Nestor Iskrzyński - Legenda O Erlisie z Innego Świata

Legenda O Erlisie z Innego Świata.

 

- Erils wstań.

 

I Erlis wstał.

 

- Erlis zabij.

 

I Erils zabił. Włócznia przebiła płuco. Powietrze z sykiem opuściło wnętrzności młodej kobiety. Jej brudne ubranie zabarwiła purpurowa krew. Okrągła plama z każdą chwilą robiła się coraz większa. Wreszcie dosięgła jedwabnych butów. Szorstkich niczym nieogolony policzek od zewnątrz a miększych od lisiego futra od wewnątrz.

 

- Przepraszam – Rzekł ten który je nosił. - Erils, idziemy.

 

I Erils poszedł.

 

Jego bose stopy głucho stąpały po stalowej posadzce. Idealnie gładki metal błyszczał w świetle złotej poświaty, którą emanował człowiek o jedwabnych butach. Te nie wydawały żadnego dźwięku. Dwójka doszła do drzwi. Samoistnie się rozsunęły a stal pod nogami ustąpiła miejsca mocno napiętej skórze, pod którą rozciągała się przepaść.

 

- Grajcie – rozkazał człowiek o białych butach

 

I zagrali. Dwudziestka rosłych istot o szarej skórze, ledwo widocznych w zaciemnionym pomieszczeniu zaczęła jednostajnie uderzać kijami w „posadzkę”. Ta błyskawicznie odpowiadała. Pierścień fali zwężał się dynamicznie ku centrum gdzie stali Erlis oraz Jedwabny. Ich uszy wypełniło obezwładniające dudnienie. Nie wyrzucało ich jednak ku górze. Byli jak przyklejeni do powierzchni, ich ciała nic nie czuły. Uszy wypełniały jednak precyzyjnie zgrywające się z rytmami bicia ich serc dźwięki. Erils mimowolnie zamknął oczy i zaczął się gibać zgodnie z ich wolą.

 

Śpiewajcie – rozkazał

 

I zaśpiewali.  W powolny, podniosły i przepełniony wymyślnymi ozdobami wokalnymi sposób.

 

-

            Erils Wielki

            Erlis Silny

            Erils Mocarny

            Erlis Erlis

 

I rozpłakał się Erlis. Gdy otworzył swoje załzawione oczy ujrzał niewielką u swych stóp budowlę wzniesioną z granitu i stali. Widział setki okien, drzwi. Nie dostrzegał w ich rozmieszczeniu żadnej logiki. Wpatrywał się w nie bezrozumnie. Z jednych wydostawały się płomienie, z innych kapała woda. Wiatr złośliwie popchnął wtedy Erlisa a ten opadł na budowlę. Malał z każdą chwilą spadania. Krzyczał, kiedy wylądował przed pustą framugą, za którą szalały płomienie. Większą stokrotnie od niego samego. Języki ognia, niczym macki smyrały jego nagie ciało. W oka mgnieniu cały pokrył się oparzeniami, a twarz zmieniła się w bezkształtną masę. Im dłużej nad Erlisem ognie pracowały tym szybsze, boleśniejsze i głębsze były ich ruchy.

 

Erlis otworzył oczy. Znów był w Sali Rezonansowej. Dłoń Jedwabnego spoczęła na jego poparzonej głowie.

 

- Uspokój się

 

I Erlis się uspokoił. Jedwabny pocałował go w usta.

 

- Idziemy – szepnął mu do ucha, dotykając nosem okolic otworu gdzie niegdyś było ucho Erilisa. Oddech jedwabnego pachniał miętą i melisą.

 

I Erlis poszedł. Wydawał z siebie odgłosy niczym kopulująca świnia. Cieszył się. Szedł zabijać. Chwycił mocniej swą włócznię i podreptał do wyjścia. Zanim zabił następną osobę, poprzedniej wyrwał fioletowy, gładki język i pożarł go w całości. Z ulgą przeżuwał go swoimi zaostrzonymi zębami.

 

- Erlis zabij – Powiedział Jedwabny

 

I Erlis zabił. Z radością powitał krew upływającą z ciała pięknego młodzieńca. Z radością wyrwał mu język. Aż łzy mu pociekły. Ale już ich później nie zamknął… Zabił Jedwabnego.

 

 

Nestor Iskrzyński

 

[opowiadanie inspirowane grą Torment: Tides of Numenera]