Lech Obodrzycki - Na tropach Indoeuropejczyków

            Jakiś czas temu, autor tych słów, zetknął się, na jednym z nacjonalistycznych forów z opinią,  iż indoeuropejskość jako tradycja[1] jest obecnie „całkowitą abstrakcją”. Rozumując dosłownie sens tego stwierdzenia należało by przyjąć do wiadomości, że zarówno wynikający z biologii jak i utrwalany przez proces socjalizacji model dostosowania się naszego podgatunku do środowiska, jest  oderwaną od rzeczywistości i trudną do sprecyzowania formą zachowania. O ile, bez wątpienia świadomość istnienia tej tradycji wśród jej genetycznych dziedziców (współczesnych indoeuropejskich etnosów) jest nikła, o tyle bynajmniej nie uprawnia to nikogo do formułowania z tego twierdzenia fałszywych wniosków. Fałszem będzie bowiem twierdzenie, że skoro ludzie nie mają świadomości oddziaływania danego socjobiologicznego procesu na nich samych to tenże proces nie istnieje – jest to wypisz wymaluj lewacki postmodernizm. I tak jak grawitacja nie pojawiła się w momencie jej odkrycia przez fizyków- przyciąganie ziemskie oddziaływało na ludzi tak samo kiedy jeszcze nie byli świadomi jego działania, tak samo nasza Tradycja nie przestała działać, po tym kiedy została wyparta ze zbiorowej świadomości.

 

            Paradoksalnie, zdaniem autora tych słów, zarówno obecna sytuacja międzynarodowa jak i ta lokalna, bardziej przyziemna może być dobrym momentem na intelektualną przygodę polegającą na poszukiwaniu okruchów naszego dziedzictwa. Tym bardziej, że podobnie jak autor tego eseju pewne tropy lub nawet o wiele więcej – jego esencję, uda nam się znaleźć tam gdzie nigdy nie próbowalibyśmy szukać. Tak właśnie było w zetknięciu z dwoma całkowicie losowymi produktami kultury masowej, jednym rodzimym i jednym zachodnim. Mowa tu o dwóch filmach stworzonych w jądrze lewicowej ciemności. Ten zachodni „The Northman” został wyreżyserowany przez „obudzonego” lewicowca z jasną intencją odmitologizowania „epoki Wikingów aby odebrać ją białym supremacjonistom. Polski obraz „Furioza” wcale nie zapowiadał się lepiej. Nie dość, że obsadzony aktorami kojarzącymi się z serialami dla uczestniczek strajku kobiet, a nie z mocnym męskim kinem, to jeszcze wyprodukowany przez słynący z „krytycznego” podejścia do historii Europy kanał Netflix. Jak to jednak nie raz bywało, kultura rządzi się swoimi własnymi prawami, szczególnie gdy twórca próbuje wprzęgać Tradycję, mity i historię do swojej zdegenerowanej politycznej agendy. Tak było chociażby z klasycznym dziś dziełem S. Eisensteina „Aleksander Newski” ( ze wspaniałą muzyką Sergiusza Prokofiewa) i tak jest również w obydwu powyższych przypadkach. Także fakt, że nie jest to opowieść  z gatunku fantasy gdzie z pozornie archetypowymi postaciami z indoeuropejskiej mitologii, konwencja gatunku pozwala zrobić praktycznie wszystko (jak np. subsaharyjski heimdall w marvelowskim Thorze) był predyktorem tego, że sprawy mogą pójść nie po myśli lewackich zwyrodnialców. Obydwa dzieła są bowiem oparte na historii- „The Northman” to w zasadzie archaiczna, bo oparta na skandynawskich sagach, wersja Hamleta, „Furioza” zaś to fabularyzowana opowieść inspirowana dokumentalnym filmem „Ustawka” sprzed kilkunastu lat.

 

            No dobrze, jednak jak zapewne zastanawia się w tym momencie każdy czytelnik tego eseju, co to wszystko ma właściwie wspólnego z indoeuropejską tradycją i etnicznym nacjonalizmem? Aby postarać się to zrozumieć musimy streścić opisywaną przez autora w jego poprzednim eseju[2] charakterystykę unikalności indoeuropejczyków.

