Wspólny front liberałów, feministek, skrajnej lewicy, politycznej opozycji, anarchistów, neoliberałów i jeszcze paru środowisk wypowiedział nam wojnę. Nie, nie dramatyzuję, nie przekręcam słów, nie zmieniam żadnego kontekstu. „To jest wojna!” – tak brzmi ich hasło. Nie chodzi tu o żaden wyrok Trybunału Konstytucyjnego, to tylko pretekst. Nie chodzi o żadne rzekome „piekło kobiet”, żaden wyzysk czy łamanie praw człowieka. Spójrzcie kto za tym stoi i kto to popiera. Te same wstrętne mordy lewicowo-nihilistycznej rewolucji, które od lat odbierają nam smak życia. Na czoło wysforowała się pani Lempart, która wprawdzie z gigantycznej afery reprywatyzacyjnej we Wrocławiu się nie wyspowiadała dotąd, ale nie przeszkadza jej to rzucać na lewo i prawo groźby wobec praktycznie całego Narodu.
Myślicie, że chodzi o tzw. „kompromis aborcyjny”? Przecież środowiska organizujące protesty mówiąc wprost, że ich postulatem nie jest kompromis, bo ten uważają za zgniły, ale pełny dostęp do aborcji na życzenie.
Spontaniczne protesty? Toć przecież to powtórka tzw. „czarnych protestów”, które zaśmiecają kolejne polskie miasta od 5 lat. Trzeba być ślepym, by nie widzieć, że ludzi ci po prostu czekali na dowolny pretekst. Do tego mają doskonale świadomość, że w dobie pandemii nastroje społeczne są specjalnie podkręcone i łatwo o eskalację i umasowienie protestów. Niezależnie od tego ile osób w nich bierze udział i jak optycznie mało jest w nich zaangażowanych skłotersów, anarchistów i liberałów, to właśnie oni są organizatorami tychże wydarzeń i to oni im nadają ton.
Sami stwierdzili, że przestali „być mili”, że teraz pora na radykalizm. Że teraz już nie będą tylko protestować, ale posuną się dużo dalej. Profanacje mszy i kościołów, ataki na księży, postulaty wykluczenia katolików z pracy w sektorze państwowym od kilku dni stały się codziennością życia publicznego w Polsce. Obserwujemy lewicową i liberalną nienawiść i histerię odarte już z łatek „tolerancji” i wydestylowane do czystej postaci.
Tak, to jest wojna. Wojna wypowiedziana normalności przez zło, degenerację i nihilizm. Wojna wypowiedziana polskim rodzinom, tradycji i kulturze. Przestali owijać w bawełnę i wprost przyznają, że to katolicy są winni „piekła kobiet”, że każdy mężczyzna to szowinista, że przecież protesty mają prawo rozszerzać pandemię i utrudniać życie zwykłym ludziom. W ich optyce bowiem my wszyscy, jeśli tylko choć trochę uznajemy normalne role społeczne, rodzinę, religię czy tradycję, to jesteśmy winni. Niczym awangarda rewolucji 1917 roku nasi wrogowie uznają się za nosicieli jedynej słusznej prawdy, a wszystkich pozostałych uznają ad hoc za swych wrogów lub ich cichych sojuszników. Stąd nieliczenie się z kosztami społecznymi i ekonomicznymi swego ekstremizmu. To jest wojna. Wojna przeciw nam.
Część naszego państwa, włącznie z sektorem budżetowym (administracja) wspiera protesty. Ci sami, którzy apelują, że tegoroczny Marsz Niepodległości jest „bombą epidemiologiczną” nie mają problemów uznać jednocześnie protestów za bezpieczne. Firmy, samorządy, instytucje społeczne w coraz większej liczbie afirmują trwające rozruchy. Brak odpowiedzialności i posunięte do skraju partyjniactwo jest tu aż nadto widoczne.
