Zmierzch dotychczasowych bogów stał się źródłem niesłychanego chaosu ideowego. Rozpoczęła się walka wszystkich ze wszystkimi, bez jasnego precyzowania myśli i celów. Przyzwyczajone do ustalonych pojęć umysły ludzkie nerwowo rozpoczęły połów nowych bogów.[1]
Templum naszych czasów, którym według współczesnych demiurgów stał się Sejm Rzeczpospolitej Polskiej, przy pomocy propagandowych zabiegów i niejednokrotnie tępych politycznych agitatorów, urósł w ich mniemaniu do roli ostatniego szańca demoliberalnego vox populi, któremu z okrzyku „chleba i igrzysk” zostało (wystarczy?) hasło: igrzyska. Ta rozgrzana emocjami i stale stopniowaną, agresywną narracją masa niczym tłum maszerujący w 1789 roku paryskimi ulicami głosi „wolność, równość, braterstwo” albo…”śmierć”.[2] Wspomniane wyżej igrzyska zastąpiły społeczne problemy, reformy publicznych sektorów, czy realne bolączki naszego społeczeństwa, stawiając wyżej w hierarchii pusty spektakl plemiennej walki dwóch przeciwstawnych (?) sobie obozów politycznych, które we wzajemnej licytacji już dawno porzuciły kulturalny styl politycznej dysputy, wynosząc na piedestał wulgarny styl ulicznych rozrób, który awansował w hierarchii politycznej przyzwoitości na sam szczyt, angażując w sferę świadomej odpowiedzialności za kraj nieświadome masy nieprzygotowanych do jakiejkolwiek dysputy wyborców. Jeśli dodamy do tego narzędzia jakimi posługują się zwolennicy obu partii (z naciskiem na obecnie rządzącą) mamy przytłaczający nas obraz narodowej tragedii, ogromu chaosu który wywołany przez wulgarne komentarze, ataki na „przeciwników politycznych”, czy fake newsy stał się „prawdą naszych czasów”. Jeszcze kilka lat temu wielu z nas reagowało z uśmiechem politowania nad niskim poziomem wpisów, czy komentarzy, gdyż wtedy należały one do marginalnych wyskoków „wszechwiedzących ekspertów”. Dziś ta metoda została wzięta na sztandary przez całe rzesze pretorian demoliberalizmu, wynosząc do ław sejmowych niekompetentne osoby które w normalnym świecie nie zdobyły ani jednego głosu. Coraz bardziej przerażający jest barbarzyński rechot nad sprawami istotnymi dla życia narodu. W imię mylnie pojętej tolerancji i wyimaginowanej walki z wrogiem wzbiera potężna fala nienawiści, która może podmyć ostatnie fundamenty podtrzymujące ten Naród. Wykreowana przez obecnie rządzącą oligarchię narracja polityczna urosła do roli religii, której oddani wyznawcy codziennie atakują inwektywami swoich, niejednokrotnie wymyślonych przeciwników, skutecznie utrudniając, a nawet w wielu przypadkach, niszcząc im życie prywatne. Stąd na początku nawiązałem dość przewrotnie do nazwy Templum, chcąc pokazać do jakiej roli urosła ta „nowa, świecka tradycja”, w imię której podjęto zamach na ten Naród i wszystkie wartości, które stanowiły o jego sile.
[1] Jan Korolec, Nasza zaborczość ideowa.
[2] Liberté, égalité, fraternité, ou la mort, hasło to zostało sformułowane w czerwcu 1793 roku, rozpropagowane i powszechnie używane w czasach rewolucji francuskiej. Było umieszczane na budynkach publicznych oraz jako legitymizator terroru rozpętanego przez rewolucjonistów. Współczesna narracja historyczno- polityczna skrzętnie pomija ostatnie słowo hasła, czyli „śmierć”.
Jakub Wojsławicki