Grzegorz Ćwik - Ostatnie pokolenie buntu

W kultowym filmie „Hubal” w jednej z najbardziej znanych scen z tego dzieła tytułowy major, po tym jak odczytuje żołnierzom rozkaz generała Kleeberga o kapitulacji, rzuca sławetne „A więc w całej Polsce tylko my!”. Niestety dziś ta scena ma swoistą, jakże aktualną wymowę. Pośród nawały liberalizmu i nowej lewicy, pośród zdrady i zaprzaństwa prawicy, pośród sprzedawczyków i tych, którzy tylko chcą się ustawić i nachapać, my nacjonaliści spod sztandaru narodowego radykalizmu możemy powiedzieć to samo – w całej Polsce tylko my.

 

Co gorsze, obserwacja dynamiki zmian zachodniego świata każą sądzić, że Spengler miał rację i wszelkie imperia po okresie rozkwitu popadają w regres, upadek, dekadencję i wreszcie obumierają, by zrobić miejsce nowej sile. Świadomość tego sprawia, że być może jako pierwsze pokolenie w historii mamy szansę odwrócić, przynajmniej częściowo, ten proces.

 

Jako pierwsze pokolenie – i jednocześnie jako ostatnie pokolenie buntu. Stoją za nami liczne szeregi tych, którzy bili się za nasz kraj i ziemię. Żołnierze, bojownicy, Legioniści, powstańcy, rebelianci, konspiratorzy. Stoją za nami ci, którzy zwyciężali, ci którzy przegrywali, ci którzy w czasie beznadziei dbali o święty ogień idei, aby nie zgasł do reszty. I cóż, po to było to wszystko, aby teraz Polskę zdmuchnęła fala ignorantów modlących się do świętej unii europejskiej, religii prawoczłowieczej i chcących zamienić brudnego, głupiego i rasistowskiego Polaka na wymarzonego imigranta, który oczywiście ubogaci kulturowo nasz kraj? Biorąc pod uwagę i długość naszej historii i jej zwyżkowe momenty, to koniec taki jawi się cokolwiek jako żenujący i nieadekwatny.

 

Ale przecież walczymy! Cały czas istnieje Polska, z grubsza jednolita narodowo i etnicznie. Tyle dobrze, że w swej skrytej polityce popierającej masową migrację do Polski PiS postawił raczej na Ukrainę czy Białoruś, a w dużo mniejszym stopniu Pakistan czy Bangladesz. Jakkolwiek szybko odrabiamy dystans do degrengolady Europy zachodniej, to nie zmienia faktu, że jeszcze sporo nam brakuje i pokłady typowo ludowego zdrowego rozsądku, zwłaszcza na prowincji, są spore. Do tego rządzi partia, która w optyce Dukaja z książki „Lód” jest typowym „zamrażaczem” sytuacji, który daje nadzieję, że czasu jest troszkę więcej, niż w innej sytuacji.

 

Wszystko to jednak nie zmienia jednego, podstawowego faktu – jesteśmy ostatnią linią obrony. Nie tylko i nie tyle w znaczeniu takim, że za nami już nikt więcej nie podejmie się obrony starego świata, ale przede wszystkim w tym, że jeśli my nie zmienimy sytuacji, to po nas już nie będzie takiej możliwości. Mamy w większości przeciętnie 20-30 kilka lat, to znaczy, że przed nami przeciętnie około pół wieku życia. Jeśli nie zrobimy nic, by ograniczyć zgubny wpływ lewicy i liberałów na nasz Naród i całą Europę, to przy tej dynamice, można spokojnie przyjąć, że za pół wieku Polski nie będzie, albo stanowić będzie całkowitą wydmuszkę, pozbawioną swej kultury, etniczności i tradycji. Dotyczyć to będzie zresztą każdej europejskiej nacji. Samo oczekiwanie na upadek USA i przez niektórych spodziewany tym samym upadek antyludzkich ideologii jest raczej bezsensowny, przecież łatwo sobie można wyobrazić, że nowelewicowe i kapitalistyczne prądy będą dalej współistniały, mimo zmiany biegunów geopolitycznych. Nie ma też co liczyć na to, że Chiny czy jakakolwiek inna potęga będą je specjalnie jakoś zwalczać, skoro już teraz rząd pekiński finansuje ruch Black Lives Matter.

 

Jesteśmy ostatnim pokoleniem buntu. Jeszcze 20 lat temu nasza rzeczywistość była pełna subkultur i to nie zaćpanych i śmierdzących hippisów, ale skinów, punków, hiphopowców etc. To z definicji były ruchy antysystemowe i do tego obecne na ulicach, osiedlach i zgnębionych zbrodniami Balcerowicza blokowiskach. Nie ufano wówczas z definicji politykom, policji, mediom i gadającym głowom z telewizji. Do tego zdroworozsądkowość była w cenie, stąd ruchy lgbt, feministyczne i inne antycywilizacyjne ruchawki były ograniczone do autentycznego marginesu, o którym się nie słyszy i nie mówi.