 

Jak pamiętamy, nasza cywilizacja powstała w wyniku syntezy wywołanej przez serię najazdów dokonanych ze Stepów Pontyjskich przez zamieszkujących tam konnych jeźdźców. W powszechnej świadomości specjalistów tego zagadnienia indoeuropejskość kojarzy się przede wszystkim z opisanym przez Dumezila trójpodziałem społecznym na kasty wojowników, kapłanów i chłopów[3]. Jednak jak pamiętamy z drugiego rozdziału „Indywidualizmu i zachodniej liberalnej tradycji” K. Macdonalda, inną kluczową cechą tradycji tych stepowych wojowników był arystokratyczny egalitaryzm w obrębie kasty wojowników. Oznaczało to, że wśród wojowników panowało braterstwo, które nie wynikało z bezpośredniego pokrewieństwa, tylko ze złożonej publicznie podczas rytuału przejścia przysięgi, której dotrzymanie było podstawą reputacji. Jak pisze Macdonald „Przysięgi były głównym składnikiem Männerbunde (inne terminy: korios, comitatus), „braterstwa wojowników związanego przysięgą ze sobą i ze swoimi przodkami podczas rytuału przejścia”.[4] Tworzenie dobrowolnych oddziałów wojennych, utrzymywanych razem przez przysięgi, koleżeństwo i wspólny interes własny było podstawową cechą tych wodzów. Był to czas, kiedy status społeczny i ranga były nadal otwarcie determinowane przez czyjeś bohaterskie czyny oraz liczbę zwolenników lub klientów, których można było przyciągnąć i zatrzymać.[5] I to właśnie między innymi  możemy odnaleźć w obydwu dziełach.

 

            Reżyser „The Northman” który za cel postawił sobie historyczny realizm zapewne nieopatrznie, wśród wielu przekłamań[6] przedstawił istotę indoeuropejskości. Młody Amaleth zaraz po rytuale przejścia składa publiczną przysięgę pomszczenia ojca po czym wstępuje do Männerbunde. Jaki pisze Macdonald w na wskroś  indywidualistycznej kulturze indoeuropejczyków podstawą pozycji społecznej była osobista reputacja zamiast więzów pokrewieństwa. Dzięki zabiegom reżysera możemy niejako wejść w psychikę bohatera co pozwala nam zrozumieć, że złożona pozornie w samotności przysięga w istocie jest publiczna, świadkami są Bogowie oraz duchy przodków. Dlatego też pomszczenie ojca będące wypełnieniem przysięgi jest o wiele ważniejsze niż osobiste szczęście.

 

Tym co na pewno doceni każdy etniczny nacjonalista będą z pewnością, osiągnięte dzięki tej samej technice „wejścia w myśli” bohatera obrazy jego świadomości jako członka Sippe- wspólnoty rodowej. W wizjach Amaletha jego Ród przestawiony jest jako drzewo a poszczególni krewni to konary i gałęzie. Szczególnie poruszające jest to w drugiej scenie tego rodzaju, gdy Amaleth całując ranę swojej kobiety poprzez kontakt z jej krwią dowiaduje się o jej ciąży, widząc jeszcze raz to samo drzewo z dodatkowymi gałęziami na których znajdują się jego nienarodzone jeszcze dzieci.

 

