Radosław Biały - Czas na regionalizm. „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku”[recenzja książki]

Niniejsza recenzja będzie dość nietypowa. Wydana w 2020 r. książka Zbigniewa Rokity została uhonorowana między innymi nagrodą literacką „Nike”. Zorientowani wiedzą, iż nagroda ta jest fundowana przez pewną gazetę... Wielu osobom może nie spodobać się także pochlebna  ocena pozycji traktującej o odmienności Śląska. Jednak pragnę zaznaczyć, że ani tęczowa lewica, ani systemowa opozycja, nie posiadają monopolu na regionalizm. Szczere zainteresowanie własnym regionem jest przede wszystkim domeną ludzi dumnych ze swego pochodzenia. Moimi wrażeniami po przeczytaniu „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku”, chciałbym podzielić się nie tylko z lokalnymi patriotami, ale z każdym człowiekiem posiadającym szerokie horyzonty myślowe.


Trzon książki stanowi zaskakująca historia rodziny Zbigniewa Rokity. Autor zadał sobie trud, aby zrekonstruować drzewo genealogiczne wraz z dziejami swoich  polskich i niemieckich przodków, zamieszkujących od pokoleń Górny Śląsk. Ramy czasowe owego reportażu sięgają od XIX w. do czasów współczesnych. Czytelnika zainteresują dodatkowe anegdoty historyczne np. na temat Piastów Śląskich, którzy własną decyzją bezpośrednio wpłynęli na oddzielenie swojej dzielnicy od Polski. Jest też kilka słów o wojnach śląskich, industrializacji , urbanizacji, napływowi ludności z Niemiec,  germanizacji - tej narzucanej przez Prusaków,  jak i tej naturalnej. Jednocześnie Rokita wspomina nam o swojej ewolucji tożsamościowej:

 

„Przez większość życia uważałem Ślązaków za jaskiniowców z kilofem i roladą. Swoją śląskość wypierałem. W podstawówce pani Chmiel grała nam na akordeonie Rotę, a ja nie miałem pojęcia, że ów plujący w twarz Niemiec z pieśni był moim przodkiem. O swoich korzeniach wiedziałem mało. Nie wierzyłem, że na Śląsku przed wojną odbyła się jakakolwiek historia. Moi antenaci byli jakby z innej planety, nosili jakieś niemożliwe imiona: Urban, Reinhold, Liselotte. Później była ta nazistowska burdelmama, major z Kaukazu, pradziadek na „delegacjach” w Polsce we wrześniu 1939, nagrobek z zeskrobanym nazwiskiem przy kompoście. Coś pękało. Pojąłem, że za płotem wydarzyła się alternatywna historia, dzieje odwrócone na lewą stronę. Postanowiłem pokręcić się po okolicy, spróbować złożyć to w całość. I czego tam nie znalazłem: blisko milion ludzi deklarujących „nieistniejącą” narodowość, katastrofę ekologiczną nieznanych rozmiarów, opowieści o polskiej kolonii, o separatyzmach i ludzi kibicujących nie tej reprezentacji co trzeba. Oto nasza silezjogonia.”

Jako mieszkaniec Śląska Cieszyńskiego rozumiem doskonale to poczucie odmienności autora. Nieraz przekonałem się, że jestem jakiś inny – dziwaczne nazwisko; znajomi z innej części Polski, zwracający uwagę na mój charakterystyczny akcent; pani w podstawówce, ganiąca mnie za użycie „niepolskiego” wyrazu w wypracowaniu; jeden dziadek w „niewłaściwej armii '', drugi - w polskim wojsku; część rodziny z  kategorią III na Deutsche Volkliste;  pradziadek walczący w Powstaniu Śląskim, inny pradziadek pochodzenia czeskiego . Można dostać schizofrenii. Wszystkich oburzonych „czystej krwi '' Polaków pragnę uświadomić, że podobne zawiłości rodzinne dotyczą nie tylko setek tysięcy autochtonów województwa śląskiego, ale i Kaszubów czy Mazurów. Mimo wszystko, ten multikulturalizm  miał swoje pozytywne cechy – region świetnie się rozwijał pod wieloma względami. Owszem, tarcia między narodami się zdarzały, jak i mieszane małżeństwa.  

 

Autor patrzy w stronę ruchów i polityków autonomistycznych. Okazuje się, że owe środowiska po początkowych sukcesach  wypalają się  i coraz bardziej dzielą . RAŚ nigdy nie był w stanie mnie przekonać, bo wąsate dziadki  i festynowe pochody w Katowicach to nie moje klimaty. Separatystyczni politycy często plują jadem na wszystko co polskie, sprowadzając polskość tylko do rządu w Warszawie, jednocześnie ignorując tysiące Ślązaków, którzy oddali swe życie za Orła Białego. Regionalizm, niestety, stał się narzędziem w ręku systemowej opozycji. Z drugiej strony, śmieszą mnie neoendecy twierdzący, że na Śląsku wszystko zawsze było duchowo polskie i słowiańskie. Dla nich Niemiec jest tylko ponadczasowym szkodnikiem regionu, a Czesi rzekomo powinni oddać nam Zaolzie – nie popieram tego typu szowinizmu i ideologicznych uproszczeń. Powracając do książki – jeśli ktoś już się zdecyduję przeczytać, to polecam do końca.

Mimo trzystu stron, książkę przeczytałem w ciągu jednej nocy. Osobiście wolę się nie mieszać w konflikt między polskimi i śląskimi nacjonalistami, bo aktualnie w Europie mamy poważniejsze problemy...  Jednak każdy prawdziwy patriota powinien zainteresować swoim regionem. Chcesz zmieniać świat – zacznij od swojego podwórka, bo ktoś z przeciwnej strony barykady cię ubiegnie. Poza tym, na wzór autora, polecam odtworzyć własne drzewo genealogiczne. Setki młodych ludzi zakładają koszulki z nadrukiem „ Powstanie Warszawskie - pamiętamy ”, podczas gdy nie są w stanie powiedzieć, czym  zajmowali się ich dziadkowie podczas wojny. Na rękach tatuaże z symbolem Polski Walczącej, a mało kto jest zainteresowany, aby dowiedzieć się czegokolwiek o przeszłości własnej rodziny.  Trzeba wiedzieć, że moda przemija, tak samo jak politycy i sekciarskie szury z kanapowych organizacji, a słowa babci zostają w serduchu na zawsze.

 

Radosław Biały