Ład polityczny, który znamy odchodzi powoli w niebyt. Tak jak 30 lat temu nastąpił przełom związany z upadkiem Związku Sowieckiego, tak i teraz jesteśmy świadkami globalnego przewartościowania i przemodelowania układu sił. Z polskiego i środkowoeuropejskiego punktu widzenia ma to o tyle znaczenie, że kończy się era niepodważalnej potęgi Stanów Zjednoczonych jako mocarstwa światowego numer jeden. Z jednej strony powoli tracące swe siły Stany Zjednoczone a z drugiej strony aspirujące do miana światowych mocarstw nowe potęgi każą nam sądzić, że najbliższe lata i dekady będą czasem głębokich przemian geopolitycznych.
Ma to dla nas o tyle ogromne znaczenie, że od 30 lat polityka nasza jest polityką jednowektorową i ukierunkowaną na pełną integrację i bezwarunkowy sojusz z Waszyngtonem. Wszelkie znaki na niebie i ziemi każą sądzić, że sytuacja jaka miała miejsce po roku 1989, to jest absolutna i niepodważalna dominacja USA kończy się. Forma i okoliczności wycofania się Ameryki z Afganistanu stanowią pierwszy, ale z pewnością nie ostatni objaw tego procesu.
Z jednej strony postępujący upadek Stanów Zjednoczonych a z drugiej rosnąca z roku na rok potęga Chin jak również i innych państw świata, zmuszają nas do postawienia fundamentalnych pytań co do kierunków i wektorów polskiej polityki międzynarodowej.
Jakkolwiek na polskiej scenie politycznej panuje swoisty i niespotykany konsensus co do amerykańskiej orientacji naszego państwa, to jednak nie ma najmniejszej wątpliwości, że w kontekście coraz szybszych i dynamiczniejszych przemian Polska również musi zweryfikować swoje założenia polityki i strategii międzynarodowej.
Jeden biegun, dwa bieguny, wiele biegunów
Najważniejszą cechą światowej polityki po roku 1991 była jej jednowymiarowość, to jest przemiana wcześniejszego konfliktu zimnowojennego w nową rzeczywistość, gdzie jedynym mocarstwem światowym pozostawały Stany Zjednoczone.
Na płaszczyźnie politycznej, wojskowej, gospodarczej i kulturowej to właśnie to państwo przez ostatnie trzy dekady narzucało całemu światu swoją wizję oraz podporządkowało planetę swoim interesom.
Liberałowie z Fukuyamą na czele uznali to wręcz za swoisty koniec historii i koniec polityki czyli świat, w którym cała rywalizacja zostaje zastąpiona ostatecznym zwycięstwem wartości liberalnych i skrajnie indywidualistycznych, a człowiek w myśl tej zasady przekształcony zostaje przede wszystkim w konsumenta.
Gdy upadł Związek Sowiecki okazało się, że nie ma ani jednej potęgi, która byłaby w stanie jak równy z równym rywalizować z Waszyngtonem. Doprowadziło to do sytuacji gdzie cała światowa polityka zorientowała się według jednego wektora - wektora amerykańskiego.
Paradoksalnie z tego punktu widzenia polityka Polska charakteryzująca się całkowitym oddaniem idei sojuszu za Stanami Zjednoczonymi była w tym kontekście zasadniczo logiczna. Skoro bowiem Stany Zjednoczone były jedynym mocarstwem światowym, teoretycznie przynajmniej lepiej było dla nas być ich sojusznikiem, zwłaszcza w kontekście sąsiedztwa Rosji.
Nic jednak nie trwa wiecznie. Kryzys roku 2008 był w gruncie rzeczy pierwszy momentem wykazującym strukturalne i aksjologiczne problemy Stanów Zjednoczonych, które nakazywały sądzić że w tej czy innej perspektywy czasowej okres ich światowego przywództwa jest policzony.
