Liberalizm i wynikająca z niego demokracja liberalna to twory na wskroś operetkowe. Poziom przerysowania, braku symetrii i rozsądku są uderzające, dla każdego zwłaszcza kto zachował choćby elementarne resztki krytycznego myślenia. W ostatnich dniach kraj nasz oto stanął w obliczu powrotu faszyzmu. „Powrotu?” ktoś zapyta, To u nas kiedyś był ustrój faszystowski? No mniejsza z tym, nie o prawdę przecież w mediach i liberalnym dyskursie chodzi. Krwiożerczym potworem, który zwiastować miał ostateczny koniec wolności i swobód okazał się młody doktor historii, Tomasz Greniuch. Wkrótce po mianowaniu go szefem wrocławskiego oddziału IPN-u wszelkiej maści antyfaszyści, lewacy, liberałowie, konserwatyści i pipi-prawica dostali piany na pysku zwiastującej kolejny atak grupowej histerii. Oto bowiem dr Greniuch lat temu kilka czy kilkanaście był nie tylko członkiem ONR-u, którym nadwiślańscy liberałowie i konserwatyści straszą swe chowane w zachodnich, nowoczesnych szkołach dzieci. Okazało się także, że zachowało się kilka zdjęć z różnych oficjalnych obchodów czy marszy, na których Greniuch wznosi prawą rękę w charakterystycznym geście. Wielomskie, Michniki, Gawły, Sakiewicze, wszelkie antifiarze jak tylko odzyskały oddech po zapowietrzeniu się uderzyły w najwyższe możliwe tony. Jak to, Greniuch podniósł rękę! I trzymał ją w górze?! Jak on śmiał, przecież od tego automatycznie rośnie stężenie faszyzmu w polskim życiu publicznym oraz jogurtach naturalnych! Toż to słynne „hajlowanie”, a takie coś nie przejdzie w żadnym kraju, który tak służalczo słucha ambasad Izraela i USA. Pal sześć, że gest ten był wówczas nawiązaniem do lat 30-stych i popularnego wówczas w całej Polsce i Europie gestu. Ten wykonywała endecja, ONR, sanacja, monarchiści i miliony ludzi w całej Europie. Zdjęcia przedstawiające SN czy ONR z wyciągniętymi prawymi rękoma są łatwo dostępne w sieci. Jednak dla przeciętnego liberała, z definicji wybrakowanego intelektualnie i moralnie, gest ten musi oczywiście być neonazistowski. W końcu w liberalizmie nie ma biedy, wykluczenia społecznego, transportowego, nierówności płacowych etc. Jest jako jedyny problem „faszyzm” i „neonazizm”, które od 30 lat słyszymy, że podnoszą głowę, zagrażają każdemu obywatelowi i czyhają w lodówce, szafie czy puszce pasztetu podlaskiego.
Jest coś w tej liberalnej masturbacji faszyzmem autentycznie niesamowitego. Każdy normalny człowiek zapytany o „faszyzm” i jego kondycję w Polsce z szeroko otwartymi oczyma spytałby się o jaki faszyzm chodzi? Ani nie mamy takich partii, ani w przestrzeni publicznej nie ma tej ideologii, ani praktycznie nikt nie nazywa się faszystą. Mimo to straszeni jesteśmy owym „faszyzmem” niczym Polacy pół wieku temu amerykańskimi spadochroniarzami i wszędobylskimi szpiegami. Nie od dziś wiadomo, że dla systemu najlepsza walka jaką może prowadzić społeczeństwo, to walka z nieistniejącym wrogiem. Gdy sypie się neoliberalizm, załamuje klimat, wszelkie multietniczne kłamstwa pokazują swe bankructwo, a rządy światowe przejmują wielkie korporacje, trzeba dać zwykłym ludziom mitycznego wroga – „faszystów”. Oto ONZ straszy nie skutkami globalnego ocieplenia, ale… „białego supremacjonizmu” (sic!). Oto nierówności społeczne i płacowe stają się nieważne, bo przecież niewidzialne imperium ciągle rośnie. Im bliżej zaś do zwycięstwa liberalizmu i całkowitego zlikwidowania człowieczeństwa i człowieka oraz zastąpienia go konsumentem, tym bardziej walka z faszyzmem się zaostrza.
Inna sprawa to ześcierwienie tego systemu. Mamy w Sejmie byłych aparatczyków kolaboracyjnej partii PZPR. Mamy wśród prezesów i wysoko postawionych ludzi masę agentów i oficerów SB. Mamy nieukaranych katów polskości z UB i Informacji Wojskowej. Mamy polityków bijących swoje matki, plujących na Polskę, polityków, którzy za swoje milionowe afery nigdy nie zostali rozliczeni. Mamy dziennikarzy broniących pedofilii i pedofili broniących innych pedofili. Mamy prokuratorów z PZPR, którzy chcą walczyć z postkomunizmem i postkomunistów chwalących dalej Armię Czerwoną i nazywających okupację drugiego Sowieta „wyzwoleniem”. Mamy wreszcie odrażającą elitę profesorską pławiącą się w swej degeneracji, twierdzącą, że nie istnieje coś takiego jak życie ludzie i propagujące wszelką dewiację jako normę.
Wszystko to jednak absolutnie nic. Każda zbrodnia dowolnej systemowej świni III RP blednie w porównaniu z tym że Greniuch ileś lat temu podniósł rękę. Nie wiem jak nazwać świństwo, jakim jest prześladowanie człowieka za to, podczas gdy winni masakry „Wujka”, zbrodni Stanu Wojennego, masakry Wybrzeża 1970 roku czy zorganizowanych tortur i szykan antyrobotniczych z roku 1976 nie ponieśli właściwie jakichkolwiek konsekwencji swoich skurwiałych czynów.
Tekst ten piszę już po dymisji dr Greniucha, oraz po jego zwolnieniu. Tyle z rzekomej niezależności partyjnych historyków. Tyle z rzekomej neutralności światopoglądowej tego operetkowego państewka. Myślozbronia, jaką jest kontestowanie neoliberalnego łady Michnika, Wałęsy i Balcerowicza póki co dotyka winnego nawet wiele lat po „przestępstwie”, jednak po wypowiedziach niektórych polskojęzycznych portali czerpiących garściami dotacje ze wschodu i zachodu, celem systemu jest wprowadzenie odpowiedzialności prawie, że na wzór Korei Północnej, gdzie za „zbrodnie” obywatela odpowiada także jego rodzina do 3 pokolenia.
W całej tej sprawie jest jeden wyjątkowo przykry aspekt. Nazywa się on „prawica”. O tym, że prawica to ścierwo i to wyjątkowo nieprzydatne, pisaliśmy w „Szturmie” wiele razy. Pisaliśmy, że prawica to trucizna, piąta kolumna, kapitulanctwo, bankructwo ideologiczne i programowe. Sprawa dr Greniucha kolejny raz pookazuje, że prawica to jedno wielkie nieporozumienie. Oto bowiem w kwestii, która całą prawą stronę powinna zjednoczyć znów zobaczyliśmy jak wielkie jest nasączenie prawactwa liberalizmem, antyfaszyzmem i ogólnym brakiem honoru. Rozumiem, że Sekielski związany z obozem rządzącym równa do Zandberga i Ośrodka Monitorowania. Ale Konfederacja? To przecież rzekomi antystemowcy i jedyna alternatywa dla skostniałego systemu III RP. Tymczasem Dziambor z Konfederacji oczywiście przyłączył się do psiego skowytu krytyków Greniucha, dając jednocześnie upust swego liberalizmu w słowach atakujących ideowe pochodzenie Greniucha (w domyśle: narodowy radykalizm). Co zrobili zaś „narodowi” posłowie z Konfederacji? Oczywiście słowem się nie zająknęli w tym temacie. I nie ma co się dziwić, skoro 50% wyborców Bosaka w 2 turze poparło Trzaskowskiego. Wobec takiego „antysystemowego” elektoratu obrona nacjonalisty byłaby faktycznie wizerunkowym strzałem w kolano.
Nie zrezygnował za to z możliwości komentowania profesor Wielomski. Ten znany miłośnik komunizmu, Związku Sowieckiego, PRLu, wróg Niepodległości i Żołnierzy Wyklętych oczywiście wyczuł pismo nosem, i gdy tylko usłyszał odgłos ujadających kolegów antyfaszystów z lewej strony, natychmiast się do niego przyłączył. Człowiekowi temu nie przeszkadzają komuniści w strukturach państwa, pomniki „wyzwolicielskiej” Armii Czerwonej, za to człowiek odwołujących się do idei typowo narodowej jest już „nazistą”. Jak widać niedaleko pada Wielomski od swojego imiennika z Wyborczej, Michnika.
Ile razy jeszcze mamy powtórzyć Wam tępi i przeżarci moralną próchnicą prawicowcy, że niezależnie od tego ile razy się odetniecie, uderzycie w antyfaszystowskie tony i pokajacie za swoje i nieswoje winy, dla lewej strony i liberałów nadal będziecie „faszystami” – takimi samymi jak Greniuch. Co dało Bosakom i Winnickim pudrowanie nosków i strojenie się w piórka liberałów, poza oczywiście zdradą własnego obozu? Tak samo Lewica Razem czy oko.press nazywają się neonazistami, rasistami i ksenofobami. Zrozumcie wreszcie, że im nie chodzi o dyskusję, rozmowę czy polemikę. Im chodzi o absolutną, totalitarną hegemonię, gdzie dla niczego, co choćby w najmniejszym stopniu jest prawicowe czy konserwatywne, nie będzie miejsca. Nie będzie miejsca dla Wielomskich osiągających szczyty ekstazy przy krytykowaniu Żołnierzy Wyklętych z czysto komunistycznego punktu widzenia. Nie będzie miejsca dla Bosaka czy Winnickiego, którzy nie popierają aborcji albo związków lgbt. Każdy z was zostanie tak samo napiętnowany jak Greniuch, a następnie usunięty z przestrzeni publicznej.
Czy zrozumienie tego naprawdę przekracza wasze możliwości umysłowe? Ja rozumiem, że się tym Sośnierze, Dziambory i Berkowicze nie przejmują – to neoliberałowie, absolutnie niczym nie różniący się od KO. Dla takich zawsze będzie miejsce w systemie. Ale wy, patrioci i niedawni jeszcze narodowcy? Z jakimi hasłami chodziliście na demonstracje, które wywindowały wasze kariery? Na jakie wzorce i przykłady powoływaliście się jeszcze niedawno w wywiadach? Jeszcze pamiętacie, czy już zapomnieliście, bo boicie się być wyrugowani z polityki, tak jak Greniuch z IPN-u?
Skoro tak, spytajcie partyjnego kolegę o strach. „Jeśli się boicie, to już jesteście niewolnikami”.
Milcząc lub dołączając się do nagonki na Greniucha staliście się przy okazji także świniami.
Słów pogardy na was szkoda.
Grzegorz Ćwik