            Mimo tych „genetycznych” akcentów najważniejsze w obydwu filmach pozostaje jednak Männerbunde - bractwo wojowników związane publiczną przysięgą, złożoną podczas rytuału przejścia. W tym właśnie aspekcie to rodzima „Furioza” wybija się na pierwszy plan. W prawdzie w „Northmanie” również widzimy bractwo wojowników. Tu jednak pojawia się ono jako epizod w całej historii, dodatkowo zmieszane z innym elementem indoeuropejskiej kultury- wiarą w zmiennokształtność[7] ( Männerbunde do którego należy Amaleth jest grupą Berserkerów). „Furioza” w swojej istocie jest współczesną opowieścią o hipermęskim świecie wspólnot rywalizujących na śmierć i prestiż. Tutaj Männerbunde lub jak kto woli Koiros lub Communitas na wskroś przeszywa ten film. Mamy w nim bowiem obraz grupy kibiców sportowych, przedstawionej na tle rywalizacji z podobnymi grupami z innych miast. Tytułowa „Furioza” jest dobrowolną męską wspólnotą, spojoną rytualnymi pojedynkami, koleżeństwem i wzajemnym interesem przez wodza. Przywódca tej grupy nie jest bowiem despotą wymuszającym posłuszeństwo przemocą i strachem. Nie jest także głową mafijnego klanu złączonego pokrewieństwem. Spoiwem grupy jest żądza sławy, prestiż wodza oraz honor rozumiany jako osobista reputacja, lojalnego wobec grupy mężczyzny. Podobnie jak w każdej innej indoeuropejskiej grupie wojowników, zdrajca natychmiast traci pozycję i nie jest w stanie uniknąć śmierci z rąk innych członków grupy, mimo prób „kupienia” sobie przywództwa. Z drugiej strony nawet rodzony brat wodza który podczas inicjacyjnego pojedynku zawiódł, nie może liczyć na uznanie i akceptację. Dokładnie pokrywa się to z ustaleniami K. Macdonalda, że na wskroś indywidualistyczna kultura indoeuropejczyków na pierwszym miejscu ponad więzami krwi stawiała osobistą reputację każdego mężczyzny. Podsumowując, obydwa filmy ukazują to co autor tych słów wielokrotnie opisywał w kontekście naszej biologicznej natury. Motyw męskiej wspólnoty jest po prostu osią naszej patriarchalnej cywilizacji. Jednak obydwa dzieła mają jeszcze jeden wymiar jeżeli chodzi o indoeuropejskie tropy. Dotykają one transcendentnego wymiaru naszej  wyjątkowości która jest szczególnie doniosła ze względu na to co dzieje się obecnie za naszą wschodnią granicą. Te aspekty indoeuropejskości poruszali zaś Hegel, Spengler oraz Kojeve.

 

