Maksymilian Ratajski - Realpolitik?

Często słyszymy, że nasza krytyka Konfederacji wynika z chęci bycia „kumatym” dla samej „kumatości” i robienia z nacjonalizmu subkultury. Nieprawda. Nasza krytyka partii Mentzena wynika z oceny jej działań i naszej wierności Ideałom.

Konfederacji, a wcześniej Ruchu Narodowego, nie krytykujemy dlatego, że zdecydowała się uczestniczyć w życiu politycznym!  Chcąc coś zmienić, mieć na coś wpływ należy być w polityce. Prawica jednak ma dziwną tendencje do fetyszyzowania samej obecności w Sejmie. O wiele więcej niż kilku posłów może zrobić grupa radnych miejskich czy gminnych, stowarzyszenia lokalne, fundacje, media…. Posłowie coś znaczą, kiedy jest ich wielu. Wyznawcy Konfederacji cieszą się z „upadku” Lewicy, która ma słabe sondaże. Tak się składa, że to Lewica jest w rządzie, a radykalnie lewicowa (mimo startu z list KO) Barbara Nowacka niszczy polską edukację. To lewica kształtuje język i kulturę, skutecznie przesuwając Okno Overtona w swoją stronę…. Dlaczego? Bo o wiele ważniejsze od kilku posłów są samorządy, wydziały humanistyczne na uniwersytetach, media, NGO-sy… Prawica tego nie rozumie i jej ośmioletnie rządy (tak drodzy Konfederaci – PiS to PRAWICA) dały wiatr w żagle liberalnej lewicy, a ona sama nie miała jaj i chęci do zajęcia się sprawami ważnymi, nie rozumiejąc, że posłowie to nie wszystko. Realny wpływ na społeczeństwo wywiera się gdzie indziej.

Kilkanaście lat temu prawa strona rozumiała wpływ ulicy na politykę.  Mówiono o „prawicy maszerującej”, Marsz Niepodległości wygenerował olbrzymią modę na patriotyzm, której nie umieliśmy wykorzystać (wyborczo skonsumowali ją PiS, Kukiz i Korwin). Również inne manifestacje gromadziły tłumy. Dzięki ulicy ruch narodowy podniósł się z totalnego niebytu. W końcu i druga strona dostrzegła, że maszerowanie ma sens! Pojawiły się marsze aborcjnistek, „marsz miliona serc” i tym podobne. Liberałowie i lewica rozumieją, że warto się od swoich przeciwników uczyć, korzystać ze skutecznych metod, tymczasem prawa strona tylko  „hehehe, głupie lewaki, Żukowska śmieszna”. Szkoda, bo metod działania, pozyskiwania funduszy, doceniania roli kultury, skuteczności, naprawdę powinniśmy się od nich uczyć.

Dojrzały ruch społeczny musi mieć swoje ramię polityczne i wpływać na kształtowanie w Polsce prawa, to także gwarantuje dopływ pieniędzy, potrzebnych do działalności. Nikt trzeźwo myślący będzie tego negował. Natomiast obecność w Sejmie nie może być celem samym w sobie. Robert Winnicki wybrał drogę na skróty chcąc skonsumować sukces Marszu Niepodległości – powstała partia bez programu, struktur, zaplecza intelektualnego i z dwudziestoparoletnimi liderami. Co więcej, bano się podnosić narodowe postulaty, bo mogłyby się nie spodobać „gimbopatriotom” wychowanym na Korwinie! Zamiast próby kształtowania młodego pokolenia, wolano rezygnować ze wszystkiego, co nie było wystarczająco wolnorynkowe, albo mogłoby być kontrowersyjne dla potencjalnego wyborcy, zaniedbano przez to także formacje ideową działaczy.  Nic dziwnego, że nieudolnie zarządzana partia ponosiła kolejne klęski wyborcze, więc musiała rozpaczliwie szukać kogoś kto weźmie ją na listy i da szanse na mandaty poselskie dla liderów. Stąd też najpierw udział w zbieraninie pewnego muzyka, a następnie pospolitym ruszeniu zwanym Konfederacją. Robert Winnicki i Krzysztof Bosak nie musieli iść do pracy! Ceną za ekonomiczny komfort i spełnienie ambicji poselskich kilku liderów, było wyzbycie się Ideałów, mówienie tylko tego, na co pozwoli dominujący partner i schowanie własnego szyldu.

