Jak jeden mąż
Akcja ma miejsce w nocy 28/29 kwietnia. Dwa dni po katastrofie w Czarnobylu. Informacja o zdarzeniu była początkowo ukrywana przez władze w Moskwie, ale polska stacja monitoringu radiacyjnego 28 kwietnia samodzielnie wykryła skażenie. Informację tę otrzymało Centralne Laboratorium Ochrony Radiologicznej (CLOR). O tym, że to katastrofa elektrowni, a nie zwykły test nuklearny dowiedziano się dopiero wieczorem. Kilka godzin później CLOR przedstawił władzom centralnym propozycje ochrony ludności poprzez podanie dużej dawki jodu w celu zablokowania wchłaniania radioaktywnego izotopu jodu-131, kumulującego się w tarczycy i mogącego doprowadzić do rozwoju nowotworu tego narządu. Z powodu braków w tabletkach jodowych postanowiono wykorzystać płyn Lugola. KC PZPR przed południem 29 kwietnia podjął decyzję o podaniu płynu Lugola dzieciom i młodzieży w 11 województwach północno-wschodnich, nad którymi przeszła radioaktywna chmura. Operacja rozpoczęła się tego samego dnia wieczorem. W ciągu 24 godzin jod podano ok. 75% populacji dzieci w tym rejonie. Tego samego dnia akcję rozszerzono na cały kraj. W ciągu kilkudziesięciu godzin stabilny jod podano 18,5 mln osób, w znacznej większości dzieciom do 17. roku życia.
Dziś i dzisiaj
Akcja z podaniem płynu Lugola była bez precedensu, zarówno w Polsce jak i zagranicą, wtedy i dziś. Zwłaszcza dziś. Czy ktoś w ogóle wyobraża sobie taką operację w obecnej sytuacji? Z takim społeczeństwem, z takimi poglądami, z taką dezinformacją, z taką mentalnością? I nie, nie można tego zwalić na lewicę. Za tę sytuację odpowiada wyłącznie prawica. Ta „ideowa”, która jest czynnikiem aktywnym i ta pseudo „narodowa”, która biernie się temu przygląda.
Dwa lata temu oglądałem w mediach protesty BLM w kilku polskich miastach. Bananowe julki z nudów klękały na znak solidarności z murzynem zabitym gdzieś po drugiej stronie globu. Festiwal żenady tego środowiska sterowanego za pomocą social-medialnej papki porażał. Żenada to nie było jedyne uczucie, które mi towarzyszyło. Czułem wyższość, nie moralną, bo w większości przypadków moralność przeszkadza w skutecznej ocenie rzeczywistości, ale intelektualną nad tymi umysłowymi amebami. Może też wyższość wspólnotową jako osoba, która kieruje się interesem narodu ponad wszystko i nie zamierza ograniczać się w jakikolwiek sposób na rzecz mniejszości.
Bakcyl
No i mamy rok 2022. Dwa lata miłościwie nam panującego wirusa. Doświadczyłem wielu nieprzyjemnych rzeczy. Kilku znajomych skończyło pod respiratorami. Kilku ich krewnych nie przeżyło. Nie byli okazami zdrowia przed pandemią, ale funkcjonowali tak bez większego problemu do momentu choroby. Widząc to chciałem potwierdzić swoje negatywne wyobrażenie lewicy. I się trochę rozczarowałem. Jeżeli chodzi o zachowanie wobec pandemii to z antynarodowej i antyspołecznej, grającej na zagranicę lewicy niewiele zostało. Pewnego razu czytałem post jakieś twitterowej julki, która wzywała do szczepień, bo sama opiekuje się starszymi krewnymi i zacząłem mieć nadzieje co do tego środowiska. Może trzeba ich tylko odpowiednio ukierunkować, aby nie chcieli zbawiać całego świata, ale skupili się na narodzie i Polsce. Rozmyślając nad tym mój wzrok zszedł na odpowiedź na tego posta. Ktoś z krzyżem i polską flagą w opisie odpowiada naiwnej julke tekstem w stylu „wy kowidianie nigdy nie odbierzecie nam wolności”. I tym samym moja wyższości wyparowała. Razem z nią wyższość całego środowiska prawicowego nad lewicowym. I co ja mam z tym zrobić? Patrzeć przez palce? Czynić tak samo?
Ucieczka do wolności
Jest jedno pytanie, na które nie mogę znaleźć odpowiedzi - skąd taka postawa się wzięła? Skąd po prawej stronie nagle zamiłowanie do wolności? Przecież prawica narodowa nigdy do tego nie dążyła. Tak, wolność była ważna, ale musiała być realizowana w ramach i na rzecz narodu. A może prawica religijna? Przecież religia jest antytezą wolności, przynajmniej jako wartości samej w sobie. No to może ideowi konserwatyści? Możliwe, że to oni przenoszą zagraniczne, obce naszej kulturze idee republikańskie i podlewają je polskim szlacheckim warcholstwem. Do tego szczypta foliarstwa i cynizmu politycznego i mamy obraz polskiej odnogi szurowskiej międzynarodówki. I nie mogę tego zrzucić na jakiś margines środowiska. To jest mainstream.