            Ricardo Duchnesne w swojej monumentalnej „Unikalności zachodniej cywilizacji” wskazuje na Hegla, jako pierwszego myśliciela który zwrócił uwagę na wyjątkowość zachodniego ducha. Ten trop pojawia się w opisie relacji pan-niewolnik w heglowskiej „fenomenologii”. Hegel opisywał spotkanie dwóch jednostek, z których każda była asertywna co skazywało je na walkę[8]. Obydwaj ludzie traktowali drugą stronę jako obiekt któremu należy w walce wyrwać uznanie względem siebie. Zdaniem Hegla to pojawiające się pragnienie uznania jest w ogóle momentem pojawienia się samoświadomości. Według Aleksandra Kojeve ta walka o uznanie jest heglowską odpowiedzią na liberalne koncepcje Lockea i Hobbesa o stanie natury. Chociaż Kojeve nie wspominał nic o indoeuropejczykach, jego interpretacja Fenopmenologii Hegla idealnie pasuje do opisu stanu natury w którym zrodziła się unikalność indoeuropejczyków. Kojeve wyjaśnia bowiem, że człowiek zaczyna być „prawdziwie” samoświadomy tylko w takim stopniu w jakim aktywnie angażuje się w walkę, w której ryzykuje życiem o coś, co naprawdę nie istnieje -czyli wyłącznie dla sławy, lub ze względu na jego „próżność”. Tutaj znajduje się esencja naszej natury, wypływająca z obydwu dzieł, która pokazuje co jest a co nie jest indoeuropejskością w istocie. Owa próżność przestaje bowiem nią być poprzez ryzyko śmierci i staje się specyficznie ludzką wartością honoru[9]. Jak wyjaśnia Duchesne  nauczyłem się od Kojeve (i  zgadzam się, że idea ta nie jest u Hegla tak ostateczna), że rozdział o „Samoświadomości” rozpoczyna się tą walką, ponieważ chce pokazać, że „Człowiek” staje się samoświadomy „swojego człowieczeństwa tylko poprzez negację siebie jako zwierzęcia, w chęci zaryzykowania życia, a tym samym zanegowania biologicznego lęku przed śmiercią, w imię bycia szanowanym przez drugiego człowieka. Człowiek, który jest gotów poświęcić swoje życie dla honoru   - uznania współtowarzyszy, jest naprawdę  wolny. Niektórzy prawicowi myśliciele jak np. G.Johanson opisując relację pan-niewolnik powołują się również na tzw. potlacz. Jest to jednak głębokie nieporozumienie, gdyż potlacz nie należy do tradycji indoeuropejskiej. Potlacz jest tradycją ludów łowiecko-zbierackich wśród których nie występuje indoeuropejski podział na kasty a egalitaryzm i związana z nim redystrybucja bogactwa od najsprawniejszych łowców w stronę reszty  plemienia wynika z chęci unikania altruistycznej kary (cały ten mechanizm został opisany w poprzednim eseju autora[10]). Oczywiście psychologia potlacza, podobnie jak indoeuropejska arystokratyczna osobowość przeplatają się czasem, czego przykładem jest dzisiejszy stosunek do rosyjskiej agresji na Ukrainę, w którym część lewicy, motywowana właśnie psychologią potlacza zachowała się podobnie jak etniczni nacjonaliści. O ile korwiniarscy liberałowie (często ukrywający się pod maską „narodowców”) wprost popierają wciąż nominalnie silniejszą Rosję, o tyle zarówno lewica jak i nacjonaliści choć z innych pobudek wspierają wolną Ukrainę. Wprowadza to niemałą konsternację na prawicy, szczególnie tej zachodniej, gdzie część jej przedstawicieli poparła FR tylko dlatego, że „obudzona” lewica poparła Ukrainę. Cała ta konsternacja jednak zniknie bardzo szybko, jeżeli tylko cały ten, pozornie paradoksalny rozkład poparcia przeanalizujemy z perspektywy ewolucyjnej. Jak pamiętamy z gry w „dylemat więźnia” w MTG mamy cztery strategie rozgrywek: zdradziecka (współpracuj z obcymi), egoistyczna (nie współpracuj z nikim), humanitarną (współpracuj ze wszystkimi) oraz etnocentryczną (współpracuj  tylko ze swoimi). Z tej perspektywy najwyraźniejsza jest Konfederacja, która realizuje strategię egoistyczną, współpracując z silniejszą stroną (Rosja) we własnym interesie. Dwuznaczne stanowisko KK (a szczególnie papieża Franciszka ) oznacza po prostu strategię humanitarną, która nakazuje kooperację ze wszystkimi a więc nawet z najgorszymi złoczyńcami. Bardziej skomplikowanie sprawa wygląda jednak ze strategią zdradziecką (współpracuj tylko z obcymi) reprezentowaną przez obudzoną lewicę oraz ze strategią etnocentryczną, która nakazuje współpracować tylko ze swoimi. Najbardziej skrajna część lewicy, której lewicowość jest po prostu wybrykiem natury- wynikiem kumulacji dysgenicznych mutacji genetycznych spowodowanych wyeliminowaniem naturalnej selekcji przez współczesną cywilizację (np. komuniści i Antifa) rzeczywiście poparła Rosję, która jest wrogiem zarówno Ukrainy jak i Polski. Cała reszta stanęła jednak po stronie Ukrainy, co można wyjaśnić jedynie opisywanym przez Macdonalda pochodzeniem od pierwotnej łowiecko-zbierackiej populacji Europy. W grze w dyktatora populacje zachodnich WASP-ów regularnie wykazywały się wysokim altruizmem wobec nieznajomych oraz skłonnością do karania nawet własnym kosztem tych którzy od takiej współpracy się uchylają. Widać to było wyraźnie podczas kryzysu migranckiego gdzie ci sami ludzie postrzegali swoich rodaków jako uciekinierów z moralnego konsensusu( pomoc obcym), występując przeciw własnemu państwu (atakowanie straży granicznej, niszczenie zasieków oraz donosy na własny kraj do instytucji międzynarodowych). Obecnie zaś ci sami ludzie wspierając Ukrainę oraz ściągając  uchodźców z tego kraju jednocześnie agitują za eskalacją tego konfliktu nawet kosztem wciągnięcia ich własnego kraju do wojny co potencjalnie  mogłoby skończyć się zniszczeniem dużych polskich miast w wyniku ataku nuklearnego (a więc de fakto zagłady ich samych -nie jest bowiem tajemnicą, że to duże miasta są siedliskiem lewactwa w Polsce). Tak więc tym samym ludzie ci podobnie jak ich starożytni przodkowie, którzy podczas rytuału „potlacza” potrafili niszczyć swój dobytek okazując tym samym swój handicap polegający na gotowości do karania własnym kosztem osób niemoralnych, dziś robią to samo dążąc do eskalacji w stosunkach międzynarodowych. Jakkolwiek ma to swój wymiar transcendenty co już samo w sobie jest godne uznania dla tradycjonalisty, jest to jednak obce i sprzeczne w  swojej istocie z naszym indoeuropejskim etnocentryzmem.

