Jarosław Ostrogniew -  Na manowcach. Dlaczego (niektórzy) zachodni nacjonaliści popierają Rosję?

Gdyby ktoś całkowicie niezorientowany w tym, jak rozwijała się sytuacja na Ukrainie od 2014 roku, ani w tym, jak rozwijał się ruch nacjonalistyczny w Polsce i na świecie, popatrzył na reakcje nacjonalistów na wojnę Rosji z Ukrainą w 2022, byłby nieźle zaskoczony. Raczej obstawiałby, że to polscy nacjonaliści (i w ogóle Polacy) staną po stronie Rosji, natomiast zachodni nacjonaliści po stronie Ukrainy. Tymczasem sprawy mają się całkiem inaczej. Zdecydowana większość Polaków, w tym polskich nacjonalistów, popiera w tym konflikcie Ukrainę. Z kolei społeczeństwa zachodnie – pomimo różnych bezużytecznych deklaracji – raczej zajęły stanowisko ostrożne, a sami zachodni nacjonaliści… No cóż, tutaj jest różnie. Wielu poparło Ukrainę, ale niektórzy poparli Rosję. I niestety osoby i grupy popierające Rosję są na zachodzie szczególnie głośne.

Uważam, że o wiele łatwiej jest się oburzać i złościć, gdy ktoś popełnia błąd, albo gada głupoty. Natomiast z takiego oburzania się niewiele wynika. Lepiej jest zastanowić się nad konkretnymi przyczynami błędów lub głupot, aby je rzeczywiście wypunktować i wykorzenić. Zachodni nacjonaliści popierający Rosję kierują się swoistą logiką – jednak zarówno przyjęte przez nich aksjomaty jak i rozumowanie są błędne, czemu przyjrzymy się w niniejszym eseju.

Przyczyna 1: powtarzanie błędów swojego kraju

Ruchy nacjonalistyczne w każdym kraju do pewnego stopnia zaprzeczają postawom narodu, który reprezentują, a do pewnego stopnia powielają ich cechy. Wynika to z ambiwalentnego stosunku nacjonalistów do własnego narodu, który z jednej strony krytykują, a z drugiej dążą do jego odrodzenia (najczęściej poprzez reformę lub rewolucję). Wystarczy zresztą sięgnąć po pisma Dmowskiego czy Stachniuka, żeby zobaczyć, że ta ambiwalencja towarzyszy nacjonalistom od samego początku.


Zachodni nacjonaliści nie są tutaj wyjątkiem. W pewnym stopniu ich światopogląd jest odbiciem światopoglądu narodu, który reprezentują. Tak jest też w przypadku zachodnich nacjonalistów popierających Rosję. Powielają oni po prostu stosunek do Rosji, który panuje w całym społeczeństwie (które w innych aspektach krytykują) czy wśród establishmentu politycznego (który w innych aspektach zwalczają). A stosunek wielu zachodnich krajów jest wobec Rosji co najmniej umiarkowanie pozytywny.

Ten pozytywny stosunek krajów zachodnich wobec Rosji ma różne przyczyny, zależnie od konkretnego kraju. I tak w przypadku Niemiec wiąże się on z jednej strony z traumą II wojny światowej, w wyniku której Niemcy zostały potwornie upokorzone przez ZSRR, a z drugiej ze specyficzną rolą Niemiec po II wojnie światowej, gdzie Niemcy z jednej strony były zdemilitaryzowane, a z drugiej były państwem frontowym NATO. W wyniku tego pod naciskiem krajów zachodnich niemiecka armia straciła swoją wiodącą rolę w państwie niemieckim, ale z drugiej strony kraj musiał pozostawać zmilitaryzowany na wypadek konfliktu zbrojnego z Układem Warszawskim – Niemcy były zatem zmilitaryzowane, ale przez wojska amerykańskie. RFN zrzuciło ze swoich barków ciężar inwestowania w armię i mogło się skupić na budowaniu potęgi gospodarczej. A jednym z elementów budowania tej potęgi były interesy najpierw z ZSRR, a potem z Rosją. W zachodnim systemie politycznym Niemcy grają rolę „dobrego policjanta” wobec Rosji i czerpią z tego wymierne korzyści ekonomiczne. Państwu niemieckiemu zależy na tym, aby z Rosją prowadzić „business as usual”, a niektórzy niemieccy nacjonaliści powielają ten schemat.

