Trochę to trywialne zacząć taki temat, ale jednak coś w tym jest. Mianowicie podobnie jak kuchnia, o której pisałem w Szturmie, tak i muzyka buduje pewien kod kulturowy danego etnosu. Każdy naród, zależnie od położenia geograficznego, języka, tradycji, kultury, a nawet przez dzieje w historii, wytwarza „swój głos w muzyce”, który może się przebić szerszym echem w czasach globalizacji. W ten sposób wyraża on swoje zdanie i wyróżnia się spośród homogenicznej papki macdonaldyzacji świata. To go „wyróżnia”. To jego „odrębność”. Czy będzie to dzisiejszy k-pop, j-pop, patrząc na daleki wschód, czy hardbass, patrząc na żywioł „słowiański” w Europie środkowo-wschodniej. Jeśli mamy mówić o współczesnej polskiej muzyce „na export” to jest nim, niestety, disco polo.
Muzyka od lat była związana z danymi nacjami, zwłaszcza na starym kontynencie. Budowała ona świadomość narodową np. w Irlandii czy w Polsce. Czy będzie to „The Wind That Shakes The Barley” („Wiatr buszujący w jęczmieniu”, tak to jest piosenka, a potem powstał film) czy „Hej strzelcy wraz” z czasów Powstania Styczniowego. Dzisiaj takie piosenki nie budzą już takiego zachwytu jak kiedyś. Nowe generacje ludzi (nie chodzi o to, żeby uogólniać, mówię o „trendach” w tym przypadku) wolą iść z „duchem czasu” i wpadają w pułapkę słuchania tego co jest modne, fajne i przyjemne dla ucha. Najlepiej to widać chyba na przykładzie tzw. „nowej szkoły” czy „trapów”. Im więcej w nowej szkole, w rapowanych tekstach o pieniądzach, seksie, narkotykach, depresji, braniu tabletek aby się zabić, tym większy odbiór słuchaczy. „Nihilistyczny pociąg samobójca” w tym wydaniu jest przyprawiony jeszcze o pewien procesor dźwięku zwany auto-tune. Wykręca on nienaturalnie głosy i przekierowuje na wysokie tony. Oprócz tego „ulepsza” umiejętności wokalne artystów. Naprawdę, czy współczesna muzyka musi skręcać w te drogę, gdzie sztuczność, teksty o niczym i wszystkim, teksty o upadku cywilizacji, mają karmić kolejne pokolenia, kierując ich na tory degeneracji? To już jarociński punk rock nie był taki destrukcyjny, jak obecna nowa szkoła w rapie. Tam przynajmniej był pierwiastek buntu.
Na horyzoncie nowy trendów muzycznych nie widać zbyt wiele, aby trafiała do współczesnych odbiorców. Muzyka dzisiaj najczęściej w radio, to muzyka na „jedno kopyto”, albo „odgrzewanie” starych przebojów z poprzednich lat, czy już nawet dekad. To tylko podkreśla, iż proces homogenizacji dotknął już muzykę od dawien dawna. Więc co tu robić? Szukać artystów nietuzinkowych? Na nielegalu? Niepopularnych? Czy może tych, którzy nie mogą się przebić?
Może problem leży gdzie indziej. Może muzykę trzeba zacząć tworzyć oddolnie, promować ją przy możliwościach cyfryzacji? Trudno odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Kończąc ten krótki tekst chciałbym napisać, że jest nadzieja w muzyce, jeśli chodzi o budowanie tożsamości i kultury w Polsce. Takim miejscem może stać się bar lub pub, w którym prowadzone jest karaoke. Ostatnio miałem przyjemność być na takim, gdzie śpiewano pierwsza brygadę, szwoleżerów, a nawet Bogurodzicę. Wydaje się to śmieszne i małostkowe, ale publiczność śpiewała te piosenki razem z osobą przy mikrofonie. Konsternacja, szok i niedowierzanie, a jednak było czuć wspólny kod kulturowy, przynajmniej przez chwilę, na poważnie, bez lekkich piosenek o tym, że zostawiła cię dziewczyna i musisz ćpać xanax.
Patryk Płokita