Idee mają swoje konsekwencje, a więc i liberalizm ma swoje skutki praktyczne dla nas i życia politycznego państw demokracji liberalnej. Jednym z nich, które szczególnie nad Wisłą doprowadzono do perfekcji jest partyjniactwo i postawienie konfliktu obozów czy właśnie partii politycznych ponad rację stanu. W połączeniu z klasyczną dla polskojęzycznych liberałów ojkofobią dostajemy koktajl szczególnie szkodliwy i zgubny dla losów Polski i naszego Narodu.
W dobie rządów PiSu opozycja podniosła partyjniactwo do rangi religii, a każdy kto odstępuje od tego paradygmatu staje się z miejsca heretykiem i to z gatunku tych najgorszych. A jak właściwie zdefiniować partyjnictwo? Dla naszych potrzeb uznajmy, że jest to 1. Uznanie interesu swojej grupy i partii za ważniejsze od racji stanu oraz 2. Jest to utożsamienie partii rządzącej i instytucji państwowych. W praktyce oznacza to uznanie wszystkich służb, instytucji, urzędów etc. za „pisowskie”. Analogicznie, przed wyborami w 2015 uznawano je za „platformerskie”.
Poza propagandowym wykorzystaniem takich kwestii partyjniactwo ma bardzo realny wpływ na życie polityczne i obowiązującą aksjologię. Generalnie największym złem wynikającym z partyjniactwa jest utożsamienie się sporej części naszej klasy politycznej z interesami obcych państw i rządów, uznanie UE i jej prawa za nadrzędnego wobec polskiego a w konflikcie PiS-Unia stanięcie po stronie tej drugiej.
W efekcie politycy, ludzie którzy ex definitione powinni strzec racji stanu i interesu narodowego nagle w imię „europejskich wartości”, „praw człowieka” czy „obrony konstytucji” występują … no właśnie przeciwko komu?
W ich retoryce i narracji przeciwko tyranowi Kaczyńskiemu i złemu PiSowi, którzy niszczą demokrację, wolność i generalnie są gorsi od Hitlera i Stalina. Zasadnicza jednak kwestia jest taka, że tym samym występują często gęsto przeciw Państwu Polskiemu i jego żywotnym interesom.
Najświeższy przykład to oczywiście Turów. Nie mam zamiaru tu bronić naszej dyplomacji, która od 6 lat jest niezmiennie na tym samym, żenująco niskim poziomie, nie będąc w stanie zdobyć się choćby na krztę profesjonalizmu. Jednak druga sprawa to skutek decyzji unijnych komisarzy, a ten jest wybitnie antynarodowy. Oznacza zamknięcie dużego zakładu pracy, problemy z dostępem do energii elektrycznej dla sporej liczby ludności, kolejne problemy dla naszej energetyki. Co robi w tym czasie opozycja? Jak jeden mąż i jedna żona występuje przeciwko Polsce i popiera de facto antynarodowe rozstrzygnięcia unijnych instytucji. Nie ma tu znaczenia, czy te decyzje kierowane są poczuciem jakiejś tam europejskiej sprawiedliwości, czy faktycznie są z gruntu skierowane przeciw Polakom. Chodzi o realny skutek, a ten jest oczywisty.
Kolejna sprawa – fundusze unijne dla odbudowy po koronawirusie. Opozycja oczywiście uznała za właściwe blokowanie tego na terenie unijnym i żądała … powiązania przyznania funduszy z wymogiem poszanowania „praworządności”, czymkolwiek by to miało być w myśl unijnych politykierów. Czyli ważniejsze dla opozycji od pozyskania środków finansowych było to, aby UE opowiedziała się po konkretnej stronie w wewnętrznym sporze politycznym Polski.
Także na krajowym podwórku partyjnictwo doprowadziło do niezwykle pociesznych działań i wypowiedzi w obozie liberalnej opozycji. Koalicja Obywatelska i Konfederacja oto nie mogą wybaczyć Lewicy Razem, że ta wyłamała się z sejmowego obstrukcjonizmu i anarchii i poparła PiS w kwestii sposobu rozdzielenia środków z funduszu odbudowy, w zamian za uznanie swoich uwag do projektu. No i fajnie, tak dogadują się normalni politycy, którzy charakteryzują się elementarnym poczuciem obowiązku i racji stanu. W tym czasie Trzaskowski, Bosak, Korwin, Lubnauer, Schetyna urządzili koncert ataku na Lewicę za zdradę jedności opozycji i dogadanie się z „faszystami/socjalistami” (tu w zależności czy krytyka wypływa z liberalnej „Wyborczej” czy liberalnego „Najwyższego Czasu”).
Kolejny raz okazuje się, że opozycja w swoim politycznym fanatyzmie i nienawiści partyjnej całkowicie abstrahuje już od interesu państwa, a liczy się tylko walka z PiSem w imię… no właśnie, w imię przejęcia władzy.
Do tego wszystkiego dochodzi klasyczna ojkofobia. Czy to ideologiczna, którą reprezentują postępowcy z Platformy, czy funkcjonalna która jest domeną liberałów i wszechpolaków z Konfederacji. Tak czy inaczej w obu wypadkach mamy do czynienia z tą samą nienawiścią do państwa, polityki społecznej i socjalnej, te same brednie o kapitalizmie, podatkach, roszczeniowości i rozdawnictwie. Każdy z nas wie o co chodzi, a jak nie wie to niech poczyta prof. Szahaja.
Okazuje się bowiem, że w całej Unii mamy określone państwowe struktury, zasady, domeny, formy działania i schematy i to jest dobre ale jeśli ma się pojawić w Polsce to już faszyzm, zamach na wolność słowa itp.