Konfederacja przebija się ze swoim przekazem do świadomości społecznej! Owszem! Ale jaki to jest przekaz? Pierwotnie anarchistyczno-szurowski (Korwin, Braun, Sośnierz, Berkowicz, Socha), a obecnie coraz bardziej ugrzeczniony, centroprawicowy. Stałym elementem jest dominacja korwinistów, teraz dowodzonych już nie przez klauna, a zdolnego polityka. Stąd też narracja Konfederacji jest do bólu wolnorynkowa i antyspołeczna, a jako taka szkodliwa i nieakceptowalna dla nacjonalisty.  Jeżeli wyrocznia sprawach medycznych ma być była agentka ubezpieczeniowa, wyglądająca jak Marian Kowalski w rudej peruce (i posiadająca podobny do niego iloraz inteligencji), oraz rosyjsko-gruzińsko-koreański artysta jednej piosenki to dziękuję bardzo. Podobnie jak dziękuję za nauki ekonomiczne anarchistycznego błazna w muszce i jego długowłosego ucznia imieniem Dobromir, który gotowy był likwidować tory kolejowe, jako relikt XIX wieku, bo „ludzie nie kupują sobie małych prywatnych pociążków”. Konfederację stworzyli ludzie nienawidzący państwa i podkopujący jego autorytet w czasach kryzysu związanego z pandemią i wojną na Ukrainie, jakkolwiek negatywnie byśmy nie oceniali III RP, to anarchizm zawsze będzie najbardziej szkodliwą opcją.

Złośliwie mógłbym napisać, że startując z list Prawa i Sprawiedliwości mieliby większy wpływ na rzeczywistość – więcej posłów, w poprzedniej kadencji jakieś stanowiska… Do tego PiS wprowadził parę prospołecznych programów, miał też ambitne plany budowy chociażby CPK, więc podporządkowanie się Jarosławowi wygląda zdecydowanie lepiej niż bicie pokłonów przed korwinistami skutkujące pozbawieniem milionów polskich rodzin prawa do wolnej Wigilii, głosowaniem w obronie lichwiarzy i flipperów... Wyznawcom Konfederacji pragnę w tym miejscu wyjaśnić, że nie postuluję startu narodowców z list PiS-u.

Konfederacja nie jest partią narodową, jest partią konserwatywno-liberalną, w której narodowcy są tylko kwiatkiem do kożucha. Owszem, Krzysztof Bosak wraz z żoną (której kompetencji nie zamierzam podważać bo to osoba o bardzo wysokich kwalifikacjach) i kolegami dostał się do Sejmu. Natomiast pytanie co z tego? Jakie narodowe postulaty podnoszą? Jak głosują w ważnych dla Narodu sprawach?

Często słyszymy, że to jedyna partia, która nie będzie robić nam problemów, dlatego tym bardziej nie powinniśmy jej krytykować! Tak się składa, że w Ruchu jestem od kilkunastu lat i doskonale pamiętam chociażby 11.11.2017, kiedy ze strachu przed łatką „faszystów” liderzy wówczas jeszcze Ruchu Narodowego odcinali się w TVN-ie od słów rzecznika Młodzieży Wszechpolskiej. Pamiętam kiedy Dziambor domagał się zwolnienia z IPN doktora Tomasza Grenucha, z powodu „środowiska, z którego się wywodzi”, pan poseł jeszcze przez długi czas po tej wypowiedzi był w Konfederacji, kierownictwo tej egzotycznej koalicji go za nią w żaden sposób nie ukarało, Bosak z Winnickim bali się narazić swoim korwinowskim panom. Pamiętam też wystraszonego Robercika chcącego jako pierwszy zaostrzać artykuł 256kk, po tym jak człowiek za którego wcześniej poręczył wykazał się wybitnymi zdolnościami cukierniczymi (inaczej tej TVN-owskiej ustawki się skomentować nie da). To właśnie odróżnia prawicę od lewicy – prawica przegrywa bo jest grzeczna i odcina się od wszystkiego od czego tylko się da, a prawica broni i usprawiedliwia swoich radykałów, skutecznie przesuwając Okno Overtona. Przez to dzisiaj „umiarkowane” są postulaty, które dwadzieścia lat temu były „ekstremą”.

