Patryk Płokita - Jak postmodernizm niszczy symbole narodowe, czyli o wystawie autorstwa Sz. Szymankiewicza, na której znalazł się symbol Polski Walczącej skrzyżowany z symbolem MacDonalda

Pierwszy raz od niepamiętnych czasów coś ciekawego pojawiło się w moim rodzinnym mieście. Radom. Wyśmiewany w Polsce przez „Chytrą babę z Radomia”, która nie była chytra, bo ktoś nie obejrzał do końca filmu z pewnej wigilii miastowej. W ramach internetowego przypału, zrobił internetowy obrazek. Potem poszło to w formie mema dalej w świat.

Szkoda, że ktoś nie ogląda źródła do końca i nie zobaczył, że ta Pani dała te napoje „3 cytryny” komuś z tyłu. I tak z głupoty ludzkiej powstaje swojski i polski „urban legend”. Podobnie i tak w tytułowej sytuacji będzie za parę lat. To jest mało istotne. Istotna to jest wystawa. Ten akapit potraktujmy jako wstęp do obranej tematyki.

 


Temat początkowo wydawał się śmieszny. W końcu każdy artysta wyraża swoje zdanie i wnętrze swoimi pracami. Niestety, jeśli są one przesiąknięte fanatycznym postmodernizmem, oraz formą dyskredytacji symboliki narodowej, to trochę nie jest to fajne. Przypomina to trochę hitlerowskie Niemcy w latach ’30 XX wieku, gdzie zaślepienie ideologiczne także było na wysokim poziomie w mentalnej strukturze umysłowej artystów. Cieszy mnie to, że wtedy Stanisław Szukalski wysłał na prośbę świty III Rzeszy szkic pomnika Hitlera w stroju baletnicy. Malarz z wąsem musiał bardzo się zmarszczyć na twarzy, widząc taki projekt.

W końcu Stanisław Szukalski to był „artist”. Ówcześni artyści, w sumie „dzisiejsi artyści” też wywalają szambo w swoich pracach, jakby to powiedział mój mentor w sztuce rzeźby, Pan Szukalski, to są po prostu „fartist”. (To taka jego anegdotka i zabawa słowem z angielskiego od słowa „fart”. Jak ktoś nie zna, to polecam tutaj wujka Google).

 

 
Najlepszym przykładem zaślepienia ideologicznego przed drugą wojną światową jest „Triumf Woli”. Film z 1935 roku, gdzie reżyserka Leni Riefenstahl przeraziła się, do czego prowadzi zaślepienie ideologiczne. W końcu wypadkową tej historii była wojna z Polską w 1939 roku, ale to inna historia.

 


Na dobrą sprawę „zaślepienie ideologiczne” to zjawisko społecznego, które nie umarło i żyje w XXI wieku. Bez względu na czas i historię istnieje nadal, nawet w XXI wieku, w formie postmodernistycznego fanatyzmu, a przykładem takiej „sztuki dla sztuki” jest Polska Walcząca zmutowana z symbolem MacDonalda przed radomskim Urzędem Miasta.

 


To tyle w ramach dygresji, tła historycznego, genezy obranej tematyki. Wracamy już na dobre do czasów współczesnych. Radom a.d. 2021. A co to się w tym pięknym mieście pojawiło? Przed Urzędem Miasta w Radomiu pojawiła się wystawa, związana z Wypadkami Czerwcowymi ‘76. Dużo w niej o „wolności”, chociaż jej nie widać. Autorem prac jest Szymon Szymankiewicz. I naprawdę, człowiek, który jest absolwentem i wykładowcą UW w Poznaniu tworzy takie prace? Naprawdę dożyliśmy czasów, kiedy artysta wchodzi z nihilizmem i materializmem do takiego stopnia, że biała kropka na czarnym kwadracie jest kunsztem, którym mamy się zachwycać?