Na tej wojnie, wojnie wypowiedzianej nam i naszym rodzinom, jesteśmy żołnierzami. To nie jest tak, że protesty nas nie dotyczą. Biorąc pod uwagę ich organizatorów, kontekst i cele jakie sobie stawiają jak najbardziej obecna sytuacja dotyczy nas wszystkich.
Ich celem nie jest sama aborcja i konkretne unormowanie prawne tej kwestii. Ich celem jest wywrócenie każdej normy, podważenie każdego dogmatu tradycyjnego świata. Aborcja to tylko pierwszy temat, po nim przyjdą następne i walka o nie przybierze identyczne, a może i ostrzejsze formy. Tzw. prawa lgbt, masowa imigracja, eutanazja, lokalna wersja BLM – to logiczna konsekwencja tego, co dzieje się dziś na ulicach. Każdy z nas jest żołnierzem, każdego i każdą z nas uważają za swojego wroga.
Nie ma znaczenia czy jesteś katolikiem czy nie, czy uznajesz autorytet Kościoła Katolickiego czy nie. Gdyby to faktycznie chodziło o kwestie katolicyzmu i Kościoła to byłaby sprawa dość prosta i jasna. Tymczasem chodzi o agresję dużo szerszą niż gimnazjalny antyklerykalizm. Chodzi o cały świat tradycji, normalnego rozumienia pojęć, takich jak chociażby „rodzina” czy „kobieta”.
To co widzimy to przede wszystkim histeryczny wrzask skrajnego indywidualizmu przeciwko obowiązkom wobec wspólnoty. Tym obowiązkiem jest spłodzenie i urodzenie dziecka. A co do chorych dzieci, tych z zespołem Downa – rozumiem, że indywidualistkom nie podoba się, że taka opcja burzy ich świat marzeń i idealnych wizji, gdzie cieszą się sukcesami swoich dzieci. Ale jeśli już zdarzy się, że urodzisz dziecko z zespołem Downa to nadal jest Twoje dziecko, a Twoim obowiązkiem jest je chronić i kochać.
Ja jako rodzimowierca nie mam najmniejszych wątpliwości, że obowiązkiem moim jako nacjonalisty i Polaka jest stanięcie w jednym szeregu z tymi, którzy bronią kościołów przed dewastacją i profanacją. Sztuczne rozdmuchiwanie wojenek religijnych w środowisku czy twierdzenie, że sprawa dotyczy tylko katolików jest niedorzeczne. Wszyscy normalni nacjonaliści stają w jednym szeregu jak bracia. A Ty? Staniesz z nami, czy nie jesteś może bratem?
Nasz obowiązek to walka. Wypowiedziano nam wojnę. To niezły progres w stosunku do poprzedniego wypadku wojny, wówczas o niej dowiedzieliśmy się z huku bomb wybuchających na terenie polskich miast oraz z artyleryjskiej palby niemieckiego pancernika zakotwiczonego niedaleko Gdańska. Tym razem chociaż wypowiedzieli nam wojnę. I zwyciężymy, a właściwie już zwyciężamy. Chcieliście wojny, i ją dostaniecie. Jak powiedział pułkownik Beck – „To proste, będziemy się bić!”.
Nie chodzi tu o namawianie do agresywnych zachowań, ale do twardej i nieustępliwej obrony tego, czego nie możemy im oddać. Nie pora na pieśni i wiersze, pora na twardy bój. Całe nasze życie publiczne i prywatne przestawiamy na specjalne tory. Nasz wysiłek iść musi w jednym kierunku – w kierunku ostatecznego zwycięstwa.
Ci którzy wypowiedzieli nam wojnę zapomnieli o jednym. O tym, że kto wiatr sieje, burzę będzie zbierał. Nacjonaliści w całym kraju stanęli do walki niczym w stalowych burzach. I nie mam wątpliwości, że zwyciężymy.
Grzegorz Ćwik