[UWAGA: pierwszych kilka akapitów pisałem przed agresją – zaznaczone jest to w tekście. Stąd na początku nie wspominam o agresji. Uznałem, że przełomowy moment jakim jest napaść putinowskiej Rosji na Ukrainę warto wytłuścić poprzez pozostawienie wstępu bez zmian]
Historia oczywiście się nie skończyła, jak tego sobie życzył sobie tego Fukuyama. Po trwającej kilka dekad dominacji USA wracamy do czasów, gdy potęg jest wiele, kierują się swoimi interesami, posługują swoim kodem kulturowym i gotowe są do warunkowanych tym określonych działań, aby zabezpieczyć swoje cele.
Oczywiście sytuacja na wschodniej flance Europy jest tego dowodem. Agresywne działania Rosji idą w parze z brakiem niedomówień – Putin i Ławrow wprost stwierdzają co jest ich celem: cofnięcie stosunków Rosja-Zachód do stanu sprzed 1997 roku. Eskalowanie agresji, także w przestrzeni medialnej i informacyjnej, wobec Ukrainy, Polski, krajów bałtyckich i szeregu innych krajów zdaje się przynosić zgoła odwrotne od planowanych skutków. Także w naszym kraju widzimy, że sytuacja polaryzuje się, a opcja „pro-rosyjska” coraz bardziej wyjawia swoje prawdziwe inspiracje i cele, z gruntu dalekie od jakiegokolwiek interesu narodowego i racji stanu.
Wydaje się, że moment pisania tych słów (19 lutego 2022) to dobra okazja do podsumowania pewnych rzeczy i stwierdzenia wprost wniosków, które i tak większość osób wygłasza prywatnie.
- - -
Polska od zawsze była „zaszczepiona” na Rosję. Z krajem tym łączy nas nie żadna „trudna historia”, ale ciągłe pasmo wojen, konfliktów, a od końca XVIII wieku okupacji terenów polskich i międzymorskich przez Rosję, co zawsze wiązało się z takimi czy innymi zbrodniami przeciwko ludności, kulturze, tradycji, religii i językowi. Czy car, czy komisarz – nigdy nie był to nasz brat ani przyjaciel. Warto zwrócić uwagę na ciekawy fakt z historii relacji polsko-rosyjskich: im gorsze stosunki z Moskwą, tym Polska w danym momencie była bardziej suwerenna i niepodległa. Odwracając to stwierdzenie: dobre relacje z Rosją mieliśmy wyłącznie w dobie zaborów i okupacji. W każdym innym wypadku Rosja patrzy na Polskę, jak na przeszkodę i teren ewentualnej ekspansji i agresji.
Nie ma znaczenia czy popieramy NATO jako takie, czy nie. Faktem jest, że suwerenna Polska wybrała dołączenie do tego sojuszu, a skoro Rosja in expresis verbis stwierdza, że chce powrócić do stanu sprzed rozszerzenia Sojuszu, to tym samym bez ogródek rości sobie prawo do decydowania o Polsce, jak w latach 1944-1989 czy 1831-1914. Słowa o konieczności powrotu do granic Imperium z 1914 roku już padły, a jakie tego byłyby implikacje dla Polski i innych państw regionu rozumie każdy.
Załamała się całkowicie narracja zwolenników dogadywania się z Rosją, a żadne powtarzane po tysiąckroć kłamstwa Wielomskich i Piskorskich nie zmienią faktu, że to Rosja dąży do wojny, a nie USA, Ukraina czy Wielka Brytania. Co ciekawe ci rzekomi zwolennicy prawa narodów do samostanowienia uznają w praktyce, że prawo to może mieć jeden zasadniczy organicznik – wolę moskiewskich włodarzy, którym przeciwstawić się w końcu niepodobna.
Nie, z Rosją nie powinniśmy w żaden sposób dążyć do jakichkolwiek nadmiernych relacji ekonomicznych, handlowych czy kulturalnych. Powód jest bardzo prosty – Rosja takie kwestie zawsze wykorzystuje jako elementy nacisku i drenażu kapitału i sfery decyzyjnej danego kraju.