 

 
Cóż się dziwić po człowieku, dla którego patriotyzm to faszyzm. A o to co pisze na swoim facebooku, po autorskim skrzyżowaniu Krzyża Celtyckiego z Kotwicą: „PW wg. MW A dla przypomnienia: ONR i Młodzież Wszechpolska to organizacje, które w sposób jawny odwołują się do swych przedwojennych, faszystowskich, rasistowskich i ksenofobicznych korzeni”. No chyba nie, skoro bohaterowie z Kamieni na Szaniec co poniektórzy byli w przedwojenny ONRze i walczyli z nazistami! Albo inna osoba, która zmarła niedawno, prof. Witold Kieżuń. Znany ekonomista na cały świat. Uczestnik Powstania Warszawskiego. Walczył on w oddziale po fuzji AK z częścią ruchu narodowego w postaci NZW, i tak powstawały oddziały podczas Powstania Warszawskiego AK-NZW. Nie dowiecie się tego z narracji prowadzonej przez Pana Sz. Sz.

 


To tak w ramach przypomnienia prawdy historycznej, jako kontra na nowo-lewicową narrację prowadzoną przez Pana Sz. Sz. Tak drodzy czytelnicy, właśnie prowadzimy wojnę informacyjną, bo nowo-lewicowe gadanie wywaliło głęboko z szamba. Niestety na taką ideologiczną papkę nie ma zgody.

 


Nie ma zgody na propagandę opluwania swojej historii. Użyję tutaj neologizmu, dokładnie chodzi o „fartystów”, którzy widzą wszędzie faszyzm, rasizm i ksenofobię, zwłaszcza w Polsce, bo jest to modne, i można się na tym wybić i wzbogacić. Zwłaszcza w kraju nad Wisłą. Gratulacje.

Robię to samo Panie Sz. Sz. Dziękuje serdecznie za to, że znalazłem temat na ciekawy felieton do Szturmu. Przynajmniej nie opluwam swojej historii, swojego kraju, swojego miasta, nie gardzę polskim narodem. Nie tworzę symbolu Polski Walczącej skrzyżowanej z symbolem MacDonalda. Znam intencje tego „dziełka”, podobnie jak ideologie, która za nią stoi.

 


Staram się pielęgnować relacje w zbiorowości, a nie pogłębiać podziały. Mity są ważne, bo spajają zbiorowość. Walka z nimi to nie dość, że syzyfowa praca, to jeszcze dodatkowo lot Ikara w słońce. Czyste kulturowe samobójstwo. Na to nigdy nie będzie mojej zgody, dlatego powstał ten tekst, który starałem się pisać w sposób kulturalny, ale i też żartobliwy.

Przeprane mózgi poprawnością polityczną pośród „niezależnych artystów” to bardzo okrutny konstrukt społeczny. Tacy autorzy są okrutni dla siebie i dla innych. A wszystko to przyprawione jest ideologią nowej lewicy, do której artysta oficjalnie się nie przyznaje, bo uznaje to za prawdę objawioną zastanej rzeczywistości. To jest naprawdę smutne.
 
Tak drodzy czytelnicy, tak wygląda współczesny postmodernizm, który przyszedł do nas z zachodu. Jego trendy są fajne, łatwe w odwzorowaniu, i zarazem odnieść można wrażenie, że z bycia leniwym, można stworzyć coś na poziomie. Niestety w przykładzie symbolu Polski Walczącej zmutowanej z logiem MacDonalda to już takie ciekawe nie jest.

 


Oczywiście, wolność artystyczna sam rozumiem, ale nigdy nie wpadłbym na pomysł zrobienia takiego paszkwila. Ja rozumiem, że autor chciał w ten sposób zszokować odbiorcę. Dać do zrozumienia, że bycie przypałowcem z bluzą, na której jest Polska Walcząca, je kebaba, jest passe. Naprawdę, taki mamy obraz tego symbolu? Trzeba z nim walczyć? Przez jakiś skończonych idiotów? Brać ich na świecznik, jako pryzmat „nacjonalizmu” w Polsce? Przecież to intelektualna aberracja! Niestety, przypałowcy byli zawsze, są i będą. Bez względu na czas i miejsce w tej galaktyce.

