Mścisław - Bogom świeczkę i Bogu ogarek - kwestia chrześcijaństwa we współczesnej doktrynie zadrużnej

Jedną (choć zdecydowanie nie jedyną) z bardziej kluczowych rzeczy, jakie odróżniały przedwojenną Zadrugę od bardziej „mainstreamowych” endeków czy narodowych radykałów był stosunek tego środowiska do religii katolickiej jak i samej instytucji Kościoła, który był zdecydowanie negatywny. Stachniuk zauważał, że religia oparta na wszechmiłości, wybaczeniu ponad wszystko i upatrywaniu głównego celu człowieka w życiu pozaziemskim de facto kastruje człowieka i robi z niego mentalnego i duchowego „kadłubka”. Ponadto, moim zdaniem słusznie, widział on kontrreformację jako jedną z głównych przyczyn upadku I RP. Każda idea ma jednak to do siebie, że aby wypracować doktrynę, którą następnie będziemy wcielać w życie, musimy dostosować je do współczesnych realiów. Jak więc mają się dziś interesy rodzimowierczych nacjonalistów i jaki stosunek winni mieć oni do swoich braci w poglądach, a niekoniecznie w wierze i do samego Kościoła Katolickiego?

Przede wszystkim, jak słusznie zauważył w swojej książce „Nowa Zadruga” Paweł Bielawski, II a III RP to dwie zupełnie inne rzeczywistości. W czasach Stachniuka nie było mowy o promocji homoseksualizmu, a o tym, że ktoś wymyśli coś takiego jak „tożsamość płciowa”, „zmiana płci” czy „niebinarność” nie śniło się nawet takim wizjonerom jak on. Z mordowania nienarodzonych dzieci nie próbowano zrobić „prawa kobiet” (zresztą same feministki pierwszej fali o aborcji miały często zgoła inne zdanie, widząc w niej furtkę dla nieodpowiedzialnych mężczyzn do ucieczki od obowiązku rodzicielskiego), a antysemityzm był dość mocno akceptowaną społecznie i aprobowaną postawą. W takiej sytuacji największym wrogiem i przeszkodą dla budowania heroicznej wspólnoty narodu był Kościół Katolicki. Jak to się ma do czasów dzisiejszych? Ano nijak. Świat stanął na głowie, a najdurniejsze wymysły lewackich aktywistów coraz szybciej przedostają się do mainstreamu na skrzydłach liberalnej finansjery. Obecnie ciężko nam mówić o jakimkolwiek pchaniu narodu do przodu w procesach twórczych, gdy zepchnięci zostajemy do pozycji defensywnej i musimy stawić opór współczesnej wspakulturze laickiej, dużo bardziej zaciekłej i niebezpiecznej niż dogorywająca już powoli w obecnym stuleciu (przynajmniej w świecie Zachodu) wspakulturze krzyża. Ponadto ta druga przeszła również od swego zarania dość dużą przemianę. Posłużę się tutaj myślą jednego z największych umysłów niechrześcijańskiej prawicy - Juliusza Evoli. Rozróżnił on „chrześcijaństwo” jako pierwotną ideę chrystusową od średniowiecznego „katolicyzmu”. Do tego pierwszego odnosił się on jednoznacznie negatywnie, natomiast drugie (zwłaszcza w powiązaniu z ideą krucjat) budziło u niego pewien rodzaj podziwu. Nic dziwnego. Późniejszy katolicyzm, poniekąd naturalnie poddany interpretacji Europejczyków, u których wciąż podświadomie zakorzeniona była pogańska mentalność a poniekąd dostosowany do świeżo schrystianizowanych mas, pomimo posiadania licznych ułomnych cech „oryginalnej” wspakultury krzyża nie był już tym samym. Również patrząc na historię najnowszą (czy to czasy komunizmu czy współczesne) znajdzie się wiele przykładów księży, którzy stawiali i stawiają opór marksistowskiej zarazie, czy to w czerwonym czy tęczowym wydaniu. Nie czas więc obecnie na wojny religijne pomiędzy nacjonalistami wyznającymi rodzime wierzenia naszych przodków, katolickimi czy niewierzącymi. Umacnianie się przez podział z wątpliwymi skutkami zostawmy lewicy. Jesteśmy na wojnie, której wynik przesądzi o istnieniu naszej cywilizacji.

