Europy. Mało w tych zachwytach jest refleksji - dlaczego to się dzieje, za to dużo głupiego podniecania się „przerwaniem marazmu”. Jakby godnym pochwały był chaos, dla samego chaosu… Gubi się gdzieś istotę sprawy – przyczyny wystąpień i to, co właściwie współcześni rewolucjoniści chcieliby zmienić. Ten prymitywny odruch jest nawet zrozumiały. W kraju, w którym od dawna nie stało się nic, co rzeczywiście miałoby potencjał na jakościową zmianę, każdy płynący z zagranicy powiew nowości może wydawać się ekscytujący. Niestety zazwyczaj na ekscytacji się kończy.
Nasza Rewolucja musi mieć znacznie głębszy charakter i zaczynać się od rewolucji w głowach. Odważne myślenie i nieugięta wola to cechy prawdziwego rewolucjonisty. Dzisiaj nie jest czas chaotycznego palenia i rzucania kamieniami, tylko czas wykuwania nowych sposobów myślenia. Na przekór „oczywistości” demokracji liberalnej, praw człowieka, kapitalizmu, rozbuchanego indywidualizmu. Bez wyrwania się z kieratu współczesności nasza rewolucja będzie tylko kolejną kosmetyczną zmianą systemu, a nie żadną jakościową zmianą. I to niezależnie od tego, czy będą jej towarzyszyły płonące wozy TVN-u, budki pod ambasadą i latający bruk. Nie raz i nie dwa, system pokazał, że potrafi urwać łeb zagrażającej mu hydrze i wstawić w to miejsce posłuszną sobie głowę. Dlatego nasza Rewolucja musi być odporna na wpływy i fascynacje, które mogą sprowadzić ją na manowce. W pierwszej kolejności musi być nasza, czyli nie może być kalką tego, co się dzieje gdzieś w tam w Europie. Sami musimy znaleźć swoją drogę, a nie kopiować to co fascynujące, bo zagraniczne. Niestety obecnie mamy z tym ogromny problem. Jak słusznie napisał Mosdorf:
„Skoro już kogoś nie stać na twórczość własną, to już lepiej żeby naśladował rodzime wzory, niż bezmyślnie małpował prądy modne za granicą, co tak razi we wszystkich ruchach faszystowskich.”
Dopiero efekt naszej własnej, polskiej, refleksji może stworzyć podwaliny pod realną jakościową rewolucję, która zmiecie nie tylko system demoliberalny, ale przede wszystkim atakującą umysły nihilistyczną, indywidualistyczną współczesność w naszych głowach. Potrzebna nam rewolucja myślenia i jej zewnętrzny objaw, czyli rewolucja działania – jak swego czasu pisał Mosdorf. Nadal, po tylu latach, ruch nacjonalistyczny nie przeszedł kompletnej rewolucji myślenia, co więcej jest od tego znacznie dalej niż był w latach 30. XX w. Od tego, czy w naszym pokoleniu znajdzie się odpowiednia ilość prawdziwych rewolucjonistów zależeć będzie przyszłość ruchu przez najbliższe lata. Jeśli nie uda się przejść rewolucji myślenia i stworzyć własnych dróg, to będą kolejne zmarnowane lata. A tych, ruch narodowy, zmarnował już zbyt wiele.
Aleksander Krejckant