W przypadku Francji i Włoch główną rolę gra przede wszystkim dystans geograficzny – Włochy nie były okupowane przez ZSRR ani Rosję, we Francji rosyjskie wojska nie stacjonowały od czasu klęski Napoleona. Z ich perspektywy Rosja to wielki, ale odległy egzotyczny kraj, z którym nie warto się kłócić, ale warto robić interesy. Podobnie myślą niektórzy włoscy i francuscy nacjonaliści – po co iść na konflikt z Rosją, jeśli mamy na tym stracić pieniądze i obniży się nasz poziom życia.

Właśnie ten zachodni poziom życia jest kolejnym problemem również dla zachodnich ruchów nacjonalistycznych. Do pewnego stopnia z naszej perspektywy (przynajmniej takie są moje osobiste doświadczenia) ludzie z Zachodu są strasznie miękcy i wygodni. Pracują o wiele mniej od nas, jednocześnie zarabiając o wiele więcej i żyjąc na o wiele wyższym poziomie. Rezygnacja z wygodnego życia jest dla nich trudna – niestety dotyczy to również niektórych nacjonalistów, którzy właściwie z definicji nie powinny przywiązywać wagi do tego typu rzeczy.

Przyczyna 2: zachodnia ignorancja

Odwołam się do dwóch najbardziej wiarygodnych źródeł informacji: internetowych memów oraz własnych doświadczeń i potwierdzę, że rozmowa z ludźmi z Zachodu o wojnie Rosji z Ukrainą (czy w ogóle sytuacji w całej Europie Wschodniej) przypomina rozmowę z małymi dziećmi. Całkiem serio uważam, że rozmowa na temat wojny z rozgarniętym 10-latkiem z Polski jest bardziej produktywna i na wyższym poziomie niż z przeciętnym Anglikiem, nie mówiąc już o Amerykanach… Oczywiście są tutaj chlubne wyjątki, ale niestety – są to wyjątki. Natomiast dużym plusem jest to, że te wyjątki najczęściej stanowią osoby z ruchu nacjonalistycznego.

Powiedzmy to jasno – ludzie na Zachodzie są średnio mniej wykształceni i mniej zorientowani w tym, co się dzieje na świecie, niż ludzie z Europy Wschodniej. Wynika to między innymi z tego, że ani wykształcenie, ani wiedza, nie są im potrzebne do tego, żeby żyć na wysokim poziomie. Kolejną przyczyną jest to, że sytuacja w Europie Wschodniej jest ważna dla nas, nie dla ludzi z Zachodu.

Ignorancja ludzi z Zachodu wynika też z tego, że Europę Wschodnią uważają za nie do końca Europę, a z kolei Słowian i Bałtów za nie do końca Europejczyków. Do pewnego stopnia jest im wszystko jedno, co się tutaj w ogóle dzieje, byle u nich było zamożnie i spokojnie. Rosja może nawet sobie być kolejnym wcieleniem Złotej Ordy albo ZSRR, reaktywować gułagi i knutem ganiać całe narody na Syberię – ich to po prostu nie obchodzi, o ile chanowie czy pierwsi sekretarze utrzymują handel z Zachodem. Jest to kolejny błąd myślenia całego społeczeństwa, który powielają prorosyjscy zachodni nacjonaliści.

Przyczyna 3: myślenie na odwrót

Media i politycy kłamią – wszyscy się z tym zgadzamy. Jednak nie jest tak, że media i politycy zawsze po prostu przedstawiają rzeczywistość na odwrót. Oczywiście, często ordynarnie kłamią czy zmyślają, ale również mówią półprawdy, do prawdziwej informacji dodają fałszywą interpretację itd. Czasem też mówią po prostu prawdę (choć przyznajmy, że zdarza się to rzadko).

Różni kumaci ludzie lubią naśmiewać się z normików będących NPC, którzy zawsze „wspierają aktualną rzecz”, tępo podążając za tym, co mówią im media. Jednak sami zamieniają się w anty-NPC, którzy zawsze są „przeciw aktualnej rzeczy”, tępo zaprzeczając temu, co mówią im media. Podkreślmy jeszcze raz – media często kłamią, jak było chociażby w przypadku śmierci George’a Floyda, ale mówią też prawdę – jak jest chociażby w kwestii tego, czy Ziemia jest płaska, albo szkodliwości heroiny. I tak jak nie powinno się ślepo przytakiwać, nie powinno się też ślepo zaprzeczać. Człowiek musi kierować się swoim własnym rozumem i podejmować decyzje niezależnie od tego, co akurat jest promowane w mediach – niezależnie od tego, czy media coś doradzają czy odradzają.