Jak ja odbieram taki zamysł artystyczny, jako odbiorca? Jako hańbę. Jako skradanie się ideologii liberalizacji i homogenizacji symboliki, i to do tego narodowej. Opluwanie swojej historii i dziedzictwa jest dzisiaj w modzie, a to moda buduje konsumpcyjny świat. Witamy w 20-leciu XXI wieku.

Autor tej pracy tłumaczy się tak, cytując: „Powstanie Warszawskie to 200 tys. ofiar i doszczętnie zniszczone miasto przez tych, którzy chcieli narodu bez Żydów, Romów czy gejów i lesbijek. To złe decyzje polityków i wojskowych, za które cierpieniem i życiem zapłacili walczący i ludność cywilna. To groza i przestroga, by historia się nie powtórzyła. Nie trywializujmy jej plastikowymi gadżetami, "patriotycznymi" koszulkami, ubrankami dla psa, skarpetami i kołdrami, czy opaską z kotwicą na ramionach warszawskich kelnerów…”

 


Po pierwsze, to niech Pan Sz. Sz. ma pretensje do konsumpcjonistycznego stylu życia promowany przez obecny system, bo gdyby nie ta haniebna postawa wtórnego niewolnictwa człowieka, to symbol Polski Walczącej nie byłby na skarpetkach. Zaraz, chwila, przecież artysta jest wolnościowcem, to powinien to zrozumieć. Wolny rynek i jego zasady…

Z drugiej jednak strony, uwielbiam jak ktoś pisze, że były to, cytuję: „złe decyzje polityków i wojskowych”. Naprawdę, byłeś tam? Widziałeś? Odczułeś? Przeżyłeś to? To dlaczego masz czelność tak określać historię swojego kraju? Dodam na sam koniec tego akapitu, że do dzisiaj powstańcy warszawscy nie mogą dojść do konsensusu, czy powstanie miało sens, czy też nie. I nie zrobimy tego nigdy w historiografii, to jest zbyt traumatyczny temat na ocenę tego. Nie udało się tego osiągnąć za komuny, i nie uda się teraz. Przecież są ważniejsze rzeczy na świeczniku artystycznym, chociażby namalowanie Polski Walczącej z symbolem MacDonalda…

Historię po prostu trzeba pisać na nowo. Trzeba dużo obiektywizmu w tej pracy. Oprócz tego wyzbyć się subiektywnego spojrzenia na sprawę, wyjść z siebie, poczuć empatię (tak jako nacjonalista mam dużo empatii, dziwne nie? I to nie jest aberracją) do tamtych ludzi, wtedy, kiedy żyli w tych trudnych czasach. Czy to będzie cywil, który stracił życie, czy 13 letni powstaniec, który bez karabinu leciał na mg42, bo mu tak dowódca rozkazał.

Niestety, Powstanie Warszawskie jest żywym przykładem, że kiedyś tragedia grecka mogła się wydarzyć „na żywo”. Tak to niestety odczuwam i nie tylko ja. A jeśli ktoś chce umniejszyć pamięć walczących i ofiar w postaci symbolu Polski Walczącej w przestrzeni publicznej, i z tym walczy, w podprogowym przekazie, swoimi pracami, tłumacząc się tym, że jakiś sklep sprzedaje symbol Polski Walczącej na skarpetkach, bo przecież tak działa wolny rynek i nie ma do niego pretensji, to ma naprawdę problem ze sobą i jest oderwany od rzeczywistości.