Wbrew pozorom ostatnie wycofanie się USA z Afganistanu oraz trwające od zeszłego roku zamieszki pod szyldem Black Lives Matter są ze sobą ściśle powiązane. Ewakuacja Stanów Zjednoczonych z Afganistanu bowiem to widoczny już dla każdego objaw upadku amerykańskiej hegemonii na świecie
Black Lives Matter poza oczywistymi powodami i uwarunkowaniami ideologicznymi wynika także z określonych i bardzo poważnych problemów Stanów Zjednoczonych w kontekście sytuacji wewnętrznej tego państwa. Ogromne różnice płacowe i majątkowe, gigantyczne wprost rozwarstwienie społeczne, brak wzrostu płac od kilkunastu lat, brak dostępu do takich usług społecznych jak służba zdrowia czy urlop wypoczynkowy czy wreszcie cały czas rosnąca ilość godzin pracy, jakie Amerykanie spędzają każdego tygodnia - wszystko to powoduje, że Stany Zjednoczone coraz bardziej odstają od faktycznie bogatych państw tego świata. Co ważniejsze jednak sytuacja taka osłabia same Stany Zjednoczone jak i tworzy grunt pod bardzo poważne bunty i zaburzenia społeczne. Spokojnie można przyjąć, że dotychczasowe protesty spod znaku BLM to najprawdopodobniej dopiero wstęp do faktycznie rewolucyjnych sytuacji, jakie będziemy obserwować na amerykańskich ulicach nadchodzących latach i dekadach.
Chiny
Poza samym upadkiem Stanów Zjednoczonych obserwujemy wzrost innych potęgi geopolitycznych, a w szczególności Chin o których wspomnieć trzeba jako, że to chyba jedyne obecnie mocarstwo które świadomie konsekwentnie dąży do statusu mocarstwa światowego. Rywalizacja amerykańsko-chińska już od kilku lat jest osią wokół, której ułożona jest narracja całej polityki międzynarodowej w skali świata. Wynika to nie tylko z upadku Stanów Zjednoczonych i regresu ich możliwości ekonomicznych i militarnych, ale przede wszystkim z ogromnego skoku cywilizacyjnego jakie wykonały Chiny na przestrzeni ostatnich 100 lat.
Niewątpliwie skok cywilizacyjny jaki wykonały Chiny od połowy zeszłego wieku jest autentycznym fenomenem, ale także i wzorem dla nas jako nacjonalistów. Szybkość rozwoju ekonomicznego, geopolitycznego, kulturowego czy technologicznego oraz tempo w jakim Chiny odrabiają dystans jaki dzieli je do Stanów Zjednoczonych jednoznacznie wskazuje, że rację mają ci którzy twierdzą, że w ciągu 10 do 20 lat to Chiny staną się pierwszym mocarstwem świata.
Już teraz widać, że Chiny odepchnęły Stany Zjednoczone od swoich wybrzeży i coraz częściej uważa się, że kraje jak Tajwan czy Korea Południowa wkrótce staną się częścią chińskiej strefy wpływów.
Potencjał demograficzny, ekonomiczny, surowcowy jak również diametralnie inna od liberalnej kultura polityczna i strategiczna stanowią argumenty nie do przecenienia.
Już teraz widzimy, że pod względem wpływów i możliwości realizacji swoich interesów w Unii Europejskiej Chiny krok po kroku wygryzają Stany Zjednoczone, które zresztą bardzo chętnie pozwalają im na to. Mam na myśli tutaj ustępowanie przed Rosją, co widzimy w działaniach Stanów Zjednoczonych od dłuższego czasu a przecież jest to w gruncie rzeczy ustępowanie przed wrogami, gdyż Chiny i Rosja są państwami sojuszniczym i to nie w układzie partnerskim, a w układzie gdzie Rosja jest junior partnerem wobec dużo potężniejszego Pekinu.
W ostateczności to Chiny w ciągu kilku dekad zaczną nadawać główny kierunek rozwoju światowych trendów w tym najprawdopodobniej także tych ideologicznych i filozoficznych. To szansa ale także zagrożenie dla nas. Szansa bo stanowi to realną możliwość walki i ostatecznego wyrugowania wpływów liberalnych i kapitalistycznych. Zagrożenie gdyż oczywiście Chiny posługują się interesem narodowym i świętą racją stanu swojego państwa, która prędzej czy później wejdzie w kolizję z interesami państw narodowych z obszaru Unii Europejskiej i ogólnie rozumianego zachodu.
