Za mało nas do polityki, zbyt niewielu aby traktować nas poważnie. Jesteśmy autonomiczni i metapolityczni. Oba te postulaty w innych warunkach można by uznać za słuszne i innowatorskie, gdyby nie były tylko i wyłącznie warunkami naszej kapitulacji. Autonomiczni – bo nie możemy się zorganizować, metapolityczni – bo nasze postulaty nie mogą nikogo przekonać. Oczywiście nie należy narzekać ani wyrzucać nikomu tego stanu rzeczy, winnych można szukać do końca świata – raczej warto pochylić się co z tym fantem zrobić. Jest nas niewielu, więc organizowanie się odpada – do polityki nie wejdziemy, więc pozostaje metapolityka. No a przecież metapolityka to ściśle rzecz biorąc nie tyle metapolityka – co zwyczajnie: kultura. Ikoną metapolityczności jest przecież liberalno-lewicowa agenda netflixa.
Takim metapolitycznym kamieniem milowym byłaby sytuacja w której po pierwsze nacjonalizm jest realną alternatywą ideową, po drugie istnieją ośrodki w których nacjonalistyczna myśl może rozwijać się systematycznie – zamiast aktualnego chaosu, a po trzecie nacjonalizm nie musi być już świadomym wyborem. Trzecia przesłanka odbiega zapewne od tego co zazwyczaj się uważa o nacjonalizmie, który potrzebuje ludzi w pełni oddanych, ale uważam, że to błąd. Liczba ludzi aktywnie zaangażowanych – na śmierć i życie zawsze będzie niewielka. Nieważne czy na lewicy czy na prawicy, wśród nacjonalistów czy wśród liberałów – liczba radykałów to zawsze kilka procent. To czego potrzebuje nacjonalizm (a co zdobywa lewica z dnia na dzień) to zaistnienie ludzi, którzy nacjonalistami są jedynie mimochodem. Tak jak dzisiaj – lewicowy pisarz, lewicowy inżynier, lewicowy prawnik. Zamiast jedynie lewicowych lewicowców. Teraz wejście w świat nacjonalizmu wymaga mocnego zaangażowania, a to nigdy nie przyciągnie żadnej większości. Oczywiście to ci radykalni tworzyć muszą awangardę, wyznaczać kierunek – aby masa mogła iść za nimi, jednak tak jak jednostka przewodzi masie, tak masa wydaje na świat nowe jednostki.
Nasi nieprzyjaciele są słabsi niż kiedykolwiek
Próby wejścia do polityki będą zawodzić tak jak zawodziły do tej pory. Powody można mnożyć – w tej płaszczyźnie nie sposób zarzucić partiom politycznym słabości. Tak samo próby organicznych inicjatyw czy tworzenia alternatywy dla mediów głównego nurtu wydaje się na obecną chwilę nieosiągalne. Podobnie wielki zagraniczny kapitał jest na tyle potężną władzą, że jakiekolwiek inicjatywy ze strony garstki bledną.
Należy w takim razie sięgnąć głębiej – do tego co kształtuje wszelkie wybory ludzkie, a więc do kultury. Nie ulega wątpliwości, że nic tak nie wpłynęło na prawdziwą eksplozję liberalizmu w ostatnich latach co powszechny dostęp do produkcji netflixa. Natomiast w tej sferze nikt tej sile nie dał konkurencji – a więc to musimy być my.
Współczesna kultura jest przede wszystkim potwornie płytka i ekstremalnie przestarzała. Jest o niczym, nie jest piękna ani nawet kontrowersyjna. A kiedy już jest o czymś to albo pełna pustego moralizmu cnót współczesnej Europy, albo miałka i powierzchowna. Brak jej zniuansowania, brak jej głębi – jest jak filmy Marvela do bólu przewidywalna, do bólu powtarzalna. Jest jak znużone tchnienia starszego faceta, który zmarnował swoje życie w liberalnym marazmie – jak w powieściach Houellecqa, jak w Wielkim Pięknie, Paolo Sorrentino. Tworzy przeromantyzowane wizje życia w trzewiach kapitalizmu jak w kolorowych sitcomach zza Atlantyku. A jeśli już jest jakaś, jeżeli faktycznie coś sobą niesie – to jest jedynie dostępna garstce oderwanych od świata kawiarnianych intelektualistów, w żaden sposób nie dociera do zwykłego człowieka. A co to za sztuka, która nie może stroić rytmu serc całych pokoleń?
Albo przeseksualizowane seriale o nastolatkach, których życie to jedynie przygodny seks – nawet bez jakiejś perwersji – zgodnie ze słowami bolszewickiej feministki Aleksandry Kołłontaj sięgają po niego jak po szklankę wody. Nagle marzenie najczarniejszych lat Rosji ziszcza się w szczycie kapitalistycznej dominacji nad światem na ekranach naszych telewizorów, smartfonów i komputerów już od 29 złotych miesięcznie! I nie chodzi wcale o moralizowanie, o rzucanie gromami w zdemoralizowany naród. Od tego niech będą księża i lewicowi kaznodzieje. Raczej o ukazanie dna jakie osiągnęła kultura.
Trwający od pół wieku postmodernizm w zasadzie przestał dostarczać jakieś nowe prądy myślowe czy kulturalne. Nasi nieprzyjaciele przestali tworzyć nowe idee i pomysły tak bardzo pewni swojej dominacji w światowej i lokalnej kulturze. Moim zdaniem są znacznie słabsi niż zwykliśmy o nich myśleć. Teraz już tylko ewoluują kolejne odmiany intersekcjonalnych bzdur.