Dlatego warto zastanowić się nad tym, że to nie była tylko „zła decyzja wojskowych i polityków”, to była sytuacja patowa. Ci cywile polscy, żyjący podczas okupacji, mieli dosyć łapanek, wywozów do Niemiec, prac przymusowych, czy zastrzelenia przez SS-mana matki na ulicy. Ludzie mieli dość, więc chwycili za broń. (Co ciekawe, to taka trochę parafraza Bogusława Lindy w tej materii, jeśli ktoś by się czepiał, że to tylko moje zdanie w tym temacie, to poszukajcie w Internecie jego wypowiedzi na temat Powstania Warszawskiego. Mi to otworzyło oczy i zmieniło perspektywę w tej tematyce).

 


Odnoszenie dzisiejszych czasów do czasów okupacji jest karkołomne i trywialne. Naprawdę, żyjemy zupełnie innymi standardami w życiu w 2021 roku, niż podczas okupacji, jako naród polski. Autor Polski Walczącej z symbolem MacDonalda tłumaczy się, że jego praca powstała, żeby „nie doszło do takiej tragedii”. A taka „okupacyjna tragedia” ma miejsce dzisiaj, w XXI wieku, na Bliskim Wschodzie. Niestety, takie standardy okupacyjne są w Palestynie. Dlaczego tym tematem artysta się nie interesuje? Jest mało modny? Mało medialny? A może chodzi już w tym przypadku o łatkę „antysemityzm”, chociaż na dobrą sprawę byłby to wydźwięk bardziej antysyjonistyczny? A może chodzi o to, aby być na piedestale, iść z obecnym nurtem postmodernistycznego bagna, bo są z tego profity? Autor prac mówi o przestrodze, aby podobna historia się nie wydarzyła, a się wydarza w Strefie Gazy? Przecież to czysta hipokryzja!

Przejdźmy do puenty, tego niefrasobliwego zdarzenia, wystawienia tych „postmodernistycznych wypocin”, w formie „softpower”, przed radomskim urzędem miasta. Obalanie mitów jest dzisiaj w modzie, ale te mity budują zbiorowość. Jeśli ktoś to atakuje, to zachowuje się jak „idiota”. (Tutaj, uwaga w nawiasie, żeby nie było, nie nazwałem nikogo mianem „idioty”, tylko określam zachowanie człowieka bezosobowo. Na dobrą sprawę to taka nauka czytania ze zrozumieniem w praktyce). Drugim powodem tej sytuacji może być to, iż artysta ma konkretny cel w tym przypadku, a jest nim wyrażenie siebie poprzez jakieś poglądy, idee, czy ideologie. W tym przypadku diametralnie widać zaślepienie ideologiczne, a paliwem napędowym jest nowo-lewicowa narracja. Myślę, iż w przypadku Polski Walczącej zmutowanej z MacDonaldem to jest tego paliwem. I nie tylko ja tak myślę.

 


W pakiecie narracji prowadzonej przez Pana Sz. Sz., widoczna jest oczywiście polityka wstydu, oraz ojkofobia, a wszystko to przyprawione piękną narracją, żeby przekonywać społeczeństwo i naród, że na przykład, parafrazując słowa: „historia nie jest ważna!”, „z historią można zrobić wszystko!”, z „z symbolami narodowymi można zrobić wszystko!”.

Na przykład skrzyżować symbol Polski Walczącej z symbolem MacDonalda. Nie dziwi mnie to, że ta wystawa ujrzała światło dzienne, skoro prezydentem miasta jest ktoś z PO. Współczesny liberalizm to naprawdę intelektualny nowotwór. Na dobrą sprawę, w tym momencie pisania tego felietonu, zastanawiam się, dlaczego w Polsce mamy takie trendy? Nie przyszły one do nas z Niemiec, Rosji, ani Izraela. Nawet w takiej „hameryczce” mają szacunek do swojej flagi.

 


A co myślę na temat samej sytuacji? Wstyd mi za to. Radomscy Robotnicy z '76 roku zrobiliby transzeje i strajk pod urzędem miasta w obecnych czasach, za te hańbę, a oni robią „wystawę wolności”, na ich cześć. Co za aberracja myślowa. Nazywajmy rzeczy po imieniu, bo Polska Walcząca to polski symbol narodowy, w panteonie walki o niepodległość!