[w tym momencie skończyłem pisać tekst wieczorem 23 lutego, następnego dnia Rosja rozpętała wojnę przeciwko Ukrainie]
Wszelka propaganda pokazująca Rosję jako normalne państwo i potencjalnego partnera rankiem 24 lutego stała się zwykłym ujadaniem kremlowskich psów. Wszelcy komuchoendecy, paleoendecy, konserwatyści spod znaku antifiarza Wielomskiego, konfederaci, kamraci, duginiści i kryptokomuchy – właśnie staliście się wrogami własnego kraju. Lata konsekwentnego popierania wrogiego nam mocarstwa jasno was zlokalizowały na scenie ideologicznej i politycznej, a agresja Rosji wreszcie wykazała jakie były i są inspiracje i powody waszych poglądów i działań. Tak, jesteście agentami Rosji. Nawet jeśli wam nie płacą, co nawet zrozumiałe, bo kundlom się nie płaci a wydaje polecenia, nawet jeśli robicie to na własny rachunek, to beneficjentem jest reżim Putina, więc powtórzę – tak, jesteście agentami, a zdrajcami przy okazji. Skoro bowiem Rosja jasno mówi, że Polska to jej wróg, grozi nam zbrojnie, ziemie odzyskanie w 1945 roku nazywa „odwiecznie niemieckimi”, chce likwidacji państwowości polskiej, to na inne miano nie zasługujecie.
Stanowcza reakcja zachodu i NATO, przerzucenie do Polski szeregu jednostek, zwłaszcza lotnictwa i systemów przeciwlotniczych stawia nas w obliczu rewizji przynajmniej części dotychczasowych opinii o sojuszu. Biorąc pod uwagę casus Gruzji i Ukrainy okazuje się, że obecnie po prostu lepiej dla nas być w NATO niż nie. Przez ostatnie 33 lata nie zrobiliśmy właściwie nic w celu budowania lokalnego sojuszu wojskowo-politycznego, więc na obecną chwilę, gdy Historia przyspieszyła w sposób niezwykły, opierać musimy się na twardych faktach, a nie myśleniu o tym, co możemy (lub i nie) zrealizować za 15 czy 20 lat. Tu i teraz stawia wymóg faktycznego realizmu politycznego, a nie tego spod znaku ruskiego onuca, który cieszy się z bombardowania ludności cywilnej i napaści Rosji na Ukrainę.
Co ciekawe, dostawy sprzętu dla Ukrainy z Polski, krajów bałtyckich, Wielkiej Brytanii, USA, Kanady wskazują jednoznacznie, że sojusz ten jest jednak całkiem solidny, i potrafi wesprzeć nawet ten kraj, który nie jest w jego strukturach.
Wszelkie koncepcje pseudo-geopolityczne opierające się na założeniu, że z Rosją można się dogadać, handlować i żyć w spokoju legły w gruzach. Wręcz przeciwnie, jak najszybsza dywersyfikacja dostaw surowców energetycznych jest dla nas warunkiem sine qua non. O ile jeszcze kilka tygodni temu było to omawiane tylko przez niektórych analityków, na zasadzie „co by było gdyby”, tak teraz temat ten stanął na agendzie całej europejskiej polityki.
Niezmiennie od znaczenia sojuszu NATO celem długofalowym dla Polski jest stworzenie omawianego i postulowanego od dawna przez nas Międzymorza. Jak najszerszy sojusz państw Europy Wschodniej to najlepsza metoda na postawienie twardej zapory przed rosyjskim imperializmem, który nie tylko chce kontrolować dane państwa, ale otwarcie rozpętuje wojnę, aby jedno z nich (póki co jedno) zniszczyć, a jego naród poddać ludobójczej praktyce, która nigdy nie opuściła kremlowskich włodarzy.