Takie „myślenie na odwrót” nazywane jest w języku angielskim terminem „contrarianism”, co można przełożyć jako „negatywizm”. Nacjonaliści (słusznie) punktują kłamstwa mediów i polityków, ale z drugiej strony wpadają w pułapkę posiadania zawsze odwrotnego zdania. Jestem przekonany, że gdyby media nagle zaczęły odradzać szczepienia przeciw COVID-19, pod punktami szczepień ustawiłaby się kolejka wielu dotychczasowych antyszczepionkowców. Różnego rodzaju kumatersi, w tym zachodni nacjonaliści, często dają sobą manipulować jak wyśmiewane normickie NPCs, robiąc po prostu wszystko na odwrót, niż mówią media. Media popierają Ukrainę? Ocho, coś jest na rzeczy, muszę być przeciw! Aż strach się bać, co by się działo w niektórych grupach nacjonalistycznych, gdyby media głównego nurtu nagle zaczęły krytykować homoseksualizm….

Warto też wspomnieć o tym, że niektórzy zachodni nacjonaliści niczym NPCs uzależniają się od „alternatywnych mediów”.Pół biedy, jeśli są to jakieś niszowe kanały na Telegramie albo BitChute. Gorzej jeśli są to rosyjskie kanały typu Russia Today, którego są równie kłamliwe co zachodnie media, tylko kłamią trochę inaczej, aby osiągnąć trochę inne korzyści.

Przyczyna 4: fałszywy obraz Rosji

Temat wałkowany setki, jeśli nie tysiące razy – ale jak widać, trzeba wciąż do niego wracać, bo do niektórych nie dotarło. Rosja nie jest „based” – Rosja nie jest żadnym konserwatywnym czy nacjonalistycznym rajem, tylko coraz bardziej totalitarnym i coraz biedniejszym połączeniem ZSRR i Zachodu. Zachodnie media co prawda przedstawiają Rosję jako nacjonalistyczną utopię – ale już ustaliliśmy, że media kłamią. Rosja inwestuje również w kanały przekazu skierowane do bardziej konserwatywnie nastawionej części społeczeństw zachodnich – ale jak już ustaliliśmy, rosyjskie media też kłamią.

Rosja jest totalitarną postkomunistyczną kontynuacją ZSRR, której celem jest zniszczenie białej Europy. Oficjalną ideologią Rosji jest antyfaszyzm – i nie jest on rozumiany jako przenośnia, tylko po prostu jako zniszczenie wszelkich przejawów faszyzmu, czyli wszystkiego co nie jest sowieckim (post-)komunizmem. I jak zachodni antyfaszyści, podobnie rosyjscy antyfaszyści (czyli po prostu władze Federacji Rosyjskiej) uważają, że każdy biały człowiek to faszysta.

W Rosji biali są terroryzowani przez wspieraną przez władzę ludność kolorową, władza podlizuje się muzułmanom i zwalcza prawdziwą rosyjskość, promowany jest czerwony multikulturalizm i mieszanie różnych grup etnicznych (poza wybranymi nie-europejskimi grupami, które mają prawo do zachowania swojej tożsamości etnicznej), panuje najwyższy odsetek aborcji w całej Europie, najwyższe spożycie alkoholu i narkotyków, skorumpowana policja chroni kolorowych zabijających białych, w wielkich miastach działają gejowskie kluby, oligarchowie nie-europejskiego pochodzenia rozkradają bogactwa naturalne, a instytucje polityczne i hierarchia cerkiewna są wypełnione homoseksualistami. Jeśli tak ma wyglądać tradycyjny Wschód – dziękuję, ale wybieram zgniły Zachód.

Wygodnie jest wierzyć, że gdzieś tam jest jakieś super państwo, które nas uratuje – ale tak nie jest. Albo sami się obudzimy i sami uratujemy nasze narody – albo jesteśmy skazani na zagładę.