Realizm w polityce jest ważny, ponieważ tym i poprzednim tekstem zyskałem już miano lewaka, któremu wyznawcy jedynej prawicy spod znaku Konfederacji będą życzyć śmierci, zacytuję w tym miejscu pewnego Argentyńczyka, który powiedział „bądźmy realistami – żądajmy niemożliwego”. Należy realnie oceniać co można, skutki poszczególnych działań, weryfikować czy to co robimy przybliża nas do osiągnięcia celu. Natomiast dla wielu „realizm” to po postu wygodne uzasadnienie własnej kapitulacji i konformizmu, rezygnacji z własnych postulatów, bo to pozwala utrzymać się na listach wyborczych i nie być aż tak wyklinanym przez TVN (nie łudźcie się, i tak was będą nienawidzić). Tak! Potrzebujemy być w polityce! Ale potrzebujemy, żeby były tam nasze postulaty, a nie koniecznie osoby (sam bym na siebie nie zagłosował, uważam, że lepiej sprawdzę się w innych działaniach i innej pracy).  Jak wyglądała konfederacka wierność ideałom w październiku 2020? Kiedy wyrok Trybunału Konstytucyjnego oznaczał realizację jednego z głównych postulatów „ideowej prawicy”? Otóż korwiniści (z wyjątkiem Mentzena, za co akurat w tej kwestii należy mu się szacunek), widząc skalę protestów zaczęli bredzić coś o „nowym kompromisie aborcyjnym”. W przełomowym momencie Konfederacja schowała głowę w piasek i nie zamierzała walczyć w obronie Życia, bo to mogłoby zniechęcić liberalnych wyborców. Owszem niektórzy jej działacze pojawiali się pod katedrami, ale nie było to prawdziwe, zdecydowane wsparcie. Nie było głośnego wezwania do stanięcia w obronie naszej cywilizacji. Prawicy (nie tylko konfederatom, ale też PiS-owi i świeckim katolikom) brakło jaj. To właśnie wtedy przegraliśmy ulicę, to wtedy olbrzymim protestom spieranym przez liberalne media przeciwstawiła się ledwie garstka katolików, nacjonalistów i kibiców. Ludzie o konserwatywnych przekonaniach schowali się do katakumb, bojąc się przyznać do wyznawanych wartości, a „ideowa prawica” bała się zająć jednoznacznego stanowiska i wyprowadzić ludzi na ulicę (zwłaszcza, że przecież negowała covid i związane z nim obostrzenia). No cóż, liberalni wyborcy okazali się ważniejsi od głoszonych Ideałów. Niby cos tam delikatnie powiedzieli, ale bali się zdecydowanie opowiedzieć po stronie Życia i naszej cywilizacji.

Polityka to rozsądna służba dobru wspólnemu, a przynajmniej tym być powinna. Nie sposobem na zarabianie pieniędzy, uniknięcie pójścia do uczciwej pracy i łechtanie własnego ego. Owszem w RN w dalszym ciągu są osoby, które szanuję, nie zerwałem znajomości, dlatego, że ktoś naprawdę wierzy w ten projekt, trudno, różnimy się oceną pewnych rzeczy. Dlaczego więc na nie nie zagłosuję, jeżeli wystartują w wyborach? Bo mój głos nie przyczyniłby się do  promowania w Sejmie naszych Idei, zwiększyłby tylko szanse powrotu na Wiejską anarchisty Sośnierza, albo wprowadził tam jakiegoś ugrzecznionego umiarkowanego korwinistę.

 

***** Konfederację. Nie dlatego, że jest polityce. Ale dlatego, że jest szkodliwą, liberalną partią, która w imię bredni o szybkim rynku głosowała przeciw wolnej Wigilii. ***** ją za anarchistyczno-szurowską przeszłość i za coraz bardziej centroprawicową i liberalną teraźniejszość i przyszłość. Po stokroć ***** Konfederację za brak jaj w październiku 2020!

Maksymilian Ratajski