A to co opisałem to i tak ta „strawna” część dzisiejszej kultury. Bo z drugiej strony medalu mamy umiłowaną przez kawiorową lewicę sztukę nowoczesną, która przecież z nowoczesnością wspólnego nie ma nic. Sztuka oderwana od rzeczywistości na tyle, że przykład fekaliów artysty stał wręcz sztampowy, aż wstyd go przywoływać i to nie ze względu na przedmiot tego dzieła, a na to, że każdy o tym słyszał. Tak jak o bananie i taśmie czy niewidzialnej rzeźbie. Tak jak o spektaklach teatralnych w których głównym punktem jest nagość aktorki (rzadziej aktora).
Ale najlepszym przykładem są przestrzenie w naszych miastach. Gdzie to piękno, które miało płynąć ze sztuki? Skoro wszystko już było, skoro tylu ludzi jest ludźmi kultury to gdzie jest piękno przestrzeni? Gdzie piękne rzeźby i instalacje? Gdzie plakaty? Otacza nas albo tandeta albo pretensjonalna brzydota.
Nasza droga
Nacjonalizm musi chcieć ratować Naród. Bez troski o naród nie ma nacjonalizmu. Więc skoro nie możemy go na razie ratować politycznie to zacznijmy go ratować kulturowo. Ważne jest tworzyć Ideę za pomocą mediów (chociażby artykułów) ale nikt nie przyjmie racjonalnych argumentów zanim nie zostanie przyciągnięty estetyką i emocjami.
Tak więc obok wszelkiej działalności jaką prowadzimy do tej pory, o wiele istotniejsze by zacząć od ekstremalnie aktywnego tworzenia. Nietsche upatrywał w realizacji swojej twórczej woli najważniejszą działalność wybitnej jednostki a więc niech będzie to dla nas inspiracja. I dlatego uważam to za ważniejsze na obecną chwilę aniżeli rozklejanie vlepek czy udział w demonstracjach, ponieważ skuteczność tych akcji zależy od liczebności, a w aktualnej sytuacji lepiej się nie chwalić przed przeciwnikami. Natomiast masowo tworząc kulturę – w ogromnych ilościach, w formie dowolnej możemy do swojego ruchu przyciągnąć wielu. Niewielka grupa może przejąć pozycje kultury albo przynajmniej znacząco je naruszyć.
Ważne by do tej walki stanął każdy i każda z nas. Tworzyć niezależnie od chęci czy nastroju, w ilościach ogromnych – większa szanse na powstanie arcydzieła. Grafiki, wiersze, teksty – to nie wymaga żadnego wkładu jak dawniej malarstwo. Byle tworzyć w ogromnych ilościach i stworzyć nawet pozór naszej liczebności, by zachęcać i inspirować. A ponad wszystko by dać zdradzonemu światu nową nadzieję – w zmęczonych liberalizmem ludzi tchnąć nowego ducha.
O świcie wyruszamy do szturmu
Naprzód – twórzcie, nie musimy już umizgiwać się artystom, nie musimy płaszczyć się przed dekadentami, nie są nam do niczego potrzebni jeśli boją się iść. Przyszłość nadchodzi z każdym krokiem – niech dyplomowani artyści, absolwenci zajmą się sami swoją przestarzałą sztuką „nowoczesną”. Przyszłość nadchodzi – niesie nowe środki. Dziś to co dawni mistrzowie wydobywali z marmuru czy płótna, tworzyć możemy dzięki nowoczesnej technice. Musi powstać nowy prąd myśli, nowy prąd sztuki, dawne zasoby piękna wyczerpały się i trzeba szukać nowych źródeł. Nihilistyczna sztuka to dziedzictwo XX wieku, kontynuowanie jej jest zbyt przestarzałe, nie ma w tym żadnej awangardy. Dlatego właśnie sztuka współczesna stała się nam tak obca. Współczesna – a jednak taka, która od dekad się nie zmienia. To co dawniej było pieśnią młodości, rwało pokolenia zbuntowanych - dziś jest gadaniną starych dziadów, oni nie zestarzeli się z godnością. Zbyt długo oczekujemy na coś. Na wydarzenie, które obróci układ sił – tylko pamiętajmy o jednym, nie my jedni czekamy. A czekając możemy nie wykorzystać szansy, która jest z nami dziś, możemy tę szansę zobaczyć - wstaje z każdym porankiem. Toczymy dzisiaj bój kulturę i to ten bój jest tym najważniejszym. Na ulicach nic nie ugramy, kłótniami na mediach społecznościowych też nie – powiem więcej czytaniem książek sprzed stu lat też nie. A jeżeli przypuścimy ten jeden szturm, na pozycję tak bardzo kluczową – wygramy go. Na tamtym posterunku nikt nie czeka – nikt nie spodziewa się, że po tylu latach okupacji miałoby przyjść natarcie. I to z takiego kierunku, od ludzi w ich mniemaniu zbyt prymitywnych żeby czytać książki – i dobrze! Ich ignorancja i buta, tylko nam służy. Od wieków wiadomo – niech wróg mniema albo, że jesteś znacznie silniejszy albo znacznie słabszy niż w rzeczywistości.
Naszym hasłem od dzisiaj musi być – szturmem w kulturę!
Michał Niecki