Przyczyna 5: trzecioświatowizm i nacbolszewizm

W każdym środowisku pojawiają się trendy czy mody intelektualne, które najczęściej znikają równie szybko, co się pojawiły. Tak samo jest wśród nacjonalistów, gdzie co jakiś czas pojawiają się nowe, na swój sposób modne, idee. Dwiema modami, które bezpośrednio związane są z pro-rosyjskością, są trzecioświatowizm („thirdworldism”) i nacbolszewizm („nazbolism”), które bezpośrednio związane są z promowanymi przez Aleksandra Dugina eurazjatyzmem i czwartą teorią polityczną.

Temat Dugina był wałkowany już wiele razy – pokrótce należy powiedzieć, że Dugin jest wygadanym, ale niezbyt bystrym intelektualistą, który potrafi się całkiem dobrze lansować w marginalnych środowiskach, ma bardzo niewielkie wpływy w Rosji, większość idei zapożyczył od innych autorów i zmienia tezy jak kameleon w zależności od kogo, z kim rozmawia. Eurazjatyzm w jego wydaniu czy czwartą teorię polityczną można pokrótce streścić jako „bełkot, cytat z Evoli, bełkot, cytat z Delueze’a, bełkot bełkot bełkot, trzeba wspierać Rosję”.

Przyjrzyjmy się jednak trzecioświatowizmowi i nacbolszewizmowi, ponieważ są to idee, które zaczęły żyć własnym życiem. Trzecioświatowizm to fascynacja narodami czy ruchami z krajów tzw. „trzeciego świata” i odwoływanie się do różnego typu kolorowych nacjonalizmów, najlepiej połączonych z islamem i komunizmem. Oczywiście jest to bardzo powierzchowna fascynacja, za którą nie idzie nawet nauczenie się języka narodu, którym dany osobnik się fascynuje, już nie mówiąc o dłuższej wizycie w tym kraju (zwłaszcza że zwolennicy tej idei w krajach, którymi się fascynują, najprawdopodobniej zostaliby ukamienowani). Wszystko sprowadza się do robienia „edgy” memów i shitpostowaniu na grupkach na Telegramie. Z kolei nacbolszewizm to kolejna forma sojuszu ekstremów i próba łączenia najbardziej radykalnych praktyk totalitarnych z obu stron spektrum politycznego. Oczywiście znowu –- nie ma to żadnego przełożenia na rzeczywistość i sprowadza się do memów i shitpostingu, a osoby wyznające te idee za swój styl życia w III Rzeszy trafiłyby do lagru, a w ZSRR do łagru.

Problem polega na tym, że obie te idee (jakkolwiek nie byłyby fałszywe) odpowiadają na pewne realne zjawiska czy refleksje. Z jednej strony jest to prosta konstatacja, że istnieją inne narody (nie-europejskie), które również mają prawo do swojego nacjonalizmu. Z drugiej jest to zwrócenie uwagi, że ruch komunistyczny był bardziej złożony, niż się to na pozór wydaje. Jednak zarówno trzecioświatowizm jak i nacbolszewizm wykrzywiają te refleksje i prowadzą do aberracji umysłowej. Popularność obu tych idei jest raczej obszarem analizy psychopatologicznej niż ideologicznej. Wynika z potrzeby szoku, czy adrenaliny związanej z wyznawaniem „niebezpiecznych” idei. W każdym ruchu, również w ruchu nacjonalistycznym, jest sporo ludzi uzależnionych od silnych doznań, którym nie chodzi o realną zmianę rzeczywistości, ale o przeżywanie uniesień wynikających z przestymulowania mózgu. I tak jak w przypadku internetowej pornografii, gdy znudzi im się zwykłe porno, sięgają po coraz ostrzejsze, aby utrzymać stan pobudzenia, tak samo tego typu ludzie w ruchu nacjonalistycznym szukają coraz mocniejszych wrażeń i coraz bardziej odjechanych i szokujących idei.

Warto od razu podkreślić, że trzecioświatowizm i nacbolszewizm (oraz związana z nimi pro-rosyjskość) są specjalnością marginalnych i niestabilnych emocjonalnie poszukiwaczy wrażeń. Im mniej liczna grupa, im bardziej oderwana od rzeczywistości, im bardziej jej aktywność sprowadza się do shitpostingu, tym większa szansa, że będzie wyznawać tego typu szokujące, ale odjechane idee.

