Adrianna Gąsiorek - Twórczość a biografia artysty

Moje ulubione wykłady na studiach polonistycznych bardzo często były związane z zagadnieniami teorii literatury. Szczególnie ciekawą sprawą jest rozpatrywanie twórczości w połączeniu z biografią jej autora. Część teoretyków nie jest w stanie oddzielić tych relacji, ale jest również szkoła, która zakłada, że powinniśmy je zawsze interpretować osobno. W niniejszym tekście skupię się właśnie na relacji autor-dzieło.

 

Na pewno nie raz mieliście pewien dysonans, który pojawiał się podczas oceny konkretnego dzieła kulturalnego. Może on działać w dwóch różnych kierunkach. Z jednej strony spodobał nam się sam nośnik kultury - książka, obraz, film itd., ale sama postać autora była daleka od tego, co nam bliskie. Z drugiej strony możemy kogoś lubić za to, że jest wartościowym człowiekiem, nie oznacza to jednak, że jego artyzm będzie czymś interesującym i wartym uwagi. I tu pojawia się pytanie, nad którym pochylają się krytycy literaccy od wielu lat - czy możemy oddzielić samą pracę od osoby, którą ją stworzyła? W historii literatury znajdziecie reprezentantów obu prądów, którzy próbowali przekonać czytelników do swoich racji. Postaram się ukazać najważniejsze argumenty obu stron.

  

 

Autor i jego dzieło - całość nierozdzielna

 

Pierwsza grupa, w której przodowali przede wszystkim rosyjscy lingwiści, zakładała, że nie możemy odczytywać dzieła bez zagłębienia się w psychologiczne i biograficzne aspekty twórcy. Każde dzieło było interpretowane jako treść, ale osadzone i związane z konkretną sytuacją społeczną, epoką i doświadczeniem autora. Badacze twierdzili bowiem, że "siła", która napędza twórcę do pisania - tematyka, kreacja miejsc czy postaci jest odbiciem tego, co autor doświadczył i widział. Nie ma możliwość, by artysta "stanął" niejako z boku swojej pracy i potrafił stworzyć ją bez własnych myśli, odczuć czy stereotypów. Dodatkowo ważny jest również aspekt całego otoczenia, w którym powstał konkretnych nośnik kultury. Idąc takim tokiem myślenia ciężko będzie nam docenić dobrą literaturę czy film, które stworzone zostały przez osobę niebędącą nam blisko, chociażby światopoglądowo. Minusem takiego myślenia jest również w pewien sposób ograniczenie twórcy, który nie może oddzielić się od stworzonej fikcji i zawsze będzie łączony ze światem przedstawionym w swoim dziele. Współcześni lingwiści zarzucają owej szkole całkowite niezrozumienie teorii literackiej oraz narzucenie celowej ułomności wobec ludzkiej kreacji, która nie może istnieć sama w sobie.

  

 

"Ja sobie, dzieło sobie"

 

Druga grupa, skrajnie odmienna skupiona szczególnie w zachodnich kręgach lingwistycznych - oddzielała dzieło i autora całkowicie. Nie brano pod uwagę ani otoczenia, ani biografii twórcy. Próbowano oddzielić całkowicie relacje autor-dzieło. Autor był tylko częścią procesu, który po odczytaniu dzieła przez czytelnika, zmieniał całkowicie znaczenie. Nie zastanawiano się "co autor miał na myśli", nie łączono jego życia prywatnego ani doświadczeń z treścią, którą stworzył. W całym akcie ważniejszy był czytelnik, który tak naprawdę jako odbiorca, nadawal treści różne znaczenia. Idąc tą drogą możemy jasno stwierdzić, że współczesne dzieło, które nam się podoba, może zostać oddzielne od autora, którego możemy nie lubić. I odwrotnie. Tej grupie zarzucono pewien sposób relatywizowania działań niektórych twórców, doceniania osób, które miały talent, ale często były osobami niemile widzianymi w społeczeństwie. Dzięki temu zachowało się sporo treści kultury, które mogły zostać zniszczone ze względu na życie twórcy.

 

  

Która strona jest nam bliższa?

 

Jak to zawsze bywa obie szkoły próbowały przekonać jak największe rzesze ludzi do własnego sposobu interpretacji. Myślę, że obiektywnie oceniając oba podejścia, większy sukces osiągnęli zachodni lingwiści, szczególnie dlatego, że akcentowali rolę czytelnika - odbiorcy, czyli każdego z nas. Mimo to także współcześnie bardzo często szukamy i to raczej się nie zmieni, połączeń między fabułą i fikcją a życiem twórcy. Zarówno w dawnych dziełach, jak i we współczesnej kulturze. Nie jest niczym złym, że próbujemy dowiedzieć się więcej na temat swoich ulubionych autorów. I kiedy okazuje się, że ich życie, wybory czy poglądy są dla nas bliskie, łatwiej jest nam ich promować i częściej chwalimy się tymi odkryciami. Jednak ograniczenie się do wyboru ludzi, których podziwiamy, sprawia, że omija nas wiele odkryć muzycznych, literackich czy filmowych. Warto zatem zabawić się w lingwistę i odrzucić postawę autora i skupić się na samej treści. Wcale nie oznacza to, że aprobujemy drogę twórcy. Kultura ma to do siebie, że ma nam coś "dawać" - naukę, estetykę. I od osób, które myślą zupełnie inaczej, możemy się wiele nauczyć.

 

Wybierajcie zatem kulturę, która Was rozwija na różnych płaszczyznach, bez zbędnego interpretowania wszystkiego dokoła, wyciągajcie własne wnioski i po prostu czerpcie z niej przyjemność. Wiem, że bywa to trudne, sama czasami denerwuje się, kiedy kolejny twórca, którego cenię, zaczyna eksponować postawy, które mnie odrzucają, ale wyciągam z jego twórczości to, co daje mi nowe spojrzenie — także do kontrargumentacji z osobami o innych poglądach. To bardzo cenne lekcje, których nie powinniśmy sobie odmawiać.

 

 

 

Adrianna Gąsiorek