 

             My Indoeuropejczycy widzimy siebie, podobnie jak Amaleth w swoich wizjach – jako gałęzie drzewa przodków. Składaliśmy publiczne przysięgi jak bohater „Vikinga” oraz przechodziliśmy rytuały inicjacyjne, stając się członkami arystokratycznych Männerbunde  tak jak bohaterowie Furiozy. A  naszych ukraińskich towarzyszy cenimy i wspieramy za to, że są tacy jak my. Kiedy bowiem współcześni mężczyźni, podobnie jak tytułowy Northman odsyłają swoje potomstwo wraz z kobietami pod opiekę dalekich krewnych a sami ruszają do walki na śmierć i honor w batalionach mannerbunde,  odżywa indoeuropejska hipermęskość a wszystkie egalitarne brednie momentalnie tracą rację bytu.

 

Ze strategii etnocentrycznej wynika również oczywiście to, że w naszym interesie narodowym leży wspieranie słabszego wroga przeciwko silniejszemu. Ale na płaszczyźnie psychologicznej widząc poświęcenie dla własnej ojczyzny uaktywniamy moduły w naszych mózgach odpowiedzialne za etnocentryzm (lojalność wobec wspólnoty ) widząc zaś publiczne przysięgi składane przez żołnierzy podczas publicznych ceremonii i procesje żałobne w każdej ukraińskiej wsi uaktywniają się w naszych umysłach moduły świętości. Prawdziwą transcendencję uaktywnia jednak iście heglowska asertywność Ukrainy w dążeniu do wolności, która jest gotowa zaryzykować własne istnienie dla czystego prestiżu zbrojnie opierając się dążeniu azjatyckiej despotii do narzucenia jej relacji Pan- Niewolnik.

 

            My etniczni nacjonaliści popieramy więc Ukrainę jako projekcję naszej własnej indoeuropejskiej transcendencji, która żyje wciąż uśpiona w naszej krwi. Faktem jest również, że w zamyśle autora tekst ten miał być pierwotnie recenzją dwóch filmów. Jednak to, że autorowi nie udało się ostatecznie uciec od sytuacji na Ukrainie pokazuje nam, że tak naprawdę my, potomkowie   Manerbunde założonych przez stepowych jeźdźców, podobnie jak bohaterowie „Furiozy” i „Northmana” nie jesteśmy w stanie uciec od naszego genetycznego  przeznaczenia.

