Redaktor Fox - Ostatnie Ocipienie, czyli Wisła się pali!

Ostatnie Pokolenie to taki kult apokaliptyczny dla małolatów, którego członkowie wkurzają wszystkich (poza durnymi libkami) blokując ruchliwe ulice w godzinach szczytu czy rzucając puszkami z zupą w dzieła sztuki. Swoje idiotyczne ekscesy uzasadniają tym, że boją się końca świata.

Typowy członek Ostatniego Pokolenia płaczliwie i histerycznie deklaruje, że został zmuszony do robienia różnych idiotycznych akcji, bo „planeta płonie”. Ugasić jarającą się niczym ormiański grill planetę można jedynie spełniając postulaty tych skołowanych nastolatków, czyli: wprowadzić kosztujący 50 zł bilet miesięczny na transport publiczny obowiązujący w całym kraju oraz przestać budować autostrady. Wówczas planeta przestanie się palić, a kryzys klimatyczny zniknie jak za jednym ruchem czarodziejskiej różdżki.

Postulat wprowadzenia biletu miesięcznego za 50 zł brzmi nawet sensownie, ale jego realizacja sprawiłaby, że popłakałby się Trzaskowski oraz inni liberalni włodarze polskich miast. Nie po to bowiem libki każą w Warszawie bulić 110 zł za bilet miesięczny, by później im jakaś banda histerycznych gówniarzy kazała obniżać jego cenę. Zapewne 50-złotowy bilet na transport publiczny byłby też dobrym rozwiązaniem na prowincji – ale nie wszędzie. Po co bowiem komuś bilet, jeśli do jego miejscowości nie dojeżdża pociąg ani PKS? Albo dojeżdża, ale raz dziennie i trzeba się obudzić o 5 rano, by zdążyć na przystanek? Gdy wpisuje w Google Maps opcje dojazdu transportem publicznym z Łosic lub Siemiatycz do Warszawy, to uzyskuje odpowiedź „nie udało się przygotować wskazówek dojazdu transportem publicznym”.  Podróż kolejowa z Zambrowa do Warszawy trwa z kilkoma przesiadkami 2 godziny 22 minuty, a prywatnym samochodem 1 godzinę 25 minut. Indywidualny transport samochodowy zdecydowanie wygrywa na tych i wielu innych trasach z transportem publicznym. Póki nie będziemy mieć sieci połączeń kolejowych rozwiniętej jak w Japonii czy Szwajcarii, transport samochodowy będzie królował na polskiej prowincji. I tu dochodzimy do ciekawego paradoksu, bo próba rozbudowy sieci kolejowych będzie budziła protesty różnych ekoterrorystów argumentujących, że np. nowa trasa zniszczy siedliska myszy polnych, zdziczałych psów czy gejowskich pająków.

Postulat dotyczący zaprzestania budowy autostrad jest również chybiony. Siatka autostrad jest już bowiem w Polsce z grubsza domknięta – brakuje tylko odcinków prowadzących ku granicom wschodnim. W ostatnich latach budowało się u nas głównie drogi szybkiego ruchu. Te inwestycje były impulsami rozwojowymi dla Polski lokalnej, a zwłaszcza dla wschodnich województw. Miały też często strategiczne znaczenie wojskowe. Blokada modernizacji polskiego systemu drogowego jest więc zarówno ciosem w gospodarkę jak i obronność. Ekodebile oczywiście takich argumentów nie słuchają. Wolą by mieszkańcy warmińsko-mazurskiego zabijali się na wąskich i krętych drogach obsadzonych obustronnie drzewami, niż by przemieszczali się po w miarę bezpiecznych trasach szybkiego ruchu. (Wyobraźmy sobie, co by się działo na tych zaniedbanych mazurskich drogach w sytuacji ataku wroga z Obwodu Królewieckiego i masowej ucieczki cywilów!). Ekoterroryści słuchają się jedynie swoich sponsorów z Berlina, Moskwy i z wielkich funduszów grających na obniżenie poziomu życia Europejczyków.

Protesty Ostatniego Pokolenia sprawiają wrażenie chybionej akcji PR-owej mającej wpędzić głupich Polaczków w poczucie winy za globalne ocieplenie. Tymczasem, wbrew temu co twierdzą różni ekopropagandziści, polityka prowadzona przez Polskę oraz indywidualne wybory konsumenckie Polaków nie mają żadnego znaczącego wpływu na kryzys klimatyczny. Polska odpowiada za jedynie 0,84 proc. całych emisji CO2 na świecie. Gdybyśmy wrócili do epoki kamienia łupanego i zmniejszyli emisje do zera, to w żaden sposób nie wpłynęłoby to na poziom temperatur na świecie. Gdybyśmy podwoili lub nawet potroili swoje emisje, to też miałoby znikomy wpływ na klimat. Co więcej, europejskie Zielone Łady mające na celu zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych również nie będą mieć żadnego znaczącego wpływu na klimat. Cała Unia Europejska odpowiadała w 2023 r. tylko za 6,64 proc. globalnych emisji CO2. Indie w tym czasie odpowiadały za 8,1 proc. emisji a Chiny za 31,5 proc.

Jeśli więc skołowane małolaty z Ostatniego Pokolenia chcą ratować klimat, to niech jadą protestować do Chin. Jeśli się boją, że trafią tam do łagrów, to niech jadą przyklejać się do dróg w Indiach i oblewać rosołem wołowym posągi hinduskich bogów. Powodzenia! Jeśli jednak nie chcą emitować CO2 w trakcie podróży zagranicznych, a rzeczywiście są przekonane, że Wisła...eeeee…. planeta się pali oraz, że są rzeczywiście ostatnim pokoleniem, to niech zaprotestują w kraju, w mroźną styczniową noc przyklejając sobie organy płciowe (męskie, żeńskie i niebinarne) do torów kolejowych. Wprowadzą w ten sposób swoją sektę na zupełnie nowy poziom.