Nie tworzone naprędce mechanizmy i doraźna pomoc, choć obecnie ważne, ale stały, dobrze funkcjonujący sojusz może być dla nas największym gwarantem bezpieczeństwa, suwerenności i niezawisłości. To co odstraszyć może Rosję to twarda siła militarna, solidarność i pewność, że w razie agresji za zaatakowanym państwem automatycznie wystąpią jego sojusznicy. Nie bez powodu kolejne uderzenia i groźby Rosja kieruje na państwa nienależące do żadnych sojuszy. Już dawno temu powtarzał raz po raz śp. prof. Wieczorkiewicz – z Rosją należy rozmawiać wyłącznie twardo, bez kompleksów i przymilania się, bez koncyliacyjności i fraternizacji. Rosję ex definitione należy traktować jako wroga, nie tylko na poziomie politycznym i wojskowym, lecz także ekonomicznym, religijnym, kulturalnym i ideowym.
Jedynym wyjściem dla nas, aby z jednej strony zabezpieczyć się przed inwazją rosyjską, a z drugiej przed krętactwem, hipokryzją i zdradą zachodu, to regionalnie zadbać o bezpieczeństwo. Nie musi to wszakże wykluczać uczestnictwa w NATO, ale tworzyć musi zwiększenie dla nas możliwości manewru w wypadku sytuacji, jak obecna.
Tu też uwidacznia się kompletne bankructwo pacyfizmu i demilitaryzacji spod znaku wrogów państwa jak antifa, minister Środa, część parlamentarzystów, gazeta wyborcza czy portal natemat. Od dawna słyszeliśmy z ust tych polskojęzycznych środowisk ataki na Wojsko Polskie, na wydatki obronne, na inwestycje w wojskowość. Teraz ci sami ludzie o zgrozo krzyczą o stawianiu oporu Rosji. Oporu nie stawia się rzewnymi artykułami na waszych portalach, znajdujących się na niemieckich serwerach, ale czołgami, dronami i rakietami. Inwestycje w armię to dla nas, państwa położonego w takim a nie innym miejscu Europy, absolutna konieczność. Nie tylko zresztą chodzi o zakup nowoczesnego sprzętu czy możliwości samodzielnego lub kooperacyjnego wytwarzania go. Chodzi o całościową modernizację armii i jej instytucji. Poczynając od wymiecenia wszelkich leserów i trepów, którzy tylko wymieniają się papierkami i tworzą zawiłe przepisy, dzięki którym tak ciężko wprowadzić jakiekolwiek nowe rodzaje wyposażenia, przez zatrudnienie możliwie dużej liczby dobrze opłacanych specjalistów, kończąc na przygotowaniu Wojska Polskiego do kompleksowej wojny informacyjnej, zwalczania dywersantów, wrogiej propagandy, przeciwdziałania elektronicznego etc.
A jeśli już przy dywersantach jesteśmy to najwyższa pora usunąć z przestrzeni publicznej wszystko, co do tej pory bezkarnie popierało Rosję i jej propagandę, także wtedy gdy atakowała Polskę. Wszelcy duginiści, katechoniści, pseudodziennikarze, niespełnieni działacze związkowi bez jednego dnia działalności w jakimkolwiek związku zawodowym, neoendecy, neokomuniści, odpady ze środowisk narodowych, ludzie, którzy pamięć o Wołyniu wykorzystują do szerzenia nienawiści wobec Ukrainy – jesteście zwykłym ścierwem moralnym, intelektualnym i narodowym. Nie ma i nie będzie symetrii między zdrowymi poglądami narodowymi a waszym prokremlowskim lokajstwem. Dalej powołujcie się na Dugina, dalej przeklejajcie od swoich moskiewskich panów linki i fake newsy, dalej kłamcie, że to Ukraina napadła na Rosję. Poza skończonymi debilami i zdrajcami nikt już wam nie wierzy.