Przykład? Polonizacja mediów czy rynku bankowego. Spośród dużych państw wszystkie mają z gruntu znacjonalizowane media i banki. Zwłaszcza pierwszy przykład jest tu świeży, dotyczy oczywiście przejęcia Polska Press przez Orlen. Bo oczywiście, gdy dotowana przez Sorosa Krytyka Polityczna lub niemiecki Der Onet propagują swoje liberalne i wolnorynkowe pierdolety, to wówczas mamy ukochany przez Koalicję i Konfederację „wolność słowa” i „swobodną konkurencję”. Ale gdy prawo głosu dostać mają media z definicji polskie, to wówczas Mentzen z Trzaskowskim rozdzierają szaty i krzyczą o powrocie bolszewizmu.
W nienawiści liberałów i innego robactwa do tego co polskie, państwowe i narodowe jest coś absolutnie niezwykłego. Kosmopolityzm ten szczególnie za rządów PiSu widać jak na tacy. A to europosłowie głosują za sankcjami wobec własnego kraju, a to donoszą na swój kraj, a to klaszczą do każdego posunięcia zagranicznego kapitału.
Wisienką na torcie jest tytuł tekstu na polskojęzycznym portalu gazeta.pl, który stwierdza, że RPO „nie składa broni w walce o Orlen". Czytaj: „Nie składa broni w walce o niemieckie interesy w Polsce". Bo tym właśnie jest Koalicyjno-Konfederacyjne nienawidzenie i walka z państwem polskim. To nie ma aż takiego znaczenia, że rządzi PiS. Towarzysz Stalin powiedziałby „Kaczyński przychodzi, Kaczyński odchodzi, a Polska będzie trwać wiecznie”. Przecież efekty działań liberalnej opozycji i partyjniactwa nie skończą się w momencie zmiany rządów, ale będą trwać dalej. Prosty przykład – jeśli z jakiegoś powodu Konfederacja i Koalicja w Sejmie doprowadzą do zniszczenia programu budownictwa socjalnego (część rządowego (Nowego Ładu”) to efekty odczuwać przez kolejne dekady będzie cały Naród. A jeśli ta sama liberalna koalicja będzie przykładowo w stanie znieść próg minimalnej emerytury (2500 zł; także część „Nowego Ładu”) to także skutki ponosić przez dziesięciolecia będą zwykli ludzie (no ale już nie pan Bosak czy Winnicki, jako ex-posłowie emeryturki mieć będą całkiem niezłe).
Liberałom z wymienionego cichego sojuszu łatwo nienawidzić struktur państwa, wszak i jedni i drudzy za młodu naczytali się Hayeka, Rothbarda czy Misesa, dla których fanatyczna nienawiść do wszystkiego co korzystne dla społeczeństwa i Narodu to punkt wyjścia wszelkich rozważań. Jednak austriackie brednie swoją drogą a empiryczne doświadczenie swoją i tak widzimy, że państwa gdzie państwo jest silne, interweniuje i prowadzi aktywną politykę ekonomiczną, to po prostu państwa, w których żyje się lepiej.
Wracając do RPO. To przecież polski urzędnik, o wysokim prestiżu, który ma rzekomo chronić obywateli. I jednocześnie w omawianym przypadku okazuje się jedynie jawną agenturą obcych wpływów. To właśnie praktyczny skutek liberalnego partyjniactwa.
Paradoksalnie korzenie takiego myślenia leżą nie tylko w szlacheckim sarmatyzmie i „złotej wolności”. Sporo przykładów dała tu także… endecja. Nie tylko blokowanie powrotu do Polski Błękitnej Armii, nie tylko dywersja i sabotaż wobec Naczelnego Wodza w roku 1920, nie tylko separatystyczne plany wobec spodziewanej porażki w tym samym roku. Taki Stroński potrafił pisać teksty inspirowane przez sowieckiego posła Wojkowa. Byleby tylko dokopać Komendantowi i piłsudczykom. Ten sam Stroński, fanatyczny zwolennik Sowietów, wielokrotnie w rosyjskich źródłach podawany jest jako osobowe źródło informacji, zwłaszcza w kwestiach polityki Polski wobec ZSRS. Gdy pod koniec lat 20-stych ZSRS rozpętał kolejną kampanię wobec Polski, twierdząc, że Polska rzekomo chce pod wpływem brytyjskim i niemieckim napaść na Sowietów, w kampanię tą czynnie włączył się… sam Dmowski. W serii całkowicie zmyślonych artykułów opisał jak rzekome agentury zachodnie doprowadziły do sytuacji, gdzie Polska lada chwila uderzy już na Sowietów. Artykuły te błyskawicznie przedrukowano w moskiewskiej „Prawdzie” a najnowsze badania jednoznacznie wskazują, że to Sowieci byli inspiratorami bredni pana Romana. Jak widać niedaleko pada jabłko od jabłoni, a fanatycznie prorosyjska i proputinowska Konfederacja to nieodrodne dziecko liberalno-wolnościowej endecji.
Nie będzie tu jakiejś specjalnej puenty ani podsumowania. Walczmy ile tylko jesteśmy w stanie z partyjniactwem i jego objawami oraz wpiszmy na stałe edukację myślenia w kategoriach racji stanu do kanonu naszych postulatów. Wszakże liberalizm kiedyś odejdzie, a wówczas naszym zadaniem będzie zbudowanie nowego społeczeństwa, wolnego od liberalnych i wolnościowych naleciałości.
Grzegorz Ćwik