Z drugiej jednak strony, konieczność pewnej współpracy czy przynajmniej wzajemnej tolerancji nie oznacza rezygnacji z naszych ideałów. My, zadrużanie, chcemy świeckiego państwa opartego na słowiańskich wartościach, w którym na pierwszym miejscu stawia się nie jakąkolwiek religię (tym bardziej obcego pochodzenia) a naród. To dobro wspólnoty narodowej jest dla nas celem, a nie koronacja Chrystusa czy dobrobyt Kościoła. Musimy pamiętać, że wszechmiłość, personalizm, moralizm, spirytualizm, nihilizm i hedonizm to elementy uwsteczniające człowieka i krępujące jego wolę tworzycielską, a gdy ktoś podniesie rękę na nasz kraj powinniśmy zgodnie z dewizą „Śmierć Wrogom Ojczyzny” jak najskuteczniej go unicestwić, zamiast „nadstawiać drugi policzek”. Nie powinniśmy również traktować Kościoła Katolickiego jako stałej ostoi konserwatywnych wartości, bo choć wielu kapłanów należy za to docenić, nawet w naszym kraju widać podział na księży bardziej „katolickich” i bardziej „chrześcijańskich”, otwartych i miłujących. Jeszcze gorzej sprawy mają się w samym Watykanie, gdzie obecny papież nawołuje do przyjmowania hord obcych kulturowo i etnicznie nachodźców czy otwiera Kościół na pary jednopłciowe. To jest to wielkie chrześcijaństwo, które zbudowało Europę? W takim razie tym bardziej wolę pozostać rodzimowiercą.

Kwestia dostosowania idei zadrużnej do dzisiejszych czasów nie jest prostą sprawą. Z racji, że format artykułu nie pozwala na jej szczegółowe zgłębienie, skupiłem się tu tylko na aspekcie podejścia do chrześcijaństwa (po bardziej dogłębną analizę całego tematu odsyłam do książki Bielawskiego). Myślę, że żadne skrajne podejście, niezależnie czy mówimy tu o radykalnym antyklerykalizmie czy całkowitym zlaniu się z opcją katolicką nie ma najmniejszej racji bytu. Atakując Kościół na wszelkie możliwe sposoby tylko przysporzymy sobie wrogów wśród ludzi, z którymi mamy wiele wspólnych celów. Żyjemy w kraju, w którym bądź co bądź większość narodu stanowią (przynajmniej deklaratywni) katolicy, a ateiści mają w przeważającej mierze lewicowe bądź liberalne poglądy i poza kwestią antyklerykalizmu nie znajdziemy z nimi za wiele płaszczyzn porozumienia. Idąc z kościelnym prądem sprzeniewierzymy się tradycji przodków i samym Bogom, grzebiąc nasze pogańskie dziedzictwo na zawsze. Najrozsądniej będzie na ten moment przyjąć postawę wzajemnej tolerancji i działania ponad podziałami w sprawach, gdzie nasze interesy pokrywają się z prawicą katolicką, a oddzielnie, gdzie są one rozbieżne. W kwestii religii, powinniśmy się skupić przede wszystkim na promocji rodzimych wierzeń i słowiańskiej kultury oraz edukować społeczeństwo w tej tematyce. Zamiast toczyć zaciekłą walkę po prostu pokażmy alternatywę. Nie czas dziś na konflikty w środowisku narodowym, musimy walczyć o wspólną sprawę jaką jest spójna etnicznie i kulturowo Polska i Europa oraz stawienie oporu liberalnej i marksistowskiej wspakulturze laickiej. Różnimy się, ale łączą nas zbieżne cele i to na nich na dzień dzisiejszy skupmy nasze wysiłki. Jeszcze przyjdzie czas by „Antychrysta sztandar w niebo wznieść”.

 

Bibliografia:

Paweł Bielawski „Nowa Zadruga”
Jan Stachniuk „Chrześcijaństwo a ludzkość”