Gdyby ktoś zrobił taki artystyczny pamflet z gwiazdą Dawida, od razu mielibyśmy antysemityzm w Radomiu na skalę całego świata.
Czas otworzyć oczy, gdzie podobna historia się tworzy jak okupacja niemiecka z lat 1939-1945 na terenie polski. A tym miejscem jest Strefa Gazy i kwestia palestyńska w państwie Izrael. Czekam, aż Szymon Szymankiewicz weźmie moje słowa do serca, i zacznie walczyć naprawdę o to, „żeby podobna historia się nie wydarzyła”, bo niestety w swojej narracji, i pracach autorskich, wychodzi na hipokrytę.

 


Walka artystyczna to ważna sprawa. Najlepiej w naszej historii pokazał to chyba Stanisław Szukalski. Zapomniany rzeźbiarz, który zrobił sekcję na swoim ojcu, po wypadku samochodowym, aby znać anatomię człowieka i przelać je w rzeźby. Te ostatnie sobie wyobrażał w głowie i przelewał na formę. Gardził konformistycznymi prądami, tworzył swoją indywidualną sztukę, prosto z duszy. Takich artystów spotykam mało w obecnych czasach, a powinno być ich coraz więcej. W końcu „wykluwają się” w czasie kryzysu, a mamy przecież pandemie na planecie Ziemia.

 


Niestety dzisiejsi „fartyści”, bardzo podoba mi się ten neologizm, który stworzyłem swoją drogą, jeśli przejmują się przypałowcami, którzy jedzą kebaba i mają wydziarane SS nad okiem, a na koszulce Polskę Walczącą, to naprawdę zajmują się marginalnym zjawiskiem społecznym, który jest też hańbą. Nie ma też co się nad tym rozwijać i pastwić. Podobnie jak nad symbolem Polski Walczącej na skarpetkach.  Trzeba mieć łeb na karku i być charakterny. No to jestem, jako nacjonalista i walczę słowem o prawdę. Tak jak prawdziwy artysta, piszę felieton. To też pewna forma sztuki wychodzącej z artystycznej duszy. „Tylko zdechłe ryby płyną z prądem rzeki”, mówi pewne powiedzenie, z którym się zgadzam.

 


Objawioną prawdą jest też to, że nie można walczyć z mitami, bo one spajają naród. Trzeba je pielęgnować i nadbudowywać narrację, na następne pokolenia, a nie się od nich odcinać.

 


Najgorzej jak ktoś z nimi zaczyna walczyć, to walczy sam ze sobą i swoim etnosem, historią, tradycją, kulturą, kodem kulturowym, a nawet i językiem. To jest niestety przykre. To jest niestety smutne. Ta niewiedza i zaślepienie ideologiczne nowo-lewicowymi standardami w sztuce postmodernistycznej. Na dobrą sprawę jej wypadkową jest krzyżowanie Polski Walczącej z symbolem MacDonalda, i to jeszcze w moim rodzinnym mieście, w Radomiu, stolicy „Chytrej Baby”.

 


Nie spodziewałem się nigdy, jako rodowity radomianin, iż do takiej sytuacji dojdzie w tym mieście, kiedykolwiek. Więc Panie Sz. Sz., budowanie szoku ci się udało, ale niestety efekt pracy „anty-kulturowej” jest odwrotny do zamierzonego celu, bo napisałem felieton, który w jakimś stopniu „urąga” twojej twórczości „artystycznej”.

 


Chcę napisać na koniec, że pisząc ten tekst, nie chciałem nikogo urazić, tylko wyrazić swoje zdanie. Na tym chyba polega wolność artystyczna w Polsce? Art. 73 Konstytucji 3 RP mi daje taką możliwość. Felieton jest formą artystyczną. Skoro można skrzyżować Polskę Walczącą z symbolem do MacDonalda, to można też napisać felieton na ten temat.

Patryk Płokita