Co na to Stany Zjednoczone to pytanie oczywiście szerokie, a że do osiągnięcia optimum siły Pekinu jeszcze daleka droga (ok.20 lat) to ciężko coś pewnego przypuszczać i analizować, jednak z pewnością przyjąć trzeba że Stany Zjednoczone nie oddadzą fotela światowego lidera bez walki. I nie mowię tu o walce militarnej (choć i ta nie jest wykluczona), ale przede wszystkim ekonomicznej, kulturowej, informacyjnej czy geopolitycznej.
Najwyraźniej to rację miał Spengler i wielkie imperia po okresie wspaniałego rozkwitu popadają w stagnację i ostateczny upadek. Stąd jak się wydaje ostateczne zwycięstwo Chin wobec Stanów Zjednoczonych jest raczej pewne, pytanie jakie pozostaje niewiadome to kwestia tego jak ostatecznie wyklaruje się rola Stanów Zjednoczonych. Nie ma Jednak wątpliwości, że w naszym regionie już teraz widzimy pierwsze symptomy wycofywania się Stanów Zjednoczonych w rywalizacji z Rosją. Oczywiście w świadomości polityków Waszyngtonu jest pełne zrozumienie, że nie są w stanie jednocześnie rywalizować zarówno z Chinami jak i Rosją, co więcej tą ostatnią będą starali się na wszystkie sposoby przeciągnąć bliżej swojego punktu widzenia a kartą przetargową może być właśnie brak zaangażowania w Europie Wschodniej.
Rosja
Przy Rosji również należy się zatrzymać na chwilę. Oczywiście temat to równie rozległy jak Chiny, jednak nas interesuje przede wszystkim w kontekście perspektyw geopolitycznych i strategicznych.
Wbrew twierdzeniom liberałów Rosja ani nie słabnie w rozumieniu trwałości obecnego reżimu ani nie przechyla się specjalnie ku liberalnym reformom i przemianom.
Obecny system, którego źródłem jest wybór prezydenta Putina w roku 1999, abstrahując od opinii o samym Putinie, zdecydowanie skuteczniej broni rosyjskie racji stanu i interesów rosyjski klasy politycznej niż Jelcyn i jego ekipa.
Interesującą analizę potencjału Rosji przedstawia Marek Budzisz swojej ostatniej książce „Kultura strategiczna Rosji”. Otóż oblicza on punktowo potęgę geopolityczną Moskwy i porównując ze Stanami Zjednoczonymi i państwami Europy Zachodniej pokazuje, że bez względu na wybraną metodę Rosja od roku 1999 zyskuje od kilku do kilkudziesięciu procent, tymczasem cały zachód jako taki słabnie, staje się coraz mniej skuteczny w stawianiu tamy rosyjskim działaniom, zwłaszcza w Europie Wschodniej.
Sama Rosja zaś widząc nieskuteczność prób przekonania zachodu o uznaniu rosyjskich strefy wpływów odrzuciła de facto politykę integracji i współpracy na rzecz działań bardziej siłowych, jednostronnych ale w rozumieniu Moskwy skuteczniejszych. Objawia się to zarówno na Kaukazie vide wojna ormiańska azerska, jak i w przypadku Białorusi czy na Bliskim Wschodzie (rosyjska interwencja w Syrii).
Nie ma co ukrywać, że wszelkie rojenia endokomunistów, moskalofili i innych wybryków natury co do pokojowych zamiarów Moskwy i możliwości partnerskiej współpracy z Rosją uznać trzeba za całkowite mrzonki.
Cele rosyjskiej polityki zagranicznej jak i ogólne uwarunkowania kultury geopolitycznej w tym kraju jednoznacznie wskazują, że Rosja kraje takie jak Polska, Ukraina czy kraje bałtyckie traktuje i traktować będzie jako strefy swoich wpływów.
Jakkolwiek Rosja cały czas nie jest samodzielna technologicznie, to jednak jej potencjał militarny w połączeniu z faktem, iż cały czas posiada ogromny arsenał nuklearny, zwłaszcza ten taktyczny każe postrzegać przyszłość relacji naszych krajów naszego regionu z Moskwą jako wysoce problematyczne.
Ponadto Rosja, naciskana jednak przez rosnące w siłę Chiny, będzie szukać dróg porozumienia z Europą Zachodnią. Już teraz jej wyjście na Bliski Wschód (interwencja w Syrii) dała Moskwie spore możliwości wpływania na Europę i jej kraje.