Powyżej napisałem jak kpiłem z tego jak juleczki są sterowane ideami z zagranicy. Teraz się okazuje, że sterowanie dotyczy też naszego obozu. Wszyscy „wolnościowcy” teraz klękają przed wyklętym tenisistą, który nie został wpuszczony do innego kraju na turniej zapominając, że jest on w istocie imigrantem zarobkowym, który wprasza się do obcego państwa łamiąc znane mu zasady wizowe. Czym się różni ta sytuacja od tego, co dzieje się na naszej wschodniej granicy? Niczym, ale szuria musi być dokarmiona. Granice są ok do czasu jak nie chcesz wjechać z chorobą zakaźną jako antyszczepowy bojownik. Wtedy granice magicznie znikają. Jak nie Australia, to może Kanada. Tam tirowcy blokują stolicę. Po co? Szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Takiego pojęcia nie mają także szury. Chodzi tylko, żeby było hasło wolności i jakiś protest. To wystarczy „ideowej prawicy”. Natomiast fakt, że Trudeau jest lewicowym politykiem, który ma dużo gorsze rzeczy za uszami nie ma znaczenia. Do tej pory jakoś nie słyszałem specjalnych narzekań na niego. Co Polaka mieszkającego w Europie obchodzi Australia czy Kanada? Nie ma zatem innego wyjaśnienia tego fenomenu niż importowanie obcych ideologii z zagranicy i tańczenie tak jak zagrają zagraniczne grupy interesu, czyli dokładnie jak ma to miejsce w przypadku środowisk lewicowych.
Cukierki od nieznajomego
Szurowski tort musiał zostać zwieńczony wisienką. Była nią magiczna Amantadyna. Połączenie ambrozji, Viagry, M&Msów i fasolki z Dragon Ball’a. Leczy dosłownie wszystko: niepłodności, ciąże, wysypki i wypadające włosy. No i oczywiście nieistniejący kowid. To, że 99,99% lekarzy wskazało na nieskuteczność tego leku dla zastosowania w leczeniu kowid nie ma żadnego znaczenia. Są oni częścią spisku, oczywiście oprócz wyklętego szamana szurów. Ostatniego sprawiedliwego, które ratuje miliony Polaków przed kowidowym holokaustem. Kilka dni temu gruchnęła informacja o tym, że próby medyczne przeprowadzone przez Ministerstwo Zdrowia wykazały, że nie ma żadnej różnicy między Amantadyną a placebo. Szok, kto mógł się spodziewać. Na marginesie, badania wskazały na wyższą śmiertelność pacjentów „leczonych” Amantadyną (sic!!!), ale podkreślono, że to tylko wynik małej próbki. I co? Nic. Szur nie przyjmie faktu do wiadomości. Bo próbka była za mała, bo spisek, bo koncerny blokują, bo to nie były lekkie przypadki. Twierdza obroniona. Należy się 200 zł + VAT za receptę na wolność. Niewiedza to błogosławieństwo. Błogosławieństwo to wolność. Wolność to niewiedza.
Epilog
Jak skończyła się akcja w 1986 r.? Okazało się, że dawka na całe ciało, jaką otrzymał średnio mieszkaniec Polski w wyniku awarii czarnobylskiej była niższa niż w tym czasie dawka promieniowania naturalnego. Faktycznie 1 maja 1986 r. opad promieniotwórczy nie był już groźny dla zdrowia. Nie zarejestrowano wzrostu zachorowań na typową formę raka popromiennego. Ponadto podawanie w Polsce płynu Lugola było zbędne, ponieważ skażenie atmosfery nad Polską radioaktywnym jodem było znacznie poniżej progu zagrożenia. Jednak nie będę oceniał negatywnie działań ówczesnego rządu ani społeczeństwa wobec ostatecznych skutków. Ci ludzie w tamtym okresie nie wiedzieli co może ich spotkać. Działali razem, żeby ustrzec się przed nowym, nieznanym niebezpieczeństwem. Wycisnęli wszystko co dało się zrobić, żeby racjonalnie ochronić naród. Czy obecnie jest podobnie? W żadnym przypadku. Rząd podejmuje działania iluzoryczne, a tylko część narodu odczuwa potrzebę ochrony całości społeczeństwa. I nie jest to prawa strona. Prawa strona pokolorowała włosy na fioletowo i klęka przed nowymi idolami. Czy różne środowiska wykorzystywały niecnie pandemię dla swoich celów? Oczywiście - media, koncerny medyczne, rządy w wielu aspektach albo przesadzały albo kłamały. Nie zmienia to w żadnym stopniu oceny naszych działań (a raczej ich braku) w celu ochrony wspólnoty i narodu. Okazało się bowiem, że nasza strona też ma swoje julki i oskarków. Trochę innych, ale w gruncie rzeczy takich samych. Taki właśnie smutny obraz naszego środowiska idzie w Polskę.
Grzegorz Majchrzak