 

Wraz z wstąpieniem do Unii i całym procesem „integracji” sporo się niestety zmieniło a kolejnym władzom udało się wykreować mit Unii, który Polacy, spragnieni dobrobytu i stabilizacji, łyknęli z łatwością doprawdy zadziwiającą. I tak bunt z wolna, lecz sukcesywnie i konsekwentnie zamienił się w materializm, idiokrację i kompletne wypłukanie z intelektualizmu. Efektem tego jest książkowe „społeczeństwo spektaklu”, gdzie liczą się udawane emocje, reżyserowane scenki dla ludu i sztuczne emocje, a rzeczywiste interesy załatwiane są z daleka od wzroku publiczności.

 

Jesteśmy ostatnim pokoleniem buntu. Ostatnim pokoleniem, która w ogóle wie i pamięta co to jest bunt oraz to, że w ogóle można się buntować. Jesteśmy ostatnim pokoleniem, które rozumie w jak głębokim syfie tkwimy i jak bardzo potrzebny jest opór przeciwko temu. W sercach i duszach niesiemy obraz normalności, do którego dążymy i o który walczymy. Następne pokolenia będą już całkiem przeżarte hedonizmem i wykolejeniem, które reprezentują choćby Mata i Young Leosia. To my, dzieciaki wychowane w brudnych latach 90-tych, dzieciaki pamiętające „reformy” Balcerowicza, dzieciaki słuchające oldschoolowego hiphopu, punka, racu i metalu – my jesteśmy ostatnią linią zapory i pokoleniem, które rozumie kim jest, skąd pochodzi i jakie ma przed sobą cele.

 

Tak, w całej Polsce tylko my. W całej może Europie tylko my, garstka idealistów, rebeliantów, aktywistów. Wiemy, że prawica i jej polityczne emanacje nas zdradzą, tak samo dobrze wiemy, że lewica i liberałowie przeżarci są rakiem autodestrukcji, na który nie ma lekarstwa. To co oni nazywają radykalizmem, ekstremizmem jest w gruncie rzeczy tęsknotą za powrotem normalności i tego co czyste i zdrowe. Nawet jeśli nie doświadczyliśmy tego za bardzo, to podskórnie czujemy czym ta normalność powinna być i tym silniejszy jest nasz bunt i nasza niezgoda na panujące status quo.

 

Nie możemy pozwolić by ten ogień w naszych sercach zgasł, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę jak liczne pokolenia stoją za nami, jak również przed nami, aby zastąpić nas w dziejowym procesie rozwoju Narodu. Poddać się teraz to pozwolić ostatecznie na zniszczenie Narodu i całego, ponad tysiącletniego dorobku naszych Przodków. Niejednokrotnie już w historii garstka zapaleńców potrafiła odmienić świat i zmienić losy swego Narodu – żeby wspomnieć tylko Strzelców w 1914 roku, żołnierzy Garibaldiego czy rewolucjonistów Castro.

 

Dlatego też naszym obowiązkiem jest walczyć, wierzyć i nie kalkulować zbytnio, jeśli idzie o szanse na zwycięstwo. Nie wiemy co przyniesie przyszłość, a nasza opinia co do perspektyw może być z gruntu nieprawdziwa, a przez to szkodliwa. To, że komuś z nas będzie się wydawać, że to co robimy pozbawione jest szans na sukces, nie znaczy, że tak jest, ale że ktoś ma po prostu takie subiektywne zdanie. Jesteśmy tylko jednym z kolejnych elementów dziejowego procesu trwania i rozwoju naszego Narodu. Niezależnie od wahań i wątpliwości naszym zadaniem jest trwać i walczyć.

 

Musimy zrobić wszystko, wszelkimi sensownymi metodami, aby choć trochę wlać normalności do panującego porządku. Trwający kryzys i z wolna kompromitujący się anarchiści, liberałowie i kosmopolici być może nieświadomie stwarzają nam szerokie pole do działania i odzyskania utraconych pozycji. Tej szansy już naprawdę nie możemy stracić.

 

- - -

 

Ostatnie pokolenie buntu. Jeszcze niedawno to mogło brzmieć jak ładne, pompatyczne hasło propagandowe, dziś jest smutną i surową prawdą. Jeśli nie my, to nikt. Jeśli my, to cała przyszłość przed nami i Narodem. Być może nawet nie przypuszczamy jak ogromna jest stawka i ile możemy wygrać, a ile przegrać. Dlatego też porzućmy wątpliwości, rozterki, momenty słabości i zrywajmy się śmiało Szturmem w Historię.

 

Ostatnie pokolenie buntu to właśnie my.

 

 

 

Grzegorz Ćwik