Radosław Biały - „Krucjata łysogłowych” - recenzja klasyki

Globalizacja narzuca nam tęczowe barwy i promuje różnorodność, a demokracja teoretycznie gwarantuje społeczeństwu możliwość posiadania różnorakich światopoglądów. Jak to wygląda w praktyce ? Ogromny paradoks polega na postępującym ujednolicaniu się mieszkańców planety ziemskiej. Patrząc na dzisiejszą młodzież widzę tylko jednolitą szarą masę. Wszyscy ubierają się w tych samych sieciówkach, wszyscy słuchają mainstreamowej muzyki oraz wszyscy tracą czas na siedzenie ze smartphonem w ręku. Metamfetamina „pomaga”, aby impreza w klubie nabrała trochę polotu, szkoła, praca, poglądy nie wykraczające poza ramy sejmowych partii i te nieudane związki oparte tylko na pożądaniu fizycznym lub profitach materialnych. W globalnej wiosce bez zmian – szaro, nudno i ponuro. Czy zawsze tak było? Czytając „Krucjatę łysogłowych” jasno widzimy, że młodzi ludzie w latach 90. byli zupełnie inni. Wydana w 1994 r. książka Ewy Wilk opisuje młodzież podzieloną na subkultury. Unikatowe części garderoby, oryginalne stylówki, undergroundowe sceny muzyczne i zderzenia światopoglądów – tak wyglądała prawdziwa różnorodność. Oczywiście najbardziej zbuntowaną i kontrowersyjną subkulturą byli skinheadzi i to o nich głównie jest ta pozycja.

 

Książka ma formę reportażu, w którym dużą część stanowią rozmowy z dwoma braćmi -skinami. Paweł i Borys Kijanowscy, to dwaj bliźniacy będący wówczas w wieku 21 lat. Ich twarze z nieco zadartymi nosami spoglądają z okładki. Na pierwszy rzut oka chłopcy kojarzą nam się ze stereotypowymi troglodytami. Nauczycielka historii jednak zapamiętała ich jako uczniów z ponad przeciętną inteligencją. Bracia określają siebie polskimi narodowcami. Zanim jednak zostali skinheadami przeszli okres fascynacji punk rockiem w latach 80 . Młodzi buntownicy zaczęli swoją działalnością wspierając Solidarność. W chwili kiedy Solidarność osiągnęła swoje cele, Paweł i Borys przestali być potrzebni, więc niewdzięcznie odprawiono ich z kwitkiem. Chłopcy rozczarowali się świeżą polską demokracją. Szukając życiowej drogi, zaczęli działać z nacjonalistami. Wypowiedzi braci są bardzo kontrowersyjne i niedopuszczalne pod względem obecnych standardów społecznych, jednak autorka stara się być jak najbardziej obiektywna i nie dyskutuje z bliźniakami. Młodzieńcza naiwność bohaterów sprawia, że czasem uśmiejemy się po pachy, inny razem poziom żenady powoduje odruchowe łapanie się za głowę. Ewa Wilk zamiast wieszać psy na „złych” skinheadach przedstawia szeroko całą subkulturę wraz ze wszystkimi jej odmianami. Możemy poczytać o zapomnianych już kapelach, fanzinach i organizacjach nacjonalistycznych, które w tym czasie w 99% opierały się na łysych młodzieńcach w glanach. Znajdziemy również fragmenty na temat fali punk rocka i chuliganów stadionowych. Autorka analizuje przyczyny społeczne, psychologiczne i polityczne radykalizacji młodzieży na początku lat 90. Nie jest to reportaż tylko na temat subkultury czy kontrkultury, ale jest to również pozycja o dorastaniu w czasach przemian systemowych. Fenomenem tamtych lat było istnienie wśród młodych ludzi prądów niezależnych od masowych mediów i systemu. Można wyzywać skinheadów od najgorszych, ale każda subkultura wtedy miała coś za uszami. Kto z was ma obecnie ponad 30 lat i nigdy nie należał lub nie sympatyzował z żadną grupą młodzieżową, niech pierwszy rzuci kamień. Skoro system nie miał nic do zaoferowania, to młodzi ludzie szukali gdzie indziej. Wykluczenie społeczne spowodowane biedą, kończyło się ucieczką młodzieży, tam gdzie można było zdobyć szacunek bez pieniędzy. Do dzisiaj w niektórych zakątkach kraju dorastający ludzie mają ograniczone możliwości rozwijania zainteresowań. Rozgoryczeni przykrą rzeczywistością chłopcy zamiast studiować, spełniali się w bójkach na manifestacjach. Obecnie subkultury zniknęły z polskich ulic, a jednak wiele patologii istnieje wśród „normalnych” Kowalskich – narkotyki, przemoc, samotne młodociane matki. Trochę zacząłem odbiegać od książki.... Przejdźmy zatem do jej zakończenia – wisienką na torcie jest kronika akcji przeprowadzonych przez skinheadów w latach 1987-1993. Dzięki licznym zdjęciom można zobaczyć jak wyglądali skini przed rokiem 1994r. i poczuć klimat tamtych czasów. 

„Krucjatę łysogłowych” przeczytałem z wypiekami na twarzy ok. 17 lat temu. Do dzisiaj egzemplarz z pożółkłymi kartkami stoi na mojej półce. Minusem książki jest jej objętość – tylko 143 strony. Jeszcze większy problem polega na wyprzedaniu całego nakładu wiele lat temu. Koneserzy klimatu i inni ciekawscy zmuszeni są szukać na aukcjach internetowych. Bracia wystąpili również w filmie dokumentalnym. Starsi czytelnicy Szturmu zapewne znają oba kultowe materiały z udziałem bliźniaków Kijanowskich. Niestety Paweł Kijanowski odszedł w ubiegłym roku... Niech spoczywa w spokoju.


Radosław Biały