 

 

 

 Lech Obodrzycki 

 

 

 

[1]„Tradycja, w swojej najbardziej pierwotnej i podstawowej ewolucyjnej postaci jest najwyższą formą  dostosowania się populacji do konkretnego środowiska (ekosystemu).Polega ona na tworzeniu przez populację specyficznych reguł zachowania i przekazywaniu ich z pokolenia na pokolenie w procesie uczenia się „ E.O.Wilson Socjobiologia Poznań 2000  s.102

 

[2] https://www.szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/1441-lech-obodrzycki-kluczowa-adaptacja-cz-ii

 

[3]Chociaż sam Dumezil starał się usilnie odżegnywać od konotacji swojej teorii z biologią, sam przyznawał że np. wywodzący się bezpośrednio od indoeuropejskich Scytów, Osetyńcy przechowali w swojej tradycji mit o trzech braciach którzy otrzymali z nieba ( od Bogów) trzy przedmioty, symbolizujące trzy kasty ( pług z jarzmem końskim, puchar i topór). I chociaż wszystkie bez wyjątku sąsiadujące z Osetami ludy kaukaskie (Abchazowie, Czeczeni, Czerkiesi) zapożyczyły ten mit, to z uwagi na ich nieindoeuropejskie pochodzenie, nigdzie nie zachował on pierwotnej funkcji „ Otóż wszędzie bez wyjątku zniknęła aluzja do trójfunkcyjnego charakteru trzech rodzin: albo wszystkich bohaterów postawiono na tej samej płaszczyźnie ze stopniem brawury i powodzenia jako jedyną dystynkcją ( Czerkiesi Abchazowie) albo też liczbę rodzin zredukowano do dwóch, przeciwstawionych już nie funkcjami ale ocenami „dobrzy” i „źli”. Dzieje się tak, jak gdyby te ludy nieindoeuropejskie zapożyczające legendy systematycznie eliminowały ślady trójfunkcjonalności, nie mogły ich dopuścić a ich dostawcy Osetowie- sami przecież wolni od trzech funkcji w swej praktyce społecznej- wiernie je zachowali w oryginałach legend.” Zob. „ Na tropie Indoeuropejczyków. Mity i epopeje” z Georges'em Dumezilem rozmawia Dider Eribon Warszawa 1996 s.98-100

 

[4]K. Macdonald „Individualism and the Western Liberal Tradition” 2019

 

[5]  Nowością kultury indoeuropejskiej było to, że nie opierała się ona ani na scentralizowanym królestwie, ani na rozszerzonych grupach pokrewieństwa typu klanowego, ale na arystokratycznej elicie, która była egalitarna w obrębie grupy. Tamże s. 41

 

[6]Gro przekłamań, co stwierdzają zarówno znawcy słowiańszczyzny jak i sam K. Macdonald dotyczy epizodu z filmu gdzie akcja toczy się na Rusi. Szczególnie dotyczy to sceny gdzie mieszkańców złupionego grodu najeźdźcy palą w stodole. Jak stwierdza Macdonald „Takie zachowanie nie było typowe dla wielu grup IE, które najechały Europę. Zamiast po prostu najeżdżać, podbijające grupy IE zazwyczaj osiedlały się wśród podbitych ludzi i rozwijały relacje dominacji i podporządkowania między nowymi elitami wojskowymi a podbitymi ludami, zapewniając ochronę w zamian za służbę. Jest to recepta na społeczeństwa typu feudalnego zdominowane przez elity wojskowe, które mają wzajemne zobowiązania wobec ludzi, nad którymi dominują, ale w których więzi pokrewieństwa między elitami a ludźmi, nad którymi dominują, są stosunkowo nieistotne i ostatecznie przepuszczalne.”

 

[7] „Wojownicy w stanie wściekłości są znani jako „berserkowie”. Ta koncepcja jest związana z wiarą w zmianę kształtu, w której dusza jest odłączona od ciała i może wędrować jako wilk lub niedźwiedź, w którym to czasie może angażować się w nadludzkie bohaterskie czyny.” K. Macdonald „Individualism and the Western Liberal Tradition” 2019 s.44

 

[8]R. Duchesne „The Uniqueness of Western Civilization”  Boston 2011 s. 318

 

[9]Tamże s. 328

 

[10] https://www.szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/1441-lech-obodrzycki-kluczowa-adaptacja-cz-ii