Jezus powiedział do swoich uczniów: "Uważajcie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie. Bo rzecz ma się podobnie jak z człowiekiem, który udał się w podróż. Zostawił swój dom, powierzył swoim sługom staranie o wszystko, każdemu wyznaczył zajęcie, a odźwiernemu przykazał, żeby czuwał. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, do wszystkich mówię: Czuwajcie!".
Mk 13, 33-37
Słowa Ewangelii z pierwszej niedzieli Adwentu doskonale ukazują istotę tego okresu. Bardzo konkretne kazanie usłyszałem tego dnia w mojej parafii – Adwent nie jest czasem radosnego oczekiwania, tylko ciężkiej pracy nad sobą i swoją wiarą.
Współcześnie Adwent jest nieco zapomniany, dzisiejszy człowiek nie lubi się zatrzymywać, poddawać refleksji. Zamiast tego krótko po 1 listopada w galeriach handlowych pojawiają się ozdoby świąteczne. Słowo Adwent kojarzy się wyłącznie z kalendarzami z czekoladkami. Jeżeli chcemy, żeby Boże Narodzenie, było dla nas faktycznie Bożym Narodzeniem, jeżeli uważamy się za katolików, no to nie ma innej opcji, niż autentycznie ciężkie przepracowanie Adwentu. W przeciwnym razie, możemy od razu iść do galerii handlowej (o ile jej nie zamkną), świąteczny wyjazd na nart jest jak wiadomo niemożliwy.
Absolutną podstawą, od której należy zacząć Adwent jest sakrament Pokuty, bez pojednania z Bogiem i możliwości przystępowania do Eucharystii nasze wysiłki staną się bezcelowe. Tradycyjnym elementem Adwentu są codzienne Roraty – Msze święte sprawowane przed wschodem słońca. Zdając sobie sprawę z tego, że trudno się dostać teraz do kościoła, zachęcam do wstawania wcześniej i uczestniczenia w nich, tak często jak to tylko możliwe. Zachęcam do codziennego skupienia w domu nad czytaniami Mszalnymi, w czasie Adwentu są one szczególnie konkretne i zmuszające do refleksji, pomagają w przepracowaniu tego okresu. Różaniec to w katolicyzmie modlitwa szczególna, warto go odmawiać jak najczęściej, natomiast w Adwencie jest on szczególnie potrzebny, zwłaszcza tajemnice radosne. Warto także odstawić na ten czas używki, zrezygnować z alkoholu, papierosów, a także z innych przyjemności jak playstation czy kawa. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze przeznaczmy na jakiś szczytny cel, pomoc ubogim, czy rodakom na Kresach. Poświęćmy więcej czasu na działalność społeczną. Mamy cztery tygodnie na konkretną pracę na sobą i swoją wiarą, przepracujmy je porządnie. Warto w tym czasie przejść się na Mszę Trydencką.
Wielu z nas przeżyło quasi-rekolekcje pod koniec października, kiedy broniliśmy kościołów przed aktami profanacji ze strony tak zwanego strajku „kobiet”. Spełniliśmy nasz obowiązek, przez tydzień dyżurując po kilka godzin. Był to czas trudny zarówno fizycznie jak i psychicznie, sam spałem wówczas po trzy godziny, niemal prosto z pracy jadąc pod kościół i wracając do domu późno w nocy. Chodzenie do kościoła, ze świadomością, że trzeba być gotowym na konieczność jego obrony, obserwowanie czy nie dzieje się nic podejrzanego podczas niedzielnej Mszy świętej (to w niedzielę doszło do przerwania Liturgii w poznańskiej katedrze), zamiast skupiania się na modlitwie, było trudne. Użyłem pojęcia quasi-rekolekcji, bo faktycznie wymagało to od nas wiele pracy, poświęcenia i świadectwa poważnego traktowania wiary, gotowości do obrony naszych świętości. To zdecydowanie było dalekie od fałszywego, cukierkowatego obrazu Katolicyzmu, który tak często jest nam serwowany. Natomiast nie popadajmy w pychę, nie byliśmy współczesnymi Cristeros, po prostu spełniliśmy nasz obowiązek, tylko tyle. Żadnych powodów do kombatanckich opowieści nie ma, orderów nie dostaniemy. Pokazaliśmy za to wszystkim, zarówno księżom, liberalnym katolikom, jak i wrogom Kościoła, że jest grupa wiernych, którzy są na posterunku, gotowi. Po prostu. I że w tym gronie jest całkiem sporo nacjonalistów. Mam nadzieję, że to świadectwo czynu pomoże zarówno nam, jak i pozostałym wiernym, którzy to widzieli, a kilka rozmów na ten temat odbyłem i reakcje były w większości zaskakująco pozytywne, co znaczy, że wielu osobom daliśmy do myślenia, polscy katolicy zobaczyli pewne rzeczy co bardzo cieszy. Księża w sytuacji zagrożenia i konieczności obrony kościołów zachowywali się różnie, głośno było o kilku negatywnych przypadkach, osobiście jednak spotkałem się z wieloma bardzo pozytywnymi reakcjami, wsparciem, zaufaniem, podziękowaniami, gdzie kapłani doskonale wiedzieli kim jesteśmy, i że zdajemy sobie sprawę, z tego, że pacyfizm nie zawsze jest możliwy. Te wydarzenia miały miejsce miesiąc przed początkiem Adwentu, jednak były pewnym wstępem do niego.