W samej polityce Moskwy Polska niezmiennie jawi się jako kraj wrogi, jednak to nie Warszawa będzie najprawdopodobniej kierunkiem ekspansji i działań o charakterze agresywnym ze strony Rosji, zakładając oczywiście że do takich działań dojdzie.
Podstawowe regionem, który najprawdopodobniej będzie kierunkiem bardzo asertywnej i aktywnej polityki Moskwy to obszar kraju bałtyckich. Ogromna przewaga militarna w sprzęcie i jednostkach jaka jest po stronie Rosji stawia przed Polską określone wyzwania i pytania. Przede wszystkim: czy Polska powinna zrealizować i czy zrealizuje swoje sojusznicze zobowiązania i rozpocznie uderzenie na obwód kaliningradzki, gdzie z kolei już teraz mamy lekką przewagę w sprzęcie a po zakupie Abramsów i modernizacji Wojska Polskiego przewaga ta będzie jeszcze wyższa.
Niewątpliwie aspektem, który w niemałym stopniu kształtuje naszą rzeczywistość polityczną jest prowadzona przez Rosję, jak również Białoruś będącą pod jej wpływem, wojna informacyjna. Szerzej o niej pisał swego czasu Leszek Sykulski w swojej bardzo dobrej i syntetycznej pozycji na ten temat. Tak więc wszelkich zainteresowanych odsyłam do tego Autora a tu stwierdzić trzeba przede wszystkim, że Rosja prowadzi konsekwentną i systematyczną wojnę na poziomie noosfery, czyli poziomie poglądów, idei i ideologii, gdzie liczy się tak samo jak zdolność bojowa jednostek wojskowych, morale ludzkie, przekonania i poglądy.
Kwestia agenturalności określonych środowisk i wpływu na życie polityczne, poglądy i zachowania Polaków to oczywiście sprawa dalej otwarta, ale nie ma wątpliwości, że charakter rosyjskich działań jest tutaj wrogi polskiej racji stanu.
Inne wektory
Oczywiście poza Rosją i Chinami jak również upadającymi powoli Stanami Zjednoczonymi jest wiele innych państw i obszarów, które powoli się emancypują. Indie, Brazylia czy Argentyna to niektóre tylko z przykładów tego typu regionów. Oczywiście dla nas mogą wydawać się peryferyjne, jednak w dobie globalizmu nawet tak odległe kraje czy nawet kontynenty stanowić mogą integralny element naszej geopolityki i próby nadanie jej wielowektorowości.
Kluczowe znaczenie dla całego rebusu pod tytułem polska geopolityka i strategia będzie miała Unia Europejska i jej przyszłość. Niewątpliwie organizacja ta przeżywa od kilku, a może i kilkunastu lat permanentny kryzys związany z brakiem decyzyjności i wypadnięciem w ogromnym biurokratyzm i ciągnące się wieloletnie procedury, które skutecznie uniemożliwiają tak dynamiczną politykę jak chociażby w wypadku Chin. Szeregowy przykład to chociażby kwestia technologii informacyjnych jak 5g, gdzie Chiny zalewają powoli Europę swoimi produktami a Unia Europejska nie jest w stanie ustalić jakichkolwiek standardów i norm prawnych w tym kontekście.
Oczywiście przedwcześnie jest mówić o całkowitym upadku Unii Europejskiej i w obliczu powolnego wycofywania się Stanów Unia może skonsolidować się i pod tym czy innym przywództwem, najprawdopodobniej oczywiście niemieckim, stać się może znów aktywnym i kreatywnym elementem polityki międzynarodowej
Co robić?
Zasadnicze pytanie jakie stoi przed Polską, ale także innymi krajami naszego regionu to jak prowadzić politykę, jakie nadać jej kierunki strategiczne w kontekście dynamicznie zmieniającej się sytuacji.
To pytanie oczywiście zahacza o naszą rację stanu i to co przez nią rozumiemy a więc zachowanie Niepodległości, także w kontekście a może przede wszystkim rozwoju internacjonalistycznych i kosmopolitycznych idei jak liberalizm, kapitalizm, idee nowolewicowe.