Przyczyna 6: rosyjska agentura

Nie jestem zwolennikiem „agenturalnej” wizji dziejów, według której służby specjalne kontrolują bieg zdarzeń. Uważam, że w większości są to pisane post factum opowieści podtatusiałych mitomanów, którzy za wszelką cenę próbują udowodnić, że wszystko poszło według ich planu. Służby specjalne w dużej mierze przypominają subkultury, które zwalczają siebie nawzajem, ale z których działalności dla całego społeczeństwa niewiele wynika. Podobnie z misternie zaplanowanych i z rozmachem realizowanych gier operacyjnych rożnych wywiadów i kontrwywiadów najczęściej wynika niewiele, a same służby mają niewielki wpływ na przebieg wojen, czy szerzej – procesu dziejowego.

Nie zmienia to jednak faktu, że służby specjalne istnieją we wszystkich krajach i próbują wpływać między innymi na radykalne ruchy, takie jak ruchy nacjonalistyczne. Większość osób, które dłużej działały w ruchu nacjonalistycznym, miała do czynienia z różnymi działaniami służb i dobrze wie, jak słabo one wyglądają. Najczęściej sprowadzają się do prób wprowadzania do środowiska agentów, którzy w świeżo kupionych i wyprasowanych bieda-kumaterskich ubraniach próbują zagadywać tekstami rodem z raportów zawodowych antyfaszystów lub do werbowania zadłużonych alkoholików i narkomanów, którzy za pieniądze na kolejne działki mieszają zmyślenia z historyjkami, które każdy w miarę ogarnięty człowiek ze środowiska słyszał już co najmniej trzy razy. Dlatego właśnie agenturalną działalność służb rosyjskich zostawiam na koniec – jako przyczynę najmniej istotną, ale jednak istniejącą.

Oczywiście w mediach głównego nurtu wracają co chwila teorie spiskowe o tym, jak Rosja poprzez służby specjalne kontroluje wszelkie ruchy prawicowe na zachód od Bugu, jak to zmienia wyniki wyborów nawet w Stanach Zjednoczonych itd. Wystarczy mieć jakiekolwiek doświadczenie w ruchu, żeby wiedzieć, że są to strachy na lachy – agenci Kremla istnieją, ale są to postacie marginalne nawet w niezbyt licznym ruchu nacjonalistycznym, na dodatek takie, których agenturalności można się domyślić nawet bez osobistego kontaktu z tymi osobami.

Moskwa jeszcze od czasów ZSRR próbowała destabilizować Zachód, wspierając radykalne osoby i organizacje zarówno z lewa jak i prawa – jak im to szło, można się przekonać, patrząc na mapę (podpowiem – nie ma już na niej ZSRR). Agentami Kremla w większości były osoby i organizacje w ruchu nacjonalistycznym niewiele znaczące i niemające rzeczywistego wpływu na jego rozwój. Podobnie jest w tej chwili – najbardziej „szurający” i najbardziej marginalni pro-rosyjscy „aktywiści” rzeczywiście mogą być agentami Kremla. Jednak podejrzewam, że nie jest to ordynarna agentura na zasadzie podstawienia do ruchu kogoś całkowicie niezainteresowanego nacjonalizmem, kto na pełen etat gra swoją rolę za regularnie pobieraną pensję. Raczej polega to na podsuwaniu pewnych pomysłów, nieutrudniania kontaktów z określonymi działaczami z Rosji, drobnym wspieraniu działalności (np. poprzez umożliwianie prowadzenia zbanowanych stron internetowych na rosyjskich serwerach).

Podsumowanie

Pro-rosyjskość zachodnich nacjonalistów wynika z omówionych powyżej sześciu przyczyn. Podkreślmy jednak – dotyczy to niektórych zachodnich nacjonalistów. Wielu stanęło jednak po właściwej stronie, czyli po stronie europejskiego nacjonalizmu przeciw neobolszewizmowi. I żeby zakończyć całkiem pozytywnym akcentem – większość zarówno zachodnich jak i wschodnich nacjonalistów stanęło w sytuacji obecnej wojny po właściwej stronie, a w większości przypadków na pro-rosyjskość chorują te środowiska czy osoby, które od jakiegoś  czasu już „szurały”. I co szczególnie powinno nas cieszyć i dawać do myślenia – nawet większość rosyjskich nacjonalistów opowiedziało się przeciwko putinowskiego neosowietyzmowi.

 

 

 

Jarosław Ostrogniew