Mijający rok był dla nas wszystkich trudny. Z powodu koronawirusa wielu Polaków musiało mierzyć się z utratą pracy lub zmniejszeniem dochodów. Obostrzenia dały się we znaki nam wszystkim – utrudnienia dotyczyły wyjazdów na wakacje, zakupów, treningów, matur, wesel... Szkoły pracują zdalnie. Również pod względem duchowym – przez dużą część roku zmagaliśmy się z drakońskimi ograniczeniami liczby wiernych w kościołach, wiosną były one de facto zamknięte (limit 5 osób), przez co ukradziono nam możliwość świętowania Wielkanocy. Należy się spodziewać, że tak samo będzie z Bożym Narodzeniem, Pasterka w telewizji staje się niestety coraz bardziej realna. Obecnie również zmagamy się z bardzo restrykcyjnymi ograniczeniami liczby wiernych w kościołach, przez co większość ludzi, albo ogląda Msze święte w telewizji, albo stoi pod kościołami, do których trudno się dostać. Tym bardziej należy od samego początku skupić się na konkretnym przepracowaniu Adwentu, póki jeszcze możemy chodzić do kościoła w niedzielę i na Roraty. Tegoroczny Adwent jest dziwny, jeszcze trudniejszy niż normalnie, właśnie ze względu na koronawirusa i związane z nim obostrzenia, które mogą dla wielu stanowić wygodna wymówkę – przecież niedzielną Mszę można obejrzeć w telewizji, jest dyspensa (musi być skoro są tak drakońskie limity wiernych), do tego od kilku miesięcy panuje smutny trend przyjmowania Komunii Świętej na rękę. Znacznie trudniej jest praktykować, jednak w tym przypadku im trudniej tym lepiej. Stal hartuje się w ogniu, trochę to wyświechtane i patetyczne, ale prawdziwe.
Bez odpowiedniego przepracowania Adwentu nie jest możliwe autentycznie katolickie przeżycie Bożego Narodzenia. Przygotowaniem do Świąt nie jest ubranie choinki, kupienie prezentów i olbrzymiej ilości jedzenia. Chcąc, rzeczywiście być gotowym na świętowanie TRZEBA przepracować Adwent. Pisałem już o konieczności wizyty w konfesjonale, należy ją jednak powtórzyć przed samymi Świętami. Jakbyśmy się nie starali, zdążymy przez ten prawie miesiąc nagrzeszyć, a istotą Adwentu jest duchowe przygotowanie. Owszem, w przykazaniach kościelnych jest coś o Spowiedzi i Komunii raz w roku, jako takim elementarnym minimum (zaraz obok coniedzielnej Mszy), ale jest to absolutne minimum dla bycia katolikiem. Żeby rzeczywiście przeżywać swoją wiarę, konieczne jest regularne przyjmowanie Sakramentów, czyli wizyta w konfesjonale raz w miesiącu. Sam wiem, że jest to trudne, tym bardziej w dzisiejszych czasach, ale bycie katolikiem ogólnie jest trudne i wymagające. Zakończę Ewangelią z 30 listopada, o powołaniu czterech Apostołów – Piotra, Andrzeja, Jakuba i Jana. Katolik jest powołany i w związku z tym ma obowiązek być katolikiem naprawdę. Adwent jest po to, żeby nam to przypomnieć.
Gdy Jezus przechodził obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci, Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: „Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi”. Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. A gdy poszedł stamtąd dalej, ujrzał innych dwóch braci, Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Ich też powołał. A oni natychmiast zostawili łódź i ojca i poszli za Nim.
Mt 4,18-22
Maksymilian Ratajski
Czytania Mszalne: