Grzegorz Ćwik - Nacjonalizm zwykłego człowieka

Jakiś czas temu rzuciłem hasło „nacjonalizm będzie społeczny, albo nie będzie go wcale”. Hasło nawet się przyjęło, umacniając antykapitalistyczny wektor polskiej idei narodowej. Na szczęście minęły przykre czasy, gdy spora część narodowych radykałów memłała coś pod nosem o Hayeku, Rybarskim i niewidzialnej ręce rynku. Dziś nacjonalizm ideowo jest tam, gdzie generalnie być powinien – po stronie społeczeństwa, świata pracy, przeciw wyzyskowi, korporacjom, niesprawiedliwości i niszczeniu środowiska naturalnego. To cieszy. Jednak czy faktycznie nacjonalizm jest dziś ze zwykłym człowiekiem? Czy faktycznie nacjonalizm ma recepty na to, co nie działa, działa źle albo nieprawidłowo? Czy nacjonalizm jest w pełni tam, gdzie być powinien – u boku zwykłego człowieka, u boku człowieka, który potrzebuje pomocy i wsparcia?

 

 

 

Zwykli ludzie, zwykłe problemy

 

 

Społeczeństwo to nie tylko ci, którzy są w stanie samodzielnie funkcjonować i utrzymać się. To nie tylko ukochani przez Konfederację przedsiębiorcy i pracodawcy (najlepiej jeśli zagraniczni), nie tylko klasa średnia z centrów kilku dużych miast. To także wszyscy ci, którzy przemykając po ulicy niczym cienie niosąc swój krzyż, często bez jakiejkolwiek pomocy i wsparcia.

 

Gdzie jest nacjonalizm, gdy samotna matka wychowuje kilkoro swoich dzieci, bez stałego źródła utrzymania? W takiej sytuacji 500+ faktycznie i dosłownie ratuje komuś życie, jednak nadal to stanowczo za mało, aby egzystencję takiej rodziny uznać choćby za znośną. Kobiet takich jest w Polsce bardzo dużo, samotnych matek, które muszą opłacić rachunki, wyżywić i ubrać swoje dzieci, zadbać o książki i pomoce naukowe dla nich. Każdy i każda z nas mija takie kobiety codziennie, gdy niezauważone szybkim krokiem prześlizgują się po chodnikach i ulicach. Szare, nijakie, nie wzbudzają naszego zainteresowania, gdy spieszą się, aby załatwić swoje sprawy. Dla ludzi takich każdy dzień to walka, choroba dziecka, gdy trzeba chociażby kupić mu leki to prawdziwy dramat, a płacz wyszydzanych w szkole dzieci za to, że nie mają najmodniejszych ubrań i telefonów odbiera spokojny sen.

 

I gdzie jest w takim wypadku nacjonalizm? Jaki sposób pomocy dla takich osób widza nacjonaliści? Nie pytam tu już o Konfederację i współtworzący ją Ruch Narodowy. Partia ta już całkowicie przeszła na pozycje neoliberalne i wolnorynkowe. Jednak poza RN-em jest przecież szereg środowisk i działaczy niezależnych. W jaki sposób nasz nacjonalizm może pomóc takim osobom?

 

 

 

W świecie pracy

 

 

Pomimo pewnych zmian polski świat pracy dalej stanowi w sporej części „wolną Amerykankę” i pole do gigantycznych nadużyć i nieludzkiego wyzysku. Każdy i każda z nas doświadczyli tego zapewne na swój sposób, a osoby interesujące się tym zagadnieniem, mają świadomość jak dużo jest jeszcze do zrobienia w tym aspekcie.

 

Koronawirus niestety pogłębił wiele problemów osób pracujących, zwłaszcza na terenach, gdzie sytuacja rynku pracy nie jest tak dobra, jak w dużych miastach. W Polsce nadal jest masa osób, które w miejscu pacy spotykają się z wyzyskiem i niesprawiedliwością z jednej strony, a z drugiej z brakiem jakiegokolwiek wsparcia. Ilu jest pracowników, którzy teoretycznie mają określone ramy czasowe pracy, ale w praktyce zmuszani są do darmowych nadgodzin i brania pracy do domu? Oczywiście, nie ma obowiązku się na to godzić, jednak tam gdzie nie ma związków zawodowych, lub zakłady pracy są na to za małe, pracownik nie ma właściwie instancji, do której może się odwołać. Inspekcja Pracy z roku na rok jest marginalizowana, zmniejsza się jej budżet, a jej możliwości wobec korporacji są właściwie żadne. Co znaczy kara 5 tysięcy złotych dla molocha jak Amazon? A takie kary zapadały za rażące naruszanie Kodeksu Pracy i zasad BHP.

 

Pracownik w takiej sytuacji ma pełną świadomość, że w razie donosu do Inspekcji, szybko zostanie zwolniony, może nawet dyscyplinarnie. Polityków, służb mundurowych, władz lokalnych to nie interesuje. Cały czas króluje traktowanie swoich rodaków jako towaru w postaci „taniej siły roboczej”. Pracodawcy mają pełną świadomość takiej sytuacji i wykorzystują ją do oporu, stawiając pracowników często w sytuacjach dramatycznych, gdy kosztem życia rodzinnego, osobistego zmusza się ich do niewolniczej i bezpłatnej pracy w nadgodzinach. Alternatywa – szybkie wypowiedzenie i problem w znalezieniu nowego zatrudnienia w dobie koronawirusa skutecznie zniechęca do jakichkolwiek prób oporu i stanięcia po prostu w obronie swoich konstytucyjnych praw.

 

Każdy kto doświadczył tego typu sytuacji, podobnie jak spóźniających się pensji, źle naliczanych premii, niesprawiedliwego i uwłaczającego zachowania ze strony przełożonego, ma świadomość jak trudne są to sytuacje dla człowieka.

 

I gdzie w takich momentach jest nacjonalizm? W jaki sposób może on pomóc milionom Polaków i Polek borykającym się codziennie z takimi problemami? Jaki w ogóle jest plan nacjonalizmu w odniesieniu do świata i runku pracy, praw i stosunków pracowniczych? Czy ktokolwiek w tym kraju może pomyśleć o sobie „jeśli pracodawca zechce grać wobec mnie niesprawiedliwie, wówczas nacjonalistyczne struktury staną w mojej obronie”? Pytanie o tyle istotne i zasadne, że anarchiści i lewica przykładowo mają swoje struktury pracownicze, związkowe i potrafią skutecznie bronić pracowników, choćby w polskim oddziale Amazona. A nacjonaliści?

 

 

 

Bariery nie do obejścia

 

 

Tym właśnie staja się dla niepełnosprawnych nieraz zwykłe schody, drzwi czy przejście podziemne. Dla osób zaś opiekujących się i zajmujących się niepełnosprawnymi takimi barierami jest prawo, przepisy i bezduszni urzędnicy. Opiekunowie tacy zajmują się niepełnosprawnymi, zwykle swoimi krewnymi, na pełen etat. Opieka taka jest niezwykle kosztowna, wymagająca i konieczne zwykle jest zaangażowanie specjalistów od rehabilitacji, użycia specjalistycznego sprzętu do poruszania się czy leczenia etc. Kolejne rządy w neoliberalnej solidarności traktują takie osoby, jakby te nie istniały. Oczywiście, lubią się nimi „opiekować” gdy są w opozycji, po wygraniu wyborów natychmiast jednak o nich zapominają. Biorąc pod uwagę brak systemowych rozwiązań i liberalną znieczulicę społeczeństwa, musimy mieć świadomość, że ludzie opiekujący się niepełnosprawnymi często są pozostawieni samym sobie. W sytuacji gdy trzeba pojechać coś załatwić do urzędu, tym samym zostawiając niepełnosprawną osobę samą w domu. Albo gdy trzeba znaleźć finansowanie drogiej kuracji lub sprzętu rehabilitacyjnego. Albo gdy zwyczajnie trzeba samemu wnieść wózek z chorym lub chorą na kolejne piętro w budynku pozbawionym windy, lub z takową niedziałającą.

 

Państwowa pomoc w wymiarze finansowym jest niewystarczająca, w kwestii wsparcia strukturalnego właściwie nie istnieje. Gdyby nie oddolne inicjatywy opiekunów właściwie nie istniałaby żadna trwała forma wsparcia tych, którzy opiekują się niepełnosprawnymi.

 

I znowuż spytam, gdzie jest nacjonalizm gdy samotna matka musi wtaszczyć na 3 piętro swojego syna? Jak się ma nacjonalizm do ciągłych braków finansowych takich ludzi? Gdzie jest nacjonalizm, gdy trzeba chociażby pomóc takim osób w zakupach czy kwestiach urzędniczych?

 

Miarą kiepskiej kondycji idei narodowej w tym wymiarze jest to, że część nacjonalistów bije brawo pewnemu pajacowi w muszce, którego ześcierwione wypowiedzi o niepełnosprawnych dawno już odebrały prawo do nazywania się człowiekiem.

 

 

 

Śmierć w samotności

 

 

Diagnoza nowotworu to już nie jest wyrok śmierci, jak jeszcze kilka dekad temu, ale nadal umieralność na to jest wysoka, a wykrywalność we wczesnym stadium niewystarczająca. Do tego problemy NFZ-u, zwłaszcza w implementacji najnowszych metod leczenia, kwestie urzędnicze, standardowa kiepska organizacja polskich szpitali i często brak empatii i zwykłego ludzkiego podejścia u personelu medycznego – wszystko to wpływa na to, że osoby chorujące na raka nie mają łatwo.

 

A zachorowań przybywa, choćby ze względu na ilość chemii w jedzeniu (tu polecam najnowszy numer „Nowego obywatela” poświęcony w całości temu zagadnieniu), zanieczyszczenie środowiska i liczne czynniki mutagenne, czyli to wszystko co nazwać możemy wpływem środowiskowym.

 

Choroba nowotworowa, zwłaszcza jeśli niewykryta wcześnie, powoduje ogromne cierpienie, dysfunkcje, depresję. Leczenie radiologiczne i chemioterapia dają straszne skutki uboczne, problemy w pracy, doskwierający ból, możliwość pojawienia się przerzutów i poczucie, że wszystko może skończyć się śmiercią… Każdy kto zetknął się z tym, ma świadomość, że nowotwór to moment ostateczny, który nie tylko stawia w obliczu opcji najgorszego zakończenia, ale i przestawia zupełnie ludzką psychikę. To co wczoraj miało znaczenie, traci je zupełnie, gdy dowiadujemy się, że nasz organizm toczy ta straszna choroba.

 

W kwestii wsparcia osób chorych i ich rodzin oczywiście stoimy wiele dekad za krajami rozwiniętymi. Niewątpliwie widać mechanizmy stygmatyzacji i wręcz wykluczenia osób, które dotknęła ta choroba. A biorąc pod uwagę, że potrzebują wsparcia na naprawdę wielu płaszczyznach, to znowuż zadajmy pytanie: gdzie jest nacjonalizm? Często mówimy o solidarności społecznej, pomocy potrzebującym i słabym. Czy mamy jakikolwiek pomysł na to, jak nacjonalizm ma zmienić los osób chorych na raka i ich rodzin? Jak wpłynąć na jakość leczenia, życia, wsparcie w codziennych problemach?