Nie wiem jak potoczy się dalej sytuacja na wschodzie, ale póki co wygląda na to, że rosyjscy terroryści srodze się przeliczyli. Nie tylko armia ukraińska użyźniła swą ziemię krwią kilku tysięcy rosyjskich terrorystów, ale i reakcja zachodu każe sądzić, że ekonomiczne i finansowe problemy Rosji przebiją to, co działo się w latach 90-tych tam. I bardzo dobrze. Rosja, a także sami Rosjanie muszą zrozumieć jedno – nie macie żadnego prawa napadać na wolne narody, wasze rzekome imperium, dawno rozwiane przez karty historii, było tak naprawdę największym więzieniem i salą tortur w historii świata. Tuż przed napaścią pojawiło się info, że wojnę popiera nawet 70% Rosjan. Teraz te 70% popierających bombardowanie domów dziecka i sierocińców czy rozstrzeliwanie na ulicy całych rodzin doświadczy wielu problemów. Oczywiście to nie jest wystarczająca kara za dotychczasowe ludobójstwo Rosji na ziemi ukraińskiej, ale przeciętny Iwan czy Serioża może w końcu zrozumieją, że kłamstwa sączące się z państwowych przekaźników medialnych są zwykłym ściekiem. Mam świadomość, że część Rosjan sprzeciwia się wojnie, ale czemu demonstracje tam pojawiły się dopiero po agresji? Czyżby Rosjanie uznali, że tym razem sankcje solidnie dadzą im po kieszeni i trzeba pokazać zachodowi, że i w Rosji jest ruch antywojenny? Być może to zbyt daleko idąca opinia, ale wspomniane wskaźniki poparcia Rosjan dla wojny i agresji sprzed 24 lutego każą sceptycznie podchodzić do wielu rzeczy, jakie widzimy w transmisjach z miast Rosji. Dane poparcia rządu Rosji po rozpoczęciu agresji 24 lutego (wedle opozycyjnej Lawedy na poziomie 70%) również nie napawają optymizmem, choć to badania sprzed ekonomicznych sankcji i pierwszych ich skutków.
Słyszeliśmy już tyle razy, że z tak silną Rosją nie możemy rywalizować, musimy się podporządkować, słuchać jej i nie przeszkadzać w odbudowie imperium. Ta Rosja okazuje się jednak nie być w stanie specjalnie łatwo pokonać słabej Ukrainy, ponosi ogromne straty a morale wyglądają na gorzej niż złe. I Polska, która nolens volens jest członkiem i NATO i UE ma się bać takiej Rosji? Ulegać jej? Ci sami co mówią o „wielkiej Polsce”, potrafią jednocześnie postulować wprost lub w zakamuflowany sposób fanatyczny serwilizm wobec moskiewskiej dyktatury.
Agresja Rosji na wolną Ukrainę i Europę postawiła nacjonalistów wobec określonych wyborów. Chciałoby się rzec: „a nie mówiliśmy?”. Szturm konsekwentnie od samego początku stał na stanowisku uznania Ukraińców za przyjaciół, braci i przyszłych sojuszników, a Rosję pod rządami Putina za kraj agresywny, wrogi i imperialny. I mieliśmy rację, w całej rozciągłości. Nie czas jednak na chełpienie się tym ale na konkretne wnioski. Nie tylko musimy skonstatować wspólne cele, interesy i położenie naszego państwa i ukraińskiego, ale zrozumieć, że silna armia, sojusz międzymorski i gotowe do poświęcenia społeczeństwo to dla nas jedyna droga do zachowania suwerenności i wolności.
Mam szczerą nadzieję, że Ukraina ostatecznie zwycięży agresora i odzyska wszystkie swoje ziemie, włącznie z Krymem i Donbasem oraz Ługańskiem. Jakkolwiek ci, którzy nie wierzyli w wojnę, w tym piszący te słowa, przeliczyli się, to niewątpliwie Rosja i na krótką metę i na dłuższą poniesie ogromne straty, tak wojskowe i ludzkie, jak i ekonomiczne, społeczne, polityczne i międzynarodowe.
Zwycięstwo będzie po naszej stronie. Sława Ukrainie!
Grzegorz Ćwik