Zacząć właściwie należałoby od przypomnienia cytatu z Marszałka Piłsudskiego który wypowiedział ongiś znane dzisiaj słowa: „Polska będzie wielka albo nie będzie jej wcale”. Myśl ta jest cały czas aktualna i wyraża nie żaden imperializm czy rewizjonizm oznaczający roszczenia terytorialne wobec naszych sąsiadów a świadomość, że między Wschodem a zachodem to jest między Rosją a obecnie Unię Europejską nie ma miejsca na słabe i trawione chorobą liberalizmu państwa. Być wielkim to w tym wypadku przede wszystkim być niepodległym, suwerennym i niezawisłym.
Już w tekście „Nacjonalizm Jagielloński” pisałem, że podstawą obecnego położenia Polski jest konieczność zrozumienia że przy obecnym terytorium, ludności, możliwościach ekonomiczno-technologicznych Polska w tym rozumieniu myśli Marszałka wielka być nie może po prostu - nie ma na to potencjału i możliwości. To samo dotyczy zresztą innych państw naszego regionu, które wcześniej wchodziły w skład Rzeczypospolitej Obojga Narodów - mowa oczywiście o Litwie, Ukrainie czy Białorusi. W pojedynkę tak teraz jak i w przewidywalny przyszłości skazani jesteśmy po kolei na porażkę w walce z międzynarodowym kapitałem, tradycyjnymi imperializmami ze wschodu i zachodu oraz nowo lewicowymi bredniami.
Recepta na tą sytuację jest prosta i w Szturmie propagujemy ją już od wielu lat. To oczywiście sojusz Międzymorza, którego twardym kośćcem powinien być Związek Polski, Ukrainy i Białorusi. Już te trzy kraje mają potencjał demograficzne powyżej 100 milionów obywateli oraz terytorium powyżej miliona kilometrów kwadratowych. Także wspólne działanie wobec chociażby międzynarodowych korporacji i wielkiego kapitału w grupie z definicji będzie skuteczniejsze niż w pojedynkę.
Co więcej o ile do tej pory mogliśmy liczyć na taką czy inną pomoc Stanów Zjednoczonych to ich powolne wycofywanie się z naszego regionu wręcz zmusza nas do szukania alternatyw do dotychczasowego status quo. A jedyną alternatywą, która faktycznie w sposób długofalowy może zabezpieczyć nasze interesy jest wspomniane sojusz Międzymorza, i to traktowany możliwie jak najszerzej w kategoriach geograficznych i pod względem ilości członków.
Już wkrótce technologie, chociażby sztuczna inteligencja w których to Chiny stanowią obecnie jedną z dwóch światowych potęg, będą aspektami które decydować będą o statusie mocarstwowej lub jego braku. Tu nie mamy co liczyć na występowanie w pojedynkę, a wyłącznie jako wspólny bok a ten z kolei spaja zespół wartości, aksjologii, tradycji i kultury.
Wrogowie idei Międzymorza stosują zazwyczaj pokrętną logikę rodem z Moskwy, która mówi „przecież jesteśmy wszyscy tacy słabi jak możemy konkurować ze Wschodem czy zachodem”. I tak pojedynczo jesteśmy rzeczywiście słabi ale logicznie przecież biorąc całą sytuację to oczywiście w grupie stanowić będziemy dużo większy potencjał i siłę, co oczywiście zrozumiałe dla każdego nawet dla endokomunistów. Choć ci ostatni oczywiście będą twierdzić, że Polska zamiast wchodzić w jakiekolwiek sojusze powinna pojedynczo występować wobec Rosji i próbować się z nią dogadać.
Ani historia ani polityka się nie skończyły tak jak chciał Fukuyama i najwyższa pora zrozumieć że przyszłość należeć będzie do tych sił, które będą w stanie się skonsolidować i porzucić rewizjonizm historyczny na rzecz przyszłych interesów. Co więcej interesów, które nas łączą tak samo jak łączy nas historia, wspólne położenie cele i zadania.
Czym jest międzymorze w praktyce i jakie może mieć rozwinięcia poruszano już na łamach Szturmu wielokrotnie odsyłam więc do tych tekstów.
Celem niniejszego felietonu jest zaprezentowanie głównych aspektów czekających nas przemian geopolityki światowej i uświadomienie Czytelnikom, że czasy amerykańskiego parasola kończą się, co oznacza że Międzymorze nie tyle staje się możliwością co koniecznością
Grzegorz Ćwik