 

 

 

Czas

 

 

Już jakiś czas temu na łamach „Nowego obywatela” padło interesujące stwierdzenie, że niedomaganie i niewydolność aparatu urzędniczego oraz usług socjalnych i społecznych neoliberalnej Polski zmusza nas do płacenia ukrytego podatku – płaconego w straconym czasie. Przeciągające się w nieskończoność procedury, długie na dziesiątki metrów kolejki do lekarza czy urzędu, korki i słabo działająca komunikacja miejska, wszystko to zmusza nas do straty jakże cennego czasu. Ten mógłby zostać zainwestowany w cokolwiek innego, w spędzenie go z rodziną choćby. Kto z nas nie klął czekając kolejny kwadrans na spóźniony autobus, widząc z rana w przychodni 50 osób w kolejce czy nie mogąc nic załatwić w urzędzie.

 

To systemowe, złożone problemy, wynikające zarówno z niedofinansowania, błędnych założeń, wrogiego stosunku do obywatela, kiepskiej jakości materiału ludzkiego w urzędach oraz zwyczajnie złej woli. Problem należałoby rozwiązać holistycznie, a nie tylko mówiąc o jednym jego zagadnieniu. No właśnie, gdy tak się wściekamy na kolejny korek, kolejną godzinę w poczekalni, kolejny stracony czas, to czy do głowy jako remedium przychodzi nam nacjonalizm? I co nacjonalizm może na te kwestie poradzić? Czy my mamy właściwie jakieś realne koncepcje całościowych i systemowych zmian takich zagadnień?

 

 

 

Czyste powietrze

 

 

Smog stał się tematem ostatnio nośnym i często komentowanym. Nic dziwnego, zarówno powietrze, jak i całe środowisko naturalne jako takie jest w Polsce zanieczyszczone w ogromnym stopniu. Trują nas fabryki, samochody, domowe piecyki, wszędobylska chemia, a wszystko to w połączeniu z cały czas niskim poziomem świadomości ekologicznej i środowiskowej. Codziennie wdychamy w powietrzu trucizny, opijemy je w wodzie, dostajemy je od producentów żywności w gotowych daniach, przesiąknięta jest nimi ziemia, po której chodzimy.

 

Przykład Warszawy jest tu niejako symptomatyczny. Skoro mamy parady równości, to czystej wody już nie musimy mieć, a „Czajka” może lać gówno do Wisły nie krępując się opinia publiczną, zwłaszcza w samym mieście. Ta i tak nienawidzi Kaczyńskiego bardziej niż swego prowincjonalnego pochodzenia, windując uczucie na taki poziom, że żadne awarie, katastrofy ekologiczne i rosnące niedomaganie transportowe miasta nie zmieni tego. Na końcu usłużny „pan ekspert”  i tak powie, że skoro kał służy do nawożenia, to Trzaskowski nie zanieczyszcza, ale nawozi rzekę Wisłę.

 

Zostawmy liberałów na boku samym sobie i ich problemom ze swoją niepełnowartościowością. My jesteśmy nacjonalistami i… no właśnie, jak nacjonalizm chce ograniczyć smog i gigantycznie przekroczone normy trujących substancji w wodzie, powietrzu i ziemi? Jak chcemy zadbać o środowisko naturalne, ekologicznie funkcjonujące miasta etc.? Co nacjonalizm ma do powiedzenia w tych tematach, które od lat są świetnie rozpracowywane przez lewicę nieparlamentarną?

 

 

 

Słowem zakończenia

 

 

Tekst ten nie powstał tylko po to, żeby naczelny „Szturmu” mógł sobie ponarzekać. Celem moim jest skłonienie naszego środowiska do określonej refleksji, analizy i podjęcia działań w kierunku wypracowania rozwiązań dla prawdziwych problemów Polski. Ja rozumiem, że kultywowane przez część ruchu narodowego walki z komunistami, „banderowcami”, „faszystami” i Billem Gates’em jest pasjonujące i bardzo łatwe, bo jak ma odpowiedzieć przeciwnik, który nie istnieje albo nie wie o Twoim istnieniu, ale idea narodowa jako taka zasadza się na pojęciu i funkcji Narodu. Naród zaś, czyli po prostu ludzie, mają codziennie swoje dramaty, problemy, wyzwania, w których musimy wreszcie zacząć ich wspierać.

 

 